W Internecie znalazły się fragmenty książki o Janie Kulczyku, którą rzekomo miał napisać Piotr Nisztor.
Przytaczam kolejne fragmenty poniżej (wcześniejsze są tu), zastrzegając jednocześnie, że wszelkie podobieństwo do osób i wydarzeń jest przypadkowe, i nie biorę odpowiedzialności za zacytowane poniżej zdarzenia. Zapewne to fikcja literacka.
Zaczerpnięte z profilu FB Pitu Pitu.
Tak nie powinno się pracować z żadnym TW
Takie przekonanie zostało poddane jednak ostrej krytyce prawie dziewięć lat później. Na początku 1969 r. SB przeprowadziło wewnętrzną kontrolę materiałów z teczki TW „Paweł” pod kątem sposobu pracy z tajnym współpracownikiem.
Według materiałów zachowanych w IPN nadzór nad pracą funkcjonariuszy SB z Kulczykiem sprawował mjr M. Kolaszewski, zastępca Naczelnika Wydziału II SB KWMO w Bydgoszczy.
Analiza wykonana przez ppłk J. Góreckiego, Inspektora Kier. KWMO d.s. SB w Bydgoszczy, okazała się miażdżąca dla mjr Kolaszewskiego.
„Zastanowić się czy nie będzie z korzyścią dla pracy operacyjnej wszystkich jednostek służby bezpieczeństwa podać do wiadomości fakty /ogólne/jak nie należy pracować z tajnymi współpracownikami”
- czytamy we wnioskach z notatki służbowej dotyczącej analizy pracy funkcjonariusz SB z TW „Paweł”.
Fatalna notatka z krytyką funkcjonariuszy SB prowadzących Kulczyka trafiła na biurko Dyrektora Departamentu II. Mjr Kolaszewski w piśmie z 17 marca 1969 r. próbował wytłumaczyć się ze stawianych zarzutów. „Oprócz słusznych uwag natury technicznej, które zostały przekazane w notatce pokontrolnej, do niektórych punktów zmuszony jestem złożyć wyjaśnienia” – pisał oficer SB.
Próbował przekonywać, ze jednak uzyskane od Kulczyka informacje były istotne z punktu widzenia działań służby. Podkreślił, że to właśnie z inicjatywy SB biznesmen „poważnie zaangażował się w organizowanie firmy handlowej polsko-niemieckiej na terenie Berlina Zachodniego”.
Jakie elementy pracy z Kulczykiem zostały ocenione przez ppłk Góreckiego negatywnie?
Litania błędów jest bardzo długa i zawiera się na dwunastu stronach maszynopisu opatrzonych datą 11 lutego 1969 r.
„(…) wystąpiły niedopowiedzenia odnośnie sytuacji w jakich zapoznał określone osoby, charakter tych kontaktów oraz kto i z jakiego tytułu finansował jego uczęszczanie do atrakcyjnych lokali rozrywkowych na terenie Wiednia. Tego rodzaju i podobne braki występują w dalszej pracy z tajnym współpracownikiem”
- czytamy w notatce.
Ppłk Górecki zwrócił uwagę na ogromny bałagan w dokumentacji.
„Tylko zadanie z dnia 9.08.1960 r. zostało zatwierdzone przez wyższego przełożonego. Pozostałe przesyłano do Wydziału III Departamentu II MSW (…) wyjazdy tajnego współpracownika na teren NRF pod względem zleconych zadań nie były dokumentowane. Trudno również zorientować się ile takich wyjazdów było faktycznie”.
Zwrócono również uwagę, że nie wszystkie informacje przekazywane przez Kulczyka „posiadają udokumentowany sposób ich wykorzystania”. Może to więc oznaczać, że mimo ocenionych jako ważne informacji, nie wykorzystano w ogóle. Oprócz tego zwrócono uwagę, że przekazywane przez Kulczyka informacje nie były weryfikowane.
„Pozwoliło to t.w. Na określoną dowolność w zdobywaniu materiałów interesujących służbę bezpieczeństwa”- pisze ppłk Górecki, jednocześnie zwracając uwagę, że „uwidocznił się również brak szczerości i obiektywności w przekazywanych materiałach” przez Kulczyka.
Przykładem jest przekazanie SB informacji na temat znajomości z obywatelem „D” z Torunia, który miał zakupić części do VW. „[Kulczyk] zaznacza, że zna go jeszcze sprzed wojny, kiedy prowadził hurtownię surowej wełny, a ob „D” był jego dostawcą. Faktycznie t.w. W 1939 miał tylko 14 lat – jaki to więc właściciel hurtowni” - pyta analizujący teczkę TW „Paweł” oficer SB.
Jednym z głównym zarzutów ppłk Góreckiego jest lekceważenie przez prowadzących Kulczyka, zainteresowania jego osobom obcych służb. W materiałach znajdują się bowiem, jak opisuje oficer SB, tylko ogólne informacje na ten temat.
„W pierwszym przypadku osobnik podający się za ‘Leopolda’ proponował reklamę i dostarczenie dla klinik okulistycznych w kraju /PRL/ sztucznych oczu ze szkła i plastiku. W drugim natomiast w miejscu stałego zameldowania /kuzyn, dr praw/pod jego nieobecność zgłosił się przedstawiciel policji politycznej, który rozpytywał kuzyna t.w. Jak się zachowuje. W czasie obustronnej wymiany zdań, kuzyn zapytał policjanta jakie są zastrzeżenia. Ten miał odpowiedzieć, że uchodzi /t.w./ za Polaka-fanatyka. Kuzyn miał wyjaśnić, że tak nie jest – uchodzi raczej za prostolinijnego Polaka” – pisze ppłk Górecki i stwierdza:
„Wydaje się, że mało prawdopodobne, aby zainteresowania zachodnioniemieckich organów wywiadu i kontrwywiadu skończyły się na w/w faktach. Tym bardziej, gdy uwzględni się aktualne możliwości tajnego współpracownika, na terenie kraju, stopień osobistego zaangażowania w transakcjach handlowych i osiąganych korzyści materialnych”.
Ppłk Górecki wskazywał też na inne błędy. W tym m.in. fakt braku informacji na temat wszystkich podmiotów, jakie w Polsce reprezentuje Kulczyk.
Po raz pierwszy w piśmie dokumentach SB pojawiły się też oskarżenia, że Kulczyk może łamać prawo. Chodziło o kwestie związaną z przywożonymi mu przez kierowców jednej z niemieckich firm paczek.
„Przeprowadzona w 1962 r. wyrywkowa kontrola celna wykazuje, że trudni się on przemytem. O faktach tych informowaliśmy Was, prosząc jednocześnie o podanie czy działalność jego (…) na tut. terenie jest sankcjonowana przez Wasz Wydział. Koniecznym byłoby to dla tut. Wydziału w związku z planowanymi przedsięwzięciami [zatrzymaniami? – aut.] Mimo kilkakrotnych monitów telefonicznych w tej sprawie, nie otrzymaliśmy dotychczas wyjaśnienia. (…) zwróciliśmy się pismem z dnia 16.V.1962 r. o odebranie od niego wyjaśnień na interesujące nas tematy (…) Mimo dwóch monitów pisemnych i kilku interwencji telefonicznych nie otrzymaliśmy do dziś odpowiedzi. Natomiast przekazane do Waszej dyspozycji informacje dot. zachowania się t.w. ps. ‘Paweł’ na przestrzeni 1961 r. zostały wobec niego ujawnione.”
Ppłk Górecki wykazał również, że prowadzący Kulczyka mimo próśb nie wyjaśnili jego relacji z oficerem LWP podejrzanym o handel obcą walutą.
SB: Kulczyk może być zachodnioniemieckim szpiegiem
25 stycznia 2011 r. restauracja Bellview, mieszcząca się na Starym Mieście w Poznaniu. To właśnie tu swoje 85. urodziny świętował Henryk Kulczyk. Wprawdzie wiek ten przekroczył już dobre pół roku wcześniej, nie przeszkodziło to zaproszonym gościom odśpiewać urodzinowego „Sto lat”.
Podczas imprezy Kulczyk senior został też uhonorowani złotym medalem „Labor Omnia Vincit – Praca wszystko zwycięży”, jego syn Jan otrzymał medal srebrny. W czasie uroczystości nie brakowało wspomnień i anegdot, którymi dzielił się jubilat. Zdradził m.in., że trzykrotnie proponowano mu przyjęcie niemieckiego obywatelstwa, a on za każdym razem odmawiał.
Powód? – W czasie wojny byłem żołnierzem AK, walczyłem z Niemcami. Nie wypadało mi więc przyjmować niemieckiego obywatelstwa – wyjaśniał.
Henryk Kulczyk bardzo lubi opowiadać o swojej służbie w AK oraz korzyściach, jakie Polska osiągnęła dzięki prowadzonym przez niego interesom. Stara się w czasie rozmów przedstawiać jako patriota. Mocno kontrastuje to jednak z zachowanymi dokumentami SB.
Wynika z nich, że funkcjonariusze bezpieki już na przełomie lat 50. i 60. mieli poważne wątpliwości, czy Kulczyk nie zdradził Ojczyzny. Biznesmen był bowiem podejrzewany o współpracę z zachodnioniemieckimi tajnymi służbami. W tym m.in. Bundesnachrichtendienst, czyli Federalną Służbą Wywiadowczą, lepiej znaną jako BND.
SB zdawała sobie sprawę, że szerokie kontakty i znajomości Kulczyka zarówno w kraju, jak i zagranicą zwrócą uwagę tajnych służb RFN.
„(…) wywiad NRF może starać się go wykorzystać jako łącznika. Między innymi przemawia za tym to, że ‘Henryk’ ma bardzo dobra opinię u władz NRF oraz osoby, z którymi pozostaje dotychczas w kontakcie zajmują odpowiedzialne stanowiska i funkcje w NRF i mogą o nim wydać jak najlepszą opinię”.
Jednak po raz pierwszy cień podejrzeń pojawił się w połowie 1959 r. Z dokumentów SB wynika, że bezpieka 19.09.1959 r. rozpoczęła prowadzenie sprawy operacyjnego sprawdzenia o kryptonimie „Kontakt”.
Powodem wszczęcia operacji były „dane agenturalne, ze figurant po powrocie z NRF w styczniu 1959 r. stał się bardzo ruchliwy.” Pochodziły one najprawdopodobniej od tw „Roman”, który utrzymywał relacje z Kulczykiem.
W dokumentach funkcjonariusze PRL-owskich służb wskazywali też, że „zaczął on interesować się zagadnieniami gospodarczymi w sensie poznania produkcji niektórych zakładów specjalnych”. Oprócz tego podkreślano fakt utrzymywania przez niego kontaktów z dyplomatami obcych państw akredytowanymi w Warszawie. Jednak przede wszystkim wątpliwości SB wzbudziło jego spotkanie na terenie Darłowa z Józefem Trzosem, agentem wywiadu niemieckiego.
Aby wyjaśnić wątpliwości, w ramach wszczętej sprawy, SB zaczęła inwigilować Kulczyka. Było to jeszcze półtora roku przed formalnym zarejestrowaniem go jako tajnego współpracownika.
„Figurant [H.K. – aut.] (…) jest aktywnie rozpracowywany przy pomocy sieci agenturalnej /3 jednostki/inwigilacja korespondencji, P.T. i obserwację zewnętrzną” – czytamy w jednym z raportów z tego okresu.
SB nie znalazła dowodów potwierdzających podejrzenia. Jednak mimo nie stwierdzenia działalności szpiegowskiej, mjr Władysław Pożoga, ówczesny naczelnik wydziału II MSW polecił dalsze rozpracowanie Kulczyka. „(…) według niego [Kulczyk] zajmuje się działalnością wywiadowczą (…)”.
Nie precyzował jednak na jakiej podstawie tak twierdził. Dokumenty SB wskazują tylko, że Pożodze podejrzane wydały się kontakty Kulczyka podczas jego zagranicznych wyjazdów. W 1957 r. biznesmen był w Austrii i Czechosłowacji w ramach organizowanej przez „Orbis” wycieczki, z kolei pod koniec 1958 r. uczestniczył w Targach Lipskich. Potem od lutego do marca przebywał w Niemczech odwiedzając rodzinę.
Bezpieka zdecydowała się na konfrontację i przeprowadzenie oficjalnej rozmowy z Kulczykiem. Funkcjonariusze SB na spotkanie umówili się telefonicznie. Doszło do niego 26 marca 1960 r. godzinie 11.00 w Hotelu Polonia w Toruniu. Z Kulczykiem spotkali się mjr Pożoga i por. E. Podpora, oficer operacyjny Wydziału III Departamentu II. Funkcjonariusze nagrali całą rozmowę. Jaki miała ona przebieg?
„[Kulczyk] przedstawił się w świetle lojalnego obywatela PRL i patrioty w zrozumieniu drobnomieszczańskim oraz, że zawsze jest gotowy do udzielenia nam pomocy gdy będzie miał ku temu odpowiednie możliwości (…) zależy [mu] bardzo, aby mieć jak najlepszą opinię w oczach służby bezpieczeństwa co niejednokrotnie podkreślał i w związku z tym gotów jest udzielać nam pomocy. Nie mniej jednak z rozmowy można było wyczuć, iż zbyt głęboko nie chciałby się angażować z uwagi na względy moralne i dobre imię kupca”
- czytamy w raporcie ze spotkania z Kulczykiem opracowanym przez por. Podporę.
W dokumencie pojawia się sugestia, że informacje przekazane przez biznesmena mogą być dla bezpieki bardzo interesujące.
Tajemniczy list i szylingi w kieszeni
Po rozmowie SB zaczęła więc poważnie zastanawiać się nad pozyskaniem Kulczyka do współpracy, a w dokumentach określać go już jako „kandydata na werbunek”. Działo się tak w czasie, gdy w dalszym ciągu istniały wątpliwości co do jego działalności. Według por. Jana Brandenburga, kierownika Grupy III Wydziału II Departamentu II MSW chodziło m.in. o przemilczenie przez Kulczyka podczas rozmowy z bezpieką kilku istotnych zdarzeń – w tym ujawnienia swoich kontaktów z niemieckim przedsiębiorcą Erichem Kerschus.
Podczas marcowej rozmowy z funkcjonariuszami bezpieki biznesmen starał się bagatelizować kontakty z Niemcem. Stwierdził, że zna go praktycznie tylko z widzenia i spotkał się z nim tylko raz w kawiarni Krenclera. Nie powiedział jednak nic o tajemniczym liście, jaki w styczniu 1959 r. przekazał mu osobiście Kerschus. To właśnie ta kwestia wzbudziła poważne podejrzenia SB.
Według bezpieki nadawcą listu była osoba podpisana jako „Jurek”. Z treści listy wynikało, że „Jurek” był niedawno w Warszawie, ale nie mógł się z nim skontaktować. Dlatego też pozostawił berliński numer telefonu (24−55−04), pod którym jest uchwytny. SB, dla której treść listu wydawała się wielce podejrzana, zaczęła sprawdzać opisane w nim fakty. Ustalono, że podany numer należał do znajomego Kulczyka o imieniu Antoni, którego żona przebywała w tym czasie w Warszawie i miała się spotkać z biznesmenem.
Wątpliwości SB wobec biznesmena spotęgowało tylko jego „dziwne” zachowanie tuż przed wyjazdem do RFN. Kulczyk miał bowiem odebrać dla tajemniczego Antoniego dwie partie książek. Pierwszą miał mu przekazać Józef Pieczyński, którego adres według dokumentów brzmiał: Dom Książki Nowy Świat 61. Z kolei drugą partię miało stanowić 37 tomów książek Thiema Bechera. Kulczyk miał je otrzymać od płk Gellera, zamieszkałego pod warszawskim adresem ul. Dantyszka 16 m 2, tel. 82–960.
„Z uwagi na to, że treść tego listu miała charakter dość podejrzany oraz same zlecenia miały także charakter budzący podejrzenia przy dalszych spotkaniach okoliczności te należałoby do końca wyjaśnić”
- czytamy w wykonanej przez SB analizie marcowej rozmowy z Kulczykiem.
To nie były jednak wszystkie wątpliwości bezpieki. SB zaniepokoiły relacje Kulczyka podczas wycieczki w Austrii, o których nie poinformował podczas marcowej rozmowy funkcjonariuszy SB. Chodziło przede wszystkim o jego relacje z mężczyzną o imieniu Staszek. Zwrócił na nie uwagę tajny współpracownik SB o pseudonimie „Czesław”, najprawdopodobniej jednego z wycieczkowiczów, którzy podobnie jak Kulczyk wraz z Orbisem postanowili zwiedzić Austrię.
Doniósł on, że podczas pobytu biznesmen spotkał się ze Staszkiem w restauracji Giezing. Potem przysiadło się do nich trzech mężczyzn oraz około trzydziestoletnia kobieta. Według TW „Czesław” następnego dnia po spotkaniu Kulczyk posiadał większą ilość szylingów. Miał tłumaczyć się wycieczkowiczom, że otrzymane pieniądze ma zwrócić w polskie walucie jednemu ze znajomym. SB zwróciło uwagę, że na przełomie 1957 i 1958 jeden z mężczyzn, z którymi Kulczyk spotkał się w restauracji Giezing odwiedził go w Bydgoszczy.
Ostatecznie sprawa o kryptonimie „Kontakt” została zakończona.
„W wyniku stosowania różnych przedsięwzięć operacyjnych nie zdołano stwierdzić, aby figurant zaangażowany był do działalności szpiegowskiej. Podejrzenia które były podstawą wszczęcia rozpracowania zostały całkowicie wyjaśnione” - czytamy w jednym z dokumentów SB z 1960 r.
Takie stanowisko bezpieki może dziwić. Wprawdzie faktycznie wśród zachowanych w IPN dokumentów nie ma żadnego, który potwierdzałby fakt współpracy biznesmena z BND, ale nie ma też materiałów, które wyjaśniałby faktyczny cel poddawanych wcześniej w wątpliwość działań Kulczyka.
Dlaczego więc bezpieka zamknęła sprawę twierdząc, że wszelkie podejrzenia zostały wyjaśnione? Być może funkcjonariusze bezpieki doszli do wniosku, że Kulczyk może być dla nich informacyjną żyłą złota – był młody, inteligentny i posiadał szerokie kontakty zarówno w kraju i zagranicą.