Par­tia żywi, par­tia rzą­dzi – czy­li bez­czel­ność PO

Dyrek­tor­ką Oddzia­łu Naro­do­we­go Fun­du­szu Zdro­wia w Kato­wi­cach zosta­ła Ewa Momot. To rezul­tat par­tyj­ne­go tar­gu POSLD. O tym, że wygra wia­do­mo było kil­ka dni przed roz­strzy­gnię­ciem kon­kur­su”.

Kon­kurs albo był far­są, albo pani Momot jest dia­men­tem zarzą­dza­nia w służ­bie zdro­wia. Do tej pory jed­nak­że nie­oszli­fo­wa­nym, bo jej doświad­cze­nie w tema­cie” jest zni­ko­me i sze­rzej nieznane.

Ewa Momot ma 40 lat i z wykształ­ce­nia, a jak­że, jest praw­ni­kiem. Ser­ce ma po lewej stro­nie” – w latach 20032006 zwią­za­na była z oświę­cim­ską SLD. Zasia­da­ła w radzie nad­zor­czej PKSiS Oświę­cim, a od pra­wie sze­ściu lat jest w radzie nad­zor­czej oświę­cim­skiej spół­ki Skła­do­wi­sko Odpa­dów Komu­nal­nych. Od 2007 roku pra­cu­je w Urzę­dzie Mar­szał­kow­skim Woje­wódz­twa Ślą­skie­go w Kato­wi­cach, od nie­speł­na trzech lat jest tam kie­row­nicz­ką refe­ra­tu nad­zo­ru w wydzia­le zdro­wia. jest kie­row­nicz­ką refe­ra­tu nad­zo­ru w mar­szał­kow­skim wydzia­le zdro­wia. Pod­le­ga jej aż” 12 pracowników.

Ale to według jej pro­mo­to­rów wystar­czy do zarzą­dza­nia budże­tem 7,5 mld zł rocz­nie na lecze­nie. Po co zresz­tą doświad­cze­nie? Wystar­czy­ło popar­cie Danu­ty Pie­tra­szew­skiej, posłan­ki PO ze Ślą­ska oraz wice­mar­sza­łek woje­wódz­twa ślą­skie­go Alek­san­drę Skow­ro­nek, oczy­wi­ście rów­nież z par­tii, któ­ra lawi­no­wo tra­ci w son­da­żach. W ten oto spo­sób dwie panie wespół z trze­cią ogra­ły Toma­sza Tom­czy­kie­wi­cza, lide­ra ślą­skiej Plat­for­my Oby­wa­tel­skiej, poka­zu­jąc wice­mi­ni­stro­wi gospo­dar­ki, kto tak napraw­dę w regio­nie roz­da­je karty.

Oprócz Ewy Momot o dyrek­tor­skie krze­sło w ślą­skim NFZ rywa­li­zo­wa­li jesz­cze: Joan­na Świer­czek z Kato­wic, Dariusz Brze­ziń­ski z Sosnow­ca, Woj­ciech Miciń­ski z Mysło­wic, Andrzej Sośnierz z Kobió­ra, Jerzy Fol­ga z Jaworz­na, Jerzy Sza­fra­no­wicz z Miko­ło­wa i Ewa Fica z Cho­rzo­wa. Z tego gro­na poważ­nych kan­dy­da­tów było trzech. Sza­fra­no­wicz to szef Zespo­łu Szpi­ta­li Miej­skich w Cho­rzo­wie, a Woj­ciech Miciń­ski – wice­dy­rek­tor Woje­wódz­kie­go Pogo­to­wia Ratun­ko­we­go. Wie­dzą, o co cho­dzi w zarzą­dza­niu na polu mino­wym zwa­nym ochro­ną zdrowia.

Ba, Momot wygra­ła też z Andrze­jem Sośnie­rzem, któ­ry przez wie­le lat był leka­rzem woje­wódz­kim, potem słyn­nym z nowa­tor­skich roz­wią­zań dyrek­to­rem Ślą­skiej Kasy Cho­rych, wresz­cie pre­ze­sem NFZ, za któ­rym jed­nak wle­cze się odium spon­so­ro­wa­nia oneg­daj przez kon­cer­ny far­ma­ceu­tycz­ne jego pry­wat­nej Fun­da­cji Zamek Chudów.

Kon­cer­ny wygry­wa­ły prze­tar­gi na dosta­wę leków czy reali­za­cję pro­gra­mów zdro­wot­nych orga­ni­zo­wa­ne przez Ślą­ską Regio­nal­ną Kasę Cho­rych, któ­rej wte­dy sze­fem był Andrzej Sośnierz. Sośnierz z rów­ną łatwo­ścią jak posa­dy zmie­niał par­tie. Obec­nie jest dyrek­to­rem Muzeum Gór­no­ślą­ski Park Etno­gra­ficz­ny w Chorzowie”.

Poprzed­ni kon­kurs na dyrek­to­ra NFZ w Kato­wi­cach też był żało­sny i prze­pro­wa­dzo­ny w rów­nie cham­skim sty­lu. Wygrał go Grze­gorz Nowak, któ­ry zdo­był mini­stra Arłu­ko­wi­cza swo­ją niekonwencjonalnością.

Nowak zasły­nął jako wybit­ny” kadro­wiec. Naczel­nicz­ką wydzia­łu świad­czeń zosta­ła kobie­ta, któ­ra nie mia­ła żad­ne­go doświad­cze­nia w zarzą­dza­niu ochro­ną zdro­wia. Anna Cza­gan-Nie­dbał (wcze­śniej, a jak­że, zwią­za­na z SLD) pra­co­wa­ła w przed­się­bior­stwie gospo­dar­ki odpa­da­mi, a potem kie­ro­wa­ła Miej­skim Zarzą­dem Dróg w Mysło­wi­cach. Te kwa­li­fi­ka­cje wystar­czy­ły, aby Nowak powie­rzył jej kie­ro­wa­nie wydzia­łem, któ­ry decy­du­je o podzia­le 7,5 mld zł na lecze­nie w całym woje­wódz­twie. Cza­gan-Nie­dbał kon­kurs na sta­no­wi­sko wygra­ła bły­ska­wicz­nie, odpo­wia­da­jąc w sie­dem minut na 30 zawi­łych praw­nych pytań.

Śląsk i cały region ma pecha. Strach cho­ro­wać. Świet­ni leka­rze prze­gry­wa­ją z nie­udol­no­ścią i pry­wa­tą urzęd­ni­ków NFZ. Oba­wiam się, że tło tej wygra­nej w kon­kur­sie” jest znacz­nie głęb­sze. Czy sto­łek dla pani Momot jest speł­nie­niem żądań coraz bar­dziej wygło­dzo­ne­go” SLD, któ­ry od kil­ku­na­stu mie­się­cy jest w koali­cji z PO w sej­mi­ku wojewódzkim?

Potwier­dza­ją się infor­ma­cje sprzed mie­się­cy, że koali­cja z SLD będzie dla PO dużo bar­dziej kosz­tow­na w kwe­stii podzia­łu sta­no­wisk, niż wcze­śniej­szy układ koali­cyj­ny z Ruchem Auto­no­mii Ślą­ska. W Oddzia­le NFZ w Kato­wi­cach, któ­rym będzie kie­ro­wać Ewa Momot, pra­cu­ją człon­ko­wie rodzin poli­ty­ków i posłów Plat­for­my Obywatelskiej.

Par­tii, któ­rej popar­cie zapew­ni­ło jej wygra­ną, i będzie mia­ła okre­ślo­ne wyma­ga­nia wobec swe­go zaple­cza. Cie­ka­we, jakie zobo­wią­za­nia ma Momot wobec SLD? To wyja­śni się wkrót­ce, po spo­dzie­wa­nym, tym razem lewi­co­wym desan­tem na ślą­ski NFZ.
Momot będzie musia­ła uwieść” (w prze­no­śni natu­ral­nie) lumi­na­rzy ślą­skiej medy­cy­ny, z któ­rych wie­lu pro­wa­dzi tak­że komer­cyj­ną dzia­łal­ność lecz­ni­czą, finan­so­wa­ną przez NFZ. Dzia­łal­ność, któ­ra przy­no­si ogrom­ne dochody.

To pre­mier wyda­je zgo­dę na wer­bu­nek dziennikarzy

Dzien­ni­ka­rze jakoś nie chcą przy­jąć do wia­do­mo­ści, że cho­ciaż za PRL wer­bo­wa­ła ich SB, to po 1989 roku byli łako­mym kąskiem („źró­dłem”) dla UOPWSI, a obec­nie są – dla CBA, ABW, SKWSWW.

Nie wiem, czy agen­tu­rze w dzien­ni­kar­skim śro­do­wi­sku popra­wi humor, iż na jej wer­bu­nek oso­bi­ście musiał wydać zgo­dę sze­fom służb pre­mier. Tak to już jest, że od kil­ku­na­stu lat to od Donal­da Tuska zale­ży, któ­ry dzien­ni­karz zosta­nie (lub nie) agen­tem służb specjalnych.

Od ponie­dział­ku trwa raczej śro­do­wi­sko­wa dys­ku­sja po arty­ku­le Woj­cie­cha Sur­ma­cza, opu­bli­ko­wa­nym w tygo­dni­ku wSie­ci. Redak­tor naczel­ny Gaze­ty Ban­ko­wej zarzu­cił Pio­tro­wi Nisz­to­ro­wi bli­skie związ­ki z Cen­tral­nym Biu­rem Antykorupcyjnym.

Woj­ciech Sur­macz napi­sał otwar­tym tek­stem na począt­ku swo­je­go artykułu:

Z nasze­go śledz­twa wyni­ka, że na pew­no był bar­dzo bli­sko tej służ­by i jej obec­ne­go sze­fa. Nisz­tor sta­now­czo temu zaprze­cza, a CBA nabie­ra wody w usta”.

Powo­łu­jąc się na ano­ni­mo­we źró­dła, autor arty­ku­łu infor­mu­je, że Nisz­tor kon­tak­ty z CBA nawią­zał już w 2010 roku.

For­mal­nie miał zostać zwer­bo­wa­ny w sierp­niu 2013 r. w war­szaw­skiej restau­ra­cji Roz­dro­że” - pisze Surmacz. 

Cytu­je też wypo­wiedź swo­ich ano­ni­mo­wych informatorów:

Tam pod­pi­sał zobo­wią­za­nie do współ­pra­cy, w któ­rym zgo­dził się na dostar­cza­nie służ­bie inte­re­su­ją­cych ją informacji”.

Woj­ciech Czuch­now­ski z Gaze­ty Wybor­czej ucho­dzi za eks­per­ta wie­lu dzie­dzin, w tym z dzie­dzi­ny służb spe­cjal­nych, i wymą­drza się w Press:

Trze­ba pamię­tać, że według pra­wa żad­na służ­ba spe­cjal­na nie może wer­bo­wać dzien­ni­ka­rzy, więc nie wyobra­żam sobie, by zro­bio­no wyją­tek w sto­sun­ku do Nisz­to­ra – zauwa­ża Woj­ciech Czuch­now­ski, dzien­ni­karz Gaze­ty Wyborczej”

ale nie wie, że art. 37 ust 2. ust o ABW mówi:

Sze­fo­wie Agen­cji w celu reali­za­cji zadań Agen­cji mogą wydać zgodę
na korzy­sta­nie z taj­nej współ­pra­cy z oso­ba­mi, o któ­rych mowa w ust. 1
pkt 7 i 8, jeże­li jest to uza­sad­nio­ne wzglę­da­mi bez­pie­czeń­stwa państwa,
po uzy­ska­niu zgo­dy Pre­ze­sa Rady Ministrów.”

Dla uła­twie­nia wyja­śniam, że ust. 8) dotyczy:

redak­to­rów naczel­nych, dzien­ni­ka­rzy lub osób pro­wa­dzą­cych dzia­łal­ność wydaw­ni­czą, o któ­rych mowa w usta­wie z dnia 26 stycz­nia 1984 r. – Pra­wo pra­so­we (Dz. U. Nr 5, poz. 24, z późn. zm.). ”

W przy­pad­ku usta­wy o CBA to art. 26 ust.1 zabra­nia wer­bun­ku dzien­ni­ka­rzy. Jed­nak już ust. 2 rado­śnie zezwala:

Szef CBA w celu reali­za­cji zadań CBA może wydać zgo­dę na korzy­sta­nie z taj­nej współ­pra­cy z oso­ba­mi, o któ­rych mowa w ust. 1 pkt 7 i 8, jeże­li jest to uza­sad­nio­ne wzglę­da­mi bez­pie­czeń­stwa pań­stwa, po uzy­ska­niu zgo­dy Pre­ze­sa Rady Ministrów.”

Czy­li, gdy­by się oka­za­ło, że Piotr N. jest agen­tem (GDY­BY powta­rzam), to zgo­dę Woj­tu­ni­ko­wi na jego wer­bu­nek wydał­by… pre­mier Donald Tusk.

Ten sam Tusk, któ­ry tak dotkli­wie obe­rwał” nagra­nia­mi pod­słu­cha­nych roz­mów dygni­ta­rzy PO, któ­re do WPROST tra­fi­ły za pośred­nic­twem Pio­tra Nisztora.

Powieść za 400 tys. zł cd.

W Inter­ne­cie zna­la­zły się frag­men­ty książ­ki o Janie Kul­czy­ku, któ­rą rze­ko­mo miał napi­sać Piotr Nisztor.

Przy­ta­czam kolej­ne frag­men­ty poni­żej (wcze­śniej­sze są tu), zastrze­ga­jąc jed­no­cze­śnie, że wszel­kie podo­bień­stwo do osób i wyda­rzeń jest przy­pad­ko­we, i nie bio­rę odpo­wie­dzial­no­ści za zacy­to­wa­ne poni­żej zda­rze­nia. Zapew­ne to fik­cja literacka.

Zaczerp­nię­te z pro­fi­lu FB Pitu Pitu.

Tak nie powin­no się pra­co­wać z żad­nym TW

Takie prze­ko­na­nie zosta­ło pod­da­ne jed­nak ostrej kry­ty­ce pra­wie dzie­więć lat póź­niej. Na począt­ku 1969 r. SB prze­pro­wa­dzi­ło wewnętrz­ną kon­tro­lę mate­ria­łów z tecz­ki TW Paweł” pod kątem spo­so­bu pra­cy z taj­nym współpracownikiem.
Według mate­ria­łów zacho­wa­nych w IPN nad­zór nad pra­cą funk­cjo­na­riu­szy SB z Kul­czy­kiem spra­wo­wał mjr M. Kola­szew­ski, zastęp­ca Naczel­ni­ka Wydzia­łu II SB KWMO w Bydgoszczy.
Ana­li­za wyko­na­na przez ppłk J. Górec­kie­go, Inspek­to­ra Kier. KWMO d.s. SB w Byd­gosz­czy, oka­za­ła się miaż­dżą­ca dla mjr Kolaszewskiego.

Zasta­no­wić się czy nie będzie z korzy­ścią dla pra­cy ope­ra­cyj­nej wszyst­kich jed­no­stek służ­by bez­pie­czeń­stwa podać do wia­do­mo­ści fak­ty /​ogólne/​jak nie nale­ży pra­co­wać z taj­ny­mi współpracownikami”

- czy­ta­my we wnio­skach z notat­ki służ­bo­wej doty­czą­cej ana­li­zy pra­cy funk­cjo­na­riusz SBTW Paweł”.

Fatal­na notat­ka z kry­ty­ką funk­cjo­na­riu­szy SB pro­wa­dzą­cych Kul­czy­ka tra­fi­ła na biur­ko Dyrek­to­ra Depar­ta­men­tu II. Mjr Kola­szew­ski w piśmie z 17 mar­ca 1969 r. pró­bo­wał wytłu­ma­czyć się ze sta­wia­nych zarzu­tów. Oprócz słusz­nych uwag natu­ry tech­nicz­nej, któ­re zosta­ły prze­ka­za­ne w notat­ce pokon­trol­nej, do nie­któ­rych punk­tów zmu­szo­ny jestem zło­żyć wyja­śnie­nia” – pisał ofi­cer SB.

Pró­bo­wał prze­ko­ny­wać, ze jed­nak uzy­ska­ne od Kul­czy­ka infor­ma­cje były istot­ne z punk­tu widze­nia dzia­łań służ­by. Pod­kre­ślił, że to wła­śnie z ini­cja­ty­wy SB biz­nes­men poważ­nie zaan­ga­żo­wał się w orga­ni­zo­wa­nie fir­my han­dlo­wej pol­sko-nie­miec­kiej na tere­nie Ber­li­na Zachodniego”.

Jakie ele­men­ty pra­cy z Kul­czy­kiem zosta­ły oce­nio­ne przez ppłk Górec­kie­go negatywnie?
Lita­nia błę­dów jest bar­dzo dłu­ga i zawie­ra się na dwu­na­stu stro­nach maszy­no­pi­su opa­trzo­nych datą 11 lute­go 1969 r.

(…) wystą­pi­ły nie­do­po­wie­dze­nia odno­śnie sytu­acji w jakich zapo­znał okre­ślo­ne oso­by, cha­rak­ter tych kon­tak­tów oraz kto i z jakie­go tytu­łu finan­so­wał jego uczęsz­cza­nie do atrak­cyj­nych loka­li roz­ryw­ko­wych na tere­nie Wied­nia. Tego rodza­ju i podob­ne bra­ki wystę­pu­ją w dal­szej pra­cy z taj­nym współpracownikiem”

- czy­ta­my w notatce.

Ppłk Górec­ki zwró­cił uwa­gę na ogrom­ny bała­gan w dokumentacji.

Tyl­ko zada­nie z dnia 9.08.1960 r. zosta­ło zatwier­dzo­ne przez wyż­sze­go prze­ło­żo­ne­go. Pozo­sta­łe prze­sy­ła­no do Wydzia­łu III Depar­ta­men­tu II MSW (…) wyjaz­dy taj­ne­go współ­pra­cow­ni­ka na teren NRF pod wzglę­dem zle­co­nych zadań nie były doku­men­to­wa­ne. Trud­no rów­nież zorien­to­wać się ile takich wyjaz­dów było faktycznie”.

Zwró­co­no rów­nież uwa­gę, że nie wszyst­kie infor­ma­cje prze­ka­zy­wa­ne przez Kul­czy­ka posia­da­ją udo­ku­men­to­wa­ny spo­sób ich wyko­rzy­sta­nia”. Może to więc ozna­czać, że mimo oce­nio­nych jako waż­ne infor­ma­cji, nie wyko­rzy­sta­no w ogó­le. Oprócz tego zwró­co­no uwa­gę, że prze­ka­zy­wa­ne przez Kul­czy­ka infor­ma­cje nie były weryfikowane.

Pozwo­li­ło to t.w. Na okre­ślo­ną dowol­ność w zdo­by­wa­niu mate­ria­łów inte­re­su­ją­cych służ­bę bez­pie­czeń­stwa”- pisze ppłk Górec­ki, jed­no­cze­śnie zwra­ca­jąc uwa­gę, że uwi­docz­nił się rów­nież brak szcze­ro­ści i obiek­tyw­no­ści w prze­ka­zy­wa­nych mate­ria­łach” przez Kulczyka. 

Przy­kła­dem jest prze­ka­za­nie SB infor­ma­cji na temat zna­jo­mo­ści z oby­wa­te­lem D” z Toru­nia, któ­ry miał zaku­pić czę­ści do VW. „[Kul­czyk] zazna­cza, że zna go jesz­cze sprzed woj­ny, kie­dy pro­wa­dził hur­tow­nię suro­wej weł­ny, a ob D” był jego dostaw­cą. Fak­tycz­nie t.w. W 1939 miał tyl­ko 14 lat – jaki to więc wła­ści­ciel hur­tow­ni” - pyta ana­li­zu­ją­cy tecz­kę TW Paweł” ofi­cer SB.

Jed­nym z głów­nym zarzu­tów ppłk Górec­kie­go jest lek­ce­wa­że­nie przez pro­wa­dzą­cych Kul­czy­ka, zain­te­re­so­wa­nia jego oso­bom obcych służb. W mate­ria­łach znaj­du­ją się bowiem, jak opi­su­je ofi­cer SB, tyl­ko ogól­ne infor­ma­cje na ten temat.

W pierw­szym przy­pad­ku osob­nik poda­ją­cy się za Leopol­da’ pro­po­no­wał rekla­mę i dostar­cze­nie dla kli­nik oku­li­stycz­nych w kra­ju /PRL/ sztucz­nych oczu ze szkła i pla­sti­ku. W dru­gim nato­miast w miej­scu sta­łe­go zamel­do­wa­nia /​kuzyn, dr praw/​pod jego nie­obec­ność zgło­sił się przed­sta­wi­ciel poli­cji poli­tycz­nej, któ­ry roz­py­ty­wał kuzy­na t.w. Jak się zacho­wu­je. W cza­sie obu­stron­nej wymia­ny zdań, kuzyn zapy­tał poli­cjan­ta jakie są zastrze­że­nia. Ten miał odpo­wie­dzieć, że ucho­dzi /t.w./ za Pola­ka-fana­ty­ka. Kuzyn miał wyja­śnić, że tak nie jest – ucho­dzi raczej za pro­sto­li­nij­ne­go Pola­ka” – pisze ppłk Górec­ki i stwierdza:

Wyda­je się, że mało praw­do­po­dob­ne, aby zain­te­re­so­wa­nia zachod­nio­nie­miec­kich orga­nów wywia­du i kontr­wy­wia­du skoń­czy­ły się na w/​w fak­tach. Tym bar­dziej, gdy uwzględ­ni się aktu­al­ne moż­li­wo­ści taj­ne­go współ­pra­cow­ni­ka, na tere­nie kra­ju, sto­pień oso­bi­ste­go zaan­ga­żo­wa­nia w trans­ak­cjach han­dlo­wych i osią­ga­nych korzy­ści materialnych”.

Ppłk Górec­ki wska­zy­wał też na inne błę­dy. W tym m.in. fakt bra­ku infor­ma­cji na temat wszyst­kich pod­mio­tów, jakie w Pol­sce repre­zen­tu­je Kulczyk.
Po raz pierw­szy w piśmie doku­men­tach SB poja­wi­ły się też oskar­że­nia, że Kul­czyk może łamać pra­wo. Cho­dzi­ło o kwe­stie zwią­za­ną z przy­wo­żo­ny­mi mu przez kie­row­ców jed­nej z nie­miec­kich firm paczek.

Prze­pro­wa­dzo­na w 1962 r. wyryw­ko­wa kon­tro­la cel­na wyka­zu­je, że trud­ni się on prze­my­tem. O fak­tach tych infor­mo­wa­li­śmy Was, pro­sząc jed­no­cze­śnie o poda­nie czy dzia­łal­ność jego (…) na tut. tere­nie jest sank­cjo­no­wa­na przez Wasz Wydział. Koniecz­nym było­by to dla tut. Wydzia­łu w związ­ku z pla­no­wa­ny­mi przed­się­wzię­cia­mi [zatrzy­ma­nia­mi? – aut.] Mimo kil­ka­krot­nych moni­tów tele­fo­nicz­nych w tej spra­wie, nie otrzy­ma­li­śmy dotych­czas wyja­śnie­nia. (…) zwró­ci­li­śmy się pismem z dnia 16.V.1962 r. o ode­bra­nie od nie­go wyja­śnień na inte­re­su­ją­ce nas tema­ty (…) Mimo dwóch moni­tów pisem­nych i kil­ku inter­wen­cji tele­fo­nicz­nych nie otrzy­ma­li­śmy do dziś odpo­wie­dzi. Nato­miast prze­ka­za­ne do Waszej dys­po­zy­cji infor­ma­cje dot. zacho­wa­nia się t.w. ps. Paweł’ na prze­strze­ni 1961 r. zosta­ły wobec nie­go ujawnione.”

Ppłk Górec­ki wyka­zał rów­nież, że pro­wa­dzą­cy Kul­czy­ka mimo próśb nie wyja­śni­li jego rela­cji z ofi­ce­rem LWP podej­rza­nym o han­del obcą walutą.

SB: Kul­czyk może być zachod­nio­nie­miec­kim szpiegiem

25 stycz­nia 2011 r. restau­ra­cja Bel­lview, miesz­czą­ca się na Sta­rym Mie­ście w Pozna­niu. To wła­śnie tu swo­je 85. uro­dzi­ny świę­to­wał Hen­ryk Kul­czyk. Wpraw­dzie wiek ten prze­kro­czył już dobre pół roku wcze­śniej, nie prze­szko­dzi­ło to zapro­szo­nym gościom odśpie­wać uro­dzi­no­we­go Sto lat”.

Pod­czas impre­zy Kul­czyk senior został też uho­no­ro­wa­ni zło­tym meda­lem Labor Omnia Vin­cit – Pra­ca wszyst­ko zwy­cię­ży”, jego syn Jan otrzy­mał medal srebr­ny. W cza­sie uro­czy­sto­ści nie bra­ko­wa­ło wspo­mnień i aneg­dot, któ­ry­mi dzie­lił się jubi­lat. Zdra­dził m.in., że trzy­krot­nie pro­po­no­wa­no mu przy­ję­cie nie­miec­kie­go oby­wa­tel­stwa, a on za każ­dym razem odmawiał.

Powód? – W cza­sie woj­ny byłem żoł­nie­rzem AK, wal­czy­łem z Niem­ca­mi. Nie wypa­da­ło mi więc przyj­mo­wać nie­miec­kie­go oby­wa­tel­stwa – wyjaśniał.

Hen­ryk Kul­czyk bar­dzo lubi opo­wia­dać o swo­jej służ­bie w AK oraz korzy­ściach, jakie Pol­ska osią­gnę­ła dzię­ki pro­wa­dzo­nym przez nie­go inte­re­som. Sta­ra się w cza­sie roz­mów przed­sta­wiać jako patrio­ta. Moc­no kon­tra­stu­je to jed­nak z zacho­wa­ny­mi doku­men­ta­mi SB.

Wyni­ka z nich, że funk­cjo­na­riu­sze bez­pie­ki już na prze­ło­mie lat 50. i 60. mie­li poważ­ne wąt­pli­wo­ści, czy Kul­czyk nie zdra­dził Ojczy­zny. Biz­nes­men był bowiem podej­rze­wa­ny o współ­pra­cę z zachod­nio­nie­miec­ki­mi taj­ny­mi służ­ba­mi. W tym m.in. Bun­de­sna­chrich­ten­dienst, czy­li Fede­ral­ną Służ­bą Wywia­dow­czą, lepiej zna­ną jako BND.

SB zda­wa­ła sobie spra­wę, że sze­ro­kie kon­tak­ty i zna­jo­mo­ści Kul­czy­ka zarów­no w kra­ju, jak i zagra­ni­cą zwró­cą uwa­gę taj­nych służb RFN.

(…) wywiad NRF może sta­rać się go wyko­rzy­stać jako łącz­ni­ka. Mię­dzy inny­mi prze­ma­wia za tym to, że Hen­ryk’ ma bar­dzo dobra opi­nię u władz NRF oraz oso­by, z któ­ry­mi pozo­sta­je dotych­czas w kon­tak­cie zaj­mu­ją odpo­wie­dzial­ne sta­no­wi­ska i funk­cje w NRF i mogą o nim wydać jak naj­lep­szą opinię”.

Jed­nak po raz pierw­szy cień podej­rzeń poja­wił się w poło­wie 1959 r. Z doku­men­tów SB wyni­ka, że bez­pie­ka 19.09.1959 r. roz­po­czę­ła pro­wa­dze­nie spra­wy ope­ra­cyj­ne­go spraw­dze­nia o kryp­to­ni­mie Kon­takt”.

Powo­dem wsz­czę­cia ope­ra­cji były dane agen­tu­ral­ne, ze figu­rant po powro­cie z NRF w stycz­niu 1959 r. stał się bar­dzo ruchli­wy.” Pocho­dzi­ły one naj­praw­do­po­dob­niej od tw Roman”, któ­ry utrzy­my­wał rela­cje z Kulczykiem.

W doku­men­tach funk­cjo­na­riu­sze PRL-owskich służb wska­zy­wa­li też, że zaczął on inte­re­so­wać się zagad­nie­nia­mi gospo­dar­czy­mi w sen­sie pozna­nia pro­duk­cji nie­któ­rych zakła­dów spe­cjal­nych”. Oprócz tego pod­kre­śla­no fakt utrzy­my­wa­nia przez nie­go kon­tak­tów z dyplo­ma­ta­mi obcych państw akre­dy­to­wa­ny­mi w War­sza­wie. Jed­nak przede wszyst­kim wąt­pli­wo­ści SB wzbu­dzi­ło jego spo­tka­nie na tere­nie Dar­ło­wa z Józe­fem Trzo­sem, agen­tem wywia­du niemieckiego.

Aby wyja­śnić wąt­pli­wo­ści, w ramach wsz­czę­tej spra­wy, SB zaczę­ła inwi­gi­lo­wać Kul­czy­ka. Było to jesz­cze pół­to­ra roku przed for­mal­nym zare­je­stro­wa­niem go jako taj­ne­go współpracownika.

Figu­rant [H.K. – aut.] (…) jest aktyw­nie roz­pra­co­wy­wa­ny przy pomo­cy sie­ci agen­tu­ral­nej /3 jednostki/​inwi­gi­la­cja kore­spon­den­cji, P.T. i obser­wa­cję zewnętrz­ną” – czy­ta­my w jed­nym z rapor­tów z tego okresu. 

SB nie zna­la­zła dowo­dów potwier­dza­ją­cych podej­rze­nia. Jed­nak mimo nie stwier­dze­nia dzia­łal­no­ści szpie­gow­skiej, mjr Wła­dy­sław Pożo­ga, ówcze­sny naczel­nik wydzia­łu II MSW pole­cił dal­sze roz­pra­co­wa­nie Kul­czy­ka. „(…) według nie­go [Kul­czyk] zaj­mu­je się dzia­łal­no­ścią wywiadowczą (…)”.

Nie pre­cy­zo­wał jed­nak na jakiej pod­sta­wie tak twier­dził. Doku­men­ty SB wska­zu­ją tyl­ko, że Pożo­dze podej­rza­ne wyda­ły się kon­tak­ty Kul­czy­ka pod­czas jego zagra­nicz­nych wyjaz­dów. W 1957 r. biz­nes­men był w Austrii i Cze­cho­sło­wa­cji w ramach orga­ni­zo­wa­nej przez Orbis” wyciecz­ki, z kolei pod koniec 1958 r. uczest­ni­czył w Tar­gach Lip­skich. Potem od lute­go do mar­ca prze­by­wał w Niem­czech odwie­dza­jąc rodzinę.

Bez­pie­ka zde­cy­do­wa­ła się na kon­fron­ta­cję i prze­pro­wa­dze­nie ofi­cjal­nej roz­mo­wy z Kul­czy­kiem. Funk­cjo­na­riu­sze SB na spo­tka­nie umó­wi­li się tele­fo­nicz­nie. Doszło do nie­go 26 mar­ca 1960 r. godzi­nie 11.00 w Hote­lu Polo­nia w Toru­niu. Z Kul­czy­kiem spo­tka­li się mjr Pożo­ga i por. E. Pod­po­ra, ofi­cer ope­ra­cyj­ny Wydzia­łu III Depar­ta­men­tu II. Funk­cjo­na­riu­sze nagra­li całą roz­mo­wę. Jaki mia­ła ona przebieg?

[Kul­czyk] przed­sta­wił się w świe­tle lojal­ne­go oby­wa­te­la PRL i patrio­ty w zro­zu­mie­niu drob­no­miesz­czań­skim oraz, że zawsze jest goto­wy do udzie­le­nia nam pomo­cy gdy będzie miał ku temu odpo­wied­nie moż­li­wo­ści (…) zale­ży [mu] bar­dzo, aby mieć jak naj­lep­szą opi­nię w oczach służ­by bez­pie­czeń­stwa co nie­jed­no­krot­nie pod­kre­ślał i w związ­ku z tym gotów jest udzie­lać nam pomo­cy. Nie mniej jed­nak z roz­mo­wy moż­na było wyczuć, iż zbyt głę­bo­ko nie chciał­by się anga­żo­wać z uwa­gi na wzglę­dy moral­ne i dobre imię kupca”

- czy­ta­my w rapor­cie ze spo­tka­nia z Kul­czy­kiem opra­co­wa­nym przez por. Podporę.

W doku­men­cie poja­wia się suge­stia, że infor­ma­cje prze­ka­za­ne przez biz­nes­me­na mogą być dla bez­pie­ki bar­dzo interesujące.

Tajem­ni­czy list i szy­lin­gi w kieszeni

Po roz­mo­wie SB zaczę­ła więc poważ­nie zasta­na­wiać się nad pozy­ska­niem Kul­czy­ka do współ­pra­cy, a w doku­men­tach okre­ślać go już jako kan­dy­da­ta na wer­bu­nek”. Dzia­ło się tak w cza­sie, gdy w dal­szym cią­gu ist­nia­ły wąt­pli­wo­ści co do jego dzia­łal­no­ści. Według por. Jana Bran­den­bur­ga, kie­row­ni­ka Gru­py III Wydzia­łu II Depar­ta­men­tu II MSW cho­dzi­ło m.in. o prze­mil­cze­nie przez Kul­czy­ka pod­czas roz­mo­wy z bez­pie­ką kil­ku istot­nych zda­rzeń – w tym ujaw­nie­nia swo­ich kon­tak­tów z nie­miec­kim przed­się­bior­cą Eri­chem Kerschus.

Pod­czas mar­co­wej roz­mo­wy z funk­cjo­na­riu­sza­mi bez­pie­ki biz­nes­men sta­rał się baga­te­li­zo­wać kon­tak­ty z Niem­cem. Stwier­dził, że zna go prak­tycz­nie tyl­ko z widze­nia i spo­tkał się z nim tyl­ko raz w kawiar­ni Krenc­le­ra. Nie powie­dział jed­nak nic o tajem­ni­czym liście, jaki w stycz­niu 1959 r. prze­ka­zał mu oso­bi­ście Ker­schus. To wła­śnie ta kwe­stia wzbu­dzi­ła poważ­ne podej­rze­nia SB.

Według bez­pie­ki nadaw­cą listu była oso­ba pod­pi­sa­na jako Jurek”. Z tre­ści listy wyni­ka­ło, że Jurek” był nie­daw­no w War­sza­wie, ale nie mógł się z nim skon­tak­to­wać. Dla­te­go też pozo­sta­wił ber­liń­ski numer tele­fo­nu (245504), pod któ­rym jest uchwyt­ny. SB, dla któ­rej treść listu wyda­wa­ła się wiel­ce podej­rza­na, zaczę­ła spraw­dzać opi­sa­ne w nim fak­ty. Usta­lo­no, że poda­ny numer nale­żał do zna­jo­me­go Kul­czy­ka o imie­niu Anto­ni, któ­re­go żona prze­by­wa­ła w tym cza­sie w War­sza­wie i mia­ła się spo­tkać z biznesmenem.

Wąt­pli­wo­ści SB wobec biz­nes­me­na spo­tę­go­wa­ło tyl­ko jego dziw­ne” zacho­wa­nie tuż przed wyjaz­dem do RFN. Kul­czyk miał bowiem ode­brać dla tajem­ni­cze­go Anto­nie­go dwie par­tie ksią­żek. Pierw­szą miał mu prze­ka­zać Józef Pie­czyń­ski, któ­re­go adres według doku­men­tów brzmiał: Dom Książ­ki Nowy Świat 61. Z kolei dru­gą par­tię mia­ło sta­no­wić 37 tomów ksią­żek Thie­ma Beche­ra. Kul­czyk miał je otrzy­mać od płk Gel­le­ra, zamiesz­ka­łe­go pod war­szaw­skim adre­sem ul. Dan­tysz­ka 16 m 2, tel. 82960.

Z uwa­gi na to, że treść tego listu mia­ła cha­rak­ter dość podej­rza­ny oraz same zle­ce­nia mia­ły tak­że cha­rak­ter budzą­cy podej­rze­nia przy dal­szych spo­tka­niach oko­licz­no­ści te nale­ża­ło­by do koń­ca wyjaśnić”
- czy­ta­my w wyko­na­nej przez SB ana­li­zie mar­co­wej roz­mo­wy z Kulczykiem. 

To nie były jed­nak wszyst­kie wąt­pli­wo­ści bez­pie­ki. SB zanie­po­ko­iły rela­cje Kul­czy­ka pod­czas wyciecz­ki w Austrii, o któ­rych nie poin­for­mo­wał pod­czas mar­co­wej roz­mo­wy funk­cjo­na­riu­szy SB. Cho­dzi­ło przede wszyst­kim o jego rela­cje z męż­czy­zną o imie­niu Sta­szek. Zwró­cił na nie uwa­gę taj­ny współ­pra­cow­nik SB o pseu­do­ni­mie Cze­sław”, naj­praw­do­po­dob­niej jed­ne­go z wyciecz­ko­wi­czów, któ­rzy podob­nie jak Kul­czyk wraz z Orbi­sem posta­no­wi­li zwie­dzić Austrię.

Doniósł on, że pod­czas poby­tu biz­nes­men spo­tkał się ze Stasz­kiem w restau­ra­cji Gie­zing. Potem przy­sia­dło się do nich trzech męż­czyzn oraz oko­ło trzy­dzie­sto­let­nia kobie­ta. Według TW Cze­sław” następ­ne­go dnia po spo­tka­niu Kul­czyk posia­dał więk­szą ilość szy­lin­gów. Miał tłu­ma­czyć się wyciecz­ko­wi­czom, że otrzy­ma­ne pie­nią­dze ma zwró­cić w pol­skie walu­cie jed­ne­mu ze zna­jo­mym. SB zwró­ci­ło uwa­gę, że na prze­ło­mie 19571958 jeden z męż­czyzn, z któ­ry­mi Kul­czyk spo­tkał się w restau­ra­cji Gie­zing odwie­dził go w Bydgoszczy.

Osta­tecz­nie spra­wa o kryp­to­ni­mie Kon­takt” zosta­ła zakończona.

W wyni­ku sto­so­wa­nia róż­nych przed­się­wzięć ope­ra­cyj­nych nie zdo­ła­no stwier­dzić, aby figu­rant zaan­ga­żo­wa­ny był do dzia­łal­no­ści szpie­gow­skiej. Podej­rze­nia któ­re były pod­sta­wą wsz­czę­cia roz­pra­co­wa­nia zosta­ły cał­ko­wi­cie wyja­śnio­ne” - czy­ta­my w jed­nym z doku­men­tów SB1960 r.

Takie sta­no­wi­sko bez­pie­ki może dzi­wić. Wpraw­dzie fak­tycz­nie wśród zacho­wa­nych w IPN doku­men­tów nie ma żad­ne­go, któ­ry potwier­dzał­by fakt współ­pra­cy biz­nes­me­na z BND, ale nie ma też mate­ria­łów, któ­re wyja­śniał­by fak­tycz­ny cel pod­da­wa­nych wcze­śniej w wąt­pli­wość dzia­łań Kulczyka.

Dla­cze­go więc bez­pie­ka zamknę­ła spra­wę twier­dząc, że wszel­kie podej­rze­nia zosta­ły wyja­śnio­ne? Być może funk­cjo­na­riu­sze bez­pie­ki doszli do wnio­sku, że Kul­czyk może być dla nich infor­ma­cyj­ną żyłą zło­ta – był mło­dy, inte­li­gent­ny i posia­dał sze­ro­kie kon­tak­ty zarów­no w kra­ju i zagranicą.

Jakie gór­nic­two, takie bez­pie­czeń­stwo” energetyczne

Nie­opo­dal domów w Cheł­mie Ślą­skim, nie­wiel­kiej miej­sco­wo­ści w pobli­żu Kato­wic, leni­wie pły­nie rze­ka Prze­msza. Miesz­kań­cy jed­nak nie podzi­wia­ją kra­jo­bra­zu, ale ze stra­chem patrzą na zachmu­rzo­ne nie­bo i pada­ją­cy deszcz. Powo­li prze­ko­nu­ją się, że jak pisał Maja­kow­ski Jed­nost­ka – zerem, jed­nost­ka – bzdu­rą”. Przy­naj­mniej dla węglo­wych baro­nów” z resor­tu górnictwa.

Strach jest wciąż obec­ny, bo przez szko­dy gór­ni­cze wywo­ła­ne wydo­by­ciem węgla, pro­wa­dzo­ne przez kopal­nię Piast” pół kilo­me­tra pod zie­mią, bez­po­śred­nio pod ich doma­mi, w każ­dej chwi­li miesz­kań­com gro­zi powódź. Podob­na, jak czte­ry lata temu.

Kie­dyś ich domy poło­żo­ne były na wznie­sie­niu i nie zagra­ża­ła im woda stu­let­nia Prze­mszy. Dla wyja­śnie­nia – wodą stu­let­nią” hydro­lo­dzy nazy­wa­ją taką, któ­rej ryzy­ko wystą­pie­nia w danym roku wyno­si 1 pro­cent. Ina­czej mówiąc, powta­rza się ona prze­cięt­nie raz na sto lat.

Dzi­siaj w wyni­ku obni­że­nia tere­nu po eks­plo­ata­cji węgla, rze­ka bez­po­śred­nio zagra­ża całej miej­sco­wo­ści. Miesz­kań­cy dziel­ni­cy Cheł­ma Ślą­skie­go – Chełm Mały, z prze­ra­że­niem i nie­do­wie­rza­niem wpa­tru­ją się w opu­bli­ko­wa­ne w 2013 r. mapy zagro­że­nia powo­dzio­we­go, z któ­rych jasno wyni­ka, że kil­ka­dzie­siąt domów będą­cych ich wła­sno­ścią może zna­leźć się pod wodą, głę­bo­ką miej­sca­mi na 4 metry. Nie są głu­pi i naiw­ni, widzą, że do tra­ge­dii doj­dzie na pew­no – nie tyl­ko raz na sto lat, ale być może raz na dzie­sięć. A może i częściej.
Zagrożenie_Myslowice_-_Chelm_Slaski

Kopal­nia Piast”, nadal eks­plo­atu­ją­ca węgiel pod miej­sco­wo­ścią, jest chlu­bą Kom­pa­nii Węglo­wej SA, naj­więk­sza fir­ma węglo­wa w Euro­pie. Naj­gor­szy zakład KW SA wydo­by­wa węgiel po 378 zł za tonę, a naj­bar­dziej efek­tyw­ny – po 205. Spół­ka nie pro­wa­dzi jed­nak roz­po­zna­nia zagro­że­nia powo­dzio­we­go i nie napra­wia powsta­łych w tym zakre­sie szkód. Być może oszczę­dza. Nie wypła­ci­ła nawet odszko­do­wań za powódź z 2010 roku w Cheł­mie Małym twier­dząc, że to nie jej wina!

Poszko­do­wa­ni (ich nazwi­ska w posia­da­niu auto­ra) zada­ją sobie pro­ste pytania:

Jak moż­na postę­po­wać w tak bar­ba­rzyń­ski spo­sób? W jakiej rze­czy­wi­sto­ści żyje­my? W imię jakich sza­lo­nych idei pań­stwo pol­skie ogra­bia nas z dorob­ku całe­go życia lub nawet kil­ku pokoleń?

Miesz­kań­cy wie­dzą już, że zgod­nie z Pra­wem wod­nym ich nie­ru­cho­mo­ści, zagro­żo­ne bez­po­śred­nio powo­dzią, nie nada­ją się w żad­nym wypad­ku do zamiesz­ka­nia. Że nie mają więk­szych szans nawet na ich ubez­pie­cze­nie, bo żaden ubez­pie­czy­ciel nie zary­zy­ku­je wyda­nia poli­sy. Wie­dzą też, że spro­wa­dze­nie bez­po­śred­nie­go nie­bez­pie­czeń­stwa zda­rze­nia zale­wu jest przestępstwem.

Żalą się, i piszą listy.

- Od dwóch lat wysy­ła­my wnio­ski do Pre­ze­sa Kom­pa­nii Węglo­wej, Pre­ze­sa Wyż­sze­go Urzę­du Gór­ni­cze­go i Mini­stra Śro­do­wi­ska w spra­wie powstrzy­ma­nia nie­zgod­nej z pra­wem dzia­łal­no­ści Kom­pa­nii Węglo­wej - mówią.

- Wysła­li­śmy nawet list do Pre­mie­ra Tuska.Bez jakie­go­kol­wiek rezultatu.Wymieniamy szcze­gó­ło­wo prze­pi­sy Pra­wa wod­ne­go, Pra­wa geo­lo­gicz­ne­go i gór­ni­cze­go, któ­re naru­szo­no przy wyda­niu kon­ce­sji na wydo­by­wa­nie węgla lub przy zatwier­dze­niu pla­nów ruchu kopal­ni. A otrzy­mu­je­my, i to nie zawsze, odpo­wie­dzi, że wszyst­ko jest w jak naj­lep­szym porząd­ku. Cza­sa­mi mamy wra­że­nie, że urzęd­nik po dru­giej stro­nie nie zna prze­pi­sów pra­wa lub z bli­żej nie­okre­ślo­nych przy­czyn nie chce ich znać. Bo jak może być zgod­ne z pra­wem spo­wo­do­wa­nie kata­stro­fy zale­wu kil­ku­dzie­się­ciu domów? Jakie prze­pi­sy pra­wa zezwa­la­ją na spro­wa­dze­nie bez­po­śred­nie­go nie­bez­pie­czeń­stwa zda­rze­nia zagra­ża­ją­ce­go życiu i zdro­wiu wie­lu ludzi w naj­wyż­szym stop­niu? – zalew na 4 metry zgod­nie z roz­po­rzą­dze­niem w spra­wie opra­co­wa­nia map zagro­że­nia i ryzy­ka powo­dzio­we­go jest takim zagrożeniem
doda­ją moi rozmówcy.

W koń­cu o nie­do­peł­nie­niu obo­wiąz­ków przez dyrek­to­ra kopal­ni Piast” oraz Dyrek­to­ra Okrę­go­we­go Urzę­du Gór­ni­cze­go w Kato­wi­cach poszko­do­wa­ni powia­do­mi­li prokuratora.

Kil­ka dni temu wysła­li też pismo do Pro­ku­ra­to­ra Gene­ral­ne­go, z proś­bą aby wziął udział w postę­po­wa­niu admi­ni­stra­cyj­nym doty­czą­cym wyda­nia przez Mini­stra Śro­do­wi­ska decy­zji wstrzy­mu­ją­cej dzia­łal­ność wydo­byw­czą Kom­pa­nii Węglo­wej S.A. Oddział KWK Piast” w Bie­ru­niu. Mini­ster­stwo Śro­do­wi­ska od ponad tygo­dnia nie odpo­wie­dzia­ło na prze­sła­ne mailem pytania.

Jak się oka­za­ło, kopal­nia nie posia­da nawet opi­nii orga­nu odpo­wie­dzial­ne­go za utrzy­ma­nie wód oraz uzgod­nie­nia z orga­nem wła­ści­wym do wyda­nia pozwo­le­nia wod­no­praw­ne­go, któ­re są wyma­ga­ne zgod­nie z Pra­wem geo­lo­gicz­nym i gór­ni­czym. Owe uzgod­nie­nia, któ­rych nie ma są nie­zbęd­ne do udzie­le­nia kon­ce­sji na eks­plo­ata­cję węgla z obsza­rów nara­żo­nych na nie­bez­pie­czeń­stwo powo­dzi. Jest to skan­dal i drwie­nie z prze­pi­sów. Moż­na zary­zy­ko­wać tezę, że kon­ce­sja na wydo­by­cie węgla przez kopal­nię Piast” zosta­ła wyda­na z naru­sze­niem prawa.

Miesz­kań­cy Cheł­ma Ślą­skie­go wysła­li skar­gę do Komi­sji Euro­pej­skiej o tole­ro­wa­nie przez Rzecz­po­spo­li­tą Pol­ską prak­tyk rażą­co naru­sza­ją­cych dyrek­ty­wę powodziową.

Czas poka­że, czy o bez­pie­czeń­stwie” ener­ge­tycz­nym kra­ju nadal będzie decy­do­wać wyłącz­nie lob­by węglo­we i jego aro­gan­cja wobec obo­wią­zu­ją­ce­go prawa.

O czym roz­ma­wia­li Romek, Janek i Piotrek?

Jeże­li nie jeste­ście znu­dze­ni wycie­ka­mi nagrań z pod­słu­chów, oto kolej­na por­cja Wprost tapes”. 

Tym razem nagra­nie spo­tka­nia Roma­na Gier­ty­cha z Janem Piń­skim i Pio­trem Nisz­to­rem, doko­na­ne w 2011 r. przez tego ostat­nie­go dzien­ni­ka­rza (?). Spo­tka­nie nie trwa­ło dłu­go, jed­nak jestem pod wra­że­niem. Każ­dy z bie­siad­ni­ków – jak wyni­ka z rela­cji uczest­ni­ków tegoż towa­rzy­skie­go spo­tka­nia – wchło­nął po 0,75 litra wódki.
Rosyjskiej?