Lawinowo rośnie na Śląsku liczba górników zarażonych COVID-19. Niestety, będzie ich coraz więcej, bo ktoś prawie dwa miesiące temu zbagatelizował zagrożenie, zaniedbał ochronę epidemiologiczną lub miał nadzieję, że „górnika wirus nie złapie”. Czy Śląsk będzie „polskim Wuhan”?
Trochę faktów. Pierwszy przypadek zakażenia tym wirusem stwierdzono 4 marca 2020 w szpitalu w Zielonej Górze. Od 15 marca wprowadzono na granicach Polski kordon sanitarny, znacząco ograniczający ruch graniczny. Od 20 marca, zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, obowiązuje w Polsce stan epidemii.
Rząd się dwoi i troi, tymczasem w kopalniach… Ujawnię, dlaczego doprowadzono do sytuacji zagrożenia epidemiologicznego górników. Trzeb się cofnąć do 17 marca, kiedy to Adam Mirek, Prezes Wyższego Urzędu Górniczego powołał „Nadzwyczajny Zespół ds. Zagrożeń w Podziemnych Zakładach Górniczych w związku z przeciwdziałaniem COVID-19”. W tym dniu odbyła się telekonferencja, w której wzięli udział członkowie tejże komisji:
Adam Gawęda – wówczas Sekretarz Stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych, Pełnomocnik Rządu do spraw Restrukturyzacji Górnictwa Węgla Kamiennego, Adam Mirek – Prezes Wyższego Urzędu Górniczego; Jacek Romuk – Wyższy Urząd Górniczy Katowice; Tomasz Cudny – TAURON Wydobycie S.A.; Ewa Derecznik – Zastępca Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego; Janusz Gałkowski – Spółka Restrukturyzacji Kopalń S.A.; Włodzimierz Hereźniak – Jastrzębska Spółka Węglowa S.A.; Stanisław Prusek – Główny Instytut Górnictwa Instytut Badawczy; Tomasz Rogala – Polska Grupa Górnicza S.A.; Stanisław Trenczek – Główny Instytut Górnictwa Instytut Badawczy; Grzegorz Wacławek – Węglokoks Kraj Sp. z o.o.; Artur Wasil – Lubelski Węgiel „Bogdanka” S.A.; Piotr Wojtacha – Wyższy Urząd Górniczy.
Podczas tej telekonferencji po raz pierwszy Adam Gawęda ujawnił fakt istnienia naukowego opracowania zleconego Głównemu Instytutowi Górnictwa przez JSW S.A., które dotyczyło „Oceny oddziaływania i trwałości koronawirusa SARS-CoV‑2 w wyrobiskach podziemnych oraz ogólnych zasad postępowania w ruchu zakładu górniczego, w przypadku stwierdzenia podejrzenia zarażeniem korona wirusem”.
Opinia, za którą zapłaciła JSW S.A. jest tak kuriozalna i zaskakująca, że ujawnię ważniejsze jej części. Autora litościwie pominę. Według niego „Jest to opinia w sprawie bezpieczeństwa pracowników zatrudnionych pod ziemią w kopalniach węgla kamiennego. Analizie i ocenie zostały poddane te fragmenty, a właściwie te części kopalni, które się zaczynają od zrębu szybów na powierzchni i poniżej, aż do najgłębiej zlokalizowanych wyrobisk górniczych. W zakres opinii nie wchodzą takie miejsca jak łaźnie czy inne obiekty na powierzchni, a jedynie wyrobiska podziemne – pionowe, poziome itp.”
Autor opinii zastrzega się, iż „Przyjęte także w przedmiotowej opinii (zostało – TS) założenie, że wirus SARS-CoV‑2 rozprzestrzenia się jedynie przez kontakt osobisty, drogą kropelkową. To założenie pozwoliło przeanalizować wszystkie uwarunkowania jakie towarzyszą pracownikowi zjeżdżającemu i dalej – przebywającemu pod ziemią. Dlatego też, w kontekście przewietrzania ssącego stosowanego we wszystkich podziemnych zakładach górniczych, zapewniającego przepływ powietrza w każdym czynnym wyrobisku górniczym, w wyrobiskach tych występuje stały ruch powietrza. Przeciwne zjawisko obserwuje się na powierzchni, gdzie – z różnych powodów – mogą wystąpić zastoje w ruchu powietrza atmosferycznego, czy to w pomieszczeniach czy w otwartym terenie. W przypadku wentylacji kopalnianej masy powietrza są poddawane ciągłemu ruchowi. Kolejny aspekt, na który zwrócono uwagę w opinii, to sposób w jaki rozprzestrzenia się koronawirus.
Jak już wspominano, koronawirus rozprzestrzenia się drogą kropelkową, a co najważniejsze, wirusy nie rozprzestrzeniają się w sposób taki, jak aerozole i pyłki o średnicach poniżej 5 mikronów, poddawanych tzw. ruchom Browna. Jeżeli w atmosferze kopalnianej ktoś „kichnie”, to ten aerozol nie jest rozprzestrzeniany na całą przestrzeń (kubaturę) wyrobisk podziemnych, tylko ten aerozol pozostaje w miejscu „kichnięcia” lub w jego najbliższym otoczeniu. Biorąc pod uwagę fakt, że każdy pracownik zjeżdżający pod ziemię musi być wyposażony i używać (z innych powodów, np. związanych z zagrożeniem pyłowym) masek przeciwpyłowych oraz odpowiednie ubranie robocze – buty, okulary, rękawice i inne środki ochrony osobistej, to – niejako w sposób naturalny – pracownik pod ziemią jest tym samym (w pewnym zakresie) zabezpieczony przed bezpośrednim kontaktem z osobami ewentualnie zakażonymi, który mógłby skutkować dalszym przenoszeniem się wirusa. Jest przy tym oczywiste, że pod ziemią występują skupiska osób, jak np. klatki wyciągów szybowych, dworce osobowe, wagony kolejek podziemnych itp., gdzie należy podejmować odpowiednie środki ostrożności, które skądinąd zostały już zlecone przez poszczególnych przedsiębiorców górniczych. Jednak miejsca te nie były przedmiotem opinii. Głównym rozpatrywanym zagadnieniem był problem, jak się ma proces przewietrzania wyrobisk i przebywanie w nich ludzi do możliwości rozprzestrzeniania się koronawirusa”.
I tu zbliżamy się do konkluzji tej „opinii”: „Możliwość zarażenia każdego pracownika zatrudnionego pod ziemią, w każdym podziemnym zakładzie górniczym, nie jest większa niż pracowników przebywających na powierzchni, pracowników zatrudnionych w innych branżach, czy też każdego innego mieszkańca Rzeczypospolitej Polskiej” (sic!).
Błędne założenie. Na razie jak widać, górnicy i ich rodziny są absolutnymi liderami wśród zarażonych „obywateli Rzeczpospolitej Polskiej”.
Dyrektor GIG prof. Stanisław Prusek w uzupełnieniu informacji przekazanych przez autora opinii, zaznaczył, że „istotny wniosek opinii GIG stwierdza, iż nie zachodzi konieczność dezynfekcji całego rejonu kopalni, w którym przebywała osoba, co do której istnieje podejrzenie zarażenia koronawirusem. Oczywiście, w takim przypadku niezbędna jest dezynfekcja środków transportu, którymi taka osoba się poruszała, tym nie mniej nie wymaga dezynfekcji cały obszar kopalni”.
Jak już przestaliście rechotać lub kręcić z niedowierzaniem głową, to pora na ocenę. Otóż moim skromnym zdaniem autor opinii co najmniej albo wprowadził w błąd zleceniodawców, a tym samym Ministerstwo Aktywów Państwowych i cały rząd, albo opinia była napisana pod założoną tezę. Opinia prezentuje typowe „myślenie życzeniowe” w stylu „górnika wirus nie złapie”.
Nie mieści się w głowie średnio inteligentnego człowieka, że autor opinii nie przewidział, iż w kopalni górnicy nie zachowują zalecanego „dystansu społecznego”, jadąc do pracy na dół „szolą”, przebierając się w łaźni, jadąc kolejką na przodek. Ramię w ramię. Pocąc się i ocierając w ścisku o siebie. To niemożliwe.
Autor opinii z GIG uspokajał: „Ze względu na ciągły przepływ powietrza kopalnianego w wyrobiskach podziemnych, niemożliwość samorzutnego rozprzestrzeniania się koronawirusa w powietrzu kopalnianym, stosowania przez pracowników środków ochrony osobistej, wyrobiska dołowe kopalni, w których doszło do przebywania pracownika zarażonego koronawirusem, nie wymagają dezynfekcji, a tym samym nie stwarzają możliwości zakażenia pracowników przebywających w tych wyrobiskach”. Super. Miejmy w domach otwarte okna, to wirus wleci i wyleci. Nie zdąży zarazić.
Każdy, kto choć raz widział obrazki z górniczego przodka, wie że „dystans społeczny na dole” fikcja. Czego się obawiano? Wstrzymania wydobycia? Zwały są pełne węgla. Społecznego niezadowolenia? Wątpliwe. W końcu i tak kilka kopalni musiało wstrzymać lub ograniczyć wydobycie z powodu epidemii.
Wnioski z tej telekonferencji były takie, że powinno być dużo środków do dezynfekcji, należy opracować sposób wykrywania górników, którzy są zakażeni COVID-19, oraz postępować zgodnie z radą przedstawicielki Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego „niezbędne jest stosowanie profesjonalnej odzieży ochronnej. Należy unikać wszelkich zgromadzeń pracowników, zwracając uwagę na bezpieczny kontakt pomiędzy osobami i sygnalizując, że ta bezpieczna odległość jest mniej więcej od 2 metrów. Prosi się też o zwrócenie uwagi pracownikom, nie tylko na ich odpowiedzialne zachowanie w miejscu pracy, ale również poza nim”.
Zaskakujące, że dosyć bezkrytycznie do raportu GIG podszedł Gawęda, człowiek który zna górnictwo, bo pracował w kopalni. Czy jemu i pozostałym uczestnikom telekonferencji zabrakło wyobraźni?
Dziesięć dni po tym spotkaniu, kiedy wzrastała liczba zarażeń COVID-19 Gawęda zdobył się na szczerość w wywiadzie dla lokalnego radia: „Rozważamy skoszarowanie górników, dojdzie do niego, jeżeli poziom zagrożenia będzie mógł doprowadzić do sparaliżowania kopalni”. Dodał też, że skoszarowanie może trwać nawet do trzech tygodni. Jak zaznaczył, skoszarowana zostanie ta część pracowników, która odpowiada za systemy wentylacyjne i wyciągów szybowych. Nie obejmie to osób pracujących w produkcji. Jak zaznaczył, miejsca dla górników będą tak przygotowane, by czuli się bezpiecznie. Dodał też, że rząd chce, by takie oczekiwanie nie trwało zbyt długo.
W tym samym dniu, kiedy to powiedział, Adam Gawęda został odwołany ze stanowiska wiceministra MAP.