Cień Gębor­skie­go

68 lat temu został zli­kwi­do­wa­ny Obóz Pra­cy w Łam­bi­no­wi­cach koło Nysy, w któ­rym po woj­nie zgi­nę­ło ponad 1,5 tysię­cy wysie­dla­nych ze Ślą­ska Niem­ców. Jego komen­dan­tem był Cze­sław Gębor­ski, mrocz­ny typ któ­ry nigdy nie odpo­wie­dział za swo­je przestępstwa.

Nikt z sąsia­dów kamie­ni­cy przy uli­cy 1 Maja 48 w Kato­wi­cach nie wie­dział, że w miesz­ka­niu nr 16 na ostat­nim pię­trze wraz z żoną miesz­ka były komen­dant obo­zu w Łam­bi­no­wi­cach (niem. Lams­dorf) na Ślą­sku Opolskim.

Cze­sła­wa Gębor­skie­go z cie­nia histo­rii” wycią­gnę­li dokład­nie 28 maja 1997 r. dzia­ła­cze Ruchu Auto­no­mii Ślą­ska, Ligi Repu­bli­kań­skiej oraz Związ­ku Lud­no­ści Naro­do­wo­ści Ślą­skiej, któ­rzy zor­ga­ni­zo­wa­li pod jego domem pikietę.

Kamie­ni­ca, w któ­rej miesz­kał były komen­dant obo­zu, znaj­du­je się tuż obok rek­to­ra­tu Uni­wer­sy­te­tu Eko­no­micz­ne­go. Pamię­tam, że na domo­fo­nie bra­ko­wa­ło jedy­nie tablicz­ki z jego nazwi­skiem. Sąsie­dzi, któ­rzy wyszli na uli­cę, zwa­bie­ni odgło­sa­mi skrom­nej mani­fe­sta­cji, nie wie­dzie­li (albo nie chcie­li wie­dzieć), kto miesz­ka pod 16”: - To star­szy, scho­ro­wa­ny czło­wiek - mówi­li. Nie sły­sze­li też o obo­zie w Łambinowicach.

Ame­ry­kań­ski dzien­ni­karz żydow­skie­go pocho­dze­nia John Sack napi­sał książ­kę Oko za oko. Prze­mil­cza­na histo­ria Żydów, któ­rzy w 1945 roku mści­li się na Niem­cach”. Jedy­ne w Pol­sce wyda­nie książ­ki uka­za­ło się dwa­dzie­ścia (!) lat temu.

Sack się­gnął do tema­tu, któ­ry był tabu – poka­zał, jak w cią­gu kil­ku powo­jen­nych lat Żydzi, któ­rzy prze­ży­li nie­miec­kie obo­zy kon­cen­tra­cyj­ne, mści­li się na Niem­cach, wstę­pu­jąc do UB, zosta­wa­li kie­row­ni­ka­mi zakła­dów kar­nych, wię­zień i obo­zów pra­cy dla Niem­ców na Śląsku.

29 stycz­nia 1945 roku Alek­san­der Zawadz­ki, mia­no­wa­ny peł­no­moc­ni­kiem Rzą­du Tym­cza­so­we­go na woje­wódz­two ślą­skie, wydał zarzą­dze­nie w spra­wie likwi­da­cji wszel­kich śla­dów oku­pa­cji nie­miec­kiej i dla zama­ni­fe­sto­wa­nia pol­sko­ści Ślą­ska”. Kon­se­kwen­cją tego zarzą­dze­nia było powsta­nie obo­zów pracy.

Tade­usz M. Płu­żań­ski tak pisze o skut­kach decy­zji Zawadzkiego:

Komu­ni­stycz­ne wła­dze naka­za­ły wysie­dla­nie nie­miec­kich rodzin z ich gospo­darstw na Ślą­sku, aby zna­leźć miej­sce dla repa­trian­tów ze Wscho­du. Nie wywo­żo­no ich jed­nak za nową, usta­lo­ną w Jał­cie gra­ni­cę Pol­ski. Miej­scem wysie­dle­nia były Łam­bi­no­wi­ce. W pry­mi­tyw­nych bara­kach umiesz­cza­no jed­nak nie tyl­ko nie­miec­kich wysie­dleń­ców i człon­ków hitle­row­skich orga­ni­za­cji. Ponie­waż uchodź­ców z pol­skich Kre­sów było wie­lu, do obo­zu tra­fia­ły całe wsie, włącz­nie z kobie­ta­mi (któ­re były w Łam­bi­no­wi­cach mal­tre­to­wa­ne i gwał­co­ne), dzieć­mi i star­ca­mi. Wśród osa­dzo­nych zna­la­zły się oso­by przy­zna­ją­ce się do naro­do­wo­ści pol­skiej, miesz­kań­cy Opolsz­czy­zny, któ­rzy opar­li się germanizacji”.

Bez wyrzu­tów sumienia

Obóz, któ­re­go Gębor­ski był komen­dan­tem w lite­ra­tu­rze nie­miec­kiej zyskał sobie mia­no obo­zu zagła­dy”. To nad­uży­cie, bo oczy­wi­ście ska­la ofiar w Łam­bi­no­wi­cach nie jest porów­ny­wal­na z ofia­ra­mi nazi­stow­skich obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych, jed­nak śmier­tel­ność była bar­dzo wyso­ka. Wia­do­mo dzi­siaj, że Cze­sław Gębor­ski oso­bi­ście mor­do­wał i brał udział w tor­tu­ro­wa­niu więź­niów. Owi Niem­cy, któ­rzy zna­leź­li się w tym obo­zie, to byli w ogrom­nym pro­cen­cie miesz­kań­cy Ślą­ska, przed­sta­wi­cie­le róż­nych zawo­dów, nie mają­cy nic wspól­ne­go ze zbrod­nia­mi SS czy gesta­po. Przez obóz w Łam­bi­no­wi­cach (niem. Lams­dorf) prze­szło po woj­nie ponad 2 tysią­ce osób.

W repor­ta­żu sprzed lat pt. Cień Łam­bi­no­wic” tak pisałem:

Drzwi pod 16. otwie­ra star­sza kobie­ta. – Mąż jest cięż­ko cho­ry, po dwóch zawa­łach i wyle­wie, pro­szę go nie dener­wo­wać – pro­si. Po dłuż­szym waha­niu zga­dza się na roz­mo­wę: – Cze­sław mówił mi wszyst­ko o tych cza­sach. Byłam nawet na Łam­bi­no­wi­cach przed laty i ludzie mi opo­wia­da­li, że ten grób o któ­ry się tak awan­tu­ru­ją Niem­cy, to jest grób Ruskich ofi­ce­rów z I woj­ny świa­to­wej. W Łam­bi­no­wi­cach był naj­pierw obóz rosyj­skich jeń­ców, potem epi­de­mia tyfu­su. To wszyst­ko kłam­stwa… w ubie­gły pią­tek był u nas pre­zes mniej­szo­ści nie­miec­kiej pan Ury­na i prze­pra­szał męża za szkalowanie.

Wcho­dzę do małe­go poko­ju, gdzie sie­dzi Cze­sław Gębor­ski. Star­szy pan, w szla­fro­ku, o zde­cy­do­wa­nych rysach, pali faj­kę… Zga­dza się na rozmowę.

Ta mani­fe­sta­cja przed domem…

- Niech robią co chcą, prze­cież to są nawie­dze­ni ludzie, chcą tyl­ko dra­ki, nic więcej.

Co się dzia­ło w obo­zie w Łambinowicach?

- Jak to po woj­nie. Jakież to mogę mieć wyrzu­ty sumie­nia? Oka­za­ło się, że ten, któ­ry został zabi­ty w Łam­bi­no­wi­cach – zgi­nął pod Sta­lin­gra­dem, ten, któ­ry miał zostać rze­ko­mo zamę­czo­ny w obo­zie – wyje­chał legal­nie do Nie­miec. Ja byłem komen­dan­tem tyl­ko dwa mie­sią­ce, na samym począt­ku… To co wypi­su­ją na tych afi­szach to bzdu­ra, nikt nie mor­do­wał­by ludzi na oczach mię­dzy­na­ro­do­wej komisji!

Prze­ciw­ko Panu w latach 50. toczy­ło się postępowanie?

- Tak, i zosta­łem uniewinniony.

Czu­je się pan win­ny temu, co w 1945 roku dzia­ło w Łambinowicach?

- Niee, nie. A kto się z nich przej­mo­wał dwu­dzie­sto­ma tysią­ca­mi Pola­ków wysie­dlo­nych ze Wscho­du i biwa­ku­ją­cych na opol­skich bło­niach? Nikt! Tam wybu­chła epi­de­mia tyfu­su i czer­won­ki. Trze­ba było ich gdzieś umie­ścić, dla­te­go zaczę­to wysie­dlać Niem­ców, aby zro­bić miej­sce dla Pola­ków. Dla­cze­go nie mówi się o Pola­kach, któ­rzy umie­ra­li na tych bło­niach? Edmund Nowak napi­sał stek bzdur w tej swo­jej książ­ce o obo­zie. Co mu kto powie­dział, to pisał. W zasa­dzie oparł się na książ­ce tego leka­rza obo­zo­we­go Hein­za Esse­ra [„Die Höl­le von Lams­dorf. Doku­men­ta­tion über ein polni­sches Ver­nich­tung­sla­ger” – przyp. TS], a to był głów­ny pro­wo­ka­tor. Archi­wum obo­zu kom­plet­nie temu zaprzecza.

Znał pan Salo­mo­na Morela?

- Bar­dzo dobrze, to był świet­ny chło­pak. Wymor­do­wa­li mu cała rodzi­nę, ukry­wał się… Po woj­nie został mia­no­wa­ny komen­dan­tem obo­zu w Świę­to­chło­wi­cach. Do obo­zu kie­ro­wa­no róż­nych ludzi – nie­do­bit­ków, cho­rych na tyfus. Gdy­by Morel te doku­men­ty ludzi, któ­rzy tam zmar­li, spa­lił, to nie było­by całej spra­wy. A on oddał je lojal­nie do Urzę­du Sta­nu Cywil­ne­go! I teraz mówią: Morel zabił tylu i tylu ludzi. Twier­dzą, jako Żyd to się mścił! To nonsens!

Czy­li niewinny?

- Abso­lut­nie nie­win­ny! To są gry nie­miec­kie! Dla­cze­go nikt nie pisze o tym, ilu Niem­ców zamor­do­wa­li Alian­ci po kapi­tu­la­cji Niemiec?

Skąd się zatem wzię­ły te rela­cje o Łam­bi­no­wi­cach? To nie był to obóz pra­cy dla Niem­ców w 1945 roku i wysie­dla­nych ze Śląska?

- Jak mam udo­wod­nić? Każ­dy Nie­miec miał łóż­ko, trzy skrom­ne posił­ki dzien­nie, a myśmy jedli w zasa­dzie to samo.

Morel twier­dzi, że miał powód, aby się mścić na Niem­cach, a Pan?

- Od 1941 roku cała oku­pa­cję włó­czy­łem się po wię­zie­niach i obo­zach, a wyzwo­li­ła mnie dopie­ro Armia Radziec­ka w Mysło­wi­cach. Ojciec sie­dział 4 lata w obo­zie. A któ­ry Polak nie miał powo­du do zemsty na Niem­cach? 12,5 milio­na Pola­ków sie­dzia­ło w obo­zach i wię­zie­niach, zamor­do­wa­li ponad 6 milio­nów, milio­ny kalek, znisz­czo­ny kraj. Niem­cy obcho­dzi­li się lepiej ze zwie­rzę­ciem, niż Pola­ka­mi. Za to ich mia­łem kochać? Oni są teraz oczy­wi­ście nie­win­ni. W Łam­bi­no­wi­cach nic się z więź­nia­mi nie dzia­ło – była epi­de­mia tyfusu!

Co Pan dzi­siaj robi na resor­to­wej emeryturze?

- Sie­dzę w domu i czy­tam. Nie mam zaufa­nia do dzien­ni­ka­rzy, ponie­waż cała pra­sa ślą­ska jest wyku­pio­na przez Niemców.

Czło­wiek do spe­cjal­nych poru­czeń” – tak Cze­sła­wa Gębor­skie­go okre­ślił jego kole­ga z Urzę­du Bez­pie­czeń­stwa. Gębor­ski miał opi­nię czło­wie­ka bez­względ­ne­go i okrut­ne­go. Do wybu­chu II woj­ny świa­to­wej miesz­kał w Dąbro­wie Gór­ni­czej. Tra­fił do komu­ni­stycz­nej par­ty­zant­ki. Po zakoń­cze­niu woj­ny wstą­pił do Mili­cji Oby­wa­tel­skiej i szyb­ko awan­so­wał na sierżanta.

Towa­rzy­sze z resortu

Do mar­ca 1945 pra­co­wał razem z Salo­mo­nem More­lem w obo­zie Świę­to­chło­wi­cach, a następ­nie w Nie­mo­dli­nie. W lip­cu 1945 został komen­dan­tem Obo­zu Pra­cy w Łam­bi­no­wi­cach. Peł­nił tę funk­cję do paź­dzier­ni­ka 1945, kie­dy to posta­wio­no mu zarzut prze­kro­cze­nia obo­wiąz­ków służ­bo­wych. Cho­dzi­ło o spa­le­nie bara­ku z więź­nia­mi i roz­kaz strze­la­nia do gaszą­cych go więź­niów. Zgi­nę­ło wów­czas 48 osób.

Mimo tak poważ­nych zarzu­tów uczest­ni­czył w pro­ce­sie żoł­nie­rza NSZ Bole­sła­wa Pro­no­bi­sa pseud. Ikar (ska­za­ny na śmierć i stra­co­ny). W 1947 śledz­two w spra­wie wyda­rzeń w obo­zie zosta­ło umo­rzo­ne, a Cze­sław Gębor­ski został awan­so­wa­ny do stop­nia kapitana.

Po 1956 r. śledz­two w spra­wie Łam­bi­no­wic zosta­ło wzno­wio­ne. Gębor­ski tra­fił do aresz­tu. Sąd jed­nak unie­win­nił byłe­go komen­dan­ta (mimo obcią­ża­ją­cych zeznań naj­bliż­sze­go współ­pra­cow­ni­ka – Igna­ce­go Szy­pu­ły, któ­ry póź­niej wypadł z okna), a pro­ku­ra­tu­ra nie odwo­ła­ła się od wyro­ku. W 1960 r., będąc już ofi­ce­rem SB, kapi­tan Gębor­ski pró­bo­wał uzy­skać odszko­do­wa­nie za 22 mie­sią­ce aresz­tu. Bez­sku­tecz­nie, sąd uznał areszt za zasad­ny i potwier­dził, że wyrok unie­win­nia­ją­cy nie roz­wie­wa wszyst­kich wąt­pli­wo­ści. Karie­rę w resor­cie koń­czy w 1974 r. w stop­niu majora.

Bez­kar­ni

Od koń­ca lat 90. XX wie­ku w sądzie w Opo­lu toczył się wzno­wio­ny pro­ces w spra­wie śmier­ci 48 osób z obo­zu w Łam­bi­no­wi­cach. Gębor­ski został oskar­żo­ny o zabój­stwo. Pro­ces (prze­ry­wa­ny noto­rycz­ną nie­obec­no­ścią świad­ków, w więk­szo­ści byłych mili­cjan­tów i ube­ków) trwał do 2005 r., kie­dy to został odro­czo­ny ze wzglę­du na zły stan zdro­wia oskar­żo­ne­go. Osta­tecz­nie został umo­rzo­ny w 2006 r. z powo­du śmier­ci oskarżonego.

Życio­rys Gębor­skie­go skry­wa spo­ro tajem­nic. Insty­tu­to­wi Pamię­ci Naro­do­wej uda­ło się usta­lić część nazwisk funk­cjo­na­riu­szy Urzę­du Bez­pie­czeń­stwa, któ­rzy bra­li udział w ope­ra­cji Lawi­na” i sto­ją za egze­ku­cją żoł­nie­rzy z gru­py Bart­ka”. Zapew­ne nigdy się nie dowie­my o roli Gębor­skie­go w mor­do­wa­niu żoł­nie­rzy z Oddzia­łu Bart­ka” – Hen­ry­ka Flame.

Oaza peł­na teczek

Lustra­cja, szan­taż, skrę­co­ne” śledz­two, esbec­kie akta, dziw­ne struk­tu­ry służb spe­cjal­nych. Ta opo­wieść będzie praw­dzi­wa, choć wyda­je się zupeł­nie nie­praw­do­po­dob­na. Nie­praw­do­po­dob­na głów­nie ze wzglę­du na finał.

To począ­tek moje­go repor­ta­żu o histo­rii pew­nej afe­ry zwią­za­nej z ope­ra­cją Oaza.

oaza wpolityce

Wię­cej o tej histo­rii w naj­now­szym nume­rze wSie­ci”!

Tak czy owak wygry­wa Nowak

Te wybo­ry zosta­ły spa­pra­ne od same­go począt­ku. Prze­pi­sy są nie­lo­gicz­ne i umoż­li­wia­ją mani­pu­la­cje, a ich twór­cy mają wybor­ców za idiotów.

Wpa­dli­by­ście na coś takie­go, że odda­nie kil­ku gło­sów na jed­ną listę jest odda­niem waż­ne­go gło­su? Nawet, gdy wybor­ca chce np. skre­ślić kil­ku kan­dy­da­tów na liście, aby zapro­te­sto­wać w ten spo­sób, to nie odda­je nie­waż­ne­go głosu.

idz-na-wybory

Pod­czas kam­pa­nii przed wybo­ra­mi i naucza­nia, wybor­com tłu­czo­no do głów, że:

W jed­nym okrę­gu w mie­ście na pra­wach powia­tu do podzia­łu może być od pię­ciu do dzie­się­ciu man­da­tów. Miej­skie rady mogą liczyć mak­sy­mal­nie 45 człon­ków, z wyjąt­kiem Rady War­sza­wy, któ­ra liczy 60 rad­nych. Wybor­ca może oddać zawsze tyl­ko jeden głos, nie­za­leż­nie od przy­pa­da­ją­cej na okręg licz­by man­da­tów. Man­da­ty są dzie­lo­ne pro­por­cjo­nal­nie do licz­by odda­nych gło­sów mię­dzy komi­te­ty, któ­re prze­kro­czy­ły 5‑proc. próg wybor­czy (meto­dą d’Hond­ta). Man­da­ty tra­fia­ją do kan­dy­da­tów z danej listy, któ­rzy otrzy­ma­li naj­wię­cej gło­sów.” (cytat za PAP, i ta wer­sja była obo­wią­zu­ją­ca we wszyst­kich mediach).

Nie wiem, czy to nie­do­pa­trze­nie, czy kam­pa­nia dez­in­for­ma­cyj­na, ale art. 440 § 4 Kodek­su wybor­cze­go mówi:

Jeże­li znak „×” posta­wio­no w krat­ce z lewej stro­ny obok nazwisk dwóch lub więk­szej licz­by kan­dy­da­tów, ale z tej samej listy, głos uzna­je się za waż­ny i odda­ny na wska­za­ną listę z przy­zna­niem pierw­szeń­stwa do uzy­ska­nia man­da­tu temu kan­dy­da­to­wi, przy któ­re­go nazwi­sku znak „×” jest umiesz­czo­ny w pierw­szej kolejności.”

Naj­czę­ściej pozy­cja kan­dy­da­ta na listach zale­ży od jego pozy­cji w par­tii (ugru­po­wa­niu). Nie trud­no wyobra­zić sobie na przy­kład sytu­ację, że mąż zaufa­nia” dane­go ugru­po­wa­nia eli­mi­nu­je” na listach tych lep­szych od lide­ra, dys­kret­nie sta­wia­jąc krzy­ży­ki przy wła­ści­wych nazwiskach.

Dla­cze­go zatem nie wpro­wa­dzić inne­go prze­pi­su, ot na przy­kład, że w przy­pad­ku skre­śle­nia kan­dy­da­tów na innych listach, gło­sy są zali­cza­ne kan­dy­da­tom z komi­te­tu wybor­cze­go nr 1”? W tym roku wygra­ło­by PSL.

Kolej­nym absur­dem jest prze­pis o tym, że kan­dy­dat na pre­zy­den­ta, wój­ta czy bur­mi­strza nie musi miesz­kać w mie­ście, któ­rym chce rzą­dzić. Nato­miast kan­dy­dat na rad­ne­go musi sta­le zamiesz­ki­wać na obsza­rze gmi­ny, w któ­rej kan­dy­du­je, ale nie­ko­niecz­nie już na obsza­rze okrę­gu wybor­cze­go, w któ­rym kan­dy­dat zosta­nie zgło­szo­ny. I tu pole do nadużyć.

W wie­lo­krot­nie opi­sy­wa­nych Świę­to­chło­wi­cach, pod­czas wybo­rów face­ta, któ­ry został ponow­nie pre­zy­den­tem doszło do, zda­niem jego kon­ku­ren­tów, nazwij­my to deli­kat­nie, nieprawidłowości.

Otóż Dawid Kostemp­ski na wszel­ki wypa­dek” kan­dy­do­wał też na rad­ne­go z listy PO. Jego kon­ku­ren­ci ujaw­ni­li, że pomi­mo zamel­do­wa­nia w Świę­to­chło­wi­cach, nie miesz­ka w tym mie­ście, ale w Kato­wi­cach, o czym nie­jed­no­krot­nie infor­mo­wał chęt­nie opi­nię publicz­ną, cho­ciaż­by wpi­sa­mi na Facebooku.

Jesz­cze w cza­sie kam­pa­nii wybor­czej Kostemp­ski – miesz­ka­niec” Świę­to­chło­wic korzy­stał ze służ­bo­we­go samo­cho­du Urzę­du Miej­skie­go w Świę­to­chło­wi­cach, któ­rym był wożo­ny z Kato­wic do pra­cy w magi­stra­cie i odwo­żo­ny z powro­tem. Do domu, gdzie cze­ka­ła stę­sk­nio­na żona i dzieci.

Jestem bar­dzo cie­kaw, jakich to praw­nych wygi­ba­sów uży­je sąd, do któ­re­go tra­fi pro­test wybor­czy. Pod­po­wia­dam jeden, ale wie­rzę w pomy­sło­wość sędziów:

Kato­wi­ce leżą bli­sko Świę­to­chło­wic, a Kostemp­ski ma zdol­ność bilokacji”.

Kodeks wybor­czy nie zaka­zu­je nato­miast jed­no­cze­sne­go kan­dy­do­wa­nia na rad­ne­go i na wój­ta, bur­mi­strza, pre­zy­den­ta w tej samej lub innej gmi­nie. Dopusz­czal­ne jest tak­że jed­no­cze­sne kan­dy­do­wa­nie na rad­ne­go powia­tu lub rad­ne­go woje­wódz­twa i na wój­ta lub bur­mi­strza lub prezydenta.

W przy­pad­ku jed­no­cze­sne­go wybo­ru tego same­go kan­dy­da­ta na rad­ne­go i na wój­ta, bur­mi­strza, pre­zy­den­ta jego man­dat rad­ne­go wyga­sa z mocy pra­wa. Taki totolotek.

Fol­wark Świę­to­chło­wi­ce, czy­li pre­zy­dent jest z PO

Pre­zy­dent Świę­to­chło­wic jest kla­sycz­nym przy­kła­dem rzą­dów Plat­for­my Oby­wa­tel­skiej – peł­nych aro­gan­cji i nie­speł­nio­nych obiet­nic. Szko­da tyl­ko, że od czte­rech lat kró­li­ka­mi doświad­czal­ny­mi są miesz­kań­cy tego miasta.

Nadzie­ja ślą­skiej PO”, jak jesz­cze do nie­daw­na był przed­sta­wia­ny Dawid Kostemp­ski (i jak sam kre­ował się w mediach oraz przez zaprzy­jaź­nio­nych żur­na­li­stów) potra­fi mani­pu­lo­wać media­mi. A to zle­ci w jakiejś gaze­cie kam­pa­nię rekla­mo­wą, a to da ogło­sze­nia lub wes­prze zle­ce­niem bystre­go dzien­ni­ka­rza. Ponad rok temu zatrud­nił na sta­no­wi­sku dorad­cy do spraw mediów dzien­ni­ka­rza Pol­skie­go Radia Kato­wi­ce Jerze­go Zawartkę.

Zapew­ne po to, by czę­sto wystę­po­wać w jego pro­gra­mach w publicz­nej roz­gło­śni. Po ujaw­nie­niu tego skan­da­lu dzien­ni­karz zna­lazł posa­dę w Radzie Nad­zor­czej miej­skiej spół­ki w Sosnow­cu, w któ­rej wice­pre­ze­sem jest Agniesz­ka Kostemp­ska, jego żona.

n_10010749_2443

Dawid Kostemp­ski, w plat­for­mer­skich krę­gach Del­fi­nem zwa­ny, wraz z żoną miesz­ka w Kato­wi­cach. Kostemp­ski marzy o pre­zy­denc­kiej reelek­cji, a w naj­gor­szym wypad­ku – by zostać rad­nym w Świę­to­chło­wi­cach, w któ­rych nie­daw­no się zamel­do­wał. Kie­row­ca jed­nak codzien­nie zawo­ził pre­zy­den­ta do Kato­wic, a rano – przy­wo­ził służ­bo­wą limu­zy­ną do świę­to­chło­wic­kie­go magistratu.

Pre­zy­dent Kostemp­ski oprócz star­tu w wybo­rach pre­zy­denc­kich kan­dy­du­je też w wybo­rach rad­nych w Świę­to­chło­wi­cach. Co praw­da kodeks wybor­czy mówi o tym, że kan­dy­dat na rad­ne­go musi sta­le zamiesz­ki­wać na obsza­rze danej gmi­ny”, ale absol­went wydzia­łu pra­wa, jakim zwie się Kostemp­ski, nie zawra­ca sobie gło­wy taki bzdetami..

Wg tegoż kodek­su – przez sta­łe zamiesz­ka­nie” nale­ży rozu­mieć zamiesz­ka­nie w okre­ślo­nej miej­sco­wo­ści pod ozna­czo­nym adre­sem z zamia­rem sta­łe­go poby­tu. W orzecz­nic­twie zarów­no sądów powszech­nych, jak i sądów admi­ni­stra­cyj­nych przyj­mu­je się, że:

za miej­sce sta­łe­go poby­tu nie uzna­je się miej­sca, w któ­rym oso­ba jest zamel­do­wa­na, ale w któ­rym sta­le reali­zu­je swo­je pod­sta­wo­we funk­cje życio­we, tj. w szcze­gól­no­ści miesz­ka, spo­ży­wa posił­ki, nocu­je, wypo­czy­wa, prze­cho­wu­je swo­je rze­czy nie­zbęd­ne do codzien­ne­go funk­cjo­no­wa­nia, przyj­mu­je wizyty.

Agniesz­ka tutaj nie mieszka

Miesz­kań­cy Świę­to­chło­wic wie­dzą, że pre­zy­dent ich mia­sta Dawid Kostemp­ski, nie miesz­ka w tym mie­ście. Sam zresz­tą np. w mate­ria­łach pra­so­wych oraz na por­ta­lach spo­łecz­no­ścio­wych jako miej­sce swo­je­go zamiesz­ka­nia wska­zu­je Kato­wi­ce, podob­nie zresz­tą jego mał­żon­ka, Agnieszka.

Dawid Kostemp­ski decy­du­jąc się na start w wybo­rach na rad­ne­go musiał wypeł­nić oświad­cze­nie o posia­da­niu bier­ne­go pra­wa wybor­cze­go na tere­nie Świę­to­chło­wic – czy­li potwier­dzić, że miesz­ka w tym mie­ście. Ist­nie­ją jed­nak dowo­dy, że skłamał.

Pani Kostemp­ska pozaz­dro­ści­ła stoł­ka mężo­wi i wymy­śli­ła sobie, że zosta­nie pre­zy­dent­ką Mysło­wic z ramie­nia Plat­for­my Oby­wa­tel­skiej”. Nie­waż­ne, że w tym mie­ście nie miesz­ka, ani nie jest nawet zamel­do­wa­na. Kto boga­tej zabroni?

Jej opo­nen­ci zare­ago­wa­li natych­miast. W Mysło­wi­cach poja­wił się wiel­ki baner z napi­sem Agniesz­ka tutaj nie mieszka”.

Fakt”, lan­su­ją­cy do nie­daw­na to mał­żeń­stwo mło­dych, ale agre­syw­nych medial­nie poli­ty­ków, nie­daw­no ujaw­nił, że Kostemp­ska od kil­ku mie­się­cy jest na zwol­nie­niu lekar­skim, ale to nie prze­szka­dza jej w pro­wa­dze­niu kam­pa­nii wyborczej.

ZUS tak­że nie ma nic prze­ciw­ko temu, aby rzecz­nicz­ka ślą­skiej PO łama­ła pra­wo. Sor­ry, taki mamy kraj.

Nawia­sem mówiąc Elż­bie­ta Bień­kow­ska nie popar­ła swo­jej par­tyj­nej kole­żan­ki w tych wybo­rach w rodzin­nym mie­ście. Wola­ła reko­men­do­wać inne­go kandydata.

Eko­lo­gicz­ne skandale

Naj­więk­sze wize­run­ko­we wpad­ki pre­zy­den­ta Świę­to­chło­wic wią­żą się z eko­lo­gią. Na razie gigan­tycz­nym nie­wy­pa­łem oka­za­ła się rewi­ta­li­za­cja Sta­wu Kali­na, wąt­pli­wej atrak­cji jed­nej z dziel­nic mia­sta. Ów staw to zbior­nik rako­twór­czych feno­li, węglo­wo­do­rów aro­ma­tycz­nych, piry­dy­ny i diok­syn – jed­nych z naj­sil­niej­szych tru­cizn, któ­re wywo­łu­ją poro­nie­nia i wady płodu.

Rewi­ta­li­za­cja tego zbior­ni­ka, według mrzo­nek Kostemp­skie­go, któ­ry zdo­był” na ten cel milio­ny euro unij­nej dota­cji roz­po­czę­ła się od… wycię­cia ponad tysią­ca drzew, któ­re rosły nad brze­giem i były natu­ral­ną barie­rą przed tok­sycz­ny­mi wyziewami.

Zamiast czy­stej wody i pły­wa­ją­cych ryb, po kil­ku mie­sią­cach wybuchł skan­dal. Wyko­naw­ca, któ­ry wygrał prze­targ, zszedł z pla­cu budo­wy. Nie chciał fir­mo­wać fik­cji. Stwier­dził, iż narzu­co­na przez inwe­sto­ra, czy­li urząd mia­sta meto­da rewi­ta­li­za­cji jest zła i nie gwa­ran­tu­je uzy­ska­nia efek­tu eko­lo­gicz­ne­go”. A stę­że­nie tok­sycz­nych sub­stan­cji jest kil­ka tysię­cy razy wyż­sze, niż dekla­ro­wał to Urząd Miasta.

Staw Kali­na jest groź­ny dla zdro­wia nie tyl­ko z powo­du swo­jej zawartości.

Dzien­ni­karz Grze­gorz Mika, pre­zes Ślą­skiej Tele­wi­zji Miej­skiej w Świę­to­chło­wi­cach od kil­ku tygo­dni dosta­je pogróż­ki. Ktoś gro­zi jemu i rodzi­nie śmier­cią, jeże­li dalej będzie zaj­mo­wał się tema­tem Kaliny.

Fia­sko efek­tu eko­lo­gicz­ne­go” jest bar­dzo praw­do­po­dob­ne, jeże­li nie zosta­nie zmie­nio­na tech­no­lo­gia rewi­ta­li­za­cji. Wte­dy mia­sto będzie musia­ło zwró­cić kil­ka­dzie­siąt milio­nów zło­tych unij­nej dotacji.

O tym skan­da­lu zosta­ły zawia­do­mio­ne wszyst­kie służ­by i pro­ku­ra­tu­ra. I nic. Cze­ka­ją. Nic się nie dzie­je, bo nadal w Pol­sce rzą­dzi PO, a za kil­ka dni wybo­ry samorządowe.

Nie­daw­no miesz­kań­cy Świę­to­chło­wic dowie­dzie­li się o innym pre­zen­cie”, jakim obda­ro­wał ich pre­zy­dent Kostemp­ski. W cen­trum mia­sta, w tajem­ni­cy przed rad­ny­mi i bez wyma­ga­nych kon­sul­ta­cji spo­łecz­nych powsta­je eks­pe­ry­men­tal­na insta­la­cja, pro­du­ku­ją­ca ener­gię elek­trycz­ną i ciepl­ną z odpa­dów komu­nal­nych oraz osa­dów ściekowych (!).

Ujaw­nie­nie tej inwe­sty­cji wywo­ła­ło skan­dal i gorącz­ko­we zapew­nie­nie pre­zy­den­ta, że powsta­je nie spa­lar­nia odpa­dów, ale Ośro­dek Badaw­czo-Roz­wo­jo­wy” cze­goś tam.

Kostemp­ski recy­kler”

Nawia­sem mówiąc Dawid Kostemp­ski ma sła­bość” do zaj­mo­wa­nia się odpa­da­mi. 3 czerw­ca 2008 roku gdy był już rad­nym Kato­wic, jako wła­ści­ciel Fir­my Recy­kler otrzy­mał, wyda­ną z upo­waż­nie­nia Pre­zy­den­ta Mia­sta Kato­wi­ce Pio­tra Uszo­ka, decy­zję zezwa­la­ją­cą na zbie­ra­nie i trans­port odpa­dów. Szyb­ko, bo 28 czerw­ca tego same­go roku ogło­szo­na zosta­je przez Fir­mę Recy­kler pod patro­na­tem Pre­zy­den­ta Mia­sta, akcja zbiór­ki tzw. elek­tro­śmie­ci w ramach stwo­rzo­ne­go przez Recy­kler sys­te­mu Przy­nieś z miesz­ka­nia do punk­tu zbierania”.

Czy nie było to wyko­rzy­sta­nie wów­czas swe­go sta­no­wi­ska? Takich firm jest spo­ro, ale tyl­ko jed­na nale­ża­ła do rad­ne­go, na doda­tek ówcze­sne­go asy­sten­ta Jerze­go Buz­ka. Taki handicap.

Wzrok śled­czych spo­czy­wa na kuli­sach prze­tar­gu na wywóz i uty­li­za­cję śmie­ci, ogło­szo­ny przez gmi­nę. Ku zasko­cze­niu wszyst­kich nie wygra­ła gmin­na spół­ka MPGK ze Świę­to­chło­wic, ale pry­wat­na fir­ma z mia­sta obok, któ­ra… póź­niej zle­ci­ła wywóz śmie­ci prze­gra­nej. Nasu­wa się pyta­nie: sko­ro zwy­cięz­ca prze­tar­gu zapro­po­no­wał znacz­nie niż­sze staw­ki, to dla­cze­go pod­wy­ko­naw­cą jest MPGK? Na osło­dę porażki?

Nie­czy­sta kampania

Nie­daw­no zastęp­ca pre­zy­den­ta mia­sta, rów­nież star­tu­ją­cy w wybo­rach samo­rzą­do­wych z listy PO, wydał decy­zję o zaka­zie umiesz­cza­nia mate­ria­łów wybor­czych na budyn­kach i innym mie­niu nale­żą­cych do gmi­ny. W ten cudow­ny spo­sób w Świę­to­chło­wi­cach nie ma pra­wie bane­rów innych kan­dy­da­tów, niż PO, ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem obec­ne­go pre­zy­den­ta. Ten poja­wia się w ilo­ściach wywo­łu­ją­cych oczopląs.

Głów­nym celem takie­go zaka­zu jest – jak czytamy:

zacho­wa­nie porząd­ku i este­ty­ki w mie­ście oraz uchro­nie­nie infra­struk­tu­ry miej­skiej od uszko­dze­nia i zapew­nie­nie bez­pie­czeń­stwa uczest­ni­ków ruchu drogowego”.

W rezul­ta­cie bar­dzo zosta­ły ogra­ni­czo­ne środ­ki pro­wa­dze­nia kam­pa­nii wybor­czej. Jed­nym pismem zablo­ko­wa­na zosta­ła moż­li­wość eks­po­zy­cji mate­ria­łów wybor­czych wszyst­kim komi­te­tom, spryt­nie wyko­rzy­stu­jąc fakt wyku­pie­nia przez Plat­for­mę Oby­wa­tel­ską prak­tycz­nie wszyst­kich bil­l­bo­ar­dów rekla­mo­wych w mieście.

Decy­zja wyda­na zosta­ła bar­dzo póź­no. Gdy komi­te­ty wybor­cze wstęp­nie zare­zer­wo­wa­ły powierzch­nie, wyne­go­cjo­wa­ne umo­wy, a nawet prze­la­ły pie­nią­dze na kon­ta miej­skich insty­tu­cji, nie­spo­dzie­wa­nie zosta­ły poin­for­mo­wa­ne, że usta­le­nia są nieaktualne.

W uza­sad­nie­niu swo­jej decy­zji o zaka­zie umiesz­cza­nia mate­ria­łów wybor­czych na mie­niu gmi­ny, pre­zy­dent Świę­to­chło­wic pod­pie­ra się tro­ską o este­ty­kę mia­sta i bez­pie­czeń­stwem. Powo­łu­je się na swo­je upraw­nie­nia, ale nie poda­je żad­nej pod­sta­wy prawnej.

To nie jedy­ne kon­tro­wer­sje wokół dzia­łań Dawi­da Kostemp­skie­go. Nigdy swo­im wybor­com nie przy­znał się do tego, że w 1997 roku brał udział w wypad­ku samo­cho­do­wym, w któ­rym zgi­nął mło­dy czło­wiek, a dwaj inni zosta­li cięż­ko ran­ni. Mariusz K., któ­ry pro­wa­dził auto, przez 16 lat nie odbył pra­wo­moc­ne­go wyro­ku trzech lat wię­zie­nia. Kostemp­ski, ska­za­ny za ukry­wa­nie dowo­dów i nie­udzie­le­nie pomo­cy cięż­ko ran­nym na 1,5 roku w zawie­sze­niu, nigdy nie prze­pro­sił rodzi­ny ofiar.

Tajem­ni­ca zarob­ków medycz­nych tuzów

Pro­fe­sor Wie­sław W. Jędrzej­czak, legen­da pol­skiej hema­to­lo­gii i były kon­sul­tant kra­jo­wy demon­stra­cyj­nie sprze­ci­wił się poda­wa­niu do powszech­nej wia­do­mo­ści infor­ma­cji o zarob­kach, jakie leka­rze – kon­sul­tan­ci otrzy­mu­ją od firm medycznych.

TVN-owska Uwa­ga” pró­bo­wa­ła w wywia­dzie z prof. Wie­sła­wem W. Jędrzej­cza­kiem zna­leźć odpo­wiedź pyta­nie, czy pacjen­ci powin­ni wie­dzieć o kon­tak­tach sław medy­cy­ny z kon­cer­na­mi farmaceutycznymi.

Pro­fe­sor jest jed­nak zbyt wytraw­nym gra­czem, aby wpaść w sidła zasta­wio­ne przez dzien­ni­ka­rza. Zręcz­nie uni­kał odpo­wie­dzi na pyta­nia o swo­je kon­tak­ty z kon­cer­na­mi far­ma­ceu­tycz­ny­mi, zarob­ki i dzia­łal­ność na sty­ku biz­ne­su i służ­by zdro­wia. O lob­by­stach pro­fe­sor nawet się nie zająknął.

Pro­fe­sor Wie­sław W. Jędrzej­czak jest kie­row­ni­kiem Kate­dry i Kli­ni­ki Hema­to­lo­gii, Onko­lo­gii i Cho­rób Wewnętrz­nych War­szaw­skie­go Uni­wer­sy­te­tu Medycz­ne­go. Dotar­łem przy oka­zji do wyka­zu kil­ku­dzie­się­ciu mię­dzy­na­ro­do­wych pro­gra­mów badaw­czych, w jakich kli­ni­ka bra­ła udział. Moż­na się jedy­nie domy­ślać, że takie bada­nia nie są prze­pro­wa­dza­ne za dar­mo, a pła­cą kon­cer­ny far­ma­ceu­tycz­ne. Komu? Tego nie wia­do­mo, bo raport jest zano­ni­mi­zo­wa­ny – nie ma żad­nych nazwisk, tyl­ko kody pocz­to­we szpitali.

Pro­fe­sor W.W. Jędrzej­czak nie ukry­wał swo­ich bli­skich związ­ków z Fun­da­cją DKMS, któ­ra agre­syw­nie dzia­ła w Pol­sce. Medial­ną burzę wywo­łał kil­ka lat temu pro­ce­der wywo­że­nia przez DKMS pol­skich daw­ców szpi­ku do Nie­miec, gdzie pobie­ra­no od nich szpik dla… pol­skie­go dawcy.

Taka ope­ra­cja przy­no­si­ła spo­re zyski Fun­da­cji DKMS, bo szpik z impor­tu” był wie­lo­krot­nie droż­szy. Pła­cił natu­ral­nie pol­ski podatnik.

Pod­czas wystą­pie­nia przed senac­ką komi­sją zdro­wia 17 grud­nia 2013 r. prof. Jędrzej­czak był szcze­ry i przy­znał się do lob­bo­wa­nia za umoż­li­wie­niem Fun­da­cji DKMS dzia­łal­no­ści w Pol­sce i zmia­ną przepisów:

W momen­cie kie­dy zorien­to­wa­łem się, że DKMS ma zamiar wejść do Pol­ski, i że w Pol­sce jest pra­wo, któ­re dowol­ne­mu pod­mio­to­wi pozwa­la otwo­rzyć fun­da­cję dzia­ła­ją­cą na pra­wie pol­skim, to wysto­so­wa­łem pismo do Pani Mini­ster Kopacz infor­mu­jąc ją, że wystę­pu­je taka sytu­acja. Stwier­dzi­łem, że moim zda­niem jest nie do pomy­śle­nia sytu­acja, żeby tak potęż­na orga­ni­za­cja weszła do kra­ju, w któ­rym nie ma żad­nych prze­pi­sów praw­nych, któ­re to regu­lu­ją, w związ­ku z tym zwró­ci­łem się o to, żeby Pani Mini­ster Kopacz powo­ła­ła zespół do nowe­li­za­cji usta­wy i taki zespół został powołany”.

Dotar­łem do umo­wy, jaka Fun­da­cja DKMS zawar­ła z Samo­dziel­nym Publicz­nym Cen­tral­nym Szpi­ta­lem Kli­nicz­nym w War­sza­wie (SPCSK) przy ul. Bana­cha 1a, w któ­rym mie­ści się kli­ni­ka kie­ro­wa­na przez byłe­go kon­sul­tan­ta kra­jo­we­go. Fun­da­cja DKMS za pobra­nie szpi­ku od jed­ne­go daw­cy pła­ci­ła 8000 zło­tych. Czy część z tej kwo­ty tra­fia­ła do per­so­ne­lu kli­ni­ki i jej szefa?

Kto robi dobry interes?
Policz­my. Fun­da­cja DKMS według tej­że umo­wy pła­ci szpi­ta­lo­wi 2100 zł brut­to za pobra­nie szpi­ku wraz z wyko­na­niem badań dia­gno­stycz­nych, kosz­tów mate­ria­łów jed­no­ra­zo­wych blo­ku ope­ra­cyj­ne­go i znie­czu­le­nia ogól­ne­go oraz kosz­tów mate­ria­łów z ban­ku tka­nek. Kosz­ty bie­żą­ce szpi­ta­la to 1000 zł brut­to, a wyna­gro­dze­nie prze­ka­za­ne przez szpi­tal bez­po­śred­nim wyko­naw­com umo­wy, czy­li zespo­ło­wi pro­fe­so­ra – 8000 zł brutto.

Ile z tej kwo­ty tra­fia do kie­sze­ni pro­fe­so­ra Jędrzej­cza­ka, a ile – zespo­łu? Z moich infor­ma­cji zebra­nych w szpi­ta­lu wyni­ka, że pobra­nia dla DKMS (oko­ło 40 mie­sięcz­nie) odby­wa­ły się w godzi­nach pra­cy leka­rzy i pie­lę­gnia­rek zespo­łu w SPCSK.

Kil­ka lat temu na stro­nach inter­ne­to­wych Mini­ster­stwa Zdro­wia poja­wił się rejestr korzy­ści. Pro­fe­sor Wie­sław Wik­tor Jędrzej­czak, ówcze­sny kon­sul­tant kra­jo­wy ds. hema­to­lo­gii ujaw­nił spo­ro zawar­tych umów-zle­ceń z kon­cer­na­mi far­ma­ceu­tycz­ny­mi. Pro­fe­sor pobie­rał wyna­gro­dze­nia m.in. od Novar­tis-Pol­ska, BMS Pol­ska, Polphar­ma, Jans­sen-Cilag, Cel­ge­ne, Genzyme.

Pro­fe­sor jako jedy­ny zabro­nił ujaw­nia­nia źró­deł swo­ich docho­dów, bo w rubry­ce Reje­stru…” wid­nia­ła jego adnotacja:

Oświad­cze­nie to skła­dam do wyłącz­nej wie­dzy władz AOTM oraz Mini­stra Zdro­wia i nie zga­dzam się na jaką­kol­wiek for­mę poda­nia go do wia­do­mo­ści publicz­nej, a jeśli to nastą­pi podej­mę czyn­no­ści praw­ne w sto­sun­ku do osób odpo­wie­dzial­nych w związ­ku z naru­sze­niem moich praw osobistych”.

Takie sta­no­wi­sko tłu­ma­czył wte­dy m.in. oba­wą przed wyto­cze­niem ewen­tu­al­nych spraw sądo­wych za wysta­wio­ne opi­nie dla Agen­cję Oce­ny Tech­no­lo­gii Medycz­nych przez kon­cer­ny far­ma­ceu­tycz­ne. Umo­wy z kon­cer­na­mi far­ma­ceu­tycz­ny­mi wyja­wi­li wte­dy tak­że inni człon­ko­wie ówcze­snej Rady Kon­sul­ta­cyj­nej AOTM (zna­leź­li się w skła­dzie Rady Przej­rzy­sto­ści): kar­dio­log prof. Tomasz Pasier­ski (Sche­ring-Plo­ugh i Sano­fi Aven­tis) i onko­log prof. Rafał Suwiń­ski (wyjeż­dżał na sym­po­zja orga­ni­zo­wa­ne przez kon­cern Astra-Zeneca).

W prze­szło­ści
Prof. W. W. Jędrzej­czak oraz prof. Jerzy Hoło­wiec­ki bra­li udział w opi­nio­wa­niu finan­so­wa­nia tera­pii aza­cy­ty­dy­ną w lecze­niu pacjen­tów z ostrą bia­łacz­ką szpi­ko­wą. Pro­du­cen­tem sub­stan­cji czyn­nej w tym leku jest kon­cern Cel­ge­ne, z któ­rym kra­jo­wy kon­sul­tant ds. hema­to­lo­gii miał umowę-zlecenie.

Lob­by­ści, któ­rzy dzia­ła­ją na zle­ce­nie kon­cer­nów far­ma­ceu­tycz­nych nie­rzad­ko wcho­dzą w bli­skie rela­cje z medycz­ny­mi VIP-ami. Kon­sul­tan­ci kra­jo­wi mogą być wyjąt­ko­wo sku­tecz­ni, gdy cho­dzi o prze­ko­ny­wa­nie Mini­stra Zdro­wia o zale­tach nawet kon­tro­wer­syj­nych leków. Prof. Wie­sław Jędrzej­czak, kie­dy był kon­sul­tan­tem kra­jo­wym ds. hema­to­lo­gii, pro­po­no­wał, aby u cho­rych na szpi­cza­ka z nie­wy­dol­no­ścią nerek od począt­ku tera­pii sto­so­wać jeden z nowych leków – bortezomib.

Prof. W. Jędrzej­czak jest jed­no­cze­śnie Pre­ze­sem Fun­da­cji Hema­to­lo­gii i Onkologii”.

Nie widzę tu kon­flik­tu inte­re­sów pomię­dzy funk­cją kon­sul­tan­ta kra­jo­we­go a funk­cją spo­łecz­ne­go pre­ze­sa. Fun­da­cja Hema­to­lo­gii i Onko­lo­gii jest orga­ni­za­cją pożyt­ku publicz­ne­go, któ­ra nie pro­wa­dzi dzia­łal­no­ści gospo­dar­czej. Jej jedy­nym celem jest wspie­ra­nie roz­wo­ju hema­to­lo­gii i onko­lo­gii. W prak­ty­ce jest to kon­to ban­ko­we, na któ­re zbie­ra­ne są daro­wi­zny, a gro­ma­dzo­ne środ­ki są wyko­rzy­sty­wa­ne na remon­ty i zaku­py sprzę­tu do kie­ro­wa­nej przez mnie Kli­ni­ki, któ­ra mie­ści się w publicz­nym szpi­ta­lu. Sprzęt jest następ­nie prze­ka­zy­wa­ny szpi­ta­lo­wi na wła­sność. Wyjąt­ko­wo dar­czyń­ca­mi są fir­my far­ma­ceu­tycz­ne, a naj­czę­ściej oso­by pry­wat­ne Zda­rza­ły się pry­wat­ne daro­wi­zny w wyso­ko­ści 100 tysię­cy złotych”

– wyja­śniał pro­fe­sor w jed­nym z artykułów.

Pro­fe­sor tak­że mil­czy na temat swo­jej prze­szło­ści. Szko­da. Z kar­to­te­ki MON wyni­ka, że Wie­sław Jędrzej­czak syn Wik­to­ra i Kse­ni z domu Sie­mie­rzyk, został pozy­ska­ny do współ­pra­cy 29 mar­ca 1968 roku przez Zarząd Woj­sko­wej Służ­by Wewnętrz­nej Pomor­skie­go Okrę­gu Woj­sko­we­go (Oddział WSW w Łodzi) i zare­je­stro­wa­ny jako TW Wik­tor” (nr reje­stra­cyj­ny 16343).

Z życio­ry­su WWJ wyni­ka, że był wte­dy 21-let­nim stu­den­tem WAM w Łodzi. Akta Wik­to­ra” zosta­ły znisz­czo­ne 21 sierp­nia 1990 roku.