Czy Ślą­zak ma duszę?

Cie­ka­wa dys­ku­sja wywią­za­ła się na por­ta­lu Sto­wa­rzy­sze­nia Dzien­ni­ka­rzy Pol­skich. Pośred­nio o dzien­ni­kar­stwie, a bar­dziej – o Ślą­sku. War­to prze­czy­tać i pody­sku­to­wać. Naj­wyż­szy czas.

Grze­gorz Mika, Ślą­zak z dzia­da pra­dzia­da, ale dale­ki od fascy­na­cji Ruchem Auto­no­mii Ślą­ska, dzien­ni­karz napi­sał:

Ślą­zak to dusza. Dusza, któ­ra zosta­ła ukształ­to­wa­na przez warun­ki tu panu­ją­ce. Wszyst­kie warun­ki: histo­rycz­ne, spo­łecz­ne, kul­tu­ral­ne, reli­gij­ne i prze­my­sło­we. Dla­te­go pisa­nie co w duszy gra” Ślą­za­ko­wi wyma­ga wiel­kiej poko­ry, wie­dzy i dystansu.

Nie znam żad­ne­go Ślą­za­ka, któ­ry ubie­ra­jąc kierp­ce stał się góra­lem. Góra­lem z krwi i kości. Czy przez jedze­nie więk­szej ilo­ści ryb będę Kaszu­bem? I czy jak przy­ja­dę do War­sza­wy to będę war­sza­wia­kiem, czło­wie­kiem ukształ­to­wa­nym przez Paryż Pół­no­cy” czy 44 rok? Nie! – będę sło­ikiem” – (po ślą­sku: krał­zą). I nie ma co się obra­żać, wszak każ­de­go z nas dener­wu­je jak ktoś wcho­dzi w czy­jeś buty.

Na Ślą­sku jest tak, że więk­szość dzien­ni­ka­rzy piszą­cych o Ślą­sku jest spoza…Śląska. A oka­zu­je się, że to oni naj­le­piej wie­dzą, cze­go potrze­bu­je­my, co myśli­my. To oni rozu­mie­ją całą zło­żo­ność naszej kul­tu­ry i naszą wraż­li­wość. Nieprawda!

Czy nikt nie widzi tego, że Ślą­zak się mio­ta, bo zawsze musiał słu­chać kogoś z zewnątrz. Prze­śledź­cie, kto rzą­dził i rzą­dzi kopal­nia­mi, huta­mi. Kto zaj­mo­wał kie­row­ni­cze sta­no­wi­ska, róż­nych szcze­bli? – ludzie prze­flan­co­wa­ni z innych czę­ści Pol­ski. A może Edward Gie­rek był Ślą­za­kiem (tak więk­szość twier­dzi) – nie był. Był z Zagłę­bia Dąbrowskiego.

Ślą­za­cy nie­wie­le chcą, nie­wie­le potrze­bu­ją. Czu­ją swo­ją odręb­ność kul­tu­ro­wą uwa­run­ko­wa­ną histo­rycz­nie, ale przede wszyst­kim, są zmal­tre­to­wa­ni eko­no­micz­nie. To już nie jest Śląsk z kopal­nia­mi, huta­mi i mnó­stwem róż­nych zakła­dów. To jest region gdzie bez­ro­bo­cie, w nie­któ­rych mia­stach, jest pra­wie PGR-owskie! Przez całe lata są roz­gry­wa­ni, okła­my­wa­ni i wpusz­cza­ni w kanał obiet­nic. Kanał, z któ­re­go zawsze muszą wycho­dzić sami. Ale są coraz bar­dziej poobijani.

Ergo: Ślą­zak to dusza, któ­ra, choć umę­czo­na, ale wol­na, uno­si się nad hał­da­mi i czar­ną zie­mią, a w bla­sku słoń­ca i w bla­sku księ­ży­ca ma odcień bia­ło-czer­wo­ny. I my to, nawet bez bry­li (oku­la­rów), widzi­my. Zobacz­cie i Wy. Szczęść Boże! – (to na Ślą­sku naj­waż­niej­sze pozdrowienie)

Tyle Grze­gorz Mika.

To bar­dzo cie­ka­wy i… odważ­ny arty­kuł. Dłu­go zasta­na­wia­łem się, czy zabie­rać głos, bo autor napi­sał dosad­nie i temat pra­wie wyczer­pał. Jed­nak po roz­wa­że­niu za i prze­ciw, dorzu­cę jed­nak swo­je trzy grosze.

Nie­ste­ty, dla regio­nu Pol­ski, z któ­re­go pocho­dzę i któ­ry jest mi bar­dzo bli­ski, do pew­ne­go momen­tu mono­pol na praw­dę o Ślą­sku” mia­ła jed­na pani, któ­rej opty­ka była moc­no ogra­ni­czo­na. Ogra­ni­czo­na z róż­nych powo­dów. Zamiesz­ka­nie w woje­wódz­twie ślą­skim z miesz­kań­ca Zagłę­bia nie czy­ni auto­ma­tycz­nie Ślą­za­ka. To kwe­stia histo­rii, mniej lub bar­dziej trau­ma­tycz­nej, podej­ścia do toż­sa­mo­ści, śro­do­wi­ska, rodzi­ny etc.

Absurd całej sytu­acji pole­ga na tym, że pisa­nie o Ślą­sku tej autor­ki (celo­wo nie wymie­niam nazwi­ska), pole­ga­ło głów­nie na mono­te­ma­tycz­nym pisa­niu o zagro­że­niu dzia­łal­no­ścią RAŚ. Sła­ba warsz­ta­to­wo publi­cy­sty­ka miast osła­biać Ruch Auto­no­mii Ślą­ska – wzmac­nia­ła go. Mnie, jako dzien­ni­ka­rzo­wi czy­ta­jąc te arty­ku­ły było po pro­stu wstyd.

Dla­cze­go? Otóż jeże­li ktoś chce wal­czyć” z RAŚ, to powi­nien w swo­jej kru­cja­cie uży­wać wywa­żo­nych i mery­to­rycz­nych argu­men­tów. Ina­czej ośmie­sza nie tyl­ko sie­bie, ale przede wszyst­kim miesz­kań­ców regio­nu, o któ­re­go spra­wy wal­czy”, czy któ­re­go spra­wy sta­ra się przed­sta­wić. Ale wycho­dzi jak zawsze.

Powtó­rzę w tym miej­scu to, co powie­dzia­łem Fron​dzie​.pl (w 2010 roku!):

- Gorze­lik nie będzie dążył do sepa­ra­ty­zmu, ponie­waż nie jest idio­tą. On zda­je sobie spra­wę z tego, w jakich realiach żyje. Kie­dyś mówił mi, że celem jego dzia­łal­no­ści jest auto­no­mia podob­na do tej, jaką w Hisz­pa­nii cie­szy się Kraj Basków – mówi [Szym­bor­ski] por­ta­lo­wi Fron​da​.pl.

I dalej:

Tomasz Szym­bor­ski tłu­ma­czy suk­ces Ruchu nie­chę­cią do war­szaw­skiej” cen­tra­li. – To popar­cie to wynik dzie­się­cio­le­ci zanie­dby­wa­nia Ślą­ska przez resz­tę kra­ju. Ślą­za­cy czu­li się zawsze gor­si, uwa­ża­no, że tu jest zagłę­bie taniej, czy­taj: głu­piej siły robo­czej – uwa­ża dzien­ni­karz. […]Zda­niem Szym­bor­skie­go RAŚ nie powi­nien dążyć do pro­wa­dze­nia poli­ty­ki cen­tral­nej, ale zająć się dzia­łal­no­ścią w samo­rzą­dzie. – Powin­ni sku­pić się na poli­ty­ce samo­rzą­do­wej w ska­li woje­wódz­twa, a nie sze­rze­niu haseł, któ­re mogą wywo­ły­wać dziw­ne sko­ja­rze­nia z pró­bą ode­rwa­nia Ślą­ska od Polski.

Cie­szę się nato­miast, że powo­li Piotr Sem­ka zaczy­na koja­rzyć, o co z tym Ślą­skiem cho­dzi”. Ale on jest z Gdańska…

Ska­za­ni za kłam­stwo lustra­cyj­ne chcą być radnymi

W wybo­rach samo­rzą­do­wych star­tu­ją oso­by pra­wo­moc­nie ska­za­ne za kłam­stwo lustra­cyj­ne, czy­li zata­je­nie swo­jej współ­pra­cy z komu­ni­stycz­ny­mi służ­ba­mi spe­cjal­ny­mi lub służ­by w nich. Przy­naj­mniej nie mają dyle­ma­tu, co wpi­sać w skła­da­ne oświad­cze­nie lustracyjne.

Zgod­nie z usta­wą lustra­cyj­ną i prze­pi­sa­mi regu­lu­ją­cy­mi orga­ni­za­cję wybo­rów, do publicz­nej wia­do­mo­ści w obwiesz­cze­niu wybor­czym poda­je się treść oświad­czeń lustra­cyj­nych osób, któ­re przy­zna­ły się do pra­cy lub służ­by w orga­nach bez­pie­czeń­stwa pań­stwa lub współ­pra­cy z nimi.

Jed­nak prze­pi­sy nie są dosko­na­łe. Z jed­nej stro­ny pochop­nie zało­żo­no, że wszyst­kie oso­by peł­nią­ce lub kan­dy­du­ją­ce do peł­nie­nia funk­cji publicz­nych czy­ta­ją to, co pod­pi­su­ją i potra­fią czy­tać ze zro­zu­mie­niem. Błąd. Zda­rza­ło się bowiem, że do współ­pra­cy z SB w oświad­cze­niu przy­zna­wa­ły się oso­by, któ­re tego nigdy nie zrobiły.

Jest też gor­sza nie­do­rób­ka. Nie prze­wi­dzia­no bowiem sytu­acji, w któ­rej oso­ba kłam­li­wie zaprze­cza­ją­ca w oświad­cze­niu swo­jej służ­bie lub współ­pra­cy z orga­na­mi bez­pie­czeń­stwa i ska­za­na sądow­nie za kłam­stwo lustra­cyj­ne odby­ła już okres zaka­zu peł­nie­nia wska­za­nych w usta­wie funk­cji publicznych.

W przy­pad­ku takie­go kan­dy­da­ta na obwiesz­cze­nie wybor­cze nie tra­fia infor­ma­cja o jego współ­pra­cy, gdyż nie napi­sał tego w swo­im oświad­cze­niu lustra­cyj­nym. Prze­pi­sy prze­wi­du­ją zaś wyłącz­nie publi­ka­cję infor­ma­cji o tre­ści oświad­cze­nia osób, któ­re same do współ­pra­cy lub służ­by się przy­zna­ły! Jest to nie­uczci­we wobec wybor­ców. Taki kan­dy­dat ucho­dzi za nie­ska­la­ne­go ani kłam­stwem lustra­cyj­nym, ani współ­pra­cą z apa­ra­tem repre­sji PRL.

Do tej pory na w woje­wódz­twie ślą­skim jed­na oso­ba ska­za­na pra­wo­moc­nym wyro­kiem za zata­je­nie swo­jej współ­pra­cy z SB, kan­dy­du­je w tego­rocz­nych wybo­rach samo­rzą­do­wych. Chce zostać rad­nym Rady Powia­tu w Psz­czy­nie. I star­tu­je z listy Psz­czyń­skie­go Poro­zu­mie­nia Samorządowego.

Mam na myśli byłe­go bur­mi­strza Psz­czy­ny – Kry­stia­na Szo­sta­ka, któ­ry w stycz­niu 2011 roku został pra­wo­moc­nie uzna­ny za kłam­cę lustra­cyj­ne­go przez Sąd Ape­la­cyj­ny w Kato­wi­cach. Sąd uznał, że bur­mistrz (gdy zapadł wyrok w 2010 r. w sądzie pierw­szej instan­cji, Szo­stak peł­nił jesz­cze swo­ją funk­cję) był w latach 70. ub. wie­ku taj­nym współ­pra­cow­ni­kiem Służ­by Bezpieczeństwa.

Wraz z uzna­niem samo­rzą­dow­ca za kłam­cę lustra­cyj­ne­go”, sąd na trzy lata pozba­wił go pra­wa star­tu w wybo­rach i na taki sam okres zaka­zał mu peł­nie­nia funk­cji publicz­nej. Jak nie­trud­no obli­czyć, ten okres zaka­zu zakoń­czył się w stycz­niu tego roku.

Według IPN, były bur­mistrz Psz­czy­ny zata­ił w oświad­cze­niu lustra­cyj­nym, że w latach 197779 był taj­nym współ­pra­cow­ni­kiem SB o pseu­do­ni­mie Ryszard. Pod­czas dwóch ostat­nich lat stu­diów na Uni­wer­sy­te­cie Ślą­skim miał prze­ka­zy­wać infor­ma­cje na temat śro­do­wi­ska aka­de­mic­kie­go. Współ­pra­ca była dobro­wol­na i mia­ła trwać do cza­su zakoń­cze­nia przez nie­go stu­diów i wstą­pie­nia do PZPR.

Pod­czas pro­ce­su Szo­stak i jego adwo­kat sta­li na sta­no­wi­sku, że lustra­cja jest bez­przed­mio­to­wa. Argu­men­to­wa­li, że prze­ka­zy­wał on SB jedy­nie ogól­ne infor­ma­cje, stąd – ich zda­niem – oświad­cze­nie lustra­cyj­ne było zgod­ne z praw­dą. Z takim sta­no­wi­skiem nie zgo­dził się sąd. Uznał, że infor­ma­cje prze­ka­zy­wa­ne przez Szo­sta­ka mogły być przy­dat­ne w pra­cy SB i nie moż­na przy­jąć, by współ­pra­ca była pozor­na. Szo­stak przy­znał w trak­cie postę­po­wa­nia lustra­cyj­ne­go, że spo­rzą­dził zobo­wią­za­nie do współ­pra­cy, spo­ty­kał się z przed­sta­wi­cie­la­mi SB. Spo­rzą­dził też 12 pisem­nych infor­ma­cji dla SB.

W oświad­cze­niu lustra­cyj­nym Szo­stak zaprze­czył, by był taj­nym i świa­do­mym współ­pra­cow­ni­kiem orga­nów bez­pie­czeń­stwa PRL, ale – jak tłu­ma­czył – zro­bił tak dla­te­go, że subiek­tyw­nie za takie­go współ­pra­cow­ni­ka nigdy się nie uwa­żał. W dal­szej czę­ści oświad­cze­nia przy­znał, że pod­pi­sał dekla­ra­cję współ­pra­cy i opi­sał jak wyglą­da­ły jego kon­tak­ty z SB.

Gdzie są agen­ci STASI?

Dla nie­miec­kich archi­wi­stów z Insty­tu­tu Gauc­ka wykaz agen­tów Sta­si w Pol­sce kie­dyś trak­to­wa­ny jako Streng Gehe­im!” (ści­śle taj­ny) jest obec­nie ści­śle jaw­ny. Nie inte­re­su­ją się nią tyl­ko pol­ski apa­rat ści­ga­nia i wymiar spra­wie­dli­wo­ści. Przed kil­ko­ma laty prze­ka­za­no do War­sza­wy nie­któ­re akta, ale nic z nimi nie zrobiono.

Oprócz agen­tów daw­ne­go KGBGRU spo­ro w Pol­sce pozo­sta­ło set­ki nie­ujaw­nio­nej agen­tu­ry wschod­nio­nie­miec­kie­go Mini­ste­rium für Sta­ats­si­cher­he­it (MfS), bar­dziej zna­ne­go jako Sta­si. Dla­cze­go w Pol­sce współ­pra­ca naszych oby­wa­te­li ze służ­ba­mi spe­cjal­ny­mi obce­go pań­stwa wciąż nie pod­le­ga rozliczeniu?

683px-Emblema_Stasi.svg

Wschod­nio­nie­miec­ka bez­pie­ka, czy­li Sta­si w latach 80. mia­ła w Pol­sce kil­ku­set agen­tów i infor­ma­to­rów. Byli wśród nich nie tyl­ko Niem­cy, ale tak­że Pola­cy. Czy szpie­dzy NRD zdo­ła­li zbu­do­wać siat­kę swych współ­pra­cow­ni­ków zło­żo­ną z Niem­ców i oby­wa­te­li pol­skich? Naj­praw­do­po­dob­niej tak. Przy­naj­mniej tak wyni­ka z mate­ria­łów daw­nej Sta­si, do któ­rych dotar­ła dr Han­na Labrenz-Weiss z Fede­ral­ne­go Urzę­du do spraw Doku­men­tów Służb Bez­pie­czeń­stwa byłej NRD w Ber­li­nie, zna­ne­go bar­dziej jako Urząd Gauc­ka, odpo­wied­ni­ka Insty­tu­tu Pamię­ci Narodowej.

Sta­si inte­re­so­wa­ła się Pol­ską od 1978 roku, gdy Jan Paweł II został wybra­ny papie­żem. Zain­te­re­so­wa­nie jesz­cze wzro­sło w cza­sie powsta­nia Soli­dar­no­ści”. Naj­waż­niej­szą rolę w dzia­łal­no­ści ope­ra­cyj­nej Sta­si w Pol­sce odgry­wał Wydział Głów­ny II Mini­ster­stwa Bez­pie­czeń­stwa Pań­stwo­we­go (MfS-Haup­tab­te­ilung II), czy­li kontrwywiad.

Do jego zadań nale­ża­ły: koor­dy­na­cja współ­pra­cy z part­ner­ski­mi służ­ba­mi, dema­sko­wa­nie rezy­den­tur i poszcze­gól­nych agen­tów państw nale­żą­cych do NATO ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem RFN, a tak­że infor­mo­wa­nie kie­row­nic­twa par­tyj­ne­go i pań­stwo­we­go NRD o zja­wi­skach waż­nych z punk­tu widze­nia bez­pie­czeń­stwa państwowego.

8 wrze­śnia 1980 roku, na mocy poro­zu­mie­nia z wła­dza­mi pol­ski­mi, roz­po­czę­ła dzia­łal­ność Gru­pa Ope­ra­cyj­na War­sza­wa (Ope­ra­tions­grup­pe War­schau, OGW), któ­rej ofi­ce­ro­wie zwer­bo­wa­li set­ki agentów.
Do jej zadań należało

zapew­nie­nie sta­łych ofi­cjal­nych kon­tak­tów z pol­ski­mi orga­na­mi bez­pie­czeń­stwa, koor­dy­na­cja taj­nych dzia­łań w przed­sta­wi­ciel­stwach NRD w Pol­sce, łącz­nie z wer­bo­wa­niem nowych taj­nych współ­pra­cow­ni­ków, roz­po­zna­nie i opra­co­wa­nie współ­pra­cow­ni­ków taj­nych służb w przed­sta­wi­ciel­stwach kra­jów nie­so­cja­li­stycz­nych w Pol­sce oraz sta­ła ana­li­za sytu­acji wewnętrznej”.

Sieć infor­ma­to­rów Sta­si uzu­peł­nia­ły tzw. oso­by kon­tak­to­we lub ludzie z MSZ, MON, MSW, z któ­ry­mi spo­ty­ka­no się ofi­cjal­nie. Naj­waż­niej­sze zada­nia Gru­py Ope­ra­cyj­nej War­sza­wa na rok 1982, uję­te zosta­ły w doku­men­cie z 18 listo­pa­da 1981 r. – Poro­zu­mie­nie mię­dzy Głów­nym Zarzą­dem II i Depar­ta­men­tem II pol­skie­go MSW doty­czą­ce czyn­no­ści grup ope­ra­cyj­nych MBP NRDPRL.”
Mate­ria­ły GO War­sza­wa” zosta­ły znisz­czo­ne. Ist­nie­ją jed­nak kar­to­te­ki agen­tów, któ­rych zwer­bo­wa­no do współ­pra­cy. Usta­le­nie ich nazwisk wyma­ga cza­su, ale jest moż­li­we. Jed­nak niko­mu się nie śpieszy.

Nie spraw­dza­li­śmy w archi­wum Urzę­du Gauc­ka tzw. akty­wów ener­dow­skiej bez­pie­ki w Pol­sce. Bio­rąc pod uwa­gę, że nie­mal wszyst­kie doku­men­ty Sta­si są tak­że w Moskwie, nie moż­na wyklu­czyć prób wyko­rzy­sta­nia, np. za pomo­cą szan­ta­żu, byłej agen­tu­ry Sta­si w Pol­sce przez rosyj­skie służ­by spe­cjal­ne. Mie­li­śmy infor­ma­cje, że część daw­nej agen­tu­ry Sta­si może współ­pra­co­wać z nie­miec­kim wywia­dem, czy­li BND. Po wykry­ciu kil­ku takich przy­pad­ków dali­śmy sta­now­czy sygnał kana­ła­mi dyplo­ma­tycz­ny­mi do Ber­li­na, że nie życzy­my sobie takiej działalności

– przy­zna­je eme­ry­to­wa­ny puł­kow­nik kontrwywiadu.

Towa­rzy­sze chęt­nie informowali

Ponad dzie­sięć lat temu tygo­dnik Wprost” ujaw­nił mate­ria­ły Sta­si, z któ­rych wyni­ka­ło, że:

Zbi­gniew Sobot­ka, wice­mi­ni­ster spraw wewnętrz­nych, Sta­ni­sław Cio­sek, dorad­ca pre­zy­den­ta Kwa­śniew­skie­go i były amba­sa­dor RP w Moskwie oraz Wie­sław Klim­czak, były szef wpły­wo­we­go sto­wa­rzy­sze­nia Ordy­nac­ka byli infor­ma­to­ra­mi wywia­du NRD”.

Dalej we Wprost” czytamy:

Do naj­bar­dziej zaufa­nych współ­pra­cow­ni­ków MfS nale­żał I sekre­tarz KW PZPR we Wro­cła­wiu Ludwik Drożdż. Z rapor­tu Wydzia­łu II (HVA) MfS (z 6 lute­go 1981 r.) wyni­ka, że Drożdż liczył na bra­ter­ską pomoc kra­jów socja­li­stycz­nych”. Jak pod­kre­ślał, zapro­wa­dze­nie porząd­ku przez mili­cję było­by moż­li­we przy mądrym przy­go­to­wa­niu i pręż­nym, cen­tral­nym kie­row­nic­twie. Do tego jed­nak było­by koniecz­ne wzmoc­nie­nie jej przez odpo­wied­nich towa­rzy­szy z bra­ter­skich orga­nów w pol­skich mun­du­rach, ewen­tu­al­nie z zasto­so­wa­niem cięż­kiej broni”.

Wspól­ne przed­się­wzię­cia i tzw. robo­cze spo­tka­nia funk­cjo­na­riu­szy MfS i pol­skie­go MSW odby­wa­ły się aż do 1989 r. Jed­no z nich zor­ga­ni­zo­wa­no w War­sza­wie w dniach 2931 mar­ca 1988 r. Gość­mi MSW byli wów­czas szef Głów­ne­go Wydzia­łu HA XX gen. Paul Kien­berg, szef sek­cji 2 w HA XX płk Kuschel, szef sek­cji 4 w HA XX płk Reu­ter oraz szef Gru­py Ope­ra­cyj­nej w Pol­sce por. Wiel­kes. Do zadań HA XX nale­ża­ła inwi­gi­la­cja i zwal­cza­nie wro­gów ustroju.

Ze stro­ny pol­skiej w spo­tka­niu uczest­ni­czy­li m.in. szef IV Depar­ta­men­tu MSW gen. Tade­usz Szczy­gieł, jego zastęp­ca płk Mirow­ski, dru­gi zastęp­ca płk Prza­now­ski, szef II Depar­ta­men­tu płk Maj­chrow­ski oraz sze­fo­wie i zastęp­cy z wydzia­łów IIIIV – płk Sta­si­kow­ski, płk Szcze­pań­ski, płk Będziak, płk Klu­czyń­ski, por. Lesiak (ten od sza­fy Lesia­ka”) i wice­mi­ni­ster w MSW gen. Hen­ryk Dan­kow­ski. Gen. Kien­berg z gen. Szczy­głem i płk Maj­chrow­skim zasta­na­wia­li się nad meto­da­mi uniesz­ko­dli­wia­nia pod­zie­mia poli­tycz­ne­go i Kościo­ła, któ­ry wspie­rał opo­zy­cję w wal­ce prze­ciw socja­li­stycz­ne­mu państwu”.

Gen. Dan­kow­ski roz­ma­wiał z gen. Kien­ber­giem o potrze­bie koor­dy­na­cji dzia­łań doty­czą­cych infil­tra­cji róż­nych śro­do­wisk – od mło­dzie­ży szkol­nej po współ­pra­cow­ni­ków Waty­ka­nu. Mel­du­nek z tego spo­tka­nia – jak odno­to­wa­no w nagłów­ku: Odno­śnie współ­pra­cy na obsza­rze zwal­cza­nia poli­tycz­no-ide­olo­gicz­nej dywer­sji i reak­cyj­nych wro­gich ele­men­tów w kościo­łach” – liczy 15 stron.

Agen­ci ujaw­nie­ni nie są groźni

Gorzej z tymi, któ­rych toż­sa­mo­ści dalej nie zna­my. Agent Sta­si ps. Heinz Ber­tram“ w latach 80. stu­dio­wał w szko­le ofi­cer­skiej w War­sza­wie. Został do niej skie­ro­wa­ny, aby zbie­rać infor­ma­cje o pod­cho­rą­żych, kadrze instruk­tor­skiej i wykładowcach.

Inny IMB (to naj­wyż­sza kate­go­ria taj­ne­go współ­pra­cow­ni­ka Sta­si), Harald Engel“ w latach 197176 był stu­den­tem Uni­wer­sy­te­tu Marii Skło­dow­skiej-Curie w Lubli­nie. Dono­sił nie tyl­ko na kole­gów czy wykła­dow­ców UMSC, ale rów­nież o swo­ich kon­tak­tach na Uni­wer­sy­te­cie Warszawskim.

Agent ps. Dr Jan” został prze­rzu­co­ny do roz­pra­co­wa­nia anty­so­cja­li­stycz­nych sił w śro­do­wi­sku aka­de­mic­kim Gdań­ska. Mein­hardt” z Mag­de­bur­ga został wysła­ny do Ber­li­na Zachod­nie­go, aby inwi­gi­lo­wać Towa­rzy­stwo Soli­dar­ność” oraz jego prze­wod­ni­czą­ce­go Edwar­da Klim­cza­ka (spra­wa pod kryp­to­ni­mem Lek­tor”).

Agent Richard” był jed­nym z kil­ku szpic­li, któ­rzy dono­si­li na śro­do­wi­sko ber­liń­skie­go dwu­ty­go­dni­ka polo­nij­ne­go Pogląd”. Nato­miast Kar­li” ze wzglę­du na swo­je dobre kon­tak­ty z Uni­wer­sy­te­tem Jagiel­loń­skim w Kra­ko­wie zbie­rał waż­ne infor­ma­cje na temat sytu­acji w wyż­szych szko­łach PRL.

Z kolei Ste­fan” został zobo­wią­za­ny do zdo­by­wa­nia infor­ma­cji o woj­sku pol­skim, a Ale­xan­der”- miał infor­mo­wać o aktyw­no­ści wro­gich sił w Gdań­sku. Isol­de” pisa­ła dono­sy o spo­tka­niach na Jazz Jam­bo­ree” w 1984 roku.

Akta oso­bo­we agen­ta o pseu­do­ni­mie Dr Schre­iber”, co praw­da zosta­ły znisz­czo­ne, ale jed­nak uda­ło się go ziden­ty­fi­ko­wać na pod­sta­wie akt spra­wy ope­ra­cyj­nej Obser­wa­tor”. Wia­do­mo, że agent miesz­ka we Frank­fur­cie nad Odrą, z zawo­du jest nauczy­cie­lem. Inwi­gi­lo­wał pol­ską opo­zy­cję w Słu­bi­cach, Pozna­niu i Berlinie

Sta­si wyko­rzy­sty­wa­ło kon­tak­ty oby­wa­te­li NRD z Pola­ka­mi. Uda­ją­cy przy­ja­ciół Soli­dar­no­ści” Niem­cy podej­mo­wa­li się m.in. prze­rzu­ca­nia infor­ma­cji na Zachód. Tra­fia­ły one jed­nak w ręce nie­miec­kiej bezpieki.

W rapor­tach agen­ci rela­cjo­nu­ją swój pobyt w Pol­sce, u rodzi­ny czy przy­ja­ciół, opi­su­ją jak wspa­nia­le zosta­li przy­ję­ci, a potem poda­ją w deta­lach, o czym się roz­ma­wia­ło. Infor­mo­wa­li, kto jest sym­pa­ty­kiem Soli­dar­no­ści”, ma kon­tak­ty z pod­zie­miem, bo poka­zy­wał im lite­ra­tu­rę dru­gie­go obiegu.

Nie­miec­ka bez­pie­ka inwi­gi­lo­wa­ła tak­że Soli­dar­ność”. – W 1980 roku Sta­si zasze­re­go­wa­ła Pol­skę jako tzw. teren ope­ra­cyj­ny, tak jak wszyst­kie kra­je wro­gie. Nie­za­leż­nie od pol­skiej bez­pie­ki, pró­bo­wa­ła pro­wa­dzić swo­ich agen­tów, nisz­czyć Soli­dar­ność” tam, gdzie było to moż­li­we. Infor­ma­to­ra­mi byli to nie tyl­ko Pola­cy, ale rów­nież oby­wa­te­le NRD – stwier­dzi­ła dr Han­na Labrenz-Weiss.

Agent w oto­cze­niu Tuska

Kil­ka lat temu w Niem­czech ujaw­nio­no (a w Pol­sce powtó­rzo­no), że jed­nym z agen­tów Sta­si w śro­do­wi­sku Soli­dar­no­ści” był Detlef Ruser, pra­cow­nik nauko­wy uni­wer­sy­te­tu w Ros­to­cku, któ­ry miesz­kał w Gdań­sku. Pod koniec lat 70. oże­nił się z Zofią, Polką. Został zwer­bo­wa­ny i pra­co­wał dla Sta­si już w 1971 roku, jako współ­pra­cow­nik naj­wyż­szej kate­go­rii (IMB) o pseu­do­ni­mie Hen­ryk”. Był gor­li­wym dono­si­cie­lem. Prze­ka­zy­wał ofi­ce­ro­wi pro­wa­dzą­ce­mu pod­ziem­ne gazet­ki i dostar­czał kase­ty wideo. Ruser spo­ty­kał się towa­rzy­sko z redak­to­ra­mi, przy­cho­dził tak­że na spo­tka­nia Klu­bu Myśli Poli­tycz­nej im. Kon­sty­tu­cji 3 maja, w któ­rym dzia­łał Tusk. Robił dużo zdjęć, tłu­ma­cząc, że to na pamiątkę.

Ostat­ni raport z Pol­ski wysłał kil­ka dni przed upad­kiem muru ber­liń­skie­go. Ruser nie znik­nął. Jest człon­kiem Towa­rzy­stwa Pol­ska-Niem­cy w Gdań­sku. W ubie­głym roku razem z żoną pro­wa­dził w Gdań­sku odczyt pt. Pozna­je­my wybra­ne regio­ny Nie­miec – Gór­na Bawa­ria”. Szcze­gó­łów o fre­kwen­cji brak.

Eme­ryt Ruser z żoną są aktyw­ni – w gdań­skim Towa­rzy­stwie Pol­ska-Niem­cy orga­ni­zu­ją wyciecz­ki gru­py Pie­chur” po Trój­mie­ście i okolicy.

P.S. Powyż­szy arty­kuł został opu­bli­ko­wa­ny kil­ka lat temu. Przy­po­mi­nam, boi temat zno­wu sta­je się mod­ny. Nic nie stra­cił na aktualności.