KWK Kato­wi­ce

Kopal­nia Węgla Kamien­ne­go Kato­wi­ce” (niem. Fer­di­nand­gru­be) to nie­czyn­na od lat kopal­nia znaj­du­ją­ca się w cen­trum mia­sta, w dziel­ni­cy Bogucice. 

Dzia­ła­ła w latach 18231999. Do 1936 roku kopal­nia nosi­ła nazwę Fer­dy­nand”. W okre­sie 19531956 kopal­nia nazy­wa­ła się, a jak­że – Sta­li­no­gród”, podob­nie jak mia­sto, w któ­rym się znajdowała.

Dzi­siaj na jej tere­nach znaj­du­ją się budyn­ki NOSPR oraz nowe­go Muzeum Ślą­skie­go. Gór­ni­cy nato­miast od lat są na eme­ry­tu­rach lub zasiłkach.

kwk

To, co powy­żej wita zwie­dza­ją­cych muze­al­na eks­po­zy­cję kil­ka­na­ście metrów pod zie­mią. Kie­dyś ten napis witał gór­ni­ków zdą­ża­ją­cych na szychtę.

Muzeum Ślą­skie, czy­li kawa­łek historii

Powiem krót­ko – war­to się wybrać do Muzeum Ślą­skie­go, aby pozwie­dzać i dotknąć” Ślą­ska, jego histo­rii i kultury. 

muzeum

I do razu uwa­ga – zare­zer­wuj­cie sobie na zwie­dza­nie kil­ka godzin. Trze­ba zwie­dzać powo­lut­ku, a nie w tem­pie wyści­go­wym, bo moż­na się spo­cić, i nic nie zro­zu­mieć. Wte­dy to będzie czas stracony.

Wiem, że eks­po­zy­cja, któ­rą przy­go­to­wa­no wywo­łu­je wie­le kon­tro­wer­sji. Jestem laikiem, przy­sze­dłem do Muzeum Ślą­skie­go, któ­re powsta­ło na tere­nach po kopal­ni Kato­wi­ce, aby zoba­czyć. Tyle, i aż tyle.

Z zain­te­re­so­wa­niem wcze­śniej prze­czy­ta­łem arty­kuł Lesz­ka Jodliń­skie­go, byłe­go dyrek­to­ra Muzeum Ślą­skie­go. Z więk­szo­ścią tez auto­ra się zgadzam.

Jodliń­ski padł ofia­rą fobii anty-RAŚ i roz­gry­wek per­so­nal­nych, pod­la­nych poli­tycz­nym sosem. Moż­na i tak, ale szkoda.

Wysta­wa w tej czę­ści ser­wu­je nam idyl­licz­nie i nostal­gicz­nie potrak­to­wa­ną histo­rię Gór­ne­go Ślą­ska w PRL‑u. Mało w niej miej­sca poświę­co­no latom sta­li­ni­zmu i histo­rii Sta­li­no­gro­du, kwe­stii dła­wie­nia toż­sa­mo­ści regio­nal­nej, dzia­ła­niom apa­ra­tu przy­mu­su i SB. Jak w pier­wot­nej wer­sji zamy­ka ją data 1989.

Porzu­co­no pro­jekt sce­no­gra­ficz­ny, moc­no zaak­cen­to­wa­ny w kon­cep­cji kon­kur­so­wej: beto­no­wej taśmy i sym­bo­licz­nej sza­ro­ści PRL‑u.

Pomi­ja­jąc war­stwę histo­rycz­no-poli­tycz­ną, moim zda­niem eks­po­zy­cja jest bar­dzo cia­sna. Mało w pod­zie­miach miej­sca, i nie zachę­cam do zwie­dza­nia oso­by z klau­stro­fo­bią. Jakoś umknę­ła mi hitle­row­ska gilo­ty­na, któ­rą stra­szo­no zwiedzających.

I znów cytat z arty­ku­łu L. Jodlińskiego:

Kwe­stią, któ­rej nie zdą­żo­no roz­wią­zać w pier­wot­nym pro­jek­cie sce­na­riu­sza, była rola i miej­sce, jakie na eks­po­zy­cji mia­ła zająć gilo­ty­na. Co wię­cej, jej umiesz­cze­nie w prze­strze­ni wysta­wy nie było osta­tecz­nie prze­są­dzo­ne. Dzi­siaj w kako­fo­nii dźwię­ków, w jakiej zanu­rzo­no gilo­ty­nę, w żaden spo­sób nie speł­nia ona zale­ceń gro­na sędziow­skie­go, by była potrak­to­wa­na jak coś wyjąt­ko­we­go, jak szcze­gól­na relikwia.

Oba­wy, jakie wów­czas i potem w tym zakre­sie wypo­wia­da­ła prof. Ewa Cho­jec­ka, nie­ste­ty speł­ni­ły się. Nie zna­le­zio­no dla niej odpo­wied­nie­go miej­sca ani roli w nar­ra­cji wysta­wy. Klęcz­nik znaj­du­ją­cy się w insta­la­cji poświę­co­nej Kul­tur­kampf powi­nien zostać szyb­ko prze­nie­sio­ny w jej pobli­że, czy­niąc z tego obiek­tu wię­cej niż sym­bol, i ratu­jąc jej szcze­gól­ny sta­tus w prze­strze­ni wystawy.

Eks­po­zy­cje w Muzeum Ślą­skim są bar­dzo cie­ka­we. Nie zda­wa­łem sobie nawet spra­wy, że takie wspa­nia­łe obra­zy i gra­fi­ki kry­ły maga­zy­ny w sta­rej sie­dzi­bie. No, cóż…

Cyta­ty zaczerp­nię­te z arty­ku­łu Lesz­ka Jodliń­skie­go, opu­bli­ko­wa­ne­go w kato­wic­kim dodat­ku Gaze­ty Wyborczej.

Dzien­ni­karz sze­fem gabi­ne­tu poli­tycz­ne­go Zembali

Zna­na jest już tajem­ni­ca poli­tycz­nych i medial­nych wpa­dek mini­stra zdro­wia prof. Maria­na Zemba­li. Otóż od 1 lip­ca sze­fem jego gabi­ne­tu poli­tycz­ne­go jest Jerzy Zawart­ka, któ­ry ma zwy­czaj wyzy­wać swo­ich opo­nen­tów na facebook«u od kuta­sów i esbe­ków pierdolonych”.

Jed­nak nawet ten doświad­czo­ny dzien­ni­karz nie uchro­nił mini­stra Zemba­li od serii medial­nych wpa­dek. Mini­ster zdro­wia pod­czas kon­fe­ren­cji po wizy­cie Ośrod­ku Ostrych Zatruć Insty­tu­tu Medy­cy­ny Pra­cy i Zdro­wia Śro­do­wi­sko­we­go w Sosnow­cu stro­fo­wał dzien­ni­ka­rzy, a tak­że nie odpo­wia­dał na nie­któ­re z pytań, suge­ru­jąc, że zada­ją­cy je są niekompetentni.

- Zni­kły auto­ry­te­ty, star­si się w tele­wi­zji kłó­cą, rodzi­ce nie mają cza­su, wywra­ca­ją się fila­ry moral­ne, nagle wszy­scy kłó­ci­my się wokół, i ten czło­wiek mło­dy idzie w nicość -

mówił Zemba­la. Do kla­sy­ki przej­dzie kate­go­rycz­ne i aro­ganc­kie Odda­lam pani pyta­nie” rzu­co­ne w stro­nę dziennikarki.

Cie­ka­we, co Zawart­ka powie­dział swe­mu sze­fo­wi po kom­pro­mi­tu­ją­cej kon­fe­ren­cji w Sosnow­cu? Sor­ry, Marian taki mamy klimat”?

I tak Zemba­la nie poszedł na całość. Szef jego gabi­ne­tu poli­tycz­ne­go ma zwy­czaj wyzy­wać swo­ich opo­nen­tów na facebook«u od kuta­sów i esbe­ków pierdolonych”.

zawartka FB szymborski

Taki szef gabi­ne­tu poli­tycz­ne­go to sza­ra emi­nen­cja resortu:

Odpo­wia­da za pro­wa­dze­nie spraw powie­rzo­nych przez mini­stra zdro­wia wyni­ka­ją­cych z jego funk­cji poli­tycz­nej, któ­re doty­czą współ­dzia­ła­nia mini­stra z orga­na­mi wła­dzy pań­stwo­wej, admi­ni­stra­cji publicz­nej i samo­rzą­do­wej, par­tii poli­tycz­nych, związ­ków zawo­do­wych i orga­ni­za­cji spo­łecz­nych. Przy­go­to­wu­je pro­po­zy­cje dzia­łań, ana­liz i rapor­tów odno­szą­cych się do zadań mini­stra. Koor­dy­nu­je mery­to­rycz­ne przy­go­to­wy­wa­nie narad, spo­tkań, wizyt kra­jo­wych i zagra­nicz­nych mini­stra, sekre­ta­rza sta­nu i pod­se­kre­ta­rzy sta­nu, bie­rze tak­że udział w tych przygotowaniach”.

Tyle zakres obo­wiąz­ków Zawart­ki w nowym miej­scu pracy.

W Pol­skim Radiu wziął bez­płat­ny urlop. Na stro­nie Pol­skie­go Radia jest jed­nak infor­ma­cja o tym, że Zawart­ka 9 lip­ca pro­wa­dził Maga­zyn Repor­te­rów Jedyn­ki Bez znieczulenia”.

Co bardziej bulwersuje  decyzja sądu czy postawa matki

Pro­gram nie jest emi­to­wa­ny z pusz­ki”, bo jest inte­rak­cja ze słu­cha­cza­mi. Czy­li Zawart­ka rów­no­cze­śnie z peł­nie­niem funk­cji sze­fa gabi­ne­tu poli­tycz­ne­go mini­stra zdro­wia wystę­po­wał na ante­nie Pol­skie­go Radia za zgo­dą jego sze­fów. Nie wie­rzę bowiem, aby kie­row­nic­two Pol­skie­go Radia nie wie­dzia­ło o nowym miej­scu pra­cy swe­go repor­te­ra Zawartki.

Zawart­ka naprze­mien­nie w swo­jej karie­rze bywał rzecz­ni­kiem i dzien­ni­ka­rzem, zasia­dał w radach nad­zor­czych róż­nych rzą­do­wych lub samo­rzą­do­wych spół­ek. Dzien­ni­kar­stwo mie­sza­ło się z poli­ty­ką. Oneg­daj, kie­dy star­to­wał w kon­kur­sie na pre­ze­sa zarzą­du Radia Kato­wi­ce, jeden z człon­ków komi­sji karie­rę Zawart­ki oce­nił, zada­jąc reto­rycz­ne pytanie:

Czy pan nie ma pro­ble­mów z toż­sa­mo­ścią, bo raz pan jest dzien­ni­ka­rzem, a raz – rzecznikiem?”.

Co do apo­li­tycz­no­ści byłe­go dzien­ni­ka­rza Pol­skie­go Radia, co swo­je uczu­cia poli­tycz­ne loko­wał do tej pory raczej po lewej stro­nie sce­ny poli­tycz­nej. Bli­żej Zawart­ce było do SLDPSL, niż do PO.

Skąd zatem pomysł Zemba­li lub jego oto­cze­nia, aby tak odpo­wie­dzial­ne i jed­no­znacz­nie poli­tycz­ne (no, chy­ba że Zawart­ka nagry­wa i przy­go­to­wu­je repor­taż pod robo­czym tytu­łem Sekre­ty mini­ster­stwa, czy­li o czym boicie się nawet pomy­śleć”) wła­śnie jemu powie­rzyć? Jakie argu­men­ty zosta­ły uży­te, aby prze­ko­nać Zawart­kę do przy­ję­cia tej posa­dy na kil­ka miesięcy?

Tego nie wia­do­mo. Wia­do­mo, że od kil­ku lat ich zna­jo­mość pro­fe­so­ra z radiow­cem roz­wi­ja się. Świad­czyć o tym mogą na przy­kład licz­ne wystę­py prof. Zemba­li na ante­nie Radia Kato­wi­ce w pro­gra­mie Jerze­go Zawart­ki Kawa na ławę” (np. 30 kwiet­nia br., 20 maja br., 19 czerw­ca br., 24 stycz­nia 2014, 11 lute­go 2014, 27 maja 2014, 31 paź­dzier­ni­ka 2014 r.)

Jesie­nią, kie­dy mini­ster Zemba­la prze­sta­nie być mini­strem, wró­ci do Ślą­skie­go Cen­trum Cho­rób Ser­ca w Zabrzu. Zapew­ne, kie­dy Zemba­la będzie ope­ro­wać, to Zawart­ka, jak przy­sta­ło na zaan­ga­żo­wa­ne­go dorad­cę, będzie asy­sto­wać przy sto­le operacyjnym.

Pro­fe­sor Marian Zemba­la podą­ża tro­pem pre­zy­den­ta Świę­to­chło­wic, Dawi­da Kostemp­skie­go. W 2013 roku wyszło na jaw, że pre­zy­dent Świę­to­chło­wic Dawid Kostemp­ski zatrud­nił na sta­no­wi­sku dorad­cy do spraw mediów dzien­ni­ka­rza Pol­skie­go Radia Kato­wi­ce Jerze­go Zawart­kę, zapew­ne po to, by czę­sto wystę­po­wać w jego pro­gra­mach w publicz­nej rozgłośni.

Po ujaw­nie­niu tego zawo­do­we­go epi­zo­du Zawart­ki z gatun­ku poli­tycz­no-samo­rzą­do­we­go” przez moment zapach­nia­ło skan­da­lem. Bo wszak roz­gło­śnia publicz­na, a taką jest wciąż Radio Kato­wi­ce, zawsze mia­ła wyso­kie stan­dar­dy etycz­ne. Nie­trud­no wyobra­zić sobie np. że ów dzien­ni­karz naj­pierw uzgad­niał pyta­nia ze swo­im pra­co­daw­cą, a potem na ante­nie dziel­nie go z nich odpytywał.

Kie­dy opi­sa­łem spra­wę, redak­tor Zawart­ka posy­pał przed prze­ło­żo­ny­mi gło­wę popio­łem i szyb­ko zre­zy­gno­wał z dru­gie­go eta­tu w świę­to­chło­wic­kim magi­stra­cie. W regio­nal­nym dodat­ku Gaze­ty Wybor­czej, któ­ry odtwór­czo za por­ta­lem wpo​li​ty​ce​.pl opi­sał spra­wę czytamy:

Pre­zy­dent Świę­to­chło­wic na prze­strze­ni ostat­nie­go roku gościł u mnie może dwa razy. Byłem u nie­go zatrud­nio­ny, ale jako asy­stent na pół eta­tu i nie mia­ło to nic wspól­ne­go z moją pra­cą w radiu. Napi­sa­łem np. sce­na­riusz do miej­skiej impre­zy, przy­go­to­wa­łem też opra­co­wa­nie doty­czą­ce regio­nal­nych mediów – wyja­śnia dzien­ni­karz, któ­ry po tym, jak ano­nim wpły­nął do Radia Kato­wi­ce, z posa­dy u Kostemp­skie­go zrezygnował.” 

Zawart­ka z pra­cy u Kostemp­skie­go zre­zy­gno­wał, ale nie sta­ła mu się krzyw­da. Na otar­cie łez dostał posa­dę w Radzie Nad­zor­czej Miej­skie­go Zakła­du Skła­do­wa­nia Odpa­dów Sp. z o.o. z sie­dzi­bą w Sosnow­cu. MZSO to spół­ka, w któ­rej mia­sto ma 100 pro­cent udzia­łów, i zarzą­dza m.in. wysy­pi­skiem. Wice­pre­ze­sem zarzą­du była w tej spół­ce żona Kostempskiego.

Arty­kuł opu­bli­ko­wa­ny na por­ta­lu wgo​spo​dar​ce​.pl oraz wpo​li​ty​ce​.pl

PS. Jak się oka­za­ło, sze­fo­wie Zawart­ki w Pol­skim Radiu nie wie­dzie­li o jego awan­sie na sze­fa gabi­ne­tu poli­tycz­ne­go mini­stra. Brawo!

Kolo­ni­ści

O sytu­acji na ryn­ku medial­nym w naj­now­szym tygo­dni­ku wSie­ci w arty­ku­le Nie­miec­ka kolo­nia medial­na” pisze Sła­wo­mir Sie­radz­ki. Dobrze pisze i celnie.

W 2012 roku uka­za­ła się wyda­na przez Sto­wa­rzy­sze­nie Dzien­ni­ka­rzy Pol­skich bro­szur­ka pod tytu­łem Pra­sa regio­nal­na – raport zamknię­cia”. A w niej m.in. mój arty­kuł Spo­łecz­ne skut­ki zmian na lokal­nym ryn­ku pra­so­wym na przy­kła­dzie Śląska”.
Tro­chę cza­su upły­nę­ło, Pol­ska­pres­se po prze­ję­ciu Mediów Regio­nal­nych zmie­ni­ła nazwę na Pol­ska Press Gru­pa. Nie­ste­ty, sytu­acja w cią­gu tych kil­ku lat nie zmie­ni­ła się na lep­sze. Przeciwnie.

gazety

PiS, któ­re chce zwy­cię­żyć na Ślą­sku nie ma w regio­nie ani jed­ne­go życz­li­we­go i obiek­tyw­ne­go medium. Serio. Acz­kol­wiek zna­jąc stra­te­gię i logi­kę sze­fów PPG, zacznie się obła­ska­wia­nie poli­ty­ków PiS, nie tyl­ko na Ślą­sku. Wszak mac­ki Pol­ska Press Gru­pa są wszędzie.

Poni­żej tekst sprzed trzech lat. W poli­ty­ce to epo­ka. W mediach również.

Dzien­nik Zachod­ni” przej­dzie do histo­rii pra­sy jako gaze­ta, któ­ra w rato­wa­niu spa­da­ją­ce­go nakła­du i zapo­bie­ga­niu rezy­gna­cji czy­tel­ni­ków, zde­cy­do­wa­ła się na nie­bez­piecz­ny medial­ny alians z Ruchem Auto­no­mii Śląska.

Wpi­sa­nie do wyszu­ki­war­ki google fra­zy dzien­nik zachod­ni raś” daje ponad 156 tysię­cy wyni­ków. To zna­mien­ne. Jed­nak opi­nio­twór­cza rola Dzien­ni­ka Zachod­nie­go”, gaze­ty z ponad pół­wiecz­ną tra­dy­cją, któ­rą oneg­daj czy­ta­ło kil­ka­set tysię­cy osób, skoń­czy­ła się.

Od kil­ku lat dla uważ­ne­go obser­wa­to­ra sce­ny medial­nej na Ślą­sku nie była tajem­ni­cą dziw­na sła­bość” kie­row­nic­twa Pol­ski Dzien­ni­ka Zachod­nie­go”, wyda­wa­ne­go przez kon­cern wydaw­ni­czy Pol­ska­pres­se do Gorze­li­ka i jego ako­li­tów z RAŚ. To dzię­ki sym­pa­tii dwóch tytu­łów pra­so­wych do RAŚ, ten z nie­wiel­kiej orga­ni­za­cji zyskał bar­dzo duże zna­cze­nie w regio­nie. Gru­pa Wydaw­ni­cza Pol­ska­pres­se jest czę­ścią Ver­lags­grup­pe Pas­sau, nie­miec­kiej gru­py medial­nej obec­nej w Niem­czech, Cze­chach i Polsce.

Od jesie­ni 2010 r. Ruch Auto­no­mii Ślą­ska (RAŚ), dzię­ki koali­cji z Plat­for­mą Oby­wa­tel­ską, współ­rzą­dzi woje­wódz­twem ślą­skim. Woje­wódz­twem, w któ­rym uka­zu­je się Dzien­nik Zachod­ni”. Prze­wod­ni­czą­cy RAŚ Jerzy Gorze­lik odpo­wia­da nato­miast w Zarzą­dzie Woje­wódz­twa Ślą­skie­go za kul­tu­rę i edukację.

Hasła gło­szo­ne przez RAŚ są nie­zbyt skomplikowane:

Zobacz­cie co się dzie­je w pań­stwie pol­skim. Ode­rwij­my się będzie­my rzą­dzić sami po swo­je­mu. Przed woj­ną była auto­no­mia i było dobrze”.

Jerzy Gorze­lik w wywia­dzie w Rzecz­po­spo­li­tej” sprzed roku pod­kre­śla, że nie ma sen­ty­men­tu do Polski:

Nie odczu­wam, bo żywię go do mojej nacji. Moż­na mówić o związ­ku z róż­ny­mi aspek­ta­mi pol­sko­ści czy nie­miec­ko­ści. W war­stwie języ­ko­wej z pew­no­ścią bli­żej mi do Pola­ków. Jeśli cho­dzi o inne ele­men­ty kul­tu­ry, bli­żej mi do kul­tu­ry nie­miec­kiej, ale też cze­skiej (…) Patrio­tyzm to umi­ło­wa­nie ojczy­zny. A moją ojczy­zną nie jest Pol­ska, tyl­ko Gór­ny Śląsk.”

Na takie wyzna­nie lide­ra RAŚ nie było reak­cji regio­nal­nych mediów. Potrak­to­wa­ły je jako cie­ka­wost­kę, bez poli­tycz­nych kono­ta­cji. Ana­li­zy takiej nie dosta­li zatem rów­nież czytelnicy.

W przy­po­mi­na­niu nie­miec­kie­go udzia­łu w histo­rii Gór­ne­go Ślą­ska soli­dar­nie rywa­li­zu­ją nie­miec­ki Pol­ska Dzien­nik Zachod­ni” i pol­ska kato­wic­ka Gaze­ta Wybor­cza”. W PDZ” felie­to­ny piszą sym­pa­ty­cy lub człon­ko­wie RAŚ jak Jerzy Gorze­lik, Krzysz­tof Kar­wat czy Michał Smo­lorz a komen­tu­je nie­za­leż­nie” dr Tomasz Slu­pik, szef koła nauko­we­go ślą­sko­znaw­cze­go na Uni­wer­sy­te­cie Ślą­skim i były lider listy RAŚ do Sej­mi­ku w okrę­gu Sosno­wiec. W kato­wic­kiej Gaze­cie Wybor­czej” Michał Smo­lorz i Kazi­mierz Kutz licy­tu­ją się w pozio­mie śluzakowatości”

pisze Piotr Pie­trasz, dzia­łacz PiS.

– Od co naj­mniej 2010 na łamach Pol­ski Dzien­ni­ka Zachod­nie­go” trwa­ła kam­pa­nia pro­mo­wa­nia Ruchu Auto­no­mii Ślą­ska. Jerzy Gorze­lik bar­dzo czę­sto poja­wiał się na łamach. Wydaw­cy, jak sły­sze­li że w arty­ku­le będzie o tym ruchu, to nie­mal zawsze znaj­do­wa­li miej­sce w gaze­cie. Cza­sem z tego powo­du spa­da­ły waż­ne tek­sty – mówi były już dzien­ni­karz PDZ. Tak­że inni dzien­ni­ka­rze tej gaze­ty potwier­dza­ją sym­pa­tie sze­fo­stwa PDZ” do tego ugrupowania.

– Kie­dyś zapy­ta­łam się oso­by z kie­row­nic­twa redak­cji, dla­cze­go tak dużo pisze­my o RAŚ i do tego bez­kry­tycz­nie? Cynizm jej odpo­wie­dzi mnie zasko­czył – cho­dzi­ło o zła­pa­nie” czy­tel­ni­ków, sym­pa­ty­ków tej orga­ni­za­cji – wspomina.

Odda­nie łamów RAŚ nie spo­wo­do­wa­ło zwięk­sze­nia sprze­da­ży Pol­ski Dzien­ni­ka Zachod­nie­go”. Zaczę­li odcho­dzić kolej­ni czy­tel­ni­cy. Ten pro­ces trwa nadal. Dla­cze­go miesz­kań­cy regio­nu prze­sta­li kupo­wać DZ”? Zapew­ne mie­li dosyć pobież­ne­go, naskór­ko­we­go pisa­nia o waż­nych spra­wach. Tek­sty są coraz krót­sze, zdję­cia – coraz więk­sze. Pomo­gła” w tym zmia­na nazwy na Pol­ska Dzien­nik Zachodni”.

Tro­chę historii

W czerw­cu 1989 roku zosta­ła zli­kwi­do­wa­na cen­zu­ra (Głów­ny Urząd Kon­tro­li Pra­sy, Publi­ka­cji i Wido­wisk). Warun­kiem uka­zy­wa­nia się gazet zaczę­ły być ich sądo­wa reje­stra­cja, co przy­spie­szy­ło zakła­da­nie nowych pism, o któ­rych ist­nie­niu i suk­ce­sie zaczął decy­do­wać rynek. Na mocy uchwa­ły sej­mo­wej w 1990 roku roz­wią­za­no wydaw­ni­czy kon­cern par­tyj­no-pań­stwo­wy RSW Pra­sa Książ­ka Ruch”.

Par­tyj­ny kon­cern był molo­chem, naj­więk­szym kon­cer­nem pra­so­wym w Euro­pie Środ­ko­wo-Wschod­niej. Do RSW nale­ża­ło w 1990 roku 178 tytu­łów, w tym 45dzienników oraz 90 proc. nakła­dów pra­sy codzien­nej i 70 proc. nakła­dów tytu­łów i cza­so­pism, a tak­że: dru­kar­nie, fabry­ki papie­ru, kol­por­taż, księ­gar­nie, nie­ru­cho­mo­ści (np. budyn­ki, w któ­rych były redak­cje). W Kato­wi­cach wła­sno­ścią RSW były np. organ PZPR Try­bu­na Robot­ni­cza”, Dzien­nik Zachod­ni”, Sport” czy tygo­dnik Pano­ra­ma”, dru­kar­nie i budynki.

Za sprze­daż tytu­łów pra­so­wych oraz to, co się z nimi póź­niej sta­ło, zda­niem poli­ty­ków i publi­cy­stów, odpo­wie­dzial­ni są likwi­da­to­rzy RSW. War­to przy­po­mnieć ich nazwi­ska. W latach 199092 Komi­sję Likwi­da­cyj­ną, któ­ra nie­mal­że za bez­cen sprze­da­wa­ła tytu­ły, two­rzy­li: Jerzy Drą­gal­ski (prze­wod­ni­czą­cy, któ­ry szyb­ko, bo już w listo­pa­dzie 1990 roku zastą­pio­ny przez Kazi­mie­rza Strzycz­kow­skie­go, Jan Bijak, Andrzej Gra­jew­ski, Alfred Kla­in, Krzysz­tof Koziełł-Poklew­ski, Maciej Szu­mow­ski oraz… Donald Tusk.

Komi­sja Likwi­da­cyj­na ze 178 tytu­łów pra­so­wych nale­żą­cych do RSW 70 odda­ła nie­od­płat­nie spół­dziel­niom dzien­ni­kar­skim – w tym Poli­ty­kę”, 89 sprze­da­ła, 4 prze­ka­za­ła do Skar­bu Pań­stwa, a na pozo­sta­łe nie zna­la­zła chęt­nych. Naj­ta­niej sprze­da­no pismo Kul­tu­ra Fizycz­na” – według dzi­siej­szych cen nabyw­ca, Aka­de­mia Wycho­wa­nia Fizycz­ne­go w War­sza­wie, zapła­cił zale­d­wie 30 zł. Express Wie­czor­ny” osza­co­wa­no na 1 mln 600 tys. zł, Try­bu­nę Ślą­ską” sprze­da­no Gór­no­ślą­skie­mu Towa­rzy­stwu Pra­so­we­mu za 2 mln 310 tys. zł. Naj­dro­żej wyce­nio­no Dzien­nik Zachod­ni” i Życie War­sza­wy” – po 4 mln zł.

Tyle samo wpły­nę­ło na kon­to Komi­sji po ugo­dzie sądo­wej z wła­ści­cie­lem tygo­dni­ka Wprost” (począt­ko­wo tygo­dnik prze­ka­za­no nie­od­płat­nie spół­dziel­ni dzien­ni­kar­skiej). Komi­sja sprze­da­ła też 14 dru­karń za pra­wie 41 mln zł (z cze­go na kon­to Komi­sji wpły­nę­ło nie­ca­łe 25 mln, resz­ta spła­ca­na jest w ratach, a z nie­któ­ry­mi nabyw­ca­mi toczą się spra­wy sądo­we o spła­tę długu).

Na rzecz Skar­bu Pań­stwa Komi­sja prze­ka­za­ła nie­ru­cho­mo­ści i mają­tek nie­trwa­ły nale­żą­ce do 95 jed­no­stek wcho­dzą­cych w skład RSW o ogól­nej war­to­ści ponad 73 mln zł. Była to naj­więk­sza pry­wa­ty­za­cja pra­sy w Euro­pie Środkowowschodniej.

Her­sant i reszta

Likwi­da­cja RSW spro­wa­dzi­ła do kra­ju zagra­nicz­ne kon­cer­ny wydaw­ni­cze (i nie tyl­ko), któ­re zwie­trzy­ły zna­ko­mi­ty inte­res, bo komi­sja ceny za tytu­ły usta­li­ła bar­dzo niskie, a na doda­tek nie usta­lo­no w usta­wie limi­tu obce­go kapi­ta­łu w mediach. Jako jeden z pierw­szych zagra­nicz­nych kon­cer­nów pra­so­wych poja­wił na pla­cu boju wów­czas fran­cu­ski kon­cern Rober­ta Hersanta.

Skon­cen­tro­wał się on na prze­ję­ciu ogól­no­pol­skiej Rzecz­po­spo­li­tej” oraz kil­ku gazet regio­nal­nych i lokal­nych w atrak­cyj­nych regio­nach. Sto­so­wał tak­ty­kę pod­sta­wia­nia w prze­tar­gach figu­ran­tów. W ten spo­sób wcho­dząc w spół­ki z wcze­śniej wyty­po­wa­ny­mi pod­mio­ta­mi, nie posia­da­jąc nigdzie udzia­łów więk­szo­ścio­wych, po pew­nym cza­sie odku­py­wał lub przej­mo­wał za dłu­gi udzia­ły, sta­jąc się głów­nym, a czę­sto domi­nu­ją­cym udziałowcem.

W Gdań­sku Her­sant prze­jął udzia­ły w Dzien­ni­ku Bał­tyc­kim” i Wie­czo­rze Wybrze­ża”, w Łodzi – w Expres­sie Ilu­stro­wa­nym” i Dzien­ni­ku Łódz­kim”, w Kra­ko­wie – w Gaze­cie Kra­kow­skiej” i spor­to­wym Tem­pie”, w Kato­wi­cach zdo­był Try­bu­nę Ślą­ską” i Dzien­nik Zachodni”.

Za Fran­cu­za” nie było nam źle. Roz­po­czął inwe­sto­wa­nie w kom­pu­te­ry­za­cję, a przede wszyst­kim pod­niósł nam zna­czą­co pen­sje. Zara­bia­li­śmy trzy razy wię­cej, niż kole­dzy z redak­cji Try­bu­ny Ślą­skiej”, poło­żo­nej pię­tro niżej w budyn­ku Domu Pra­sy” w cen­trum Kato­wic – wspo­mi­na jeden z naj­star­szych sta­żem redak­to­rów Pol­ski Dzien­ni­ka Zachodniego”.

W 1994 r. Her­sant wyco­fał się z ryn­ku pol­skie­go. Jako ofi­cjal­ny powód poda­wa­no kło­po­ty finan­so­we kon­cer­nu we Fran­cji i coraz więk­szy szum medial­ny w Pol­sce na temat jego współ­pra­cy z pro­hi­tle­row­skim rzą­dem Vichy we Fran­cji w cza­sie II woj­ny świa­to­wej. Biz­nes nie lubi roz­gło­su, dla­te­go Her­sant osiem gazet lokal­nych sprze­dał nie­miec­kiej gru­pie z Pasa­wy – Pas­sau­er Neue Pres­se (PNP). Poli­ty­cy zosta­li zasko­cze­ni zmia­ną. Pra­cow­ni­cy Dzien­ni­ka Zachod­nie­go” też.

Wydaw­nic­two PNP powsta­ło w 1946 r. i przez ponad 40 lat było małym, wręcz rodzin­nym przed­się­bior­stwem. Nie­spo­dzie­wa­nie na prze­ło­mie lat 80. i 90. zna­la­zło środ­ki na zakup kil­ku­na­stu tytu­łów w Austrii i Czechach.

(zob. Baj­ka Z., Kapi­tał zagra­nicz­ny w pol­skiej pra­sie, w: Media i dzien­ni­kar­stwo w Pol­sce 19891995, red. G.G. Kop­per i inni, Kra­ków 1996, s. 145).

Gdy w 1994 r. Her­sant opu­ścił rynek pra­so­wy w Pol­sce, PNP zaję­ło jego miej­sce w pra­sie regio­nal­nej i lokal­nej. Niem­cy weszli też w posia­da­nie wro­cław­skiej Gaze­ty Robot­ni­czej” – wyko­rzy­stu­jąc szwaj­car­skie wydaw­nic­two Schwe­izer Inter­pu­bli­ca­tion AG – a tak­że 25 proc. udzia­łów w kra­kow­skim Dzien­ni­ku Polskim”.

Wszy­scy się zasta­na­wia­li, skąd takie małe wydaw­nic­two jak Pas­sau­er zna­la­zło olbrzy­mie pie­nią­dze na zakup tylu gazet.

Bar­dzo wie­le śla­dów pro­wa­dzi do Ber­tel­sman­na, współ­wła­ści­cie­la dru­gie­go – pod wzglę­dem wiel­ko­ści obro­tów – impe­rium medial­ne­go na świe­cie. (…) Powią­zań tych abso­lut­nie nie wypie­ra się tak­że przed­sta­wi­ciel PNP na Pol­skę, Franz Hir­tre­iter, cze­mu dał wyraz w wywia­dach prasowych”

(Baj­ka Z., Kapi­tał zagra­nicz­ny w pol­skich mediach, Zeszy­ty Pra­so­znaw­cze 1994, nr 34, s. 6).

Frank­fur­ter All­ge­me­ine Zeitung” podał bez osło­nek, że to wła­śnie Ber­tel­smann jest praw­dzi­wym auto­rem tej han­dlo­wej ope­ra­cji. Tyl­ko Pola­cy nadal są infor­mo­wa­ni, że naj­sil­niej­szą gru­pę dzien­ni­ków regio­nal­nych w nad­wi­ślań­skim kra­ju kupi­li skrom­ni wydaw­cy z Pas­sau” (How­zan A., Ude­rze­nie w gło­wę. Ring pra­so­wy: Niem­cy w wadze cięż­kiej, Pola­cy w papie­ro­wej, Poli­ty­ka, nr 50, 10.12.1994, s. 23).

Poważ­ne zastrze­że­nia budził wybór tere­nów do nie­miec­kich inwe­sty­cji. PNP wyku­pił gaze­ty na Ślą­sku, Pomo­rzu, w Wiel­ko­pol­sce i Mało­pol­sce. W 1998 r. Kazi­mierz Mar­cin­kie­wicz, wów­czas poseł AWS (ZChN), wska­zy­wał na zależ­ność pomię­dzy tre­ścia­mi gazet PNP a nie­miec­kim inte­re­sem. Wtó­ro­wał mu kole­ga par­tyj­ny Michał Kamiń­ski, mówiąc:

Czy powin­ni­śmy jedy­nie wzru­szać ramio­na­mi, że na całym Ślą­sku, gdzie kapi­tał nie­miec­ki wyku­pił pra­wie 100 pro­cent dzien­ni­ków, 1 wrze­śnia br. [1998 – dop. T.S..] tyl­ko w jed­nym z nich, i to w pośled­nim miej­scu, uka­za­ła się infor­ma­cja o rocz­ni­cy wybu­chu II woj­ny świa­to­wej? Nie może­my się zgo­dzić na to, aby nasza świa­do­mość naro­do­wa, pamięć o prze­szło­ści były kształ­to­wa­ne poza gra­ni­ca­mi kra­ju, przez zagra­nicz­nych finan­si­stów. Moż­na też zapy­tać, dla­cze­go nie­miec­ki kapi­tał – któ­ry dekla­ru­je, że nie ma nie­miec­kie­go obli­cza naro­do­we­go – inwe­stu­je głów­nie na zie­miach zachod­nich. Dla mnie nie jest to rze­czą przypadku”

(Mono­pol na infor­ma­cję, Knap W. roz­ma­wia z Micha­łem Kamiń­skim, Dzien­nik Pol­ski, 8.01.1999, s. 29; zob. też. Zalew­ska L., Czy ogra­ni­czać zachod­ni kapi­tał, Rzecz­po­spo­li­ta, 9.12.1998).

Niem­cy bio­rą wszystko

Dzi­siaj sytu­acja w pra­sie na Ślą­sku jest jesz­cze gor­sza niż pod koniec lat 90. W 2003 r. Pas­sau­er Neue Pres­se kupił od nor­we­skie­go kon­cer­nu Orkla dwa wro­cław­skie dzien­ni­ki: Sło­wo Pol­skie” i Wie­czór Wro­cła­wia”, posia­da­jąc już na tym ryn­ku trze­ci dzien­nik Gaze­tę Wro­cław­ską”. Osta­tecz­nie trzy tytu­ły połą­czo­no w jeden Sło­wo Pol­skie – Gaze­ta Wrocławska”.

W jaki spo­sób Pas­sau­er Neue Pres­se zdo­był dla wyda­wa­ne­go w Kato­wi­cach Dzien­ni­ka Zachod­nie­go”, w któ­rym ma 100 proc. udzia­łów, pozy­cję monopolisty?

Otóż Pas­sau­er Neue Pres­se (poprzez swo­ją spół­kę Pol­ska­pres­se) oprócz Dzien­ni­ka Zachod­nie­go” posia­dał na tym tere­nie jesz­cze Try­bu­nę Ślą­ską – Dzień”, któ­ra w grud­niu 2004 r. zosta­ła wchło­nię­ta przez Dzien­nik Zachod­ni”. PNP, począt­ko­wo mając 66,5 proc. udzia­łów w Try­bu­nie Ślą­skiej – Dzień”, aby zmu­sić pol­ską stro­nę do sprze­da­ży swo­ich udzia­łów, znacz­nie wię­cej reklam prze­ka­zy­wał Dzien­ni­ko­wi Zachod­nie­mu” oraz lepiej pła­cił pra­cu­ją­cym tam dzien­ni­ka­rzom – dowo­dzi były redak­tor naczel­ny Try­bu­ny Ślą­skiej – Dzień” Tade­usz Biedzki

(Pysie­wicz W., Ślą­scy rywa­le, Press, nr 6/2000, s. 57).

W 2000 r. Niem­cy dopię­li swe­go, sta­jąc się pra­wie wyłącz­nym posia­da­czem Try­bu­ny Ślą­skiej – Dzień” z 93,5 proc. udzia­łów. Pozo­sta­łe 6,5 proc. nale­ża­ło do Związ­ku Gmin Gór­ne­go Ślą­ska i Pół­noc­nych Moraw (zob. szerz. Press, nr 10/2000, s. 9). Zakup Try­bu­ny Ślą­skiej – Dzień” miał tyl­ko oczy­ścić rynek, a nie zapew­nić więk­szą róż­no­rod­ność w dostar­cza­nych czy­tel­ni­kom infor­ma­cjach. Podob­ny pro­ce­der PNP pro­wa­dził w innych czę­ściach Pol­ski. Try­bu­na Ślą­ska – Dzień” sta­ła się po pew­nym cza­sie zno­wu Try­bu­ną Ślą­ską”, ale nie na długo.

Pod koniec 2004 roku połą­czo­no Dzien­nik Zachod­ni” z Try­bu­ną Ślą­ską”. W ten spo­sób dru­gi tytuł znik­nął z ryn­ku. Spo­ro dzien­ni­ka­rzy, prze­waż­nie z Dzien­ni­ka Zachod­nie­go, stra­ci­ło pracę.

– Nie­mal wszyst­kie sta­no­wi­ska kie­row­ni­cze po połą­cze­niu redak­cji zaję­ły oso­by z Try­bu­ny Ślą­skiej. Nadal redak­cja nie jest mono­li­tem, są wewnętrz­ne podzia­ły. Na doda­tek w2009 roku redak­cja z cen­trum Kato­wic prze­nio­sła się do Sosnow­ca. Do tego docho­dzą niskie pen­sje – uwa­ża nasz rozmówca.

Nie­bez­pie­czeń­stwo dostrze­ga­ją tak­że naukowcy.

- Czas naj­wyż­szy, żeby poważ­ni uczest­ni­czy ryn­ku medial­ne­go uświa­do­mi­li sobie, że mię­dzy wymia­rem glo­bal­ny a lokal­nym nie jest szcze­li­na, ale cał­kiem roz­le­głe pole. A na nim – lokal­nym – znaj­du­ją się wszyst­kie odcie­nie cech każ­de­go z tych bie­gu­nów. To, co się sta­ło z pra­są lokal­ną m.in. poprzez dzia­ła­nia Pol­ska­pres­se przy­wo­dzi na myśl obra­zy sil­nie sym­bo­licz­ne: drze­wa są wyci­na­ne pod budo­wę Nowej Huty. Kon­cer­ny, hol­din­gi i kor­po­ra­cje są nor­mal­ny­mi związ­ka­mi w naszym życiu. Już takie samot­ne drzew­ko nie wytrzy­ma napo­ru kon­ku­ren­cji … To nie­uchron­ne dzia­ła­nie – moż­na je jed­nak wyko­nać lepiej lub gorzej. Moż­na uwie­rzyć, że lokal­ni dzien­ni­ka­rze i wydaw­cy wie­dzą tak dużo, a może wię­cej niż ich pra­co­daw­cy z jakimś euro­pej­skim adre­sem – stwier­dza medio­znaw­ca prof. Wie­sław Godzic.

- Nie zapo­mnę, jak część war­szaw­ska dużej gaze­ty kon­se­kwent­nie pisa­ła o Uni­wer­sy­te­cie Jagiel­loń­skim jako o Jagiel­lon­ce”, gdy tym­cza­sem jej lokal­na muta­cja w tej samej zszyw­ce kon­se­kwent­nie – w zgo­dzie z lokal­nym zna­cze­niem – Jagiel­lon­ką” nazy­wa­ła sza­cow­ną Biblio­te­kę Jagiel­loń­ską. Czy to wal­ka sta­re­go z nowym, w któ­rym nowe zawsze zwy­cię­ży? Ależ takie myśle­nie odbie­ra jaką­kol­wiek moty­wa­cję do pra­cy. Nie jestem pew­ny, czy tak samo ma wyglą­dać pra­sa regio­nal­na na Ślą­sku, na Pomo­rzu i na Pod­kar­pa­ciu; nie jestem pew­ny, czy pozo­sta­wio­no wszyst­ko, co było naj­lep­sze­go w poprzed­niej wer­sji? Czy bez­względ­nie zaufa­no glo­bal­nym stra­te­giom, czy też uwie­rzo­no, że suk­ces czy­tel­ni­czy mogą budo­wać emo­cje i pozor­nie nie­opła­cal­ne stra­te­gie np. sym­bo­licz­ne. Pomysł, że był to zamach na pra­sę regio­nal­ną – odrzu­cam. Bo prze­cież żaden mądry biz­nes­men nie pod­ci­na gałę­zi, na któ­rej sie­dzi – doda­je Godzic.

Jan Jaku­bow­ski, kie­ru­ją­cy kie­dyś jed­nym z dzien­ni­ków Pas­sau­er Neue Pres­se, pisał:

Model gaze­ty opi­nio­twór­czej prze­kształ­co­no w rodzaj pozba­wio­ne­go ambi­cji komik­su, wypeł­nio­ne­go bez­re­flek­syj­ną infor­ma­cją, nie ska­żo­ną docie­ka­niem przy­czyn i skut­ków opi­sy­wa­nych zdarzeń”

(Jaku­bow­ski J., Gaze­ta dla woź­ni­cy, Wprost, nr 46, 16.11.2003, s. 34).

Potwier­dza też, iż tema­ta­mi tabu w gaze­tach Gru­py Wydaw­ni­czej Pol­ska­pres­se są wszel­kie kwe­stie zwią­za­nie z dzia­łal­no­ścią Nie­miec w cza­sie II woj­ny świa­to­wej (tam­że). Prak­tycz­nie mono­po­li­stycz­na pozy­cja na ryn­ku wydaw­ców zagra­nicz­nych, powo­du­je, że cho­ciaż mają oni róż­no­rod­ne tytu­ły (vide Pol­ska­pres­se), to ich tre­ści są takie same. Bo prze­cież trud­no prze­wi­dy­wać, że jeden wła­ści­ciel będzie miał kil­ka poglą­dów na rzeczywistość.

Pod­czas pisa­nia arty­ku­łu korzy­sta­łem z infor­ma­cji zawar­tych w arty­ku­łach: Joan­ny Mikosz Nowe tytu­ły, sta­re nawy­ki” oraz Macie­ja Kle­dzi­ka Pol­ska pra­sa lokal­na w rękach zagra­nicz­ne­go kapi­ta­łu. Zarys pro­ble­mu na wybra­nych przykładach”.

Cho­ry resort

Mini­ster zdro­wia Marian Zemba­la będzie musiał posprzą­tać” po swo­im poprzed­ni­ku. Bar­tosz Arłu­ko­wicz zosta­wił w resor­cie kil­ka min”, któ­re wybuch­ną. Pyta­nie, kiedy?

O kon­flik­tach inte­re­sów pro­fe­so­ra Zemba­li napi­sa­no już chy­ba wszyst­ko. Było już o jego dzia­łal­no­ści w Pol­skiej Gru­pie Medycz­nej i innych spół­kach, w cza­sie gdy rów­no­le­gle był kra­jo­wym kon­sul­tan­tem w dzie­dzi­nie kar­dio­chi­rur­gii oraz dyrek­to­rem Ślą­skie­go Cen­trum Cho­rób Ser­ca w Zabrzu. Do momen­tu mini­ste­rial­nej nomi­na­cji pro­fe­sor Zemba­la był nie­prze­ma­kal­ny”.

ministerstwo_zdrowia_logo

Już po swo­jej nomi­na­cji mini­ster zdro­wia prof. Marian Zemba­la odpo­wia­dał na pyta­nia posłów. Zapew­nił, że zre­zy­gno­wał ze wszyst­kich funk­cji, któ­rych nie mógł­by peł­nić jako szef resor­tu zdrowia.

- Mini­ster, któ­ry się nazy­wa Marian Zemba­la, nie ma dwóch moral­no­ści i nigdy nie będzie miał – odpo­wia­dał na to nowy mini­ster zdrowia.

Wymie­nił przy oka­zji funk­cje, z któ­rych zre­zy­gno­wał wła­śnie z powo­du obję­cia sta­no­wi­ska sze­fa resor­tu zdro­wia. Już ich licz­ba może przy­pra­wić o zawrót głowy.

Mini­ster (poda­ję za depe­szą PAP) zawie­sił na przy­kład dzia­łal­ność gospo­dar­czą pod nazwą Indy­wi­du­al­na Spe­cja­li­stycz­na Prak­ty­ka Lekar­ska Marian Zemba­la” i zre­zy­gno­wał ze sta­no­wi­ska człon­ka rady nad­zor­czej spół­ki Kar­dio-Med Sile­sia oraz z peł­nie­nia funk­cji człon­ka rady Fun­da­cji na Rzecz Roz­wo­ju Insty­tu­tu Cen­trum Zdro­wia Mat­ki Polki w Łodzi.

Zemba­la poin­for­mo­wał, że zre­zy­gno­wał też z zasia­da­nia w radzie Fun­da­cji Roz­wo­ju Medy­cy­ny Ser­co­wo-Naczy­nio­wej Zabrze-Gli­wi­ce i ze sta­no­wi­ska człon­ka rady Fun­da­cji Ślą­skie Cen­trum Cho­rób Ser­ca. Dodał, że prze­stał też być m.in. człon­kiem rady nauko­wej fun­da­cji Polphar­my – w któ­rej peł­nił spo­łecz­nie funk­cję nauko­wą i zre­zy­gno­wał też z funk­cji kon­sul­tan­ta kra­jo­we­go z zakre­su kardiochirurgii.

To ostat­nie to dosyć zaska­ku­ją­ca dekla­ra­cja, któ­ra pro­wo­ku­je do pyta­nia: Jak prof. Zemba­la będąc kon­sul­tan­tem kra­jo­wym mógł być w radzie nauko­wej Polphar­my? Z jego oświad­czeń mająt­ko­wych wyni­ka­ło, że m.in. Polphar­ma była spon­so­rem wyjaz­du na kon­gre­sy nauko­we ( np. 18 wrze­śnia ub. roku pokry­cie kosz­tów wyjaz­du i ubez­pie­cze­nia do Bar­ce­lo­ny celem aktyw­ne­go udzia­łu kon­gre­sie Euro­pej­skie­go Towa­rzy­stwa Kar­dio­lo­gicz­ne­go”).

Zaska­ku­ją­ce, że medycz­na sła­wa, któ­ra zara­bia bar­dzo dobrze, nie pła­ci za takie wyjaz­dy. Moim zda­niem to podob­ny kon­flikt inte­re­sów, jak ten z jego udzia­ła­mi w PGM, któ­re ponad rok temu, gdy spra­wa sta­ła się gło­śna, prze­ka­zał żonie.

Czyst­ka i kontrola

Nie­daw­no wice­mi­ni­ster zdro­wia Anna Łuka­sik zło­ży­ła rezy­gna­cję. Łuka­sik nad­zo­ro­wa­ła czte­ry depar­ta­men­ty: budże­tu, finan­sów i inwe­sty­cji; nad­zo­ru, kon­tro­li i skarg; nauki i szkol­nic­twa wyż­sze­go oraz poli­ty­ki zdro­wot­nej. Urząd spra­wo­wa­ła czte­ry mie­sią­ce. Wice­mi­ni­ster Łuka­sik pod­le­gał też samo­dziel­ny wydział audy­tu wewnętrznego.

Nad­zo­ro­wa­ła tak­że dzia­łal­ność m.in.: Ban­ku Tka­nek Oka w War­sza­wie, Cen­trum Onko­lo­gii w War­sza­wie, Cen­trum Orga­ni­za­cyj­no-Koor­dy­na­cyj­ne do Spraw Trans­plan­ta­cji Poltran­splant, Cen­trum Zdro­wia Mat­ki Polki w Łodzi, Insty­tut Gruź­li­cy i Cho­rób Płuc w War­sza­wie, Insty­tut Hema­to­lo­gii i Trans­fu­zjo­lo­gii w War­sza­wie i Insty­tut Mat­ki i Dziec­ka w Warszawie.

Z moich infor­ma­cji wyni­ka, że odej­ście Łuka­sik mia­ło zwią­zek z jej decy­zją o udo­stęp­nie­niu rapor­tu z prze­pro­wa­dzo­nej rok temu kon­tro­li Poltran­splan­tu”. Kon­tro­le­rzy wykry­li w dzia­łal­no­ści tej agen­dy Mini­ster­stwa Zdro­wia wie­le szo­ku­ją­cych nie­pra­wi­dło­wo­ści, któ­re od dłuż­sze­go cza­su opisywałem.

Jako nie­zgod­ne z pra­wem kon­tro­le­rzy uzna­li zatrud­nie­nie na sta­no­wi­sku zastęp­cy dyrek­to­ra Poltran­splan­tu Jolan­ty Żali­kow­skiej-Hoło­weń­ko bez prze­pro­wa­dze­nia wyma­ga­ne­go prze­pi­sa­mi konkursu.

Wie­le zastrze­żeń kon­tro­le­rzy mie­li do prze­pro­wa­dzo­nych kon­kur­sów na świad­cze­nie usług w zakre­sie dobo­ru nie­spo­krew­nio­nych daw­ców szpi­ku. Oka­za­ło się, że w komi­sji kon­kur­so­wej zna­la­zły się oso­by, któ­re nie mia­ły pra­wa w niej być. Ogło­sze­nie o kon­kur­sie nie zosta­ło wywie­szo­ne na tabli­cy ogło­szeń (taki był wymóg), bo Poltran­splant twier­dził, iż tako­wej tabli­cy nie ma.

Kry­tycz­nie opi­sa­no też fakt przy­ję­cia ofer­ty w kon­kur­sie Fun­da­cji na Rzecz Cho­rych z Cho­ro­ba­mi Krwi, któ­ra nie dys­po­no­wa­ła wyka­za­nym w ofer­cie labo­ra­to­rium. Kon­tro­le­rzy uzna­li, że z nie­zro­zu­mia­łych powo­dów wspo­mnia­na Fun­da­cja była fawo­ry­zo­wa­na w tym konkursie.

Bez­bron­ny ser­wer Polstransplantu

Kon­tro­le­rzy, wśród któ­rych byli infor­ma­ty­cy, stwier­dzi­li wie­le nie­pra­wi­dło­wo­ści w funk­cjo­no­wa­niu jed­ne­go na naj­bar­dziej new­ral­gicz­nych ele­men­tów sys­te­mu – Cen­tral­ne­go Reje­stru Poten­cjal­nych, Nie­spo­krew­nio­nych Daw­ców Szpi­ku i Krwi Pępo­wi­no­wej. To baza danych, któ­ra zawie­ra infor­ma­cje o poten­cjal­nych daw­cach szpi­ku itp.

Eks­per­ci stwier­dzi­li, że:

Ser­wer »Cere­ni­da« peł­nił funk­cje ser­we­ra WWW, ser­we­ra bazy danych i ser­we­ra pli­ków. Bio­rąc pod uwa­gę ten fakt oraz brak odizo­lo­wa­nej sie­ci ser­we­ro­wej była to wyso­ce ryzy­kow­na kon­fi­gu­ra­cja, wykra­cza­ją­ca poza dobre prak­ty­ki bez­pie­czeń­stwa. […] Poważ­nym zagro­że­niem dla Cen­tral­ne­go Reje­stru była utra­ta danych, ponie­waż pli­ki kopii bez­pie­czeń­stwa prze­cho­wy­wa­ne były bez­po­śred­nio na ser­we­rze, na któ­rym znaj­do­wa­ły się dane źródłowe.”

Ozna­cza to tyle, że baza danych nie była wystar­cza­ją­co chro­nio­na przed ata­kiem haker­skim, tym bar­dziej że sieć Poltran­splan­tu była dostęp­na z zewnątrz poprzez Internet.

Nawia­sem mówiąc wątek infor­ma­tycz­nej afe­ry w Poltran­splan­cie i Mini­ster­stwie Zdro­wia, któ­ry swy­mi korze­nia­mi się­ga cza­sów mini­stro­wa­nia” w resor­cie przez Ewę Kopacz, od daw­na bada­ją służ­by specjalne.

Śled­czy z ABWCBA szu­ka­ją odpo­wie­dzi na pytania:

Kto pod­jął decy­zję o roz­bu­do­wa­niu sys­te­mu infor­ma­tycz­ne­go Cen­tral­ne­go Reje­stru Poten­cjal­nych Nie­spo­krew­nio­nych Daw­ców Szpi­ku i Krwi Pępowinowej?

Jakie były powią­za­nia per­so­nal­ne pomię­dzy spół­ka­mi kon­sor­cjum, któ­re wygra­ło kon­kurs, a człon­ka­mi komi­sji w Mini­ster­stwie Zdro­wia i jego agen­dzie – Poltran­splan­cie oraz pośred­ni­kiem w kon­kur­sie, czy­li oso­ba­mi z Regio­nal­ne­go Cen­trum Krwio­daw­stwa i Krwio­lecz­nic­twa w Kiel­cach, spół­ka­mi Tru­sted Infor­ma­tion Con­sul­ting Sp. z o. o. (Ticons), Kon­sor­cjum: EC2 Sp. z o. o. i Softro­nic Sp. z o. o.?

Czy znaj­dą? Tego dowie­my się zapew­ne jesienią.

Arty­kuł opu­bli­ko­wa­ny na por­ta­lu wpo​li​ty​ce​.pl oraz wgo​spo​dar​ce​.pl