W Internecie znalazły się fragmenty książki o Janie Kulczyku, którą rzekomo miał napisać Piotr Nisztor.
Ponieważ „znalezione, nie kradzione”, przytaczam fragmenty poniżej zastrzegając jednocześnie, że wszelkie podobieństwo do osób i wydarzeń jest przypadkowe, i nie biorę odpowiedzialności za zacytowane poniżej zdarzenia. Zapewne to fikcja literacka.
Poniższe fragmenty dostałem na G+, ale poszperałem i znalazłem też na profilu FB Pitu Pitu. Zaznaczam zatem, i do lektury!
Rozdział I – Wszystkie tajemnice Henryka Kulczyka
Kolebka Kulczyków na Kujawach
Wałdowo to liczącą dziś niespełna 600 mieszkańców wieś w powiecie sępoleńskim w województwie kujawsko-pomorskim. Przed reformą administracyjna znajdowała się ona w granicach województwa bydgoskiego.
Pierwsze wzmianki na temat tej miejscowości pojawiły się jeszcze na początku XIV wieku. Jednak Wałdowo poszczyć się może nie tylko długą historią, ale również niemal niezniszczonym podczas wojny zabytkowym kościołem św. Mateusza pochodzącym z 1621 r. Wydawałoby się więc, że mimo to podobnie jak w wielu tysiącach podobnych miejscowości w całej Polsce, nie ma tam nic niezwykłego. W Wałdowie działa Ochotnicza Straż Pożarna, Wiejski Ośrodek Kultury, jest poczta, apteka, kilka sklepów. Jednak każdy mieszkaniec wie, że to właśnie ta niewielka miejscowość była kolebką rodziny Kulczyków, najbardziej dziś wpływowej familii w polskim biznesie.
Krótka biografia Henryka Kulczyka wydana z okazji jego 85. urodzin informuje, że w Wałdowie mieszkał jego dziadek Józef. Jej autorzy nie opisują jednak czym dokładnie się zajmował, określają go tylko jako „zamożnego gospodarza”. Józef Kulczyk musiał być przewidującym człowiekiem, skoro część pieniędzy zdecydował się zainwestować na kształcenie syna – Władysława. Wysłał go bowiem do szkoły handlowej w Bochum.
Po zakończeniu nauki Władysław nie został jednak zagranicą, ale wrócił do Wałdowa, gdzie do momentu wybuchu wojny mieszkał wraz z żoną Heleną.
Okres międzywojenny był doskonałym okresem w historii rodziny Kulczyków. Interesy szły znakomicie. Władysław uruchomił i rozwijał Dom Rolniczo-Handlowy. Posiadał też gospodarstwo rolne i był właścicielem restauracji. Spełniał się też na niwie politycznej był m.in. radnym Sejmiku Wojewódzkiego w Toruniu.
Kazimierz Horyd, radny gminy Sępólno i emerytowany nauczyciel, opowiadał w 2008 r. „Gazecie Pomorskiej” Władysław Kulczyk zasłużył się w Wałdowie przede wszystkim jako społecznik:
- Jest uwieczniony w przedwojennej szkolnej kronice jako członek komitetu, który budował polską szkołę w ‘Wałdowie. A swoją salę przeznaczoną na wynajem dawał na spotkania katolickiej młodzieży i gwiazdki dla ubogich.
Oficjalna biografia Henryka Kulczyka opracowana na jego 85. urodziny informuje również, że jego ojciec Władysław miał w latach 30. aktywnie działać w „gminnym ogniwie Związku Zachodniego”.
Można podejrzewać, że chodzi o struktury Polskiego Związku Zachodniego. Była to organizacja patriotyczna sprzeciwiającej się rosnącym wpływom niemieckim w Polsce, w tym m.in. starała się blokować powstawanie na terenie kraju prywatnych niemieckich szkół.
W tej rodzinie „drobnomieszczańskiej” – jak określała Kulczyków SB – 26 czerwca 1925 r. na świat przyszedł Henryk, ojciec Jana, najbogatszego dziś Polaka. Nie był jednak jedynakiem, miał bowiem siostrę Halinę. W archiwum IPN nie zachowało się zbyt wiele informacji na jej temat. Z jednej z nielicznych notatek sporządzonych przez SB z rozmowy z TW „Romanem” wynika, że przez świętami Bożego Narodzenia w 1963 r. Halina Kulczyk wróciła do Polski z Berlina Zachodniego. Będąc zagranicą miała pracować w hotelu w Hannoverze lub Braunschweigu, którego właścicielem był niejaki Dominikowski, były kierownik „Zodiaku” w Bydgoszczy. Za zarobione tam pieniądze kobieta miała kupić auto.
„Roman” twierdził, że Dominikowski nie mógł otrzymać zezwolenia na przyjazd do Polski. Według niego zgodę udało się uzyskać dopiero dzięki Kulczykowi. W zamian za przysługę miał zatrudnić w swoich hotelu jego siostrę.
Młody Henryk Kulczyk przed wojną uczęszczał do działającej we wsi szkoły i pracował w rodzinnym gospodarstwie. Jednak sytuacja rodziny Kulczyków zaczęła się drastycznie pogarszać po wybuchu II Wojny Światowej. Wówczas Henryk miał zaledwie 13 lat. Według SB w 1942 r. Gestapo aresztowało Władysława i umieściło w obozie koncentracyjny. Część akt bezpieki wskazuje, że najpierw miał przebywać w Lipce, a potem w Dachau . Z kolei w innych źródłach i w nielicznych wypowiedziach samego Henryka Kulczyka pojawia się nazwa Oranienburg, czyli najprawdopodobniej chodzi w tym przypadku o funkcjonujący od 1936 r. obóz Sachsenhausen-Oranienburg. Z tych relacji wynika jednak, że Władysław trafił do obozu krótko po wybuchu wojny we wrześniu 1939 r.
W materiałach SB można też znaleźć informację, że dzięki pomocy rodziny udało mu się opuścić obóz. Wydostać miał go jego szwagier, z zawodu nauczyciel – niejaki Latzke. W archiwum IPN nie zachowały się jednak żadne szczegółowe informacje na ten temat. Wiadomo tylko, że po wojnie Władysław Kulczyk wrócił do Wałdowa, gdzie osiadł na stałe.
Co z kolei w czasie wojny robił jego syn Henryk? Z akt bezpieki wynika, że po aresztowaniu ojca musiał wyjechać z Wałdowa. Od 1942 r. do momentu zakończenia wojny mieszkał w Bydgoszczy, jednocześnie pracując w charakterze pracownika fizycznego w kontrolowanych przez Niemcy zakładach zbrojeniowych w Łęgnowie.
Działania podczas wojny młodego Kulczyka opisują też autorzy wspomnianej wyżej rocznicowej biografii.
Twierdzą, że znalazł on zatrudnienie w Bydgoszczy „w niemieckiej firmie pracującej na potrzeby frontu”. Nie podają jednak jej nazwy. Piszą, że początkowo pracował tam jako goniec, ale szybko awansował i stał się asystentem dyrektora. W 1943 r., w wieku osiemnastu lat wstąpił do Armii Krajowe i przyjął pseudonim „Paweł”. Został zaprzysiężony na członka pomorskiej organizacji „Gryf” zajmującej się wywiadem wojskowym.
Informacje te potwierdziła Fundacja Archiwum Pomorskie Armii Krajowej dokumentem: „zaświadczenie nr 224”, noszącym datę 22 sierpnia 2002 r.
„Pan H. Kulczyk ps. ‘Paweł’ do konspiracji został wprowadzony przez Alfonsa Gryczkę, a do Armii Krajowej zaprzysiężony w październiku 1943 r. przez chor. ‘Odrowąża’ – przypuszczalnie członka sztabu Inspektoratu AK w Bydgoszczy o nie ustalonym do tej pory nazwisku.
Był żołnierzem-wywiadowcą do czasu formalnego rozwiązania AK w 1945 r. nie ujawnił się. W 1942 r. został skierowany przez Arbeitsamt do pracy w firmie budowlanej w Bydgoszczy przy ul. Fordońskiej (Kenna und C.O. Bromberger Beton Werke). Meldunki wywiadowcze, kopie pism i plany ważnych strategicznie obiektów wojskowych przekazywał osobiście ‘Odrowążowi’ w punkcie kontaktowym przy ul. Krótkiej w Bydgoszczy, gdzie również uczestniczył w szkoleniach wojskowych.
Działalność konspiracyjną p. Henryka Kulczyka ps. ‘Paweł’ potwierdzają relacje: Czesława Romińskiego ps. ‘Grom’ (…) i Tadeusza Brukwickiego ps. ‘Alojzy’ (…) żołnierzy Garnizonu AK w Bydgoszczy.”
Co ciekawe w zachowanych aktach bezpieki nie ma najmniejszej wzmianki o działalności Henryka Kulczyka w AK. Czy bezpieka o tym nie wiedziała? Czy też celowo pomijała ten fakt w swoich dokumentach? Jeśli celowo, to dlaczego? A może był jakiś inny powód braku tej informacji? Tego nie wiadomo.
Warto jednak wspomnieć o czymś innym. Otóż Henryk Kulczyk służył w AK jako szeregowiec. Wiele lat później w ramach przepisów o awansach na stopnie oficerskie osób nie podlegających obowiązkowej służbie wojskowej otrzymał stopień podporucznika.
Awansował go decyzją z 2 grudnia 2002 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski. Niespełna siedem lat później – 9 lutego 2009 r. – decyzją Bogdana Klicha Ministra Obrony Narodowej Kulczyk otrzymał awans na porucznika.
„Wyciąg z powyższej decyzji przesłał do Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Poznaniu Departament Wojskowy Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Na podstawie przesłanego wyciągu został sporządzony akt mianowania, którego zgodność z powyższą decyzją potwierdził własnym podpisem i pieczęcią Szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego.”
[ILUSTRACJA – decyzja o awansie z publikacji wydanej na 85. lecie H. Kulczyka]
Pierwsze biznesy Henryka Kulczyka
Z dokumentów SB wynika, że po wojnie Kulczyk skończył szkołę średnią – najprawdopodobniej Liceum Handlowe w Bydgoszczy – i rozpoczął studia ekonomiczne na Uniwersytecie w Toruniu. Jednak po dwóch latach musiał przerwać naukę. Powód?
„Potrzeby życiowe, realna perspektywa założenia własnej rodziny, zmuszały do bardziej przyziemnych wyborów” – wyjaśniają przerwanie studiów autorzy „Henryk Kulczyk – pragmatyk z duszą romantyka”.
Sytuacja zmusiła go do szukania zajęcia. Tymczasem czasy nie były łatwe. Związkiem Radzieckim twardą ręką rządził Józef Stalin, co bardzo poważnie odbijało się na sytuacji w Polsce. Brutalne czystki, bezwzględne działania aparatu represji poważnie ograniczały działania przedsiębiorców.
W tym trudnym okresie w marcu 1950 r. Kupiecki Instytut Wiedzy Zawodowej przy Naczelnej Radzie Zrzeszeń Kupieckich R.P. w Warszawie potwierdził fachowe przygotowanie 25-letnie wówczas Henryka Kulczyka do samodzielnego prowadzenia przedsiębiorstwa w branży włókienniczo-odzieżowej.
Ta rekomendacja bardzo szybko pomogła w interesach. Bezpieka informowała w dokumentach, że właśnie w tej branży starał się odnaleźć Kulczyk. Początkowo był zatrudniony w charakterze pracownika umysłowego w Spółdzielni ‘Dziewiarz’. Prowadził też w Bydgoszczy własny zakład bieliźniarski. Z jego biografii wynika, że założył też WEŁNOHURT, czyli Hurtownię i Pralnię Wełny Hurtowej.
Zachowane materiały PRL-owskich specsłużb wskazują, że po wojnie Henryka poznał zarejestrowanego przez SB TW „Janiszewski”. Oto co mówił służbie o początkach kariery polonijnego biznesmena:
„Był wówczas właścicielem hurtowni wełny. Po likwidacji hurtowni założył pracownię w której produkował koszule męskie (…) Jest człowiekiem solidnym, grzecznym, łatwo nawiązującym znajomości z obcokrajowcami. Należy do ludzi, którzy swoje słowo więcej cenią od wszelkich dokumentów. Jest rzutki i obrotny. Do obecnej rzeczywistości ustosunkowany jest pozytywnie.”
Jednak okazało się, że w drugiej połowie lat 50. w Polsce zaczęto walczyć z własnością prywatną. Władza nacjonalizowała majątki i przejmowała firmy. Państwo zabrało też przedsiębiorstwa Kulczykowi. Młody biznesmen, zaczął więc wyjeżdżać do Niemiec. Szybko zaczął zarabiać na pośrednictwie, czyli sprzedawania towarów i usług pomiędzy przedsiębiorstwami z Polski i Niemiec.
Co było tajemnicą sukcesu?
Z akt bezpieki wynika, że Henryk Kulczyk posiadał w największych miastach RFN – Berlinie Zachodnim, Bremie, Monachium, Norymberdze i Kolonii – zamożną rodzinę. SB podkreślała, że mógł nawet liczyć na finansowe wsparcie z ich strony.
Jednak nie pieniądze były w tej sytuacji najważniejsze. Krewni dzięki swoim kontaktom mogli bowiem młodemu przedsiębiorcy otworzyć wiele drzwi na terenie RFN. To było bezcenne i oznaczało dla Kulczyka żyłę złota. Jednym z najbardziej wpływowych kuzynów Kulczyka był dr Paweł Latzke, sędzia i radca ministra sprawiedliwości RFN. Jego brat Bruno, był z kolei profesorem medycyny i prowadził lekarską praktykę.
Dzięki innemu krewnemu ks. Edwardowi Latzke, proboszczowi i radcy biskupiemu, Kulczyk mógł liczyć na kontakty w niemieckim kościele katolickim. Tym bardziej, że zażyłość rodzinna z duchownym była bardzo silna. To właśnie jego ojciec miał, jak wspominałem wcześniej, wyciągnąć z obozu koncentracyjnego ojca Henryka. Innym kuzynem Kulczyka mieszkającym w Niemczech Zachodnich był Alfons Latzke, ceniony artysta, malarz i rzeźbiarz.
Według SB był on działaczem International Christian Leadership, organizacji do której należeli wpływowi zachodnioniemieccy politycy, biznesmeni i naukowcy. Z wieloma z nich miał utrzymywać przyjacielskie kontakty.
W zdobyciu tak istotnych w biznesie kontaktów pomogła mu jednak nie tylko rodzina, ale m.in. członkostwo w Polskim Związku Motorowym w Bydgoszczy. Według SB z ramienia tej organizacji opiekował się wszystkimi dyplomatami przyjeżdżającymi z wizytami do Bydgoszczy.
Pod czujnym okiem bezpieki
Nie można się więc dziwić, że młodym, rzutkim biznesmenem na przełomie lat 50. i 60 zainteresowała się bezpieka. Wprawdzie w oficjalnym życiorysie Henryka Kulczyka próżno szukać informacji na temat jego relacji ze Służbą Bezpieczeństwa, to potwierdzają je dokumenty PRL-owskich służb, które znajdują się dziś w archiwum IPN. Wynika z nich, że na początku lat 60. był on typowany przez SB jako doskonały kandydat na tajnego współpracownika.
Formalnie kontakt z Kulczykiem PRL-owskie służby rozpoczęły utrzymywać od 26 marca 1960 r. Wówczas doszło do pierwszego spotkania biznesmena z funkcjonariuszami bezpieki. Odbyło się ono w ramach sprawy o kryptonimie „Kontakt”.
[Opis operacji oraz przebieg rozmowy opisany w rozdziale dotyczącym podejrzeń SB wobec Kulczyka o współprace z niemieckimi tajnymi służbami.]
Po raz kolejny przedsiębiorca spotkał się z funkcjonariuszami SB 14 lipca 1960.
„Podczas tej rozmowy (…) [Kulczyk] zadeklarował się iż na ile będzie miał możliwości to bardzo chętnie udzieli nam pomocy jednakże pod warunkiem, że nie będzie nigdzie figurował w ewidencji jako współpracownik i prócz osób, które z nim prowadziły rozmowy nikt więcej o tym nie będzie zorientowany. Nie chciałby także pisać zobowiązań ani również brać pieniędzy za złożone informacje. Nadmienił, iż podyktowane jest to tym, że on chce mieć dobre imię wszędzie wśród otoczenia w Polsce i w NRF. Fakt ujawnienia współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa przekreśliłby dalsze jego życie.
Dodał także, że jemu nikt nie może dać gwarancji ilu jeszcze w naszym aparacie jest ludzi, którzy mogą pójść w ślady Światły, czy Monata . Na powyższą sprawę odpowiednio zareagowano i wytłumaczono K. Henrykowi, z czego wynikało w końcu, że zrozumiał naszą intencje odnośnie udzielenia przez niego interesujących nas informacji. Na zakończenie rozmowy raz jeszcze podkreślił, że nie odciąguje się od udzielania nam pomocy, bo widzi, że mógłby w tych czy innych sprawach dopomóc nam, a zależy mu bardzo na utrzymaniu dobrych stosunków z nami jako przedstawicielami Służby Bezpieczeństwa”
- czytamy w jednym z dokumentów z połowy 1960 r. sporządzonych przez funkcjonariuszy bezpieki.
SB uważało Kulczyka za niezwykle perspektywicznego człowieka. Z tego też powodu przygotowywano specjalny opatrzony klauzulą ściśle tajny plan jego wykorzystania. Oficerowie z Departamentu II MSW chcieli m.in., aby został przygotowany do „roli łącznika między ob. NRF a ich znajomymi w Polsce i odwrotnie”. Powód?
„(…) ‘Henryk’ cieszy się dużym zaufaniem wśród poznanych osób i osoby te chętnie chcą poprzez niego przysłać do Polski różne listy paczki, walutę itp. W wypadku wyjazdu ‘Henryka’ do NRF zgłaszają się do niego różne osoby z prośbą o zabranie podobnych rzeczy do NRF. Jak oświadczył ‘Henryk’, dotychczas poza małymi wyjątkami (…) spraw takich nie załatwiał bo obawiał się, że może wejść w konflikt z władzami.”
Można podejrzewać, że pomysł ten ostatecznie nie został zrealizowany. Nie zachowały się bowiem żadne dokumenty wskazujące, że zamierzania SB zostały wcielone życie.
5 lipca 1960 r. Henryk Kulczyk złożył podanie o zgodę na wyjazd do RFN.
Funkcjonariusze bezpieki zwietrzyli więc dobry pretekst do przetestowania możliwości wywiadowczych rzutkiego biznesmena. W tym celu zaczęli opracowywać zadania, które miałby zrealizować podczas zagranicznego pobytu. Sformułowanie wytycznych zajęło bezpiece miesiąc. Dokument zawierający pierwsze zadania dla Henryka Kulczyka ostatecznie został opatrzony datą 8 sierpnia 1960 r.
Jakie oczekiwania przed biznesmenem stawiali funkcjonariusze bezpieki? Były to sugestie dotyczące przekazania informacji na temat osób, z którymi, jak przyznał się w rozmowach z SB, utrzymywał kontakty na terenie RFN. Bezpieka zleciła mu m.in. rozpracowanie jego krewnych – braci Latzke.
Oprócz tego liczyła, że po powrocie do kraju przekaże informacje na temat niemieckich przedsiębiorców Gintera Millera i niejakiego Sztegnera, rodziny Gretznerów oraz przedstawiciela jednej z niemieckich firm Johana Heyze. SB zależało też na wszelkich danych dotyczących firmy Kierschus z Berlina Zachodniego.
Jednak szczególnie PRL-owskie służby oczekiwały przekazania informacji na temat dr. Dąbrowskiego, biznesmena polskiego pochodzenia, mieszkającego od lat w Niemczech Zachodnich. Kulczyk utrzymywał z nim dobre relacje, ponieważ był on krewnym jego żony. SB interesowały przede wszystkim:
„(…) jego poglądy polityczne, stosunek do Polski, jego warunki życiowe i bytowe, stan rodzinny (…) co go najbardziej interesuje w rozmowie na temat sytuacji w Polsce, dlaczego tak bardzo zależy mu na przyjeździe do Polski”.
Oprócz tego bezpieka liczyła na informacje także o innych nie wymienionych z nazwiska osobach.
„Niezależnie od powyższego ob. K.H. zamierza odwiedzić dalszych znajomych zam. w NRF, których nazwisk nie znamy, wobec powyższego będzie miał za zadanie ustalać o nich bliższe dane jak wyżej” – czytamy w powyżej wspomnianymi raporcie.
Zachowane dokumenty SB wskazują, że Henryk Kulczyk po powrocie do kraju – mimo że nie był formalnie zarejestrowany jako tajny współpracownik – przekazał bezpiece informacje: „(…) zadanie wykonał i po powrocie przekazał istotne dane o wspomnianych osobach”.
Nie wiadomo jak wyglądał raport Kulczyka przekazany PRL-owskim służbą, bo oprócz lakonicznego zdania na ten temat nie zachowało się nic więcej.
SB zależało jednak na formalnej rejestracji Kulczyka jako tajnego współpracownika. W sporządzanych dokumentach ubolewali, że biznesmen nie chciał początkowo podpisać zobowiązania do współpracy. Ostatecznie, jak wskazuje w jednym z pism funkcjonariusz PRL-owskich służb opory te udało się przełamać. Dlatego też bezpieka zdecydowała się na formalny werbunek Kulczyka jako tajnego współpracownika.
Wniosek w tej sprawie do zaakceptowania swoim zwierzchnikom przedłożył 2 czerwca 1961 r. kpt. Zenon Jakubowski, Kierownik Grupy III z bydgoskiej Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiego ds. Służby Bezpieczeństwa. Przedstawił w nim Kulczyka jako osobę, która dzięki swoim zdolnościom mogłaby zdobywać dla służby niezmiernie istotne informacje.
„Kandydat walorami osobistymi, a mianowicie – odpowiednim poziomem intelektualnym, dobrą prezencją, przedsiębiorczością, sprytem i spostrzegawczością gwarantuje wykonanie nawet najbardziej skomplikowanych zadań i przedsięwzięć operacyjnych”
- argumentował swoim zwierzchnikom kpt. Jakubowski.
Oprócz tego wskazywał na duże możliwości operacyjne kandydata. Świadczyć o tym miały jego szerokie znajomości na terenie RFN.
„W NRF posiada dość liczną i zamożną rodzinę oraz szereg znajomych na eksponowanych stanowiskach w środowisku handlowców. Utrzymuje aktualne kontakty z przedstawicielami następujących firm niemieckich: Gunter Muller – Berlin zachodni, Heyke John – Brema, Lalko Germind – Eifel, Schaefer – Krefeld, Kreschus – Berlin itp., dość często załatwiając dla nich różne sprawy w Polskich Centralach Handlu Zagranicznego. Fakt posiadania w NRF rodziny i omawianych kontaktów pozwala mu w każdej chwili wyjechać do Niemiec Zachodnich i wykonać zlecone zadania.”
We wniosku o zgodę na werbunek kpt. Jakubowski szczegółowo opisał jakiego typu zadania miałby wykonywać biznesmen.
„Werbowany będzie [wykorzystany] do rozpracowania osób pozostających w zainteresowaniu grupy niemieckiej jako tzw. jednostka manewrowa z uwagi, iż posiada szerokie możliwości rozpoznania interesujących nas osób i może być wykorzystany do różnych kombinacji operacyjnych”
- wyjaśniał funkcjonariusz bezpieki.
W rubryce sposób pozyskania napisał:
„Na najbliższym spotkaniu omówiona zostanie z nim szeroko konieczność udzielenia nam informacji i pomagania w realizacji zadań służby bezpieczeństwa. W zależności od sytuacji zobowiązane o współpracy pobiorę natychmiast, lub też pozostawi się tą kwestię otwartą aż do chwili złożenia przez niego odnośnego dokumentu. Po dokonaniu werbunku na odbywanych spotkaniach przystąpię do szczegółowego spotkania w zakresie koniecznym dla wykonywania przez niego zadań operacyjnych.”
Zwierzchnicy kpt. Jakubowskiego wyrazili zgodę na werbunek Kulczyka. Mając akceptację kierownictwa przystąpił on więc do działania.
Do spotkania biznesmena z kpt. Jakubowskim doszło w lokalu konspiracyjnym w Bydgoszczy o pseudonimie „Bajka” 18 sierpnia 1961 r. Ze sprawozdania funkcjonariusza z przeprowadzonej rozmowy wynika, że Henryk Kulczyk bez oporów zgodził się na podjęcie formalnej współpracę i zdecydował się przyjąć dobrze mu znany pseudonim – „Paweł”.
Taki nosił bowiem podczas II Wojny Światowej jako żołnierz Armii Krajowej.
Podczas sierpniowej rozmowy ustalono również, że na kolejnych spotkaniach z funkcjonariuszami bezpieki biznesmen będzie przechodził przeszkolenie z zasad konspiracji.
Podczas sierpniowej rozmowy ustalono również, że na kolejnych spotkaniach z funkcjonariuszami bezpieki biznesmen będzie przechodził przeszkolenie z zasad konspiracji.
Kpt. Jakubowski, w swoim raporcie dokładnie opisał jak przebiegał werbunek. raportował swoim zwierzchnikom.
„Na zapisanie tego rodzaju dokumentu wyraził zgodę z zastrzeżeniami iż o tym absolutnie poza mną nikt nie będzie wiedział i na spotkania nie będą przychodziły osoby mu obce. Te zastrzeżenia podyktowane są względami konspiracji. Uważa, że gdyby ujawniono jego powiązania z naszymi organami, może stracić możliwość zarobku, gdyż nikt by mu nie wierzył, nie zechciał załatwiać z nim żadnych transakcji.”
[ILUSTRACJA1 – skan dokumentu – Zobowiązanie do współpracy – strona 1]
[ILUSTRACJA2 – skan dokumentu – Ankieta Henryka Kulczyka – strony 2]
Wydaje się jednak, że podpisanie przez Henryka Kulczyka zobowiązania do współpracy SB było przemyślanym krokiem. Jako przedsiębiorca bez wsparcia bezpieki miałby bowiem w latach 60. poważne problemy chociażby z otrzymywaniem paszportu na służbowe wyjazdu zagraniczne.
Tym bardziej do krajów zachodnich takich jak RFN. W tym czasie Polska nie utrzymywała stosunków dyplomatycznych z Niemcami Zachodnimi. Wszelkie relacje gospodarcze w tym czasie były ściśle kontrolowane przez PRL-owskie służby. Dopiero za rządów Edwarda Gierka relacje Polski z RFN zaczęły się ocieplać.
Miesiąc po werbunku, w połowie września Kulczyk złożył wniosek o zgodę na wyjazd do Holandii. Podczas pobytu w tym kraju planował m.in. odwiedzić mieszkającego w Amsterdamie znajomego biznesmena. Z dokumentów SB wynika, że chodziło o właściciela firmy handlowej Frieidal M Co von Olsta.
Bezpieka posiadał wiedzę, że polski biznesmen chce też przy okazji wjechać na teren RFN, odwiedzając m.in. Berlin, Hamburg, Bremę i Bielefield. W tym celu – jak wynika z dokumentów bezpieki – dr Dombrowski miał mu załatwić w ambasadzie NRF w Hadze wizę wkładkową na wyjazd do Niemiec. Dzięki temu wizyta na terenie RFN nie byłaby odnotowana w jego paszporcie.
SB planowała wykorzystać nieoficjalną wizytę i przekazała biznesmenowi listę zadań do wykonania w trakcie tej podróży. Oczekiwano od Kulczyka zebrania wszelkich możliwych danych z dziedziny wojskowości. Jednak przede wszystkim bezpiece zależało na informacjach dotyczących znajomego mu biznesmena o nazwisku Locke. Według służby mógł być on bowiem zaangażowany w działalność wywiadowczą.
Ze zdobytych informacji przez bezpiekę wynikało, że Locke jest szefem tajnego działu w jednej z niemieckich spółek. Niestety z dokumentów nie wynika, jak nazywało się to przedsiębiorstwo. Jednak komórka na czele której stał Niemiec miała prowadzić oddzielną księgowość i finanse. Oprócz tego zwykli pracownicy tej firmy nie mieli prawa wstępu do tych pomieszczeń. „Oficjalnie dział ten zajmuje się zawieraniem kontraktów handlowych z krajami bloku wschodniego” – czytamy w jednym z dokumentów SB.
Oficjalnie zadania dla Kulczyka zostały sformułowane na piśmie w listopadzie 1961 r. Właśnie wtedy polonijny biznesmen miał się z nimi zapoznać. Na ostatniej kartce, czterostronicowego dokumentu widnieje podpis: „przyjęto do wiadomości Paweł”.
W sumie dokument zawierał dwanaście punktów z wytycznymi i z praktycznymi radami SB dla Henryka Kulczyka.
Warto przytoczyć te, w których bezpieka instruuje go jak powinien się zachować w razie, gdyby jego osobą zainteresowały się zachodnioniemieckie tajne służby:
„7. Jeżeli podczas pańskiego pobytu w N.R.F. Zaistnieje sytuacja, że ktoś z osób postronnych będzie się starał z panem rozmawiać proszę tych okazji nie unikać lecz należy się zorientować w rozmowie kto to jest, co sobą reprezentuje i jaki jest cel jego rozmowy z panem. Po zorientowaniu się, że jest to przedstawiciel wywiadu N.R.F. Zawartą znajomość podtrzymywać jednak odnosić się z rezerwą do stawianych panu propozycji ewentualnej współpracy. Odpowiedz wiążącą t.zn. Wyrażającą zgodę na współpracę udzielić dopiero po kilku dniach, tłumacząc, że są to za poważne sprawy ażeby decyzje podejmować pochopnie
(…)9. Jeżeli dojdzie do rozmowy z pracownikami wywiadu niewątpliwie będą oni pytać w jaki sposób pan postępuje, że prawie co roku uzyskuje pan paszport na wyjazd za granicę. Poszczególne wyjazdy należy uzasadnić w następujący sposób: a)W 1959 r. na podstawie uzyskanego zaproszenia od rodziny złożył pan dokumenty w Kom. Milicji w Bydgoszczy z prośbą o zezwolenie na wyjazd w celu odwiedzenia rodziny w N.R.F.Po kilku miesiącach otrzymał pan zgodę na wyjazd.
b) drugi raz był pan w N.R.F w 1960 r. wyjazd ten nastąpił w nieco innych okolicznościach a mianowicie po otrzymaniu zaproszenia na przyjazd do wujostwa na uroczystości złotych godów wszczął pan starania o wyjazd. Wiedząc, że sprawy wyjazdu do N.R.F. są ograniczone radził się znajomych jak ma postąpić żeby uzyskać zgodę na wyjazd dowiedział się pan od znajomych, że w Biurze Paszportowym uwzględniane są w pewnym stopniu wyjazdy do N.R.F. osób, które mają tam do załatwienia sprawy spadkowe w związku z tym w kwestionariuszu wpisał pan całą rodzinę w N.R.F. Z ich naukowymi tytułami – uzasadniając, iż obecnie chcą te zobowiązania spłacić na tej podstawie uzyskał pan zgodę na wyjazd.
c) zgodę na bieżący wyjazd uzyskał pan bez większych trudności jak z powyższego wynika władze polskie na wyjazd do innych państw widocznie nie robią ograniczeń.
10. W rozmowie z pracownikami wywiadu /jeżeli do takich dojdzie/może pan się spotkać z zarzutem iż współpracuje pan z władzami polskimi. Na taki zarzut należy zareagować dość ostro i oświadczyć, że jeżeli mają do pana tego rodzaju zastrzeżenia to nie chce pan z nimi w ogóle rozmawiać (…)”
SB zadaniowała także Kulczyka przed jego wyjazdem w 1963 r. do Danii. Podczas pobytu w tym skandynawskim kraju miał nawiązać kontakt z Jerzym Zakroczymskim i powołując się na słowa jego przyjaciółki zasugerować powrót do kraju. SB dokładnie opisała Kulczykowi jak powinna przebiegać rozmowa:
„Jest przekonana, że bez żadnych obaw może wrócić do Polski. W sprawie tej informowała się u czynników miarodajnych /nie wymieniać jakich/, które ją zapewniły, że nie będzie pociągnięty do odpowiedzialności karnej za ucieczkę z Polski, a nawet popełnione przestępstwa za granicą. Obiecano jej nawet pewne poparcie, gdy zajdzie tego potrzeba”.
Nie wiadomo jednak, czy zadanie zostało wykonane, bo nie ma o tym śladu w zachowanych w IPN materiałach bezpieki.
W tym samym dokumencie bezpieka chwaliła się już z sukcesów jakie osiągnęła dzięki przekazywanym przez Henryka Kulczyka informacjom.
„ (…) przekazane przez niego dane o szkodliwej działalności w polskim handlu zagranicznym przez Morocznika, Grunberga, Zielińskiego, Horczewskiego stanowiły podstawę do ich zwolnienia z pracy.”
Skąd Kulczyk posiadał takie informacje? „Bardziej dokładne rozeznanie przez tajnego współpracownika tego odcinka wynikało przede wszystkim z tego, że osobiście jest zaangażowany w zawieraniu transakcji jako stały przedstawiciel firmy handlowej w Hamburgu.” O czym dokładnie miał informować? „(…) t.w. wymienia, które z osób reprezentujących centrale handlu zagranicznego faworyzują, dlaczego i które firmy zachodnioniemieckie.”
Kulczyk przekazywał też SB informacje na temat rzekomych agentów obcego wywiadu, których udało mu się odkryć. Jednym z nich miał być Ulrich Grochall, niemiecki biznesmen, najprawdopodobniej konkurent Kulczyka w interesach.
„Sam Grochall to jestem w 100% przekonany, że współpracuje dla jakiegoś instytutu, czy dla wywiadu niemieckiego pod takim czy innym płaszczykiem, dlatego, że on kiedyś pytał się mnie, jak wygląda legitymacja Urzędu Bezpieczeństwa, a poza tym w Niemczech jest trudno uzyskać licencje na niektóre artykuły, a on nie ma z tym trudności. Opowiadał, ze zgłosili się do niego panowie z tajnej policji, których rzekomo przegnał, ale to były tylko tak dla mnie, aby wysondować co ja na ten temat powiem.”
Informacje o Grochollu Kulczyk uzupełnia 24 kwietnia 1967 r. Doniósł on SB, że między 8 a 10 kwietnia przebywał w biurze niemieckiego biznesmena.
„(…) zwierzył się mu, że został ponownie odwiedzony przez pracowników wywiadu, którzy poinformowali go, że kupcy wyjeżdżający w sprawach handlowych do NRD wchodzą tam w porozumienie z obywatelami NRD i w zamian za atrakcyjne umowy wykorzystywani są do określonych celów przeciwko NRF.”
Kolejną notatkę na temat Grochalla Kulczyk przekazał 9 września 1969 r.
„(…) dotychczas Grochall doskonale prosperował, gdyż według mnie udzielali mu pomocy finansowej określone związki przesiedleńców czy nawet wywiad, któremu on na pewno obiecał realizować zadania. Widocznie z tego się nie wywiązał i pomoc ta została mu cofnięta. Stąd też obecne kłopoty finansowe. Moim zdaniem to Grochall albo nie wywiązał się z zadań, względnie też przekazywał informacje mało wartościowe i znane już wywiadowi – dlatego zerwali z nim współpracę (…).”
Kulczyk ostrzegał przed firmą Grochalla także centrale handlu zagranicznego.
„(…) ostrzegł Prodimex, ażeby nie dawano towaru na kredyt dla firmy Grochol, która zbankrutowała, a jej właściciel chciał naciągnąć stronę polską na duże straty”
- czytamy w jednym z dokumentów bezpieki.
Czy było to niszczenie z zimną krwią dzięki relacja SB konkurencji? Czy faktycznie troska o dobro kraju?
Ppłk M. Nabiałek, starszy inspektor Wydziału III Departamentu II MSW czterokrotnie spotkał się w 1970 r. służbowo z Kulczykiem.
„Spotkania, które odbyłem poświęciłem głównie na uwagi pod adresem ‘Pawła’ związane z przekazanymi przez niego informacjami. W sposób bardzo stanowczy wykazałem mu, że jego możliwości są o wiele większe, że współpracę z nami traktuje marginesowo i w wygodny dla siebie sposób. (…) W rozmowie jest bardzo przekonywający. Jestem jednak zdania, że informuje nas tylko o sprawach, które w niczym nie naruszają jego interesów prywatnych. (…) Nasze zadania nie stanowią dla niego żadnego ryzyka. Po prostu o czym się dowie i jeżeli chce to nas o tym poinformuje. Nie widać też możliwości podstawienia go wywiadowi zachodnioniemieckiemu.”
Co kryło się w archiwum Pożogi?
Warto przyjrzeć się bliżej niektórym funkcjonariuszom bezpieki, którzy utrzymywali kontakt z Kulczykiem. Niewątpliwie najważniejszą osobą w tym gronie, która zrobiła w SB zawrotną karierę był później awansowany na generała dywizji Władysław Pożoga. To była obok Kiszczaka jedna z najważniejszych osób mających wpływ na działalność bezpieki.
Zresztą od początku lat 80. był on szefem zarówno wywiadu, jak i kontrwywiadu. Posiadał więc dostęp do największych tajemnic PRL oraz znał prawdziwe drogi do kariery najbardziej wpływowych osób III RP. Nie tylko biznesmenów, ale także polityków, dziennikarzy, dyplomatów. Warto więc bliżej przedstawić jego sylwetkę jednego z najbardziej wpływowych ludzi PRL-owskich służb.
W archiwum IPN zachował się jego życiorys napisany 6 lipca 1945 r. , gdy Pożoga ubiegał się o przyjęcie do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie:
„Urodziłem się dnia 1.8.1923 r. w Sierżawach gminy Tarczek pow. iłżecki [ówczesne województwo kieleckie – aut.] Po skończeniu ośmiu lat życia uczęszczałem do miejscowej szkoły w Sierżawach. W roku 1936 uczęszczałem do piątego oddziału szkoły powszechnej w Świętomaszczy. Po skończeniu szkoły powszechnej w Świętomaszczy w 1939 r złożyłem egzamin do szkoły zawodowej w Starachowicach, Z powodu wybuchu wojny do szkoły nie uczęszczałem tylko przebywałem u ojca we wsi Sierżawy.
W roku 1941 wyjechałem do kuzynów do Warszawy i tam uczęszczałem do pierwszej klasy gimnazjum. Z powodu wielkich łapanek zmuszony byłem powrócić do wsi Sierżawy i pracowałem w Spółdzielni ‘Praca’ w Sierżawach jako zastępca sklepowego.
W styczniu 1944 r. pełniłem obowiązki buchaltera w Spółdzielni spożywczej ‘Praca’ w Sierżawach a zarazem byłem zakonspirowany w organizacji niepodległościowej PPR. Od m‑ca lutego 1944 r. w regionie pełniłem obowiązki tajnego wywiadowcy.
(…) od dnia 1.III.1945 r. do dnia 27.VI.1945 r. pełniłem obowiązki referenta rolnego w gminie Tarczek, a zarazem pracowałem jako pierwszy sekretarz komitetu gminnego PPR w gminie Tarczek.”
Pożoga pochodził z rodziny rolniczej. Jego ojciec Stanisław i matka Maria posiadali 9 hektarów ziemi. Miał trzech braci – Stanisława (ur. 1914 r), Pawła (ur. 1917 r.) i Henryka (ur. 1925 r.). Swoją działalność polityczną rozpoczął w Polskiej Partii Robotniczej w styczniu 1944 r. Nadano mu wówczas pseudonim „Wesoły”. Służył w oddziale „Łokietka” wchodzącej w skład pierwszej brygady ziemi kieleckiej działającej w miejscowości Gostowa woj kieleckie.
W związku z prowadzoną działalnością w czerwcu 1945 r.
„wracając do domu został napadnięty przez reakcjonistów, mocno pobity i postrzelony w nogę, a następnego dnia reakcjoniści napadli na jego dom, pobili i obrabowali ojca”.
7 lipca 1945 r. podpisał zobowiązanie jako współpracownik Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, ślubowanie złożył z kolei 17 stycznia 1946 r.
4 czerwca 1949 r. ożenił się z Anną z d. Szumską. Wcześniej zgody na ślub udzieliło mu MBP.
W jednym z wniosków o awans na wyższe stanowisko można przeczytać o wzorowej postawie ideologiczno-politycznej Pożogi:
„Potrafi słusznie oceniać sprawy kierując się w pracy rozsądkiem i linią wytyczna Partii. Zdolny, pracowity, całkowicie oddany dla Polski Ludowej. Swoimi doświadczeniami dzieli się z pracownikami tamt. Wydziału [Wydział ds. Funkcjonariuszy WUBP w Rzeszowie – aut.] oraz służy im radą. Cieszy się autorytetem i poważaniem wśród pracowników urzędu. Politycznie wyrobiony, bierze aktywny udział w życiu społecznym i partyjnym przy tut. Urzędzie. Zastrzeżeń natury politycznej nie budzi.”
W innym dokumencie z marca 1951 r. możemy przeczytać o Pożodze:
„O średnim poziomie intelektualnym, dokształca się w szkole średniej, jest uczciwym, prawdomównym, nałogów ani też wad nie zauważono. W życiu prywatnym prowadzi się należycie.”
Z kolei z charakterystyki sporządzonej dwa lata temu opisano jego stosunek do Kościoła: „Stosunek do kleru i wierzeń negatywny /wg słów na zebraniach partyjnych i codziennej rozmowy/.”
Niestety, w teczce Pożogi zachowanej w IPN ostatni dokument nosi datę 1956 r. Wiadomo jednak, że bardzo szybko piął się on po szczeblach kariery najpierw w Bydgoszczy, a potem w Gdańsku.
Na początku 1973 r. przeprowadził się z Trójmiasta do Warszawy – najpierw został wicedyrektora Departamentu II MSW (kontrwywiadu), a po kilku miesiącach stanął na jego czele. Awans ten Pożoga miał zawdzięczać wsparciu m.in. Stanisławowi Kani w latach 1980–81 I sekretarzowi KC PZPR.
Marceli Wieczorek, były oficer wywiadu PRL tak przekazywał jedno z resortowych spotkań, które odbyło się niedługo po objęciu w lipcu 1981 r. przez Czesława Kiszczaka stanowiska szefa MSW:
„Byłem świadkiem – opowiada – spotkania na resortowym szczycie, już po objęciu stanowiska ministra przez Cz. Kiszczaka. Gen. Jaruzelski wysłuchiwał referatów kierowników poszczególnych pionów. Jako pierwszy wystąpił dyrektor Departamentu I, gen. Słowikowski. Co by o nim złego nie powiedzieć, to należy przyznać, że w czasie referowania spraw fachowych, związanych z pracą departamentu, wypadł bardzo dobrze. Był kompetentny, dobrze znający prowadzone sprawy, władający czystą polszczyzną, potrafiący z miejsca odpowiedzieć na najtrudniejsze pytania.
Następnie, zgodnie z numeracją departamentów głos zabrał Władysław Pożoga. Zaczął jak świeżo mianowany kapral przemawiający do rekrutów. Językiem, którym posługiwali się resortowe kołki. Słuchacze nie mogli zrozumieć nie tylko myśli referującego, bo ich w referacie nie było, ale nawet poszczególnych słów. Minister opuścił łeb ze wstydu, Słowikowski uśmiechał się ironicznie, tylko Wojciech Jaruzelski nie dawał niczego po sobie poznać.”
Zdolności intelektualne Pożogi, które już na wczesnym etapie jego służby w bezpiece nie były najwyżej oceniane, nie przeszkadzały mu jednak w robieniu kariery. Tuż po tym kompromitującym wystąpieniu został szefem Służby Wywiadu i Kontrwywiadu, a następnie otrzymał stanowisko I zastępcy szefa MSW.
Według Zbigniewa Siemiątkowskiego, byłego polityka SLD, ostatniego szefa Urzędu Ochrony Państwa, a po jego likwidacji stojącego na czele Agencji Wywiadu, Pożoga wraz z gen. Kiszczakiem mieli monopol na kontakty z wywiadem. Dlatego też Pożoga pod koniec 1984 r., jako wiceminister spraw wewnętrznych nadzorujący wywiad, starał się odcinać od spraw operacyjnych nowo powołanego z nadania gen. Wojciecha Jaruzelskiego wiceszefa MSW – Andrzeja Gdulę.
Zresztą ten były I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Bielsko-Białej, był jednym z najbardziej zaufanych ludzi prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.
Wałdowo nie leży na Kujawach, tylko na Pomorzu!!!!
Nisztorowi wszystko jedno…