10 lat temu zawaliła się hala wystawowa MTK w Katowicach. Zginęło 65 osób, ponad 140 zostało rannych. Nikt nie został ukarany. Proces trwa.
W 2002 roku (!) też pisałem w „Rz” tym, jak to „Dwóch ludzi w dziecinnie łatwy sposób przejęło kontrolę nad drugim w Polsce organizatorem imprez wystawienniczych i na jego sprzedaży zrobiło świetny interes”. Nikt nie był zainteresowany wyjaśnieniem tego mechanizmu.
Poniżej mój artykuł, który ukazał się w „Rzeczpospolitej” kilka dni po katastrofie… Warto go przypomnieć, bo pokazuje przeplatanie się interesów rożnych grup władzy i samorządu.
Fot. www.gunb.gov.pl
Międzynarodowe Targi Katowickie powstały w 1992 roku na terenie Ośrodka Postępu Technicznego, tuż przy granicy Katowic z Chorzowem. MTK mają 40 tysięcy mkw. powierzchni wystawienniczej. Jest piętnaście pawilonów, w tym hala, w której wydarzyła się tragedia.
Najszybciej interes, jaki można zrobić na MTK, wyczuli Jan Hoppe i Tadeusz Burzec – dwóch panów mających dobre kontakty w świecie biznesu i samorządu.
Swoje udziały w Międzynarodowych Targach Katowickich kupili po 12,5 tysięcy złotych, czyli równowartość trzech tysięcy dolarów. Sprzedali je później branżowej konkurencji MTK, angielskiej spółce Expocentres.
Kapitał zakładowy MTK w czasie, kiedy powstawały wynosił 25 tysięcy złotych i był podzielony na sto udziałów. Większościowy pakiet 36 udziałów przejęło miasto Katowice, a 16 – Regionalna Izba Gospodarcza, której prezesem był i jest Tadeusz Donocik, wiceminister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka. Reszta należała do skarbu państwa (28) i hali widowiskowej Spodek, przedsiębiorstwa w Katowicach (20).
Na pierwszym posiedzeniu MTK sp. z o.o. miasto reprezentowali ówczesny prezydent Katowic Jerzy Śmiałek i jego zastępca Henryk Dziewior. Ten duet wraz z Janem Hoppem przewija się także w innej spółce – Katowickim Centrum Biznesu, którą miasto utworzyło ze swego majątku. Gmina wniosła do spółki atrakcyjny teren w centrum Katowic.
Pomysłodawcami spółki byli Śmiałek i Dziewior (zasiadali w radzie nadzorczej Katowickiego Centrum Biznesu), natomiast Hoppe był przez jakiś czas jej prezesem. Z interesu nic nie wyszło. Trwająca od kilku lat budowa biurowca nie może zostać dokończona, bo KCB nie ma pieniędzy.
W sądzie toczy się sprawa o zapłacenie firmie budowlanej Strabag 34 milionów złotych za wykonane prace.
Pierwszym prezesem Międzynarodowych Targów Katowickich został Tadeusz Burzec (pracował wcześniej na kierowniczym stanowisku w Ośrodku Postępu Technicznego), jednym z jego dwóch zastępców – Jan Hoppe, który ma opinię człowieka z tzw. mocnymi układami na Śląsku.
Od osób, które go znają, słyszymy: „Nie angażuje się politycznie, jest pragmatykiem. Ma dobre układy zarówno na lewicy, jak i prawicy, ze wskazaniem na tę drugą opcję”. Świadczyć o tym może to, że Hoppe był krótko w ubiegłym roku p.o. prezesem Funduszu Górnośląskiego.
- Wcześniej Hoppe pracował w zagranicznej spółce związanej z hutnictwem - wyjaśnia Tadeusz Donocik, prezes MTK. - Pozyskanie go do zarządzania MTK było bardzo trudne, a nikt inny nie chciał tu przyjść. Wiem coś o tym, bo byłem jednym z autorów pomysłu powstania Targów.
Połowa dla dwóch i żona prezydenta
Nowy zarząd szybko podjął decyzję o podniesieniu kapitału zakładowego spółki o 100 procent. Zastosowano ciekawy manewr: w 1993 roku wspólnicy zrezygnowali z przejęcia nowych udziałów i wskazali ich nabywców. Jak wynika z danych w sądzie gospodarczym, po 50 udziałów w cenie 12,5 tysiąca złotych za pakiet kupili Burzec i Hoppe. - Prezesi powiedzieli, że będą dalej zajmować się Targami, jeżeli zostaną ich współudziałowcami. W ten sposób współwłaścicielami Targów stały się dwie prywatne osoby. Odtąd obaj mieli połowę udziałów w spółce, podobnie jak pozostałe instytucje - mówi nasz informator.
Od Henryka Dziewiora, który w 1994 roku już jako prezydent Katowic był przewodniczącym zgromadzenia wspólników MTK, wyszła propozycja, aby duet Hoppe – Burzec kierował Targami przez najbliższych sześć lat, co dwa lata wymieniając się na stanowiskach. Umowa przestała obowiązywać w 1997 roku na wniosek… Tadeusza Burzca.
Fotel prezesa przypadł więc Janowi Hoppemu, który siedzi na nim do dzisiaj. Prezydent Dziewior często pomagał MTK w załatwianiu różnych spraw. Na przykład kiedy władze Chorzowa twierdziły, że nieruchomość przy ulicy Bytkowskiej 1A, w którym mieści się siedziba spółki, leży na ich terenie, prezydent Katowic poparł wniosek prezesów MTK o korektę granic miasta. To wystarczyło. Nawiasem mówiąc, żona prezydenta Katowic pracowała wtedy w Międzynarodowych Targach Katowickich na stanowisku inspektora.
Kontrola nad większością udziałów W marcu 1998 roku Regionalna Izba Gospodarcza sprzedała (pozostawiając sobie symboliczną akcję) 15 udziałów w spółce Tadeuszowi Donocikowi, swemu prezesowi. Ten z kolei, wchodząc do rządu Jerzego Buzka (jako wiceminister gospodarki), zarządzanie RIG powierzył Hoppemu. Dzięki temu Hoppe wraz z Burzcem kontrolowali 51 procent udziałów.
W ubiegłym roku okazało się, że grupa Expocentres objęła właśnie 51 procent udziałów MTK. Przypadek? Ponieważ swoich udziałów nie sprzedało miasto Katowice, skarb państwa i RIG, to z czystej arytmetyki wynika, że udziały musieli sprzedać Hoppe z Burzcem oraz Donocik.
- Po wakacjach 2000 roku prezes Hoppe powiedział, że jest zainteresowany kupnem moich wszystkich udziałów w MTK. Taka transakcja dawałaby mu 32,5 procent udziałów. Powiedziałem, że wszystko zależy od ceny. Negocjacje trwały do lutego 2001 roku. W końcu sprzedałem udziały. Hoppe nic mi nie mówił, że chce robić interes z Expocentres – tłumaczy kulisy transakcji Donocik. – Zaproponował panu dobrą cenę? – Plotka niesie, że Hoppe za swoje udziały od Anglików dostał bardzo dobre pieniądze. Biorąc to pod uwagę, uważam, że nie zrobiłem zbyt dobrego interesu. Pytałem go, czy kupuje udziały dla siebie, czy także dla Burzca. Odpowiedział, że dla siebie, bo chce mieć w spółce jednoznaczną przewagę kapitałową – podsumowuje były wiceminister, który od lutego jest oficjalnie wiceprezesem firmy Pascal Polska.
Pozostali udziałowcy Międzynarodowych Targów Katowickich nie chcą wyjaśnić, jak to się stało, że dwóch ludzi dziecinnie łatwo przejęło kontrolę nad drugim w Polsce organizatorem imprez wystawienniczych i na jego sprzedaży zrobiło świetny interes.
Władza trzyma kciuki - Mamy niewielkie udziały w Międzynarodowych Targach Katowickich – mówi Michał Luty, wiceprezydent Katowic. - Dla Expocentres nie byliśmy więc partnerem do transakcji. Trzymamy kciuki, aby Targi się dalej rozwijały, bo oznacza to także korzyści dla miasta.
Gdy powoływano Międzynarodowe Targi Katowickie, wiceprezydent Michał Luty nie był nawet radnym. Historię spółki zna w ogólnych zarysach. - Z tego, co wiem, miasto nigdy nie miało zamiaru dokupić udziałów w spółce. Trudno mi to oceniać, bo nie ten zarząd miasta i prezydent podejmowali wtedy decyzje - tak wiceprezydent usprawiedliwia fakt, że do miejskiej kasy nie wpłynęło kilka milionów dolarów.
Imprez wystawienniczych w MTK jest coraz mniej. Przyznaje to nawet wiceprezydent Luty. Targi książki, które były organizowane w MTK, przeniesione zostały do Krakowa. Niedawno z pracy w MTK został zwolniony Tadeusz Burzec. Jan Hoppe, główny animator sprzedania Międzynarodowych Targów Katowickich zagranicznej spółce, nie znalazł czasu, by się spotkać z dziennikarzem „Rz” ani odpowiedzieć na przesłane faksem pytania.
Agnieszka Kublik w Gazecie Wyborczej porównuje planowaną reformę mediów publicznych do weryfikacji dziennikarzy w stanie wojennym. To nadużycie i manipulacja.
Nie jest prawdą, że: „Takiej weryfikacji dziennikarzy nie przeprowadziła władza nawet w stanie wojennym. Wtedy weryfikowali, by zwolnić. Teraz rząd PiS zwolni, zweryfikuje i da lub nie dziennikarzowi pracę”.
Kublik zapomniała, jak to wyglądało, kiedy pracę tracili dziennikarze i twórcy z mediów publicznych, PAP, gdy rządy objęła koalicja PO-PSL-SLD? Zapomniała rechotu zadowolenia na łamach Gazety Wyborczej? Nikt z radiowo-telewizyjnych kacyków nie bawił się w żadne dyskusje. Zwalniano nie z dnia na dzień, ale natychmiast.
Skoro Kublik porównuje i manipuluje to przypomnę swój artykuł sprzed kilku lat o tym, jak wyglądała weryfikacja dziennikarzy na Śląsku, prowadzona przez „ludzi honoru” z ekipy Jaruzelskiego i Kiszczaka?
W 1982 r. w Katowicach tzw. „weryfikacja dziennikarzy” dotknęła żurnalistów Ośrodka Telewizji Polskiej w Katowicach i Rozgłośni Polskiego Radia w Katowicach, które wchodziły wówczas w skład Komitetu ds. Radia i Telewizji „Polskie Radio i Telewizja” w Warszawie, oraz różnych wydawnictw prasowych, których wydawcą było wówczas Śląskie Wydawnictwo Prasowe Robotnicza Spółdzielnia Wydawnicza „Prasa-Książka-Ruch” w Katowicach. W taki sam sposób potraktowano także szereg pracowników technicznych Ośrodka Telewizji Polskiej w Katowicach i Rozgłośni Polskiego Radia w Katowicach.
Po ogłoszeniu stanu wojennego w siedzibie Ośrodka Telewizyjnego w Katowicach oraz w siedzibie Śląskiego Wydawnictwa Prasowego w Katowicach pojawili się uzbrojeni żołnierze Ludowego Wojska Polskiego, przed wejściem do budynku OTV został ustawiony stolik z karabinem maszynowym, wycelowanym w stronę osób zbliżających się do budynku. Żołnierze oraz strażnicy posiadali listy z nazwiskami pracowników, którzy mogli być wpuszczeni na teren ośrodka i redakcji, pracowników, nie będących na tej liście, informowano, że mają udać się do domu i czekać na wezwanie.
Zdecydowana większość zwolnionych dziennikarzy i pracowników technicznych była członkami lub sympatykami NSZZ „Solidarność”. W pracy posiadali oni bardzo dobre opinie, nie byli karani dyscyplinarnie. W skład tzw. „komisji weryfikacyjnych” wchodzili ówcześni redaktorzy naczelni, dziennikarze, przedstawiciele Komitetu ds. Radia i Telewizji w Warszawie, członkowie Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach, komisarze wojskowi, funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, cenzorzy.
Pracownicy, którzy byli wzywani na rozmowę z komisją weryfikacyjną byli zaprowadzani do pomieszczenia komisji przez uzbrojonych żołnierzy lub strażników.
Pytania do osób stających przed komisjami miały charakter wyłącznie polityczny i odnosiły się do oceny stanu wojennego, działalności NSZZ „Solidarność”, poglądów politycznych, oceny internowań itp. Nigdy podczas tych rozmów nie były poruszane kwestie merytorycznej pracy, fachowości, dyscypliny pracy itp.
Po zwolnieniu z pracy większość dziennikarzy czy pracowników technicznych miała kłopoty ze znalezieniem innej pracy, a jeśli już ją znajdowali, to była ona nieadekwatna do ich zawodowych kwalifikacji i zdecydowanie gorzej opłacana. Część ze zwalnianych osób odwoływała się od decyzji o zwolnieniu do sądów pracy. Tak samo, jak po „czystce” w mediach przeprowadzonej przez PO.
Większość dziennikarzy telewizyjnych i radiowych oraz pracowników technicznych została zwolniona z pracy z dniem 31 marca 1982 r., w oparciu o art. 189 ust 3 pkt 2 oraz ust. 4 ustawy o powszechnym obowiązku obrony PRL, a postawą zwolnienia było „nie zakwalifikowanie do pracy w jednostce zmilitaryzowanej Ośrodek TVP w Katowicach”. Na. wszystkich pismach o zwolnieniu znajdował się podpis redaktora naczelnego Ośrodka Telewizyjnego w Katowicach Władysława Kubiczka. Artykuł ten miał wówczas następujące brzmienie :
Art. 189. 1. Osoby pełniące służbą w jednostce zmilitaryzowanej nie mogą jednostronnie rozwiązać stosunku służbowego z tą jednostką.
Zwolnienie ze służby w jednostce zmilitaryzowanej następuje w przypadkach:
stwierdzenia utraty zdolności do wykonywania zatrudnienia,
osiągnięcia sześćdziesięciu pięciu lat życia przez mężczyznę i sześćdziesięciu lat życia przez kobietę.
Kierownik jednostki zmilitaryzowanej może za zgodą organu nadrzędnego:
zatrzymać w dalszej służbie w jednostce zmilitaryzowanej osobę posiadającą szczególne kwalifikacje, która osiągnęła wiek określony w ust. 2 pkt 2, jeżeli stan zdrowia pozwala jej na dalsze pełnienie tej służby,
zwolnić ze służby w jednostce zmilitaryzowanej w innych przypadkach niż określone w ust. 2.
Stosunek służbowy powstały na podstawie art. 187 pomiędzy osobą powołaną do służby w jednostce zmilitaryzowanej i tą jednostką wygasa z mocy prawa z dniem zwolnienia tej osoby ze służby.
W toku oględzin akt osobowych wszystkich zwolnionych dziennikarzy i pracowników technicznych ośrodka nie ujawniono w żadnych z nich jakiejkolwiek korespondencji pomiędzy ośrodkiem a organem nadrzędnym, czyli Komitetem ds. Radia i Telewizji w Warszawie, w sprawie uzyskania zgody na zwolnienie któregokolwiek z dziennikarzy lub pracowników technicznych w trybie w/wym. przepisu prawnego.
Z Ośrodka Telewizyjnego w Katowicach zwolniono następujących dziennikarzy :
Wojciech Sarnowicz, Andrzej Pierzchała , Michał Smołorz , Rafał Szymoński, Stanisław Olejniczak, Ewa Skuratko, Leszek Furman, Teresa de Laveaux, Ewelina Puczek, Urszula Tworek, Anna Grabania, Andrzej Kołaczkowski-Bochenek, Wiesław Rajski, Marek Słowiński, Maria Borecka.
Ponadto z Ośrodka Telewizyjnego w Katowicach zwolniono z pracy następujących pracowników technicznych:
Michał Capiński, Jan Alberti, Andrzej Czmok, Zbyszko Pytlarz, Ryszard Kiercz, Bogusław Bloch, Józef Krupa, Ryszard Ligenza, Aleksander Krawczyk, Roman Frycz, Stanisław Kurowski, Ewa Żurek z d. Maruszczak, Małgorzata Kamińska, Henryk Kamiński, Gerard Brajter, Anna Bieńkowska, Marek Tarko, Danuta Jagniątkowska-Pawlak, Alfred Wojtasik, Marceli Król, Tadeusz Pawlica, Jan Torz.
Dziennikarze prasowi byli zwalniani z pracy w okresie od marca do grudnia 1982 r., w oparciu o przepis art. 32 § 1 kodeksu pracy, czyli w normalnym trybie z zachowaniem jednomiesięcznego okresu wypowiedzenia, ze zwolnieniem w tym okresie z obowiązku świadczenia pracy, a jako powód zwolnienia podawano „umniejszenie stanu zatrudnienia”.
Na wszystkich pismach o zwolnieniu z pracy znajdował się podpis dyrektora Śląskiego Wydawnictwa Prasowego RSW „Prasa- Książka-Ruch” w Katowicach Karola Szarowskiego.
Z różnych wydawnictw podległych Śląskiemu Wydawnictwu Prasowemu RSW „Prasa-Książka-Ruch” w Katowicach zwolniono z pracy następujące osoby:
Marian Czakański, Grzegorz Wacławik, Jolanta Trojanowska, Jacek Cieszewski, Włodzimierz Paźniewski , Jerzy Miciak, Urszula Mathes-Cieszewska, Bogdan Kułakowski, Jan Lewandowski , Marek Michalski, Krzysztof Lengiewicz, Ryszard Wyszyński, Bożena Wawrzewska, Tadeusz Biedzki, Jan Dziadul, Andrzej Wrazidło, Tomasz Figaszewski, Alicja Szafranowicz-Ogiegło, Kazimiera Sunita, Zbigniew Milewicz, Andrzej Małachowski, Wiesława Różańska, Eugenia Plucik, Renata Marzewska-Drogoś, Jerzy Kamieniecki, Marek Szostakowski, Ewa Juńczyk-Ziomecka, Jan Fiszer, Henryk Piotrowski, Lesław Kauczyński, Krzysztof Nowiński, Marian Urban.
Po zwolnieniu z pracy większość z dziennikarzy i pracowników technicznych ośrodka miała problemy ze znalezieniem nowej pracy, odczuwali, że mają tzw. „wilczy bilet”, gdyż odmawiano im pracy nawet, .gdy był wolny etat, kiedy okazywało się, że zostali zwolnieni z telewizji czy prasy. Mieli także świadomość, że nie mają szans na dostanie pracy w zawodzie dziennikarskim. W urzędach pracy oferowano im zazwyczaj prace fizyczne, niezgodne z wykształceniem i dotychczas wykonywaną pracą. Po znalezieniu nowej pracy zarabiali zdecydowanie mniej niż wcześniej w telewizji czy w redakcjach. Pod koniec 1982 r. rozpoczął działalność wydawniczą tygodnik Katolik, wydawany przez PAX, w którym znalazło pracę wielu zwolnionych dziennikarzy prasowych, zarabiali tam jednak o wiele mniej, niż wcześniej w swych redakcjach.
Większość ze zwolnionych dziennikarzy prasowych składała odwołanie od decyzji o zwolnieniu do terenowej komisji odwoławczej, która przywróciła ich do pracy. Od tych decyzji odwoływało się Śląskie Wydawnictwo Prasowe i sąd pracy uchylił je.
Członkami tzw. „komisji weryfikacyjnej” w Ośrodku Telewizyjnym w Katowicach były następujące osoby :
Władysław Kubiczek – pracował w następujących jednostkach : 1945 – Wojewódzki Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk w Katowicach, pełnomocnik powiatowy w Cieszynie; 1946 – 1951 – Rozgłośnia Polskiego Radia we Wrocławiu; 1951 – 1957 – Rozgłośnia Polskiego Radia w Katowicach; 1957 – 1977 – Ośrodek Telewizji Polskiej w Katowicach; 1.01.1978 – 8.01.1982 – Rozgłośnia Polskiego Radia w Katowicach (redaktor naczelny); 9.01.1982 – 31.08.1983 r. – Ośrodek Telewizji Polskiej w Katowicach (redaktor naczelny). Zmarł w dniu 30.06.1996 r.
Teresa Rel-Szeligowska – pracowała w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.03.1969 r. do 20.11.1992 r. Na początku 1982 r. pracowała w Redakcji Informacji jako starszy redaktor, była członkiem egzekutywy POPPZPR w ośrodku.
Marek Blaut pracował w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 12.01.1977 r. do 31.03.1984 r. Na początku 1982 r. pełnił funkcję Naczelnika Wydziału Spraw Pracowniczych., był członkiem egzekutywy POPPZPR w ośrodku.
Julian Jodłowski – pracował w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.08.1952 r. do 18.05.1991 r. Na początku 1982 r. był dyrektorem technicznym ośrodka, był członkiem PZPR.
Mirosław Słomczyński – pracował w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.05.1963 r. do 30.04.1990 r., na początku 1982 r. był oddelegowany do pracy w Komitecie Wojewódzkim PZPR w Katowicach, w Wydziale Propagandy i Informacji.
Henryk Wawrzyniak – pracował w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 15.09.1964 r. do 25.12.1990 r. Na początku 1982 r. był sekretarzem programowym, pełnił funkcję I sekretarza POPPZPR w ośrodku.
Edyta Wizental – pracowała w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.11.1957 r. do 11.09.1982 r. Na początku 1982 r. pełniła funkcję naczelnika Wydziału Realizacji, była członkiem PZPR.
Gertruda Staszak – pracowała w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.08.1957 r. do 31.08.1983 r. Na początku 1982 r. pełniła funkcję naczelnika Działu Koordynacji i Emisji Programów, była członkiem PZPR, był członkiem egzekutywy POP w ośrodku.
Wiesław Wizental – pracował w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.12.1969 r. do 31.08.1984 r., a w okresie od 2.05.1956 r. do 30.11.1969 r. w Rozgłośni Polskiego Radia w Katowicach. Na początku 1982 r. pełnił funkcję kierownika Redakcji Publicystyki, był członkiem egzekutywy POPPZPR w ośrodku, pełnił funkcję II sekretarza POP, zmarł w dniu 25.09.2004 r.
Gwidon Gaj – pracował w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.05.1958 r. do 30.11.1992 r. Na początku 1982 r. pełnił funkcję zastępcy redaktora naczelnego ds. informacyjnych, zmarł w dniu 3.03.1996 r.
Antoni Blacha – pracował jako funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa w następujących jednostkach : od 16.04.1964 r. – KMMO Katowice, oficer operacyjny Referatu ds. Bezpieczeństwa; od 1.06.1975 r. – KWMO Katowice, st. inspektor Wydziału II; od 1.12.1985 r. – WUSW Katowice, referent techniki operacyjnej Wydziału „W” SB; 15.12.1989 r.-zwolniony z resortu. W okresie od marca 1981 r. Blacha, jako funkcjonariusz sekcji XIII Wydziału II organizował pracę operacyjną w Ośrodku Telewizyjnym w Katowicach „na kierunku ujawniania z tego środowiska osób o antysocjalistycznych poglądach i negatywnych postawach[…], posiada duże osiągnięcia w zakresie zwalczania działalności ekstremalnych liderów „Solidarności” na ochranianym obiekcie” (fragmenty zapisów z opinii służbowych).
Oraz przedstawiciele Komitetu ds. Radia i Telewizji w Warszawie o nazwiskach Ostrzyżek i Kurek oraz komisarz wojskowy w Ośrodku o nazwisku Majewski.
Członkami tzw. „komisji weryfikacyjnej” w „Śląskim Wydawnictwie Prasowym” w Katowicach były następujące osoby :
Karol Szarowski – w okresie od 4.05.1953 r. do 28.12.1989 r. pełnił funkcję dyrektora Śląskiego Wydawnictwa Prasowego RSW „Prasa-Książka-Ruch” w Katowicach, w/wym. zmarł w dniu 12.04.2004 r.
Stanisław Skrzypiec – w okresie od 15.07.1964 r. do 31.12.1991 r. pracował w Śląskim Wydawnictwie Prasowym RSW „Prasa-Książka-Ruch” w Katowicach, od 1.07.1980 r. pełnił funkcję zastępcy dyrektora, w/wym. zmarł w dniu 1.06.2005 r.
Adam Jaźwiecki – w okresie od 1.08.1968 r. do 28.02.1973 r. pracował w redakcji gazety „Dziennik Zachodni”, a w okresie od 1.03.1973 r. do 31.12.1990 r. w redakcji gazety „Sport”, na początku 1982 r. pełnił funkcję sekretarza redakcji, był członkiem PZPR, do lata 1981 r. pełnił funkcję I sekretarza POP.
Lidia Nowak – w okresie od 2.01.1969 r. do 31.01.1971 r. pracowała w redakcji tygodnika „Panorama”, a w okresie od 1.02.1971 r. do 31.12.1990 r. w redakcji gazety „Sport”, na początku 1982 r. pracowała jako dziennikarka, była członkiem PZPR, pełniła funkcję I sekretarza POP.
Stanisław Wojtek – pracował w następujących jednostkach :1.09.1953 r.- 15.12.1962 r. – Sport; 16.12.1962 r. – 31.10.1072 r. – Wiadomości Zagłębia; 1.11.1972 r.- 31.07.1974 r. – Wieczór; 1.08.1974 r. – 31.01.1977 r. – Polska Agencja Prasowa Oddział Katowice; 1.02.1977 r. – 15.03.1981 r. – Wieczór; 16.03.1981 r. ‑31.08.1990 r. – Trybuna Robotnicza (od dnia 1.10.1981 r. pełnił funkcję redaktora naczelnego), był członkiem PZPR.
Henryk Ślezioński – pracował w następujących jednostkach :; 1.09.1954 r. – 31.03.1969 r. – Trybuna Robotnicza; 1.04.1969 r.-31.03.1971 r.-Panorama; 1.04.1971 r. – 31.01.1982 r. – Trybuna Robotnicza (zastępca redaktora naczelnego); 1.02.1982 r. – 26.10.1990 r. – Panorama (redaktor naczelny), był członkiem PZPR
TadeuszJanik – pracował w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.10.1949 r. do 31.01.1982 r. i od 15.11.1985 r. do 31.05.1990 r. W okresie od 1.02.1981 r. do 1.10.1985 r. pracował w redakcji gazety „Sport” jako redaktor naczelny, był członkiem PZPR, pełnił funkcję członka egzekutywy POP w OTV. Współpracownik SB.
Ponadto w pracach komisji brali także udział przedstawiciele Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach Tadeusz Nowok i Józef Piszczek. Materiałów z prac komisji weryfikacyjnej w Śląskim Wydawnictwie Prasowym w Katowicach nie odnaleziono.
W marcu 2010 roku IPN w Katowicach umorzył śledztwo w sprawie członków „komisji weryfikacyjnych” dziennikarzy na początku stanu wojennego. Powód? Śmierć Szarowskiego i Kubiczka.
Kilkoro członków komisji weryfikacyjnych doskonale odnalazło się po 1989 roku. Którzy? To nie jest trudna zagadka.
Coraz więcej znaków zapytania pojawia się wokół śmierci Andrzeja Jagiełło, menedżera z branży węglowej, który zdecydował się na współpracę z prokuraturą. Złożył zeznania o gigantycznym korupcyjnym układzie w górnictwie. I nie żyje.
Oficjalnie przyczyną śmierci biznesmena z branży górniczej Andrzeja Jagiełły (używał zniemczonej wersji swego nazwiska – Jagiello), który od 1981 roku mieszkał w Austrii w Unzmarkt-Frauenburg było samobójstwo. Czy tak było naprawdę?
27 lutego 2014 roku w pokoju nr 2609 w Hotelu Qubus Prestige w Katowicach, ciało Jagiełły wiszące na pętli z paska na uchwycie od ręcznika znalazł jego adwokat oraz oficer ABW. Przyjechali do hotelu, zaniepokojeni nieobecnością Jagiełły na ważnych konfrontacjach, które od dwóch dni trwały z jego udziałem w katowickiej Delegaturze ABW.
Kiedy weszli do pokoju hotelowego, i zobaczyli ciało, odcięli wiszącego biznesmena. Rozpoczęli reanimację i wezwali pomoc. Szybko przyjechała karetka pogotowia. Lekarka po reanimacji stwierdziła zgon.
Prokuratura wszczęła śledztwo. Jednak dopiero 3 marca, w poniedziałek – czyli cztery dni po śmierci Jagiełły została przeprowadzona sekcja zwłok. Autopsja stwierdza, iż przyczyną śmierci mogło być:
„Uduszenie gwałtowne w wyniku zagardlenia przez powieszenie. […] Powierzchowne, pojedyncze uszkodzenia skóry w obrębie lewego nadgarstka są charakterystyczne dla tzw. samookaleczeń. Nic nie sprzeciwia się przyjęciu, że uduszenie to mogło mieć charakter samobójczy”.
Odkryto także siniak po wkłuciu igły w lewym przedramieniu. Skąd wziął się ten siniec, skoro w dokumentacji pogotowia ratunkowego nie ma informacji o tym, aby podczas reanimacji dokonywano jakichkolwiek zastrzyków?
Śledztwo, które miało wyjaśnić przyczyny śmierci głównego świadka w aferze korupcyjnej w górnictwie umorzono. Prokuratura, między innymi na podstawie opinii biegłego psychologa i wyników sekcji zwłok przyjęła, że Jagiełło popełnił samobójstwo, bo był w depresji.
Jednak szybko pojawiły się wątpliwości. Okazało się, że w dniu śmierci Jagiełło wyszedł z hotelu tuż przed godziną 7. Po kilkunastu minutach wrócił. Odebrał od recepcjonisty kopertę z logo Polskiego Koncernu Energetycznego. Potem okazało się, że w tej kopercie ktoś przekazał Jagielle ponad 10 tysięcy złotych. Kto? Tego nie ustalono. Nie zabezpieczono bowiem nagrań z hotelowych kamer.
Nie znaleziono także laptopa, z którym biznesmen się nie rozstawał. Co się z nim stało? Nie wiadomo.
Nie udało się ekspertom prokuratury poznać zawartości zakodowanego iPhona ani ewentualnego logowania się telefonu i komputera w hotelowej sieci. Dlaczego to takie ważne?
Otóż kilka godzin przez śmiercią w internetowym wydaniu Gazety Wyborczej ukazał się artykuł. „Dziennikarze śledczy” donosili o wyroku nieistniejącego „Sądu Europejskiego”, w wyniku którego Jagiełło musi zapłacić koncernowi Sandvik 2 miliony euro odszkodowania za korumpowanie prezesów górniczych spółek. Potem okazało się, że artykuł szybko został ze strony Wyborczej usunięty, a Sandvik nigdy z takim powództwem nie występował…
[…]
Ingrid Jagiello, żona biznesmena jest dyplomowanym psychologiem. Ma gabinet lekarski w Austrii, w którym od pewnego czasu pracował jej mąż. Stanowczo zdementowała wersję o „depresji” czy „załamaniu nerwowym” męża, które mogło doprowadzić do targnięcia się na życie. Jednocześnie zdecydowanie odmówiła śledczym przyjazdu do Polski, aby złożyć zeznania, gdyż – jak wyjaśniła – „obawia się o swoje życie”. Została przesłuchana w Austrii.
Dobry stan psychiczny Jagiełły potwierdzili również jego adwokat, a także oficer ABW i prowadzący postępowanie w sprawie górniczej korupcji prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach.
Prokurator zajmujący się wyjaśnieniem śmierci Jagiełły nie przeprowadził jednak eksperymentu, który wykazałby, czy aluminiowy wieszak na ręcznik w hotelowej łazience był w stanie utrzymać ważącego ponad 80 kilogramów „samobójcę”.
Mimo wielu niejasności wokół przyczyn śmierci Jagiełły, głównego świadka w jednej z największych afer korupcyjnych w górnictwie, śledczy pozwolili na zniszczenie pobranych podczas sekcji wycinków tkanek i próbek.
[…]
Mechanizm korupcji
Dotarłem do listu Andrzeja Jagiełły, który tak opisywał korupcyjny proceder:
„W moich zeznaniach używałem cały czas terminy »prowizje«. Miałem na myśli kwoty, których domagali się przedstawiciele kopalni i spółek węglowych za podpisywanie umów na sprzedaż maszyn górniczych, za podpisywanie umów na ich remonty lub leasing czy wynajem, za dostawę części zamiennych czy uzyskanie płatności za wystawione faktury. To ze strony przedstawicieli kopalni i spółek węglowych wychodziła inicjatywa rozmowy o prowizjach, i oni tego żądali. Mój zastępca do spraw handlowych Wacław B. wspominał, że wręczał prowizje jakiemuś związkowcowi z jednej z kopalni należącej do KHWSA, i z tego co pamiętam nazywał on się Adam B. Był jego kolegą”.
Mechanizm przekazywania łapówek, których domagały się górnicze szychy, był następujący:
„Prowizje były wypłacane najpierw z Austrii, a potem poprzez firmę Eurologistyka lub Investia. Jeżeli chodzi o tę drugą firmę, to wszyscy w VATGT byli przekonani, że ta firma zajmuje się dla naszej spółki ściąganiem wierzytelności z kopalń, i taka była prawda. Jednak to Investia wręczała też prowizje przedstawicielom kopalni i spółek węglowych. W Voest Alpine o wręczaniu prowizji i sposobie jej finasowanie wiedział prezes VA i dyrektor”.
Wacław B. był autorem anonimu, który trafił w 2012 roku do ABW. Informował w nim, że Voest Alpine, a później Sandvik korumpował górnicze szychy. Chciał skompromitować Jagiełłę. Może dlatego, że pojawiały się informacje o prowadzonym śledztwie.
Sprawa korupcji dotyczyła nie tylko pracowników śląskich kopalń węgla kamiennego, ale także giełdowych spółek: KGHM Polska Miedź i Lubelski Węgiel Bogdanka.
Według Jagiełły łączna wysokość wręczonych łapówek (elegancko zwanych „prowizjami”), sięgała ponad 30 mln złotych. Korupcyjny proceder trwał przez 11 lat (1996 – 2007). Do sądów trafiło na razie 6 aktów oskarżenia.
Pierwsze zeznania w ABW Andrzej Jagiełło złożył w 2011 roku. Wcześniej, w 2010 roku próbował nawiązał kontakt w tej sprawie ze Zbigniewem Wassermannem, ówczesnym koordynatorem służb specjalnych.
Służby w cieniu
W lipcu 2012 roku Jagiełło został prezesem zarządu Kopex SA, potentata w branży maszyn górniczych. Po 11 miesiącach został zwolniony ze stanowiska. Zbiegło się to w czasie, kiedy do mediów przeciekły informacje o jego roli w prowadzonym śledztwie korupcyjnym. Jego miejsce zajął Józef Wolski, który zasiadał w zarządzie Kopexu i nie darzył sympatią Jagiełłę.
– Kiedy pojawiła się informacja w radiu o śmierci Jagiełły, jechaliśmy wtedy do Zakopanego. Nie zapomnę nigdy tego wybuchu radości kilku osób – słyszę od jednego z byłych menedżerów Kopexu. – Jagiełłę nie lubiano, bo był wyniosły, znał języki a przede wszystkim chciał wprowadzić nowoczesne metody zarządzania. Niektórym „leśnym dziadkom” z Kopexu to się nie podobało – dodaje.
Wolski zdecydował nawet o złożeniu pozwu przeciwko Jagielle za to, że ten doprowadził do „strat wizerunkowych spółki”. Sąd jednak pozew odrzucił.
Niewykluczone, że niechęć Wolskiego do Jagiełły miała też inne podłoże.
Otóż, jak wynika z materiałów zachowanych w IPN w aktach Zarządu II Sztabu Generalnego Wolski występuje w latach 1978–84 jako tzw. adresówka (pseudonim „Ekonomista”, „300”). To osoba, na której adres zamieszkania wysyłano przesyłki pocztowe (listy, pocztówki, telegramy, paczki) z ukrytą treścią lub zawartością stanowiącą informację wywiadowczą przeznaczoną dla organu wywiadu lub osoby związanej z wywiadem.
Zapytałem prezesa Kopex SA o to, czy był współpracownikiem służb PRL i czy spotkały go jakieś represje w tamtych latach?
- Nie byłem współpracownikiem służb specjalnych. Kilkakrotnie odmówiono mi wydania paszportu, natomiast jako ambitny młody człowiek starałem się pokazać, że posiadam wiedzę i wysokie kompetencje, aby awansować w hierarchii górniczej struktury organizacyjnej. Stąd od 1979 roku zostałem dyrektorem ekonomicznym kopalni, a od 1983 roku dyrektorem ekonomicznym jedenastu kopalń
– wyjaśnia J. Wolski.
Myli się. Z jego akt paszportowych wynika, że Wolski bez problemu w czasach PRL dostawał paszport. Wyjeżdżał na Zachód wiele razy, w tym nawet z dzieckiem. Był też członkiem Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej, oficerem rezerwy wojska. Jego ojciec – wicedyrektorem delegatury NIK w Katowicach, a brat – zawodowym wojskowym.
Jagiełło wyjechał z Polski w 1981 roku. Był wtedy studentem IV roku Wyższej Szkoły Inżynierskiej im. Jurija Gagarina w Zielonej Górze. Dostał paszport na organizowany przez studencki klub speleologiczny na wyjazd do Austrii. Wyjechał w czerwcu 1981 roku i już do Polski nie wrócił.
– To był klasyczny sposób przerzucania wówczas współpracowników cywilnego wywiadu zagranicę. Brak jakichkolwiek śladów inwigilacji rodziny Jagiełły po jego ucieczce z kraju może świadczyć o tym, iż był współpracownikiem służb specjalnych. Może o tym świadczyć dalszy rozwój jego kariery
– wyjaśnia jeden z moich rozmówców.
Wiceminister bierze w łapę
Czy Jagiełło zdecydował się zeznawać w zamian za bezkarność? Niewykluczone. Możliwe, że został do tych zeznań nakłoniony. Być może była to walka służb o wpływy w górnictwie.
Prokurator Jerzy Gajewski z Prokuratury Apelacyjnej był bardzo zadowolony z zeznań Jagiełły, który doskonale znał górniczą branżę i obowiązujące w niej reguły. Zdążył swoimi zeznaniami i przekazanymi ABW oraz prokuraturze dokumentami obciążyć prawie 30 osób. W tym byłych prezesów Kompanii Węglowej, Katowickiego Holdingu Węglowego, byłego prezesa Polskiego Koncernu Energetycznego i dyrektorów kopalni, przedstawicieli KGHM oraz Lubelskiego Węgla Bogdanka.
Za ujawnienie korupcji i złożenie obszernych zeznań Jagiełło otrzymał status „małego świadka koronnego” oraz zapewnienie bezkarności. Jagiełło jednak doskonale sobie zdawał sprawę z tego, że jest w branży górniczej „spalony”.
– To był niesamowity świadek, źródło ogromnej wiedzy o ludziach i interesach w węglowej branży. Miał fenomenalną pamięć oraz skłonność do „chomikowania” dokumentów. Na przykład, gdyby nie przedawnienie to postawilibyśmy zarzuty byłemu wiceministrowi. Andrzej Jagiełło razem z nim był w Szwajcarii, gdzie na jego nazwisko założył w banku konto, na które wpłacił tysiące dolarów łapówki. Kiedy poprosiliśmy o dowody, pokazał imienne bilety lotnicze oraz umowę założenia tegoż konta. Wiceministrowi się upiekło
– mówi osoba zaangażowana w toczące się postępowanie.
Wbrew pozorom na śmierci Jagiełły nie skorzystają oskarżeni na podstawie jego zeznań. Nie będą w stanie ich podważyć. Świadek nie żyje.