Gór­ni­czy szpicel

Wal­de­mar Mróz, były wice­pre­zes Kato­wic­kie­go Hol­din­gu Węglo­we­go jest kłam­cą lustra­cyj­nym. Sąd Ape­la­cyj­ny w Kato­wi­cach odrzu­cił ape­la­cję obroń­cy TW Krzysztof. 

Tak oto bez kon­se­kwen­cji moż­na twier­dzić, że we wła­dzach Kato­wic­kie­go Hol­din­gu Węglo­we­go przez kil­ka­na­ście lat zasia­dał szpi­cel bez­pie­ki Wal­de­mar Mróz.

Mróz w jed­nej z naj­więk­szych spół­ek gór­ni­czych – Kato­wic­kim Hol­din­gu Węglo­wym SA przez 12 lat peł­nił funk­cję wice­pre­ze­sa. 30 paź­dzier­ni­ka 2014 r. do Sądu Okrę­go­we­go w Kato­wi­cach tra­fił wnio­sek pro­ku­ra­to­ra biu­ra lustra­cyj­ne­go IPN o wsz­czę­cie postę­po­wa­nia w spra­wie Wal­de­ma­ra Mro­za. Ów urzęd­nik był gór­ni­czą szychą.

Do 2013 roku z wybo­ru zało­gi był wice­pre­ze­sem Kato­wic­kie­go Hol­din­gu Węglo­we­go S.A. Jako czło­nek zarzą­du pań­stwo­wej spół­ki musiał zło­żyć oświad­cze­nie lustra­cyj­ne. Zło­żył, ale skłamał.

– Sąd pierw­szej instan­cji orzekł, iż Wal­de­mar Mróz jest kłam­cą lustra­cyj­nym, bo skła­mał, iż nie był współ­pra­cow­ni­kiem Służ­by Bez­pie­czeń­stwa. Sąd Ape­la­cyj­ny w Kato­wi­cach odda­lił ape­la­cję obroń­cy i utrzy­mał w mocy orze­cze­nie Sądu Okrę­go­we­go w Kato­wi­cach z dnia 16.11.2015 r. w spra­wie lustra­cyj­nej Wal­de­ma­ra Mro­za, któ­ry oświad­cze­nie lustra­cyj­ne skła­dał jako ówcze­sny wice­pre­zes Kato­wic­kie­go Hol­din­gu Węglo­we­go S.A. W pra­wo­moc­nym już orze­cze­niu Sąd Okrę­go­wy w Kato­wi­cach uznał za nie­zgod­ne z praw­dą oświad­cze­nie lustra­cyj­ne zło­żo­ne przez Wal­de­ma­ra Mro­za i orzekł wobec nie­go utra­tę pra­wa wybie­ral­no­ści w wybo­rach do Sej­mu, Sena­tu i Par­la­men­tu Euro­pej­skie­go oraz w wybo­rach powszech­nych orga­nu i człon­ka orga­nu jed­nost­ki samo­rzą­du tery­to­rial­ne­go oraz orga­nu jed­nost­ki pomoc­ni­czej jed­nost­ki samo­rzą­du tery­to­rial­ne­go, któ­rej obo­wią­zek utwo­rze­nia wyni­ka z usta­wy, a tak­że orzekł zakaz peł­nie­nia funk­cji publicz­nej, o któ­rych mowa w art. 4 pkt 257 usta­wy lustra­cyj­nej” – na okres 5 lat –

mówi pro­ku­ra­tor Andrzej Maj­cher, szef Oddzia­ło­we­go Biu­ra Lustra­cyj­ne­go w Katowicach.

Mróz został suro­wo uka­ra­ny, bo zazwy­czaj sądy ska­zu­ją kłam­ców lustra­cyj­nych na 3 lata zaka­zu peł­nie­nia funk­cji publicznych.

O Mro­zie, gdy był wice­pre­ze­sem KHW SA napi­sa­łem wie­le. Na przy­kład to, że z doku­men­tów zacho­wa­nych w archi­wach Insty­tu­tu Pamię­ci Naro­do­wej wyni­ka, iż Wal­de­mar Mróz został zare­je­stro­wa­ny jako taj­ny współ­pra­cow­nik SB ps. Krzysz­tof” (IPN Kr 309525, IPN Kr 0099514).

Dzię­ki temu, że zacho­wa­ła się tecz­ka pra­cy TW Krzysz­tof” bez tru­du moż­na poznać szcze­gó­ły kon­tak­tów ze Służ­bą Bez­pie­czeń­stwa. Ska­la współ­pra­cy robi wra­że­nie, bo tecz­ka pra­cy TW Krzysz­tof” mia­ła 315 stron (!), jed­nak trzy­sta stron zosta­ło znisz­czo­nych i zacho­wa­ło się jedy­nie 15.

Zacho­wa­ły się ory­gi­nal­ne dono­sy pisa­ne przez agen­ta. Krzysz­tof” dono­sił o dzia­ła­czach NZS na AGH, prze­ka­zy­wał ulot­ki oraz cha­rak­te­ry­zo­wał kole­gów z uczel­ni. Jak wyni­ka z nume­rów stron w tecz­ce pra­cy TW Krzysz­tof pomię­dzy jesie­nią 1980 roku a mar­cem 1983 roku przy­by­ło 240 stron – to obraz ska­li współ­pra­cy. Ostat­nie zacho­wa­ne donie­sie­nie jest z 1 mar­ca 1983 roku.

Mróz nie przy­znał się w swo­im oświad­cze­niu lustra­cyj­nym do współ­pra­cy z SB w Kra­ko­wie w latach 19801984. Moje źró­dła w ABW poin­for­mo­wa­ły mnie pra­wie trzy lata temu, że już po wybo­rze Mro­za na sta­no­wi­sko wice­pre­ze­sa KHW2001 roku, służ­by spe­cjal­ne (wów­czas Urząd Ochro­ny Pań­stwa) spraw­dza­ły prze­szłość nowe­go człon­ka zarzą­du stra­te­gicz­nej spół­ki węglowej.

I natra­fio­no od razu na ślad prze­szło­ści Mro­za. Pro­blem w tym, że tę wie­dzę UOP, a potem ABW zacho­wa­ły dla sie­bie, i nie poin­for­mo­wa­ły Rzecz­ni­ka Inte­re­su Publicz­ne­go (a póź­niej IPN) o tym, co pozo­sta­ło w esbec­kich mate­ria­łach o Wal­de­ma­rze Mrozie.

Ten przy­kład wska­zu­je na dziw­ną bez­rad­ność służb spe­cjal­nych, któ­re są odpo­wie­dzial­ne za osło­nę kontr­wy­wia­dow­czą spół­ek Skar­bu Pań­stwa oraz sek­to­ra ener­ge­tycz­ne­go. Tole­ro­wa­nie na kie­row­ni­czym sta­no­wi­sku oso­by, któ­re w prze­szło­ści była kon­fi­den­tem SB jest skan­da­lem i sta­wia (po raz kolej­ny) pod zna­kiem zapy­ta­nia pro­fe­sjo­na­lizm funk­cjo­na­riu­szy ABW odpo­wie­dzial­nej za przy­zna­wa­nie cer­ty­fi­ka­tów bezpieczeństwa.

Dla­cze­go? Czy Mróz mógł był np. szan­ta­żo­wa­ny swo­ją prze­szło­ścią przez byłych funk­cjo­na­riu­szy, któ­rzy pro­wa­dzą inte­re­sy z KHW SA? A może wręcz prze­ciw­nie – był na usłu­gach służb III RP?

Na razie, jak wyni­ka z KRS Wal­de­mar Mróz jest na usłu­gach jed­ne­go z naj­bo­gat­szych Pola­ków – Krzysz­to­fa Doma­rec­kie­go, któ­ry dwa lata temu ogło­sił, iż chce kupić trzy kopal­nie węgla kamien­ne­go na Ślą­sku. Na szczę­ście z buń­czucz­nych pla­nów nic nie wyszło.

Mróz jest pre­ze­sem zarzą­du spół­ki Uni­ver­sal Ener­gy. W spół­ce jest jed­nym z trzech udzia­łow­ców. Ma 5000 udzia­łów Uni­ver­sal Ener­gy Sp. z o.o. war­to­ści 500 tysię­cy zło­tych. Doma­rec­ki zaan­ga­żo­wał się w spół­kę w 100 tys. zł, a nale­żą­ca cał­ko­wi­cie do nie­go spół­ka Ad Niva – 450 tys. zł.

Jak widać ten szpi­cel TW Krzysz­tof dobrze sobie radzi w Pol­sce po 1989 roku.

Siat­kar­ski kłam­ca lustracyjny

Sta­ni­sław Gości­niak – były repre­zen­tant Pol­ski w siat­ków­ce został pra­wo­moc­nie uzna­ny przez sąd za kłam­cę lustracyjnego.

24 czerw­ca ubie­głe­go roku do Sądu Okrę­go­we­go w Gli­wi­cach został skie­ro­wa­ny wnio­sek IPN o wsz­czę­cie postę­po­wa­nia lustra­cyj­ne­go wobec Sta­ni­sła­wa Gości­nia­ka, jed­ne­go z siat­ka­rzy repre­zen­ta­cji Huber­ta Wagnera.

akta_ipn400

Gości­niak to były czło­nek repre­zen­ta­cji olim­pij­skiej w siat­ków­ce, pro­wa­dzo­nej przez Huber­ta Wagne­ra. Był mistrzem świa­ta w Mek­sy­ku w 1974, został też uzna­ny za naj­lep­sze­go gra­cza tych mistrzostw. Zdo­był brą­zo­wy medal mistrzostw Euro­py (Stam­buł 1967), a tak­że dru­gie miej­sce w Pucha­rze Świa­ta w Pra­dze. Pol­skę repre­zen­to­wał 218 razy (19651974). Był jed­nym z naj­lep­szych roz­gry­wa­ją­cych na świecie.

Wedle źró­deł z Insty­tu­tu Pamię­ci Naro­do­wej, Sta­ni­sław Gości­niak został pozy­ska­ny do współ­pra­cy, a następ­nie był pro­wa­dzo­ny przez Gro­mo­sła­wa Czempińskiego.

Sta­ni­sław Gości­niak był gwiaz­dą mistrzostw świa­ta w 1974 roku. Wybra­no go naj­lep­szym roz­gry­wa­ją­cym impre­zy, uzna­wa­ny za naj­lep­sze­go na tej pozy­cji na świe­cie. Z kadry odszedł po , nie poje­chał na igrzy­ska do Mont­re­alu, wybrał grę w USA.

W Pol­sce grał w Gwar­dii Wro­cław i Reso­vii Rze­szów. Szyb­ko został tre­ne­rem, pro­wa­dził do suk­ce­sów AZS Czę­sto­cho­wa – czte­ry mistrzo­stwa Pol­ski, dwa razy był selek­cjo­ne­rem Bia­ło-Czer­wo­nych (19861987, 20032004). Czło­nek gale­rii sław pił­ki siat­ko­wej (Vol­ley­ball Hall of Fame).

Orze­cze­niem z dnia 28 grud­nia 2015 r. SO w Gli­wi­cach uznał za nie­zgod­ne z praw­dą oświad­cze­nie lustra­cyj­ne zło­żo­ne przez Sta­ni­sła­wa Gości­nia­ka jako kan­dy­da­ta na rad­ne­go w Czę­sto­cho­wie wybo­rach 2010 r.

Orzekł wobec nie­go utra­tę pra­wa wybie­ral­no­ści w wybo­rach do Sej­mu, Sena­tu i Par­la­men­tu Euro­pej­skie­go oraz w wybo­rach powszech­nych orga­nu i człon­ka orga­nu jed­nost­ki samo­rzą­du tery­to­rial­ne­go oraz orga­nu jed­nost­ki pomoc­ni­czej jed­nost­ki samo­rzą­du tery­to­rial­ne­go, któ­rej obo­wią­zek utwo­rze­nia wyni­ka z usta­wy, a tak­że orzekł zakaz peł­nie­nia funk­cji publicz­nej, o któ­rych mowa w art. 4 pkt 257 usta­wy lustra­cyj­nej” – na okres 6 lat”.

Sic trans­it gloria…

Zmia­ny, zmiany…

Krzysz­tof Koła­czek, szef Pro­ku­ra­tu­ry Okrę­go­wej w Kato­wi­cach w mar­cu odej­dzie w stan spoczynku. 

PO KATOWICE   Strona główna

O Kołacz­ku pisa­łem w 2011 roku (!) na por­ta­lu wPo​li​ty​ce​.pl

Poni­żej ów tekst sprzed lat.

Czy szef kato­wic­kiej Pro­ku­ra­tu­ry Okrę­go­wej zła­mał usta­wę o pro­ku­ra­tu­rze, naka­zu­jąc swe­mu pod­wład­ne­mu wyco­fa­nie się z decy­zji o przed­sta­wie­niu zarzu­tów wice­mi­ni­stro­wi finansów?

Doświad­cze­nia pro­ku­ra­to­ro­wi Krzysz­to­fo­wi Kołacz­ko­wi odmó­wić nie moż­na. Koła­czek ma 60 lat, jest oso­bą zna­ną w śro­do­wi­sku zwią­za­nym ze ślą­skim wymia­rem spra­wie­dli­wo­ści. Przed 1990 r. pra­co­wał w pro­ku­ra­tu­rze rejo­no­wej w Rudzie Ślą­skiej, potem przez trzy lata był refe­ren­tem w wydzia­le śled­czym ówcze­snej pro­ku­ra­tu­ry woje­wódz­kiej. W latach 199395 kie­ro­wał tym wydzia­łem, a od lute­go 1995 był zastęp­cą sze­fa pro­ku­ra­tu­ry; m.in. spra­wo­wał nad­zór nad postę­po­wa­niem sądo­wym i przygotowawczym.

W ubie­głym roku [czy­li 2010 r. – TS] został sze­fem Pro­ku­ra­tu­ry Okrę­go­wej w Kato­wi­cach. To rekor­dzi­sta, bo przez 14 lat był wice­sze­fem tej pro­ku­ra­tu­ry, a od grud­nia 2009 roku peł­nił obo­wiąz­ki jej sze­fa. Kołacz­ko­wi powie­rzo­no obo­wiąz­ki sze­fa kato­wic­kiej pro­ku­ra­tu­ry, po odwo­ła­niu ze sta­no­wi­ska prok. Ewy Zuwały.

W latach 90. ubie­głe­go stu­le­cia prok. Koła­czek był zaan­ga­żo­wa­ny w pro­wa­dzo­ne w Kato­wi­cach gło­śne śledz­twa, m.in. w spra­wie domnie­ma­nej korup­cji w poznań­skiej poli­cji, tzw. afe­ry cukrow­ni­czej oraz w afe­rach zwią­za­nych z gór­nic­twem. Od 2000 r. jest pro­ku­ra­to­rem Pro­ku­ra­tu­ry Apelacyjnej.

W tym życio­ry­sie pro­fe­sjo­na­li­sty brak jed­nak kil­ku spraw, o któ­rych pro­ku­ra­tor Koła­czek wolał­by zapew­ne zapo­mnieć. Tak jak o spra­wie Boże­ny Cząst­ki, filo­lo­ga i języ­ko­znaw­cy z Kato­wic, któ­ra w latach 80. była inwi­gi­lo­wa­na przez SB w ramach pro­wa­dzo­nej w latach 198486 spra­wy Gru­pa”.

Esbe­cja obję­ła nią pra­cow­ni­ków Uni­wer­sy­te­tu Ślą­skie­go oraz robot­ni­ków Huty Pokój. Koła­czek był pro­ku­ra­to­rem w Rudzie Ślą­skiej, któ­ry aresz­to­wał B. Cząst­kę w 1984 roku.

- Pamię­tam Kołacz­ka jako cynicz­ne­go pro­ku­ra­to­ra, któ­ry za wszel­ką cenę chciał się wyka­zać wykry­ciem zor­ga­ni­zo­wa­nej gru­py opo­zy­cyj­nej. Tra­fi­łam do aresz­tu na kil­ka tygo­dni wła­śnie na jego wnio­sek. Do roz­pra­wy w sądzie nie doszło, gdyż obję­ła nas amne­stia. Gdy­by nie ona, to mogli­śmy tra­fić do wię­zie­nia na kil­ka lat. Ten areszt zawa­żył na całym moim życiu, bo nie zosta­łam wte­dy na uczel­ni i moja karie­ra zawo­do­wa poto­czy­ła się ina­czej - mówi dr Boże­na Cząstka-Szymon.

Inne postę­po­wa­nia, w któ­rych wystę­pu­je pro­ku­ra­tor Krzysz­tof Koła­czek, to m.in. spra­wa zatrzy­ma­nia przez patrol MO wio­sną 1982 roku czte­rech osób, pod­czas malo­wa­nia haseł na ścia­nach budyn­ków w Sosnow­cu. Bia­łą far­bą nama­lo­wa­no zna­ki Pol­ska Wal­czą­ca” i napi­sy KPN” oraz Precz z partią”.

W pro­ce­sie, pro­wa­dzo­nym zgod­nie z prze­pi­sa­mi sta­nu wojen­ne­go w try­bie doraź­nym, zapa­dły wyso­kie wyro­ki. Zbi­gniew Anto­sik i Miro­sław Mar­ci­niak zosta­li ska­za­ni na pół­to­ra roku pozba­wie­nia wol­no­ści oraz grzyw­ny po 10 tysię­cy zł. Jerzy Olszew­ski i Roman Tol­ka – na 9 mie­się­cy więzienia.

Dzia­ła­cze ślą­sko-dąbrow­skiej Soli­dar­no­ści” pamię­ta­ją tak­że pro­ku­ra­to­ra Kołacz­ka z cza­sów tuż przed wpro­wa­dze­niem sta­nu wojen­ne­go – z okre­su kar­na­wa­łu Solidarności”.

Tro­chę historii:

271981 r. na pla­cu przed głów­ną bra­mą do KWK Sosno­wiec” oko­ło połu­dnia nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ni spraw­cy wyrzu­ci­li z samo­cho­du oso­bo­we­go trzy fiol­ki z gazem, z któ­rych dwie pozo­sta­ły nie­usz­ko­dzo­ne, zaś z jed­nej zaczął się wydo­by­wać nie­wi­docz­ny, ale moc­no gry­zą­cy gaz. W cią­gu kil­ku godzin z obja­wa­mi zatru­cia do szpi­ta­la tra­fi­ło ponad sześć­dzie­siąt osób – w więk­szo­ści pra­cow­ni­ków kopal­ni, a tak­że miesz­kań­ców pobli­skich blo­ków, w tym kil­ko­ro dzieci.

Całe zaj­ście mia­ło zwią­zek z wyzna­czo­ną na ten sam dzień przed Sądem Rejo­no­wym roz­pra­wą prze­ciw­ko Woj­cie­cho­wi Figlo­wi i sied­miu innym dzia­ła­czom S” z KWK Sosno­wiec, któ­rzy pod­czas straj­ku ostrze­gaw­cze­go 7 VIII 1981 ze wzglę­dów bez­pie­czeń­stwa odizo­lo­wa­li od zało­gi, dyrek­cję kopal­ni, sekre­ta­rza POP PZPR i prze­wod­ni­czą­ce­go Rady Zakła­do­wej ZZG. Następ­nie usu­nę­li umiesz­czo­ną na kopal­nia­nym szy­bie pię­cio­ra­mien­ną czer­wo­ną gwiazdę.

Jesz­cze w tym samym dniu zało­ga kopal­ni Sosno­wiec” ogło­si­ła strajk oku­pa­cyj­ny, żąda­jąc oczysz­cze­nia ska­żo­ne­go miej­sca i przy­by­cia przed­sta­wi­cie­li władz. Stan nie­pew­no­ści o zdro­wie i życie poszko­do­wa­nych utrzy­my­wał się do nocy. Dopie­ro po pół­no­cy oka­za­ło się, iż gaz z fiol­ki (doda­wa­ny w nie­du­żych ilo­ściach do gazu ziem­ne­go czte­ro­hy­dro­tio­fen) był nie­groź­ny dla życia.

Cała spra­wa nabra­ła jed­nak duże­go roz­gło­su, o pro­wo­ka­cji pisa­ły zagra­nicz­ne agen­cje i służ­by infor­ma­cyj­ne Soli­dar­no­ści”. 3 XI 1981 na biur­kach naj­waż­niej­szych dygni­ta­rzy par­tyj­nych w kra­ju zna­lazł się spe­cjal­ny raport poświę­co­ny zaj­ściom w kopal­ni Sosno­wiec. Pro­test trwał kil­ka­na­ście dni i zakoń­czo­ny został dopie­ro 12 XI 1981, po wie­lu nego­cja­cjach, wizy­cie w kopal­ni Lecha Wałę­sy oraz po wyemi­to­wa­niu w TVP kon­fe­ren­cji pra­so­wej z udzia­łem przed­sta­wi­cie­li straj­ku­ją­cych górników.

Pamię­tam, że śledz­two w tej spra­wie pro­wa­dził mło­dy pro­ku­ra­tor z Rudy Ślą­skiej, nazwi­skiem Koła­czek. Musiał cie­szyć się dużym zaufa­niem swo­ich prze­ło­żo­nych, sko­ro powie­rzo­no mu tak draż­li­wą poli­tycz­nie spra­wę. Po kil­ku tygo­dniach spra­wę umo­rzo­no z powo­du nie­wy­kry­cia sprawców

– wspo­mi­na dzia­łacz S” z Sosnow­ca, któ­ry nawet dzi­siaj pro­si o anonimowość.

W ponie­dzia­łek w Pro­ku­ra­tu­rze Okrę­go­wej w Kato­wi­cach poja­wił się rzecz­nik rzą­du Paweł Graś. Jest świad­kiem w śledz­twie doty­czą­cym należ­no­ści podat­ko­wych Rafi­ne­rii Trze­bi­nia. Pro­ku­ra­to­rzy z Kato­wic bada­ją, czy nie doszło do prze­kro­cze­nia upraw­nień i dzia­ła­nia na szko­dę inte­re­su publicz­ne­go przez funk­cjo­na­riu­szy publicz­nych, w związ­ku z wyda­niem przez dyrek­to­ra Urzę­du Kon­tro­li Skar­bo­wej w Kra­ko­wie wyni­ków koń­czą­cych postę­po­wa­nie kon­tro­l­ne w Rafi­ne­rii Trzebinia”.

Według por­ta­lu Tvn24​.pl został wezwa­ny na prze­słu­cha­nie, bo pro­ku­ra­tor pro­wa­dzą­cy śledz­two praw­do­po­dob­nie z bil­lin­gów odkrył, że obec­ny rzecz­nik rzą­du kon­tak­to­wał się z wice­mi­ni­strem finan­sów Andrze­jem Para­fia­no­wi­czem pod koniec sierp­nia 2008 roku.

Wte­dy do sie­dzi­by kra­kow­skie­go UKS przy­je­chał pra­cow­nik z Mini­ster­stwa Finan­sów z dekre­tem odwo­łu­ją­cym dyrek­to­ra Mariu­sza Piąt­kow­skie­go i powo­łu­ją­cym nowe­go dyrek­to­ra Hen­ry­ka Surow­ca. Posła­niec zeznał, że z misją wysłał go wice­mi­ni­ster Para­fia­no­wicz. Jed­nak do odwo­ła­nia dyrek­to­ra nie doszło. Pra­cow­nik resor­tu zeznał, że zadzwo­nił do nie­go wice­mi­ni­ster i kazał wra­cać do War­sza­wy bez wrę­cze­nia dekretu

- napi­sał tvn24​.pl.

Po wizy­cie posłań­ca z resor­tu dyrek­tor Piąt­kow­ski zmie­nił decy­zję w spra­wie Trze­bi­ni (osta­tecz­nie ogło­szo­no ją 27 listo­pa­da 2008 roku). Fir­ma nie musia­ła zapła­cić gigan­tycz­nej akcy­zy w wyso­ko­ści 900 mln zł. Wcze­śniej zapew­niał pro­ku­ra­to­rów wal­czą­cych z mafią pali­wo­wą, że to Trze­bi­nia jako wytwór­ca paliw musi zapła­cić akcyzę

- podał portal.

Zarzu­ty prze­kro­cze­nia upraw­nień pro­ku­ra­tor Rafał Nagrodz­ki z wydzia­łu PZ kato­wic­kiej okrę­gów­ki” zamie­rzał kil­ka­na­ście dni temu posta­wić A. Parafianowiczowi.

Cho­dzi­ło o odstą­pie­nie od dorę­cze­nia aktów nomi­na­cji nowe­go dyrek­to­ra UKS i odwo­ła­nia poprzed­nie­go. Jed­nak posta­no­wie­nie Nagrodz­kie­go o przed­sta­wie­niu zarzu­tów z 14 mar­ca uchy­lił 22 mar­ca Krzysz­tof Koła­czek, szef pro­ku­ra­tu­ry okrę­go­wej w Kato­wi­cach, uzna­jąc tę decy­zję za przedwczesną.

I tu zaczy­na się seria pytań. Otóż pro­ku­ra­tor Koła­czek zda­niem moich roz­mów­ców nie miał pra­wa takiej decy­zji pod­jąć. Dla­cze­go? Wyja­śnia to Usta­wa o prokuraturze”.

Wyni­ka z niej, że:

Art. 8. 1. Pro­ku­ra­tor przy wyko­ny­wa­niu czyn­no­ści okre­ślo­nych w usta­wach jest nie­za­leż­ny, z zastrze­że­niem prze­pi­sów ust. 2 oraz art. 8a i 8b.

2. Pro­ku­ra­tor jest obo­wią­za­ny wyko­ny­wać zarzą­dze­nia, wytycz­ne i pole­ce­nia prze­ło­żo­ne­go pro­ku­ra­to­ra. Zarzą­dze­nia, wytycz­ne i pole­ce­nia nie mogą doty­czyć tre­ści czyn­no­ści procesowej.

3. Zarzą­dze­nia i wytycz­ne doty­czą­ce kon­kret­nie ozna­czo­nej spra­wy oraz pole­ce­nia są włą­cza­ne do akt sprawy.

oraz

Art. 8a. 1. Pro­ku­ra­tor bez­po­śred­nio prze­ło­żo­ny upraw­nio­ny jest do zmia­ny lub uchy­le­nia decy­zji pro­ku­ra­to­ra pod­le­głe­go. Zmia­na lub uchy­le­nie decy­zji wyma­ga for­my pisem­nej i jest włą­cza­na do akt sprawy.

Art. 8b. 1. Pro­ku­ra­tor prze­ło­żo­ny może powie­rzyć pod­le­głym pro­ku­ra­to­rom wyko­ny­wa­nie czyn­no­ści nale­żą­cych do jego zakre­su dzia­ła­nia, chy­ba że usta­wa zastrze­ga okre­ślo­ną czyn­ność wyłącz­nie do jego właściwości.

Tyle prze­pi­sy. Ich inter­pre­ta­cja powin­na być jed­na­ko­wa. Decy­zje też, ale tak nie jest.

Pod­ję­cie takiej decy­zji przez doświad­czo­ne­go pro­ku­ra­to­ra, za jakie­go uwa­ża­ny jest Koła­czek, jest dla mnie zupeł­nie nie­zro­zu­mia­łe. Zgod­nie z usta­wą o pro­ku­ra­tu­rze, prze­ło­żo­ny może zmie­nić lub uchy­lić decy­zję śled­cze­go. Jed­nak nie doty­czy to posta­no­wie­nia o przed­sta­wie­niu zarzu­tów. Według niej szef, któ­ry uzna, że nie ma pod­staw do posta­wie­nia zarzu­tów, powi­nien prze­jąć spra­wę i umo­rzyć postę­po­wa­nie prze­ciw­ko danej osobie

– mówi Mał­go­rza­ta Bed­na­rek, sze­fo­wa Sto­wa­rzy­sze­nia Pro­ku­ra­to­rów Ad Vocem”.

Po uchy­le­niu decy­zji o przed­sta­wie­niu zarzu­tów obroń­cy podej­rza­ne­go mogli­by wska­zy­wać, że doszło do quasi-umo­rze­nia postę­po­wa­nia prze­ciw­ko oso­bie. Zgod­nie z prze­pi­sa­mi po upły­wie sze­ściu mie­się­cy, ponow­ne przed­sta­wie­nie jej zarzu­tów było­by nie­do­pusz­czal­ne i spra­wy nie ma

– wyja­śnia M. Bednarek.

– Jeże­li tak było, to kwa­li­fi­ku­je się to do postę­po­wa­nia dys­cy­pli­nar­ne­go – doda­ją inni pod­wład­ni pro­ku­ra­to­ra okręgowego.


Tyle arty­kuł sprzed lat. Zgad­nij­cie, czy jakie­kol­wiek postę­po­wa­nie dys­cy­pli­nar­ne zosta­ło wszczęte?

Oaza peł­na teczek

Opo­wieść będzie praw­dzi­wa, choć wyda­je się zupeł­nie nie­praw­do­po­dob­na. Nie­praw­do­po­dob­na głów­nie ze wzglę­du na finał.

Na por­ta­lu wpo​li​ty​ce​.pl opi­sa­łem swe­go cza­su przy­pad­ki lustra­cyj­nych wpa­dek sędziów i pro­ku­ra­to­rów” z woje­wódz­twa ślą­skie­go (Agen­ci w togach”). Histo­ria ma dal­szy ciąg, któ­ry obfi­tu­je w cie­ka­we zwro­ty akcji. Jeże­li Wła­dy­sław Pasi­kow­ski kie­dy­kol­wiek zechce nakrę­cić kolej­ny odci­nek Psów, to ma goto­wy scenariusz.

Kil­ka lat temu do jed­nej z pro­ku­ra­tur na połu­dniu Pol­ski listo­nosz przy­niósł prze­sył­kę. Nie był to ano­nim. List miał praw­dzi­we­go nadaw­cę, ale nie to zasko­czy­ło śled­czych. Szok prze­ży­li, kie­dy oka­za­ło się, że zawie­rał szo­ku­ją­ce infor­ma­cje i dowo­dy o pry­wa­ty­za­cji akt” przez esbeków.

akta_ipn400

Pro­ces nisz­cze­nia doku­men­tów SB roz­po­czął się na prze­ło­mie 1988/1989 roku, trwał z prze­rwa­mi pod­czas roz­mów Okrą­głe­go Sto­łu, był kon­ty­nu­owa­ny po wybo­rach 4 czerw­ca 1989 r., a w ska­li maso­wej roz­po­czął się po sierp­nio­wej nomi­na­cji Mazo­wiec­kie­go na pre­mie­ra. Nie wszyst­ko zniszczono.

Oka­za­ło się, że tecz­ki wybra­nej („per­spek­ty­wicz­nej”) agen­tu­ry w śro­do­wi­sku praw­ni­czym i nauko­wym na Ślą­sku i Pod­be­ski­dziu, zamiast tra­fić do archi­wum UOP (gdzie póź­niej zna­la­zły­by się zapew­ne ze wzglę­du na ran­gę agen­tu­ry w zbio­rze zastrze­żo­nym IPN), wynie­sio­no do pry­wat­nych zbiorów.

Autor­ką listu do pro­ku­ra­tu­ry była żona wyso­kie­go ran­gą funk­cjo­na­riu­sza Służ­by Bez­pie­czeń­stwa. Poin­for­mo­wa­ła śled­czych o tym, iż w regio­nie dzia­ła gru­pa byłych esbe­ków, któ­rzy szan­ta­żu­ją przed­sta­wi­cie­li wymia­ru spra­wie­dli­wo­ści doku­men­ta­mi sprzed lat. Napi­sa­ła, że tyl­ko jej mąż wyniósł z archi­wum SB kil­ka­dzie­siąt tomów akt agen­tu­ry, któ­rą mia­ły Wydzia­ły: V (prze­mysł) i III (śro­do­wi­ska nauko­we, twór­cze, inteligenckie).

Wyję­te z archi­wum SB tecz­ki, któ­re tra­fi­ły do pry­wat­nych czy­tel­ni” esbe­ków doty­czy­ły nie byle jakiej agen­tu­ry. Były to doku­men­ty – dowo­dy agen­tu­ral­nej prze­szło­ści wie­lu obec­nie pro­mi­nent­nych sędziów, pro­ku­ra­to­rów, nota­riu­szy i adwo­ka­tów woje­wódz­twa ślą­skie­go, i nie tylko.

Pro­ku­ra­to­rzy zain­te­re­so­wa­li się przy­sła­nym listem. Zosta­ło wsz­czę­te postę­po­wa­nie, obję­te klau­zu­lą naj­wyż­szej taj­no­ści. Infor­ma­tor­ka pro­ku­ra­tu­ry zosta­ła prze­słu­cha­na. Poda­ła kon­kret­ne przy­kła­dy, kto i jakie skła­dał pro­po­zy­cje oca­la­łym agen­tom”. Nie­trud­no się domy­ślić, że były z gatun­ku nie do odrzu­ce­nia”, no chy­ba że ktoś z nich nagle chce, aby odna­la­zły się ory­gi­nal­ne akta, świad­czą­ce o jego dela­tor­skiej prze­szło­ści. A w kon­se­kwen­cji na zarzut zło­że­nia nie­praw­dzi­we­go oświad­cze­nia lustra­cyj­ne­go i wystrza­ło­wy koniec praw­ni­czej kariery.

W jed­nym dniu w kil­ku miesz­ka­niach na Ślą­sku i Pod­be­ski­dziu funk­cjo­na­riu­sze ABW prze­pro­wa­dzi­li wie­lo­go­dzin­ne prze­szu­ka­nia w domach esbe­ków, któ­rych nazwi­ska poda­ła kobie­ta. Zna­le­zio­no wie­le doku­men­tów, któ­rych nie powin­no tam być. Zaczę­ły się prze­słu­cha­nia podej­rze­wa­nych o pry­wa­ty­za­cję esbec­kich akt. Wszyst­kie zna­ki na nie­bie i zie­mi wska­zy­wa­ły, że zgod­nie z zasa­da­mi pro­ku­ra­tor­skiej sztu­ki, orga­ni­za­to­rzy pro­ce­de­ru powin­ni mieć posta­wio­ne zarzu­ty. Jed­nak tak się nie stało.

Śledz­two IPN ze Ślą­ska zosta­ło nagle ode­bra­ne i tra­fi­ło do War­sza­wy. Tam utknę­ło na dłu­gie mie­sią­ce. Pro­ku­ra­tor Insty­tu­tu Pamię­ci Naro­do­wej nie śpie­szył się. Zamiast sta­wiać zarzu­ty orga­ni­za­to­rom szan­ta­żu, wezwał autor­kę listu. Pod­czas prze­słu­cha­nia poin­for­mo­wał ją nagle, że mogą jej zostać posta­wio­ne zarzu­ty. Taka dekla­ra­cja pro­ku­ra­to­ra wywo­ła­ła u świad­ka natych­mia­sto­wą amnezję.

Sła­wo­mir Cenc­kie­wicz tak opi­sy­wał pro­ce­der nisz­cze­nia akt, ele­ganc­ko nazy­wa­ny przez pod­wład­nych Cze­sła­wa Kisz­cza­ka, ówcze­sne­go sze­fa MSW bra­ko­wa­niem”:

Pierw­sza fala znisz­czeń nastą­pi­ła wio­sną 1989 r. Jesz­cze pod­czas trwa­nia obrad Okrą­głe­go Sto­łu, 26 mar­ca 1989 r., dyrek­tor Depar­ta­men­tu IV MSW gen. Tade­usz Szczy­gieł poin­for­mo­wał sze­fa SB gen. Hen­ry­ka Dan­kow­skie­go i dyrek­to­ra Biu­ra C” (archi­wum MSW) płk. Kazi­mie­rza Pio­trow­skie­go o znisz­cze­niu tzw. teczek ewi­den­cji ope­ra­cyj­nej na księ­ży. […]Kolej­ny etap nisz­cze­nia archi­wów zwią­za­ny był z reor­ga­ni­za­cją MSW w sierp­niu 1989 r. Zli­kwi­do­wa­no wów­czas naj­waż­niej­sze pio­ny ope­ra­cyj­ne bez­pie­ki, m.in. depar­ta­men­ty III (dzia­łal­ność anty­ko­mu­ni­stycz­na), IV (wal­ka z Kościo­łem), V (sfe­ra pro­duk­cyj­na) i owia­ne złą sła­wą Biu­ro Stu­diów zaj­mu­ją­ce się eli­tą soli­dar­no­ścio­we­go pod­zie­mia. Przy­kła­do­wo z połą­cze­nia Depar­ta­men­tu IV i Biu­ra Stu­diów powstał póź­niej Depar­ta­ment Stu­diów i Ana­liz. W ten spo­sób skon­cen­tro­wa­no bodaj naj­waż­niej­sze, z punk­tu widze­nia bez­pie­czeń­stwa pro­ce­su trans­for­ma­cji ustro­jo­wej, aktu­al­ne spra­wy ope­ra­cyj­ne i zbio­ry archi­wal­ne doty­czą­ce ludzi Kościo­ła i Soli­dar­no­ści”. Eli­ta byłe­go Depar­ta­men­tu IV i Biu­ra Stu­diów przy­stą­pi­ła wów­czas do akcji nisz­cze­nia akt”.

Decy­zja śled­czych spa­ra­li­żo­wa­ła nie tyl­ko naiw­nych infor­ma­to­rów. Dla­te­go zapew­ne nigdy nie dowie­my się, czy i jaki był zwią­zek pomię­dzy pry­wa­ty­za­cją akt przez esbe­ków, a ope­ra­cją kryp­to­nim Oaza” pro­wa­dzo­ną w Biel­sku Bia­łej przez Woj­sko­we Służ­by Infor­ma­cyj­ne na począt­ku lat 90. ubie­głe­go wie­ku. Nie­któ­re szcze­gó­ły tej­że ope­ra­cji zosta­ły ujaw­nio­ne w 2007 roku w Rapor­cie z likwi­da­cji WSI”.

Oka­za­ło się, że WSI w Biel­sku Bia­łej utwo­rzy­ły taj­ną rezy­den­tu­rę w ramach spra­wy o kryp­to­ni­mie Oaza”, któ­ra była pro­wa­dzo­na od 10.10.1994 r. do 25.09.1996 r. Ope­ra­cja Oaza” pro­wa­dzo­na przez WSI na Pod­be­ski­dziu, jed­nak nie­wy­klu­czo­ne, że w całym kra­ju były jej odpowiedniki.

Infor­ma­cje, zawar­te w aktach tej spra­wy są szokujące:

Plan roz­po­czy­na­ją­cy tecz­kę o kryp­to­ni­mie O” wska­zu­je na koniecz­ność budo­wa­nia sys­te­mu zabez­pie­cze­nia kontr­wy­wia­dow­cze­go na tere­nie woje­wódz­twa biel­skie­go z wyko­rzy­sta­niem nega­tyw­nie zwe­ry­fi­ko­wa­nych b. ofi­ce­rów SB i ich źró­deł oso­bo­wych. Dzia­łal­ność ta mia­ła być pro­wa­dzo­na pod przy­kry­ciem jako fir­ma ochro­niar­ska Koman­dos”. Rezy­den­tu­ra mia­ła skła­dać się z trzech b. funk­cjo­na­riu­szy SB, któ­rzy mie­li powtór­nie pozy­skać b. funk­cjo­na­riu­szy oraz taj­nych współ­pra­cow­ni­ków SB w inte­re­su­ją­cych WSI śro­do­wi­skach w kra­ju i zagra­ni­cą. Pla­no­wa­no pod­ję­cie b. współ­pra­cow­ni­ków upla­so­wa­nych w śro­do­wi­skach dzien­ni­kar­skim, praw­ni­czym, urzęd­ni­ków admi­ni­stra­cji pań­stwo­wej, biz­ne­su, sta­no­wisk kie­ro­wa­nia oraz osób zwią­za­nych ze służ­ba­mi spe­cjal­ny­mi i woj­skiem. Prze­wi­dy­wa­no zwer­bo­wa­nie 810 b. TW na jed­ne­go człon­ka rezy­den­tu­ry. Pla­no­wa­no wypo­sa­że­nie sze­fa rezy­den­tu­ry (nega­tyw­nie zwe­ry­fi­ko­wa­ne­go b. funk­cjo­na­riu­sza SB) w doku­ment pole­ca­ją­cy do orga­nów Poli­cji i Stra­ży Gra­nicz­nej, skła­nia­ją­cy sze­fów miej­sco­wych orga­nów MSW do udzie­la­nia pomo­cy. Wyna­gro­dze­nie dla rezy­den­tów mia­ło opie­wać na kwo­tę 45 milio­nów sta­rych zło­tych mie­sięcz­nie. Do łącz­ni­ko­wa­nia rezy­den­tu­ry wyzna­cze­ni zosta­li płk Marek Wol­ny i ppłk Jan Węgier­ski. Wyklu­czo­no kon­tak­ty rezy­den­tu­ry z jaw­ny­mi pla­ców­ka­mi tere­no­wy­mi Kontr­wy­wia­du WSI. Był to zabieg zapew­nia­ją­cy kon­spi­ra­cję dzia­łań, przy czym jed­no­cze­śnie powo­do­wał, że stwo­rzo­na struk­tu­ra nie pod­le­ga­ła niczy­jej kon­tro­li ani mery­to­rycz­nej, ani finansowej”.

Do dzia­łań zaan­ga­żo­wa­nych zosta­ło trzech byłych funk­cjo­na­riu­szy SB, któ­rzy zosta­li pozy­ska­ni do współ­pra­cy z WSI jako rezy­den­ci tej służ­by spe­cjal­nej o pseu­do­ni­mach: Ryszard […]”, Wła­dy­sław […]” i Jan […]”. Auto­rzy rapor­tu usta­li­li, że to pseu­do­ni­my nada­ne przez WSI, jed­nak w nie­któ­rych przy­pad­kach są to jed­no­cze­śnie imio­na i nazwi­ska osób powszech­nie zna­nych na tere­nie byłych woje­wódz­twa bielskiego”.

Byli esbe­cy sprze­da­li” woj­sko­wej służ­bie spe­cjal­nej swo­je infor­ma­cje na temat agen­tu­ry, któ­ra dzia­ła­ła na kon­tro­lo­wa­nym przez nich tere­nie w latach 80. Spo­rzą­dzo­no listę ponad stu nazwisk byłych taj­nych współ­pra­cow­ni­ków SB

Nie moż­na wyklu­czyć, że oso­by, któ­re nie zna­la­zły się w aktach spra­wy reali­zo­wa­ły przed­się­wzię­cia tak dale­ce naru­sza­ją­ce pra­wo, że pro­wa­dzą­cy spra­wę nie zary­zy­ko­wa­li ich udo­ku­men­to­wa­nia” – piszą auto­rzy rapor­tu o WSI.

Następ­nie wyty­po­wa­ne nazwi­ska spraw­dzo­no w ewi­den­cji ope­ra­cyj­nej UOP, uzy­sku­jąc potwier­dze­nie cha­rak­te­ru reje­stra­cji oso­by jako TW, a przy oka­zji moż­li­wość wglą­du w mate­ria­ły z archi­wum SB. Dobór osób, któ­ry­mi zain­te­re­so­wa­ły się WSI w ramach Oazy” był dosyć przy­pad­ko­wy. Woj­sko­wy kontr­wy­wiad nie powi­nien (co jed­nak pod­czas ope­ra­cji Oaza” robił) inte­re­so­wać akto­rem, pla­sty­kiem czy han­dlow­cem, bo nie mie­li oni ani kom­pe­ten­cji zwią­za­nych z bez­pie­czeń­stwem pań­stwa, tym bar­dziej w aspek­cie sił zbrojnych.

Z rapor­tu o WSI:

Przy­kła­dem tego nasta­wie­nia jest dzia­ła­nie b. funk­cjo­na­riu­sza SB, ps. Janusz O.”, któ­ry przed pozy­ska­niem ujaw­nił, że posia­da w ukry­ciu mate­ria­ły ze spra­wy pro­wa­dzo­nej w cza­sie, gdy słu­żył w SB (spra­wa mia­ła kryp­to­nim PALE­STRA” a z ukie­run­ko­wa­nia funk­cjo­na­riu­sza moż­na wnio­sko­wać, że doty­czy­ła śro­do­wi­ska praw­ni­cze­go w rejo­nie biel­skim). Oko­ło 300 stron tych mate­ria­łów prze­ka­zał on do WSI. Zawie­ra­ły one m.in. fak­ty kom­pro­mi­tu­ją­ce oso­by ze śro­do­wi­ska praw­ni­cze­go, wska­zy­wa­ły na taj­nych współ­pra­cow­ni­ków w tym śro­do­wi­sku (m.in. pro­ku­ra­tor, sędzia, nota­riusz). O ukry­ciu mate­ria­łów oraz o ich zawar­to­ści zosta­li poin­for­mo­wa­ni M. Wol­ny i K. Gło­wac­ki. Inny funk­cjo­na­riusz SB, ps. WŁA­DY­SŁAW K.” wska­zy­wał na swo­je źró­dła, któ­re były zwer­bo­wa­ne do roz­pra­co­wa­nia struk­tur NSZZ Soli­dar­ność”. Komi­sja dotych­czas nie usta­li­ła, co dalej sta­ło się z tymi mate­ria­ła­mi. Z dotych­cza­so­wej ana­li­zy spo­so­bu dzia­ła­nia WSI moż­na wnio­sko­wać, że zosta­ły uży­te bądź do szan­ta­żu wystę­pu­ją­cych w spra­wie osób, bądź jako pre­tekst do ich ponow­ne­go roz­pra­co­wa­nia i zwer­bo­wa­nia. Tym­cza­sem obo­wiąz­kiem WSI było prze­ka­za­nie akt spra­wy PALE­STRA” do IPN” ”. 

Nie­wy­klu­czo­ne, że pod­czas ope­ra­cji Oaza” WSI pro­wa­dzi­ły – jak czy­ta­my w rapor­cie WSIzapro­gra­mo­wa­ne spraw­dze­nia śro­do­wi­ska biz­ne­so­wo-praw­ni­cze­go w woj. biel­skim, z wyraź­nym ukie­run­ko­wa­niem na pozy­ska­nie wie­dzy umoż­li­wia­ją­cej szan­ta­żo­wa­nie wybra­nych osób”. 

Jed­nak nie tyl­ko o roz­po­zna­nie śro­do­wisk biz­ne­so­wo-praw­ni­czych w Ope­ra­cji Oaza” cho­dzi­ło. Dotar­łem do jed­nej z osób zaan­ga­żo­wa­nych w jej prowadzenie.

– Struk­tu­ra orga­ni­za­cji była wzo­ro­wa­na na dzia­ła­niach wło­skich służb spe­cjal­nych w latach 50. XX w. i utwo­rze­nie w łonie tych­że służb taj­nej struk­tu­ry bojo­wej pod kryp­to­ni­mem Gla­dio. Gla­dio mia­ła prze­ciw­dzia­łać doj­ściu komu­ni­stów do wła­dzy. Była też czę­ścią struk­tu­ry Stay-behind dzia­ła­ją­cej w wie­lu kra­jach NATO. We Wło­szech mia­ła powią­za­nia z taj­ną lożą P2, któ­ra pod wodzą ban­kie­ra i faszy­sty Licio Gel­lie­go sku­pia­ła magna­tów wła­dzy eko­no­micz­nej, poli­tycz­nej i woj­sko­wej. W razie woj­ny mie­li­śmy two­rzyć ruch opo­ru – mówi J.

Pod­czas Oazy” pro­wa­dzo­no dzia­ła­nia wykra­cza­ją­ce poza kom­pe­ten­cje kontr­wy­wia­du WSI, reali­zu­jąc dzia­ła­nia skie­ro­wa­ne na rejon biel­ski i typo­we dla wywia­du. Z jed­nej stro­ny słu­ży­ły roz­po­zna­niu sta­nu zabez­pie­cze­nia przez służ­by spe­cjal­ne pew­nych śro­do­wisk i osób, z dru­giej zaś mogły być wstę­pem dla pla­no­wa­nych dzia­łań, dla któ­rych koniecz­ne było roz­po­zna­nie prze­pro­wa­dzo­ne w śro­do­wi­sku poli­tycz­nym i prawniczym.

Dla bez­pie­czeń­stwa swo­ich infor­ma­to­rów nie poda­ję nazwisk oraz kryp­to­ni­mów, pseu­do­ni­mów, sta­no­wisk boha­te­rów tej opo­wie­ści. Nadal też nie zna­my odpo­wie­dzi na pod­sta­wo­we pyta­nie: Czy Oaza” i skrę­co­ne” śledz­two w spra­wie pry­wa­ty­za­cji teczek agen­tu­ry SB maja jakiś wspól­ny mia­now­nik? Jeże­li tak, to umo­rze­nie śledz­twa opi­sy­wa­ne­go na począt­ku tej opo­wie­ści wska­zu­je, że wpły­wy służb spe­cjal­nych III RP się­ga­ją wymia­ru sprawiedliwości.

Tomasz Szym­bor­ski

Arty­kuł uka­zał się w tygo­dni­ku wSie­ci w listo­pa­dzie 2014 roku