Komu prze­szka­dza IPN w Katowicach?

Wła­ści­wie nie powin­na mnie dzi­wić ani reto­ry­ka, ani spoj­rze­nie na pol­ską histo­rię i Insty­tut Pamię­ci Naro­do­wej, pre­zen­to­wa­ne na łamach Dzien­ni­ka Zachod­nie­go. To cza­so­pi­smo jest wyda­wa­ne przez Pol­ska­pres­se, któ­ra jest z kolei czę­ścią nie­miec­kie­go kon­cer­nu medial­ne­go Ver­lags­grup­pe Pas­sau. To widać i czuć na łamach.

Chy­ba żad­na z dymi­sji nie wzbu­dzi­ła ostat­nio w Kato­wi­cach i regio­nie takich emo­cji, jak odwo­ła­nie dyrek­to­ra kato­wic­kie­go Oddzia­łu Insty­tu­tu Pamię­ci Naro­do­wej Andrze­ja Dro­go­nia. Suwe­ren­na decy­zja pre­ze­sa IPN sta­ła się pożyw­ką dla roz­ma­itych spe­ku­la­cji i – co czę­ste w przy­pad­ku, kie­dy mowa jest o tej insty­tu­cji – dała asumpt prze­ciw­ni­kom ist­nie­nia Insty­tu­tu. Nawia­sem mówiąc tak­że dr Dro­goń przy­czy­nił się tro­chę do wywo­ła­nia szu­mu medial­ne­go wokół jego zwol­nie­nia, udzie­la­jąc na pra­wo i lewo wywiadów.

W pią­tek, 4 lip­ca na łamach regio­nal­nej gaze­ty Pol­ska Dzien­nik Zachod­ni”, podob­no jed­ne­go z naj­po­czyt­niej­szych (nie nale­ży tego mylić z opi­nio­twór­czo­ścią) dzien­ni­ków w woje­wódz­twie ślą­skim wyda­wa­ne­go przez spół­kę Pol­ska­pres­se (spół­ka-cór­ka nie­miec­kie­go kon­cer­nu Ver­lags­grup­pe Pas­sa­au), uka­zał się arty­kuł pió­ra Tere­sy Semik pod zaska­ku­ją­cym tytu­łem Czy IPN słu­ży jesz­cze demokracji?”

Autor­ka, któ­ra w innych swo­ich tek­stach oscy­lu­je pomię­dzy sza­cun­kiem dla ofiar pacy­fi­ka­cji ślą­skich kopalń w grud­niu 1981 r., a admi­ra­cją dla komu­ni­stycz­ne­go woje­wo­dy Jerze­go Zięt­ka, tym razem uzna­ła, że Oddział IPN w Kato­wi­cach zasłu­gu­je na suro­wą oce­nę i nie omiesz­ka­ła dopu­ścić do gło­su jego krytyków.

Już lead, czy­li pierw­szy aka­pit arty­ku­łu, wpro­wa­dza­ją­cy w zagad­nie­nie, poda­ją­cy w skró­cie naj­istot­niej­sze infor­ma­cje, a czę­sto tak­że i kon­klu­zje, zawie­ra zda­nie z wypo­wie­dzi posła SLD Zbysz­ka Zabo­row­skie­go, któ­ry w tonie cha­rak­te­ry­stycz­nym dla człon­ków tej for­ma­cji bez­ce­re­mo­nial­nie orze­ka: To Insty­tut Pro­pa­go­wa­nia Nie­na­wi­ści, powi­nien być zlikwidowany”. 

Trud­no zresz­tą wyma­gać od posła Zabo­row­skie­go, pry­wat­nie skąd­inąd inte­li­gent­ne­go czło­wie­ka, sym­pa­tii do IPN. Co rusz jakiś jego zna­jo­my oka­zu­je się kłam­cą lustra­cyj­nym lub jego agen­tu­ral­na prze­szłość zosta­ła ujaw­nio­na przez histo­ry­ków czy pro­ku­ra­to­rów IPN.

Moż­na jedy­nie żało­wać, że pani Semik nie poku­si­ła się, by się­gnąć głę­biej do życio­ry­su czło­wie­ka, któ­re­mu tak chęt­nie udzie­li­ła gło­su. Może sta­ra się być dobrze wycho­wa­na, i brzy­dzi się wery­fi­ka­cją życio­ry­sów cyto­wa­nych autorytetów?

Przy­wią­za­ny do legi­ty­ma­cji PZPR

Zby­szek (a w zasa­dzie Zbi­gniew) Zabo­row­ski zbyt wie­le zawdzię­cza sys­te­mo­wi komu­ni­stycz­ne­mu, by być jego kry­ty­kiem, tak w prze­szło­ści, jak i obec­nie. W latach 19771982 prze­wod­ni­czył Socja­li­stycz­ne­mu Związ­ko­wi Stu­den­tów Pol­skich na Uni­wer­sy­te­cie Ślą­skim. Kie­dy w 1980 r. powsta­wa­ło Nie­za­leż­ne Zrze­sze­nie Stu­den­tów, był już człon­kiem PZPR.

Nie rzu­cił legi­ty­ma­cją par­tyj­ną, gdy bez­par­tyj­ny prof. August Cheł­kow­ski został we wrze­śniu 1981 r. rek­to­rem uczel­ni, ani też kie­dy czte­ry mie­sią­ce póź­niej ten­że Cheł­kow­ski został inter­no­wa­ny, a w Kato­wi­cach na kopal­ni Wujek” doszło do masa­kry gór­ni­ków straj­ku­ją­cych w pro­te­ście prze­ciw ogło­sze­niu sta­nu wojennego.

Zabo­row­ski być może wie­dział, że zgod­nie z wytycz­ny­mi Komi­te­tu Woje­wódz­kie­go PZPR karie­rę na Wydzia­le Nauk Spo­łecz­nych po wpro­wa­dze­niu sta­nu wojen­ne­go mogli kon­ty­nu­ować wyłącz­nie zaufa­ni towa­rzy­sze”. Kie­dy w 1982 r. z uczel­ni zwal­nia­no ele­ment reak­cyj­ny i kle­ry­kal­ny”, Zabo­row­ski został pra­cow­ni­kiem nauko­wo-dydak­tycz­nym . Par­tii pozo­stał wier­ny do końca.

Nie poże­gnał się z nią nawet po wybo­rach czerw­co­wych, latem 1989 r. kie­dy to uczel­nia­na orga­ni­za­cja PZPR stra­ci­ła więk­szość swo­ich człon­ków. On prze­ciw­nie – dora­biał na eta­cie w Wydzia­le Nauki, Edu­ka­cji i Kul­tu­ry Komi­te­tu Woje­wódz­kie­go PZPR w Kato­wi­cach. Był jed­nym z lide­rów Ruchu 8 Lip­ca” na Gór­nym Ślą­sku, frak­cji w łonie par­tii komu­ni­stycz­nej, powsta­łej z ini­cja­ty­wy libe­ral­nej” czę­ści człon­ków PZPR po klę­sce wybor­czej w czerw­cu 1989 r. Zaan­ga­żo­wa­ny w budo­wę par­tii post­ko­mu­ni­stycz­nej w 1990 r. został sekre­ta­rzem Woje­wódz­kie­go Komi­te­tu Wyko­naw­cze­go SdRP w Kato­wi­cach, co już w wol­nej Pol­sce otwo­rzy­ło dro­gę dal­szej kariery.

Zabo­row­ski obra­ża histo­ry­ków z IPN, mówiąc, że Histo­rią naj­now­szą powin­ni zająć się poważ­ni histo­ry­cy, a nie z zacią­gu PiS-owskie­go” i oskar­ża­jąc Insty­tut o zbyt­nie upo­li­tycz­nie­nie. Wypo­wia­da te sło­wa czło­wiek, któ­ry w latach osiem­dzie­sią­tych był pra­cow­ni­kiem Zakła­du Mię­dzy­na­ro­do­wych Sto­sun­ków Poli­tycz­nych XX wie­ku na Uni­wer­sy­te­cie Ślą­skim, gdzie bada­nia pro­wa­dzo­no w opar­ciu o mark­si­stow­ską meto­do­lo­gię i wytycz­ne pły­ną­ce z takich pla­có­wek jak Aka­de­mia Nauk Spo­łecz­nych przy KC PZPR.

Żaden z histo­ry­ków zatrud­nio­nych w kato­wic­kim IPN nie jest – i w momen­cie przyj­mo­wa­nia do pra­cy nie był – człon­kiem jakie­kol­wiek par­tii poli­tycz­nej. Zarzut o upo­li­tycz­nie­nie w ustach czło­wie­ka, któ­ry w okre­sie kie­dy parał się pra­cą nauko­wą był człon­kiem par­tii komu­ni­stycz­nej, to nie tyl­ko smut­ny żart, ale brak inte­lek­tu­al­nej (?) uczci­wo­ści ze stro­ny autor­ki arty­ku­łu, któ­ra powin­na zadać sobie wię­cej tru­du w pozna­niu ście­żek karie­ry swo­je­go rozmówcy.

Bada­niem naj­now­szej histo­rii Pol­ski powin­ni się zająć poważ­ni histo­ry­cy, a nie pro­pa­gan­dy­ści. Na wszyst­kich uni­wer­sy­te­tach mamy insty­tu­ty histo­rii, mamy Pol­ską Aka­de­mię Nauk” – po raz kolej­ny obra­ża histo­ry­ków zatrud­nio­nych w IPN Zabo­row­ski, co znów skrzęt­nie i bez­re­flek­syj­nie przy­ta­cza dzien­ni­kar­ka Dzien­ni­ka Zachodniego”.

War­to w tym miej­scu przy­po­mnieć, że więk­szość pra­cow­ni­ków Biu­ra Edu­ka­cji Publicz­nej IPN w Kato­wi­cach posia­da sto­pień nauko­wy dok­to­ra nauk huma­ni­stycz­nych w dzie­dzi­nie histo­rii, któ­ry nada­wa­ny jest wyłącz­nie przez wydzia­ły szkół wyż­szych i nie­któ­re pla­ców­ki nauko­we, w dro­dze prze­wo­du dok­tor­skie­go tyl­ko tej oso­bie, któ­ra, zda­ła egza­mi­ny dok­tor­skie i obro­ni­ła roz­pra­wę doktorską.

Sko­ro – zda­niem posła Zabo­row­skie­go – posia­da­cze takie­go tytu­łu nie są poważ­ny­mi histo­ry­ka­mi”, a pro­pa­gan­dy­sta­mi, to powi­nien mieć pre­ten­sje do tych uczel­ni, któ­re potwier­dzi­ły ich obec­ność w świe­cie nauki pol­skiej. To wła­śnie powy­żej przy­to­czo­ne wypo­wie­dzi posła Zabo­row­skie­go, a nie publi­ka­cje pra­cow­ni­ków kato­wic­kie­go IPN, są przy­kła­dem nie­uczci­wej poli­tycz­nej pro­pa­gan­dy, upra­wia­nej na prze­kór oczy­wi­stym faktom.

Pra­ce nauko­we histo­ry­ków Insty­tu­tu powin­ny być i są oce­nia­ne przez innych naukow­ców, spe­cja­li­stów w danej dzie­dzi­nie i to na ich recen­zjach, a nie wynu­rze­niach post­ko­mu­ni­stycz­ne­go poli­ty­ka, powin­na oprzeć się Tere­sa Semik. Wyma­ga­ło­by to jed­nak być może wie­lo­go­dzin­nej wizy­ty w biblio­te­ce, cze­go nie moż­na powie­dzieć o roz­mo­wie z posłem, do któ­rej wystar­czy odro­bi­na chę­ci i życz­li­wie prze­ka­za­ny numer telefonu.

Pro­fe­sor wie pra­wie wszystko

Dru­gi z jej roz­mów­ców, histo­ryk z Uni­wer­sy­te­tu Ślą­skie­go prof. Zyg­munt Woź­nicz­ka, czę­ścio­wo sta­je po stro­nie IPN, choć nie brak i w tym przy­pad­ku bez­pod­staw­ne­go przy­ty­ku, że (cytat): Publi­ka­cje IPN czę­sto nie są kon­fron­to­wa­ne z inny­mi źró­dła­mi i wie­le jest ska­żo­nych wyłącz­nie esbec­kim spoj­rze­niem”. Tro­chę to dziw­ne podej­ście bio­rąc pod uwa­gę, że pro­fe­sor był w 2010 r. człon­kiem Spo­łecz­ne­go Komi­te­tu Popar­cia Jaro­sła­wa Kaczyńskiego.

Moż­na tyl­ko żało­wać, że było nie było habi­li­to­wa­ny pra­cow­nik nauki nie zadał sobie tru­du, by dokład­nie przej­rzeć mono­gra­fie i arty­ku­ły histo­ry­ków z kato­wic­kie­go Oddzia­łu Insty­tu­tu, cho­ciaż­by takich auto­rów jak dr Adam Dziu­ba, dr Bogu­sław Tracz czy Seba­stian Rosen­baum, któ­rzy pisząc o upad­ku sys­te­mu komu­ni­stycz­ne­go, straj­kach w 1988 r. czy wybo­rach w 1989 r. opie­ra­li się na wyni­kach kwe­rend archi­wal­nych zarów­no w IPN, jak i w Archi­wum Pań­stwo­wym w Kato­wi­cach, Archi­wum Akt Nowych w War­sza­wie, innych archi­wach lokal­nych oraz prasie.

Podob­nie fun­da­men­tal­ne opra­co­wa­nia o sto­sun­ku władz pań­stwo­wych do kościo­ła kato­lic­kie­go dr Łucji Marek i dr hab. Ada­ma Dziu­ro­ka, rów­nież opar­te na sze­ro­kiej kwe­ren­dzie źró­dło­wej. Twier­dze­nie, że ich pra­ce zosta­ły ska­żo­ne wyłącz­nie esbec­kim spoj­rze­niem”, mija się z praw­dą czy­li jest zwy­czaj­nym kłam­stwem, co Tere­sa Semik powin­na wychwy­cić kon­stru­ując swój tekst, a nie opie­rać się na auto­ry­te­cie prof. Woź­nicz­ki, nota bene nie cie­szą­ce­go się w śro­do­wi­sku zawo­do­wych histo­ry­ków szcze­gól­ną atencją.

Wszyst­ko wska­zu­je na to, że autor­ka rów­nież nie zapo­zna­ła się publi­ka­cja­mi pra­cow­ni­ków refe­ra­tu nauko­we­go Biu­ra Edu­ka­cji Publicz­nej IPN w Kato­wi­cach, a szko­da. Woź­nicz­ka ma zresz­tą pra­wo nie lubić Insty­tu­tu Pamię­ci Naro­do­wej. Podob­nie jak więk­szość kato­wic­kich histo­ry­ków z jego poko­le­nia oddał w swo­im cza­sie try­but socja­li­stycz­nej huma­ni­sty­ce, pisząc dyser­ta­cję dok­tor­ską o Ruchu Obroń­ców Poko­ju w Pol­sce w latach 19481974, któ­rą obro­nił w 1984 r.

Pro­mo­to­rem pra­cy dok­tor­skiej Z. Woź­nicz­ki był towa­rzysz Andrzej Wer­blan, któ­ry oprócz zaj­mo­wa­nia kate­dry pro­fe­sor­skiej na , był rów­nież redak­to­rem naczel­nym komu­ni­stycz­ne­go pisma ide­olo­gicz­ne­go Nowe Dro­gi” i dyrek­to­rem Insty­tu­tu Pod­sta­wo­wych Pro­ble­mów Mark­si­zmu-Leni­ni­zmu Komi­te­tu Cen­tral­ne­go PZPR.

W wol­nej Pol­sce Zyg­munt Woź­nicz­ka porzu­cił swo­je nie­daw­ne pasje badaw­cze i jako jeden z pierw­szych w kato­wic­kim śro­do­wi­sku nauko­wym poświę­cił się odkry­wa­niu tzw. bia­łych plam. Chwa­ła mu za to.

Jed­nak wyda­na prze­zeń w 1992 r. mono­gra­fia Zrze­sze­nia Wol­ność i Nie­za­wi­słość” zosta­ła kry­tycz­nie przy­ję­ta przez część recen­zen­tów, któ­rzy zarzu­ci­li mu m.in. popeł­nie­nie pla­gia­tu z arty­ku­łu Janu­sza Kur­ty­ki oraz nie­pu­bli­ko­wa­nej roz­pra­wy dok­tor­skiej Toma­sza Honkisza.

Dobry histo­ryk to pokor­ny historyk

Nale­ży oddać uczci­wość, że autor­ka arty­ku­łu dopusz­cza do gło­su histo­ry­ków bro­nią­cych dorob­ku IPN – dr Andrze­ja Krzy­sty­nia­ka i dr Jac­ka Kur­ka. Sęk w tym, że pierw­szy z nich nie ma jesz­cze znacz­niej­sze­go dorob­ku nauko­we­go, a dru­gi nie zaj­mo­wał się w swo­ich bada­niach sys­te­ma­mi tota­li­tar­ny­mi i dzie­ja­mi PRL. Ten ostat­ni znów nie­po­trzeb­nie powta­rza jak man­trę argu­ment o upo­li­tycz­nie­niu IPN.

Bada­cze dzie­jów naj­now­szych zwią­za­ni z Uni­wer­sy­te­tem Ślą­skim w Kato­wi­cach bez wąt­pie­nia mają pro­blem z kato­wic­kim Oddzia­łem IPN. Z jed­nej stro­ny uczci­wość inte­lek­tu­al­na nie pozwa­la im potę­pić w czam­buł czy przejść obo­jęt­nie obok dorob­ku nauko­we­go pra­cow­ni­ków Insty­tu­tu, z dru­giej zaś więk­szość z nich ma za sobą heglow­skie uką­sze­nie”, o któ­rym dziś nie­chęt­nie wspo­mi­na­ją w swo­ich ofi­cjal­nych życiorysach.

Rów­nież doro­bek nauko­wy i ilość publi­ka­cji poświę­co­nych histo­rii naj­now­szej po 1945 r., zwłasz­cza dzie­jom PRL, któ­re wyszły spod pió­ra histo­ry­ków z Uni­wer­sy­te­tu Ślą­skie­go są wię­cej niż skrom­ne. Co praw­da kie­dy w 1992 r. reor­ga­ni­zo­wa­no struk­tu­rę Insty­tu­tu Histo­rii powstał Zakład Histo­rii Naj­now­szej po 1945 roku, jed­nak do 2012 r. jego sze­fem był Andrzej Topol, autor m.in. wyjąt­ko­wo zide­olo­gi­zo­wa­ne­go skryp­tu Głów­ne pro­ble­my roz­wo­ju poli­tycz­ne­go Pol­skiej Rze­czy­po­spo­li­tej Ludo­wej”, któ­ry od 1979 r. sta­no­wił dla stu­den­tów pod­sta­wę mate­ria­łu do egza­mi­nów z histo­rii powo­jen­nej Pol­ski na histo­rii i naukach politycznych.

Z róż­nych wzglę­dów prof. Topol nie był zapew­ne zain­te­re­so­wa­ny, by w jego zakła­dzie były pro­wa­dzo­ne jakieś sze­ro­ko zakro­jo­ne bada­nia nad regio­nem w cza­sach PRL. Być może klu­czem do całe­go pro­ble­mu lokal­nych, kato­wic­kich elit z Insty­tu­tem, jak i w ogó­le z sze­ro­ko poję­tą deko­mu­ni­za­cją, jest wła­śnie ich oso­bi­ste – zawo­do­we i towa­rzy­skie – uwi­kła­nie w tam­ten system?

Redak­tor­ka – księgowa

Tere­sa Semik nie omiesz­ka­ła wyto­czyć dział prze­ciw­ko IPN w posta­ci argu­men­tów finan­so­wych. Sza­fu­je licz­ba­mi, chcąc udo­wod­nić, że Insty­tut pochła­nia zbyt dużo środ­ków, a mię­dzy wier­sza­mi moż­na wyczy­tać, że są to w zasa­dzie pie­nią­dze zmar­no­wa­ne. Zaraz potem znów przy­wo­łu­je Zbysz­ka Zabo­row­skie­go, któ­ry prze­ko­nu­je expres­sis ver­bis, że IPN nie słu­ży demo­kra­cji”.

Na szczę­ście jest to pry­wat­ne zda­nie pana posła, któ­ry widać ma inne poję­cie demo­kra­cji, niż to przyj­mo­wa­ne w świe­cie zachod­niej kul­tu­ry poli­tycz­nej. Być może bliż­sza jest mu wciąż demo­kra­cja ludo­wa” albo demo­kra­cja typu leni­now­skie­go” z jej cen­tra­li­zmem demo­kra­tycz­nym i rze­ko­mym ludowładztwem?

Nie wia­do­mo, dla­cze­go dr Krzy­sty­niak, uwa­ża, że ofen­sy­wa praw­dy w ostat­nich latach znacz­nie jed­nak stra­ci­ła impet”, a Insty­tut stał się zbyt her­me­tycz­ny”. Ilość ksią­żek i ini­cja­tyw podej­mo­wa­nych tyl­ko w cią­gu ubie­głych dwóch-trzech lat prze­czy tym twier­dze­niom. Oddział IPN w Kato­wi­cach jako jedy­ny w Pol­sce wyda­je od dwóch lat wła­sne cza­so­pi­smo poświę­co­ne histo­rii regio­nu w XX wieku.

Cza­sy­pi­smo” to boga­to ilu­stro­wa­ne i nowo­cze­śnie poskła­da­ne zdą­ży­ło już zdo­być popu­lar­ność i zaufa­nie licz­nych czy­tel­ni­ków. Każ­de­go roku z ini­cja­ty­wy i dzię­ki pra­cy pra­cow­ni­ków Biu­ra Edu­ka­cji Publicz­nej, powsta­ją nowe wysta­wy i orga­ni­zo­wa­ne są kon­fe­ren­cje nauko­we, zarów­no lokal­ne, jak i mię­dzy­na­ro­do­we. Wciąż uka­zu­ją się książ­ki, by przy­po­mnieć tyl­ko słyn­ną pt. Wywóz­ka. Depor­ta­cja miesz­kań­ców Gór­ne­go Ślą­ska do obo­zów pra­cy przy­mu­so­wej w Związ­ku Sowiec­kim w 1945 r. Fak­to­gra­fia – kon­tek­sty – pamięć” pod redak­cją Seba­stia­na Rosen­bau­ma i Dariu­sza Węgrzy­na, któ­rej nakład roz­szedł się w mgnie­niu oka.

Jeśli do tego doda­my sze­reg arty­ku­łów, wykła­dów, i dzia­łań edu­ka­cyj­nych, otrzy­mu­je­my obraz spraw­nie dzia­ła­ją­cej insty­tu­cji, wciąż potrzeb­nej w tej czę­ści świa­ta, by przy­wró­cić nor­mal­ność po tra­gicz­nych doświad­cze­niach XX wie­ku. To wła­śnie kon­se­kwent­ny demon­taż pozo­sta­ło­ści anty­de­mo­kra­tycz­nych sys­te­mów wła­dzy bez­sprzecz­nie słu­ży demo­kra­cji, wbrew temu, co uwa­ża poseł Zaborowski.

Nie wiem, jakie inten­cje przy­świe­ca­ły autor­ce arty­ku­łu. Mogę się jedy­nie domy­ślać, że i dla niej IPN sta­no­wi pro­blem, z któ­rym trud­no jest żyć, a jesz­cze trud­niej się oswo­ić. Być może chcia­ła zacho­wać dzien­ni­kar­ską bez­stron­ność, ale dobór roz­mów­ców, jak przy­wo­ły­wa­ne przez nią argu­men­ty wska­zu­ją wyraź­nie, po któ­rej stro­nie bije jej serce.

Szko­da, że czy­tel­nik Dzien­ni­ka Zachod­nie­go” po raz kolej­ny otrzy­mał znie­kształ­co­ną wizję świa­ta, w któ­rym oso­bi­ste obiek­cje i ura­zy kła­dą się cie­niem na obra­zie dzia­łal­no­ści tej, jak­że waż­nej dla demo­kra­cji w Pol­sce, insty­tu­cji publicznej.
A może o to chodziło?