Dla niemieckich archiwistów z Instytutu Gaucka wykaz agentów Stasi w Polsce kiedyś traktowany jako „Streng Geheim!” (ściśle tajny) jest obecnie ściśle jawny. Nie interesują się nią tylko polski aparat ścigania i wymiar sprawiedliwości. Przed kilkoma laty przekazano do Warszawy niektóre akta, ale nic z nimi nie zrobiono.
Oprócz agentów dawnego KGB i GRU sporo w Polsce pozostało setki nieujawnionej agentury wschodnioniemieckiego Ministerium für Staatssicherheit (MfS), bardziej znanego jako Stasi. Dlaczego w Polsce współpraca naszych obywateli ze służbami specjalnymi obcego państwa wciąż nie podlega rozliczeniu?
Wschodnioniemiecka bezpieka, czyli Stasi w latach 80. miała w Polsce kilkuset agentów i informatorów. Byli wśród nich nie tylko Niemcy, ale także Polacy. Czy szpiedzy NRD zdołali zbudować siatkę swych współpracowników złożoną z Niemców i obywateli polskich? Najprawdopodobniej tak. Przynajmniej tak wynika z materiałów dawnej Stasi, do których dotarła dr Hanna Labrenz-Weiss z Federalnego Urzędu do spraw Dokumentów Służb Bezpieczeństwa byłej NRD w Berlinie, znanego bardziej jako Urząd Gaucka, odpowiednika Instytutu Pamięci Narodowej.
Stasi interesowała się Polską od 1978 roku, gdy Jan Paweł II został wybrany papieżem. Zainteresowanie jeszcze wzrosło w czasie powstania „Solidarności”. Najważniejszą rolę w działalności operacyjnej Stasi w Polsce odgrywał Wydział Główny II Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego (MfS-Hauptabteilung II), czyli kontrwywiad.
Do jego zadań należały: koordynacja współpracy z partnerskimi służbami, demaskowanie rezydentur i poszczególnych agentów państw należących do NATO ze szczególnym uwzględnieniem RFN, a także informowanie kierownictwa partyjnego i państwowego NRD o zjawiskach ważnych z punktu widzenia bezpieczeństwa państwowego.
8 września 1980 roku, na mocy porozumienia z władzami polskimi, rozpoczęła działalność Grupa Operacyjna Warszawa (Operationsgruppe Warschau, OGW), której oficerowie zwerbowali setki agentów.
Do jej zadań należało
„zapewnienie stałych oficjalnych kontaktów z polskimi organami bezpieczeństwa, koordynacja tajnych działań w przedstawicielstwach NRD w Polsce, łącznie z werbowaniem nowych tajnych współpracowników, rozpoznanie i opracowanie współpracowników tajnych służb w przedstawicielstwach krajów niesocjalistycznych w Polsce oraz stała analiza sytuacji wewnętrznej”.
Sieć informatorów Stasi uzupełniały tzw. osoby kontaktowe lub ludzie z MSZ, MON, MSW, z którymi spotykano się oficjalnie. Najważniejsze zadania Grupy Operacyjnej Warszawa na rok 1982, ujęte zostały w dokumencie z 18 listopada 1981 r. – „Porozumienie między Głównym Zarządem II i Departamentem II polskiego MSW dotyczące czynności grup operacyjnych MBP NRD w PRL.”
Materiały GO „Warszawa” zostały zniszczone. Istnieją jednak kartoteki agentów, których zwerbowano do współpracy. Ustalenie ich nazwisk wymaga czasu, ale jest możliwe. Jednak nikomu się nie śpieszy.
Nie sprawdzaliśmy w archiwum Urzędu Gaucka tzw. aktywów enerdowskiej bezpieki w Polsce. Biorąc pod uwagę, że niemal wszystkie dokumenty Stasi są także w Moskwie, nie można wykluczyć prób wykorzystania, np. za pomocą szantażu, byłej agentury Stasi w Polsce przez rosyjskie służby specjalne. Mieliśmy informacje, że część dawnej agentury Stasi może współpracować z niemieckim wywiadem, czyli BND. Po wykryciu kilku takich przypadków daliśmy stanowczy sygnał kanałami dyplomatycznymi do Berlina, że nie życzymy sobie takiej działalności
– przyznaje emerytowany pułkownik kontrwywiadu.
Towarzysze chętnie informowali
Ponad dziesięć lat temu tygodnik „Wprost” ujawnił materiały Stasi, z których wynikało, że:
„Zbigniew Sobotka, wiceminister spraw wewnętrznych, Stanisław Ciosek, doradca prezydenta Kwaśniewskiego i były ambasador RP w Moskwie oraz Wiesław Klimczak, były szef wpływowego stowarzyszenia Ordynacka byli informatorami wywiadu NRD”.
Dalej we „Wprost” czytamy:
„Do najbardziej zaufanych współpracowników MfS należał I sekretarz KW PZPR we Wrocławiu Ludwik Drożdż. Z raportu Wydziału II (HVA) MfS (z 6 lutego 1981 r.) wynika, że Drożdż liczył na „braterską pomoc krajów socjalistycznych”. Jak podkreślał, „zaprowadzenie porządku przez milicję byłoby możliwe przy mądrym przygotowaniu i prężnym, centralnym kierownictwie. Do tego jednak byłoby konieczne wzmocnienie jej przez odpowiednich towarzyszy z braterskich organów w polskich mundurach, ewentualnie z zastosowaniem ciężkiej broni”.
Wspólne przedsięwzięcia i tzw. robocze spotkania funkcjonariuszy MfS i polskiego MSW odbywały się aż do 1989 r. Jedno z nich zorganizowano w Warszawie w dniach 29–31 marca 1988 r. Gośćmi MSW byli wówczas szef Głównego Wydziału HA XX gen. Paul Kienberg, szef sekcji 2 w HA XX płk Kuschel, szef sekcji 4 w HA XX płk Reuter oraz szef Grupy Operacyjnej w Polsce por. Wielkes. Do zadań HA XX należała inwigilacja i zwalczanie wrogów ustroju.
Ze strony polskiej w spotkaniu uczestniczyli m.in. szef IV Departamentu MSW gen. Tadeusz Szczygieł, jego zastępca płk Mirowski, drugi zastępca płk Przanowski, szef II Departamentu płk Majchrowski oraz szefowie i zastępcy z wydziałów III i IV – płk Stasikowski, płk Szczepański, płk Będziak, płk Kluczyński, por. Lesiak (ten od „szafy Lesiaka”) i wiceminister w MSW gen. Henryk Dankowski. Gen. Kienberg z gen. Szczygłem i płk Majchrowskim zastanawiali się nad metodami unieszkodliwiania podziemia politycznego i Kościoła, który wspierał opozycję „w walce przeciw socjalistycznemu państwu”.
Gen. Dankowski rozmawiał z gen. Kienbergiem o potrzebie koordynacji działań dotyczących infiltracji różnych środowisk – od młodzieży szkolnej po współpracowników Watykanu. Meldunek z tego spotkania – jak odnotowano w nagłówku: „Odnośnie współpracy na obszarze zwalczania polityczno-ideologicznej dywersji i reakcyjnych wrogich elementów w kościołach” – liczy 15 stron.
Agenci ujawnieni nie są groźni
Gorzej z tymi, których tożsamości dalej nie znamy. Agent Stasi ps. „Heinz Bertram“ w latach 80. studiował w szkole oficerskiej w Warszawie. Został do niej skierowany, aby zbierać informacje o podchorążych, kadrze instruktorskiej i wykładowcach.
Inny IMB (to najwyższa kategoria tajnego współpracownika Stasi), „Harald Engel“ w latach 1971–76 był studentem Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie. Donosił nie tylko na kolegów czy wykładowców UMSC, ale również o swoich kontaktach na Uniwersytecie Warszawskim.
Agent ps. „Dr Jan” został przerzucony do rozpracowania antysocjalistycznych sił w środowisku akademickim Gdańska. „Meinhardt” z Magdeburga został wysłany do Berlina Zachodniego, aby inwigilować „Towarzystwo Solidarność” oraz jego przewodniczącego Edwarda Klimczaka (sprawa pod kryptonimem „Lektor”).
Agent „Richard” był jednym z kilku szpicli, którzy donosili na środowisko berlińskiego dwutygodnika polonijnego „Pogląd”. Natomiast „Karli” ze względu na swoje dobre kontakty z Uniwersytetem Jagiellońskim w Krakowie zbierał ważne informacje na temat sytuacji w wyższych szkołach PRL.
Z kolei „Stefan” został zobowiązany do zdobywania informacji o wojsku polskim, a „Alexander”- miał informować o aktywności wrogich sił w Gdańsku. „Isolde” pisała donosy o spotkaniach na „Jazz Jamboree” w 1984 roku.
Akta osobowe agenta o pseudonimie „Dr Schreiber”, co prawda zostały zniszczone, ale jednak udało się go zidentyfikować na podstawie akt sprawy operacyjnej „Obserwator”. Wiadomo, że agent mieszka we Frankfurcie nad Odrą, z zawodu jest nauczycielem. Inwigilował polską opozycję w Słubicach, Poznaniu i Berlinie
Stasi wykorzystywało kontakty obywateli NRD z Polakami. Udający przyjaciół „Solidarności” Niemcy podejmowali się m.in. przerzucania informacji na Zachód. Trafiały one jednak w ręce niemieckiej bezpieki.
W raportach agenci relacjonują swój pobyt w Polsce, u rodziny czy przyjaciół, opisują jak wspaniale zostali przyjęci, a potem podają w detalach, o czym się rozmawiało. Informowali, kto jest sympatykiem „Solidarności”, ma kontakty z podziemiem, bo pokazywał im literaturę drugiego obiegu.
Niemiecka bezpieka inwigilowała także „Solidarność”. – W 1980 roku Stasi zaszeregowała Polskę jako tzw. teren operacyjny, tak jak wszystkie kraje wrogie. Niezależnie od polskiej bezpieki, próbowała prowadzić swoich agentów, niszczyć „Solidarność” tam, gdzie było to możliwe. Informatorami byli to nie tylko Polacy, ale również obywatele NRD – stwierdziła dr Hanna Labrenz-Weiss.
Agent w otoczeniu Tuska
Kilka lat temu w Niemczech ujawniono (a w Polsce powtórzono), że jednym z agentów Stasi w środowisku „Solidarności” był Detlef Ruser, pracownik naukowy uniwersytetu w Rostocku, który mieszkał w Gdańsku. Pod koniec lat 70. ożenił się z Zofią, Polką. Został zwerbowany i pracował dla Stasi już w 1971 roku, jako współpracownik najwyższej kategorii (IMB) o pseudonimie „Henryk”. Był gorliwym donosicielem. Przekazywał oficerowi prowadzącemu podziemne gazetki i dostarczał kasety wideo. Ruser spotykał się towarzysko z redaktorami, przychodził także na spotkania Klubu Myśli Politycznej im. Konstytucji 3 maja, w którym działał Tusk. Robił dużo zdjęć, tłumacząc, że to na pamiątkę.
Ostatni raport z Polski wysłał kilka dni przed upadkiem muru berlińskiego. Ruser nie zniknął. Jest członkiem Towarzystwa Polska-Niemcy w Gdańsku. W ubiegłym roku razem z żoną prowadził w Gdańsku odczyt pt. „Poznajemy wybrane regiony Niemiec – Górna Bawaria”. Szczegółów o frekwencji brak.
Emeryt Ruser z żoną są aktywni – w gdańskim Towarzystwie Polska-Niemcy organizują wycieczki grupy „Piechur” po Trójmieście i okolicy.
P.S. Powyższy artykuł został opublikowany kilka lat temu. Przypominam, boi temat znowu staje się modny. Nic nie stracił na aktualności.