Sąd szyb­ko się uczy

Wystar­czył repor­taż w Dużym For­ma­cie i kil­ka mate­ria­łów w TVN, aby sąd szyb­ko zro­zu­miał, jakie są ocze­ki­wa­nia opi­nii społecznej.

(…) Od ska­za­nia żad­na eks­tre­mal­na meta­mor­fo­za w jej zacho­wa­niu nie zaszła, dla­te­go Agniesz­ka F., zna­na jako sio­stra Ber­na­det­ta powin­na odbyć zasą­dzo­ną karę” – oce­nił sąd. Zaska­ku­ją­ce jest, że ten sam sąd, któ­ry trzy­krot­nie sąd pozy­tyw­nie roz­pa­try­wał proś­by o odro­cze­nie wyro­ku ze wzglę­du na zły stan zdro­wia, nagle zmie­nia opty­kę. Dla­cze­go? Skąd ta nagła tro­ska o wize­ru­nek wymia­ru spra­wie­dli­wo­ści? Nie­spo­dzie­wa­na popra­wa sta­nu zdro­wia? Nie, tak na sąd podzia­ła­ły media – kame­ry, mikro­fo­ny… Nie bro­nię sio­stry Ber­nar­det­ty. Każ­dy, kto mole­stu­je, depra­wu­je czy bije dzie­ci, musi zostać uka­ra­ny. Mam jed­nak wąt­pli­wo­ści, czy tyl­ko zakon­ni­ce zasłu­ży­ły na medial­ny lincz?

Afe­ra w pro­wa­dzo­nym w Zabrzu przez boro­me­usz­ki ośrod­ka opie­kuń­cze­go dla dzie­ci i mło­dzie­ży, w któ­rym od lat docho­dzi­ło do dra­stycz­nych zacho­wań, jest bul­wer­su­ją­ca. Wie­lo­krot­nie wcze­śniej opi­sy­wa­na, była też tema­tem repor­ta­ży w TVN.

Z zeznań wycho­wan­ków wyła­niał się obraz pełen prze­mo­cy i agre­sji – zarów­no ze stro­ny zakon­nic, jak i ich pod­opiecz­nych. Gehen­na trwa­ła od lat 70. Wycho­wan­ko­wie zezna­wa­li w sądzie, co skru­pu­lat­nie opi­sa­ła repor­ter­ka Duże­go For­ma­tu pod­czas pro­ce­su, któ­ry roz­po­czął się sześć lat temu:

Młod­si zamy­ka­ni byli na noc ze star­szy­mi, 20-let­ni­mi wycho­wan­ka­mi, sio­stry wyzy­wa­ły dzie­ci od zbo­czeń­ców, gnoj­ków i debi­li. Dziew­czyn­kom za karę wkła­da­no mydło do ust, wią­za­no do kalo­ry­fe­ra, myto w zim­nej wodzie. Zakon­ni­ce biły menaż­ką albo wie­sza­kiem. O pomoc pro­si­ły czę­sto star­szych chło­pa­ków. Nie­po­słusz­ne dzie­ci były roz­bie­ra­ne i bite. Nie­któ­re nie wytrzy­my­wa­ły, w ośrod­ku były pró­by samobójcze”.

Natu­ral­nie repor­taż został zilu­stro­wa­ny gra­fi­ką, przed­sta­wia­ją­ca złą, zacię­tą twarz sta­rej zakon­ni­cy. Taka pry­mi­tyw­na socjo­tech­ni­ka, któ­rej prze­sła­nie było jasne: Zakon­ni­ca musi pójść siedzieć”.

Za bicie i przy­zwa­la­nie na prze­moc sek­su­al­ną oskar­żo­no Agniesz­kę F., czy­li sio­strę Ber­na­det­tę, dyrek­tor­kę ośrod­ka, oraz jed­ną z sióstr, Bogu­mi­łę Ł. Czte­ry lata temu zapadł wyrok. Sio­strę Ber­na­det­tę ska­za­no na dwa lata w zawie­sze­niu, Bogu­mi­łę Ł. na osiem mie­się­cy, tak­że w zawie­sze­niu. Pro­ku­ra­tu­ra zło­ży­ła apelację.

Trzy lata temu sio­stra Ber­na­det­ta zosta­ła ska­za­na na bez­względ­ną karę dwóch lat wię­zie­nia. Za krat­ki nie tra­fi­ła, bo przy­sy­ła­ła do sądu wnio­ski o odro­cze­nie wyko­na­nia kary ze wzglę­du na zły stan zdro­wia i pode­szły wiek – ma bowiem 59 lat. Takie jest pra­wo, że ska­za­ny pra­wo­moc­nym wyro­kiem może skła­dać wnio­ski do sądu o odro­cze­nie wyko­na­nia kary.

W ubie­głym roku opi­sy­wa­łem spra­wę wypad­ku dro­go­we­go, z 1997 r., w któ­rym zgi­nął jeden mło­dy męż­czy­zna, a jego dwaj kole­dzy zosta­li kale­ka­mi. Jego spraw­ca za krat­ki tra­fił w ubie­głym roku, po… 13 latach od pra­wo­moc­ne­go wyro­ku! Nie wiem, na ile to była zasłu­ga” nie­mra­we­go i libe­ral­ne­go sądu, a ile na to, że pasa­że­rem był kole­ga kie­row­cy, Dawid Kostemp­ski (obec­ny pre­zy­dent Świę­to­chło­wic, któ­ry został wów­czas ska­za­ny na pół­to­ra roku tak­że w zawie­sze­niu na trzy lata za zacie­ra­nie śla­dów prze­stęp­stwa.), syn pro­mi­nent­ne­go biz­nes­me­na z bran­ży węglowej.

Nie zauwa­ży­łem spe­cjal­ne­go zain­te­re­so­wa­nia dzien­ni­ka­rzy Gaze­ty Wybor­czej, nawet tej lokal­nej, tym skandalem.

Po uka­za­niu się repor­ta­żu Czy Bóg wyba­czy sio­strze Ber­na­det­cie?” było już wia­do­mo, że Gaze­ta Wybor­cza – nigdy nie wyba­cza. Bóg zapew­ne wybaczył.

Trze­ba pamiętać

Wywóz­ka kil­ku­dzie­się­ciu tysię­cy Ślą­za­ków od stycz­nia do kwiet­nia 1945 roku do obo­zów pra­cy przy­mu­so­wej w Związ­ku Sowiec­kim po wkro­cze­niu Armii Czer­wo­nej, zosta­ła słusz­nie nazwa­na Tra­ge­dią Górnośląską.

img292Rok 1945 to czas aktów ter­ro­ru wobec miesz­kań­ców Gór­ne­go Ślą­ska – aresz­to­wań, inter­no­wa­nia, egze­ku­cji i wywó­zek do łagrów. Sza­cu­je się, że wywie­zio­no oko­ło 5060 tys. osób, a nie jak w nie­któ­rych publi­ka­cjach poda­wa­no licz­bę trzy­krot­nie większą.

16 grud­nia 1944 r. Sta­lin naka­zał, aby wszy­scy zdol­ni do pra­cy Niem­cy w wie­ku od 17 do 45 lat w przy­pad­ku męż­czyzn i 18 do 30 lat w przy­pad­ku kobiet, któ­rzy znaj­du­ją się na wyzwo­lo­nych przez Armię Czer­wo­ną tere­nach, zosta­li zmo­bi­li­zo­wa­ni i inter­no­wa­ni, celem wysła­nia do pra­cy z ZSRS”.

O tym, kto pod­le­ga depor­ta­cji i jak cała ope­ra­cja ma wyglą­dać, prze­są­dził roz­kaz NKWD nr 0061 zawie­ra­ją­cy dyrek­ty­wy mobi­li­za­cji wszyst­kich męż­czyzn zdol­nych do pra­cy fizycz­nej i posłu­gi­wa­nia się bro­nią w wie­ku od 17 do 50 lat.

W ramach tej akcji od lute­go do kwiet­nia 1945 r. w Gór­no­ślą­skim Zagłę­biu Węglo­wym oraz Pru­sach Wschod­nich Sowie­ci zatrzy­ma­li 77 tys. 741 osób, głów­nie tych, któ­rych od wcie­le­nia do Wehr­mach­tu wyre­kla­mo­wa­ła kopal­nia lub fabry­ka pra­cu­ją­ca na potrze­by woj­ska. Fachow­cy ci byli bar­dzo cen­ną zdo­by­czą – mie­li zastą­pić w gospo­dar­ce radziec­kiej ludzi, któ­rzy zgi­nę­li na wojnie.

Akcję nad­zo­ro­wał Beria, a jego pod­wład­ni nie bawi­li się w odróż­nia­nie, czy ktoś jest Niem­cem czy Ślą­za­kiem. Sytu­acja spo­łecz­no-poli­tycz­na na Gór­nym Ślą­sku oka­za­ła się problemem.

Ten obszar przed wybu­chem II woj­ny świa­to­wej był rejo­nem pogra­nicz­nym, podzie­lo­nym pomię­dzy II Rzecz­po­spo­li­tą (woje­wódz­two ślą­skie) oraz Rze­szę Nie­miec­ką (rejen­cja opol­ska). I po obu stro­nach gra­ni­cy miesz­ka­ły oso­by dekla­ru­ją­ce się jako Pola­cy lub Niem­cy. Po wybu­chu woj­ny sytu­acja naro­do­wo­ścio­wa skom­pli­ko­wa­ła się wsku­tek wpro­wa­dze­nia Nie­miec­kiej Listy Naro­do­wo­ścio­wej (Deut­sche Volks­li­ste, czy­li DVL). W ten spo­sób Gór­no­śłą­za­cy z tych tere­nów otrzy­ma­li w róż­nej for­mie oby­wa­tel­stwo nie­miec­kie. DVL Wpro­wa­dza­ła w życie prze­ko­na­nia wło­da­rzy Trze­ciej Rze­szy, że obszar ten w okre­sie dwu­dzie­sto­le­cia mię­dzy­wo­jen­ne­go został jedy­nie czę­ścio­wo spo­lo­ni­zo­wa­ny” i moż­na było tam­tej­szych Gór­no­ślą­za­ków odzy­skać dla niem­czy­zny”. Do jesie­ni 1943 r. z tere­nu przed­wo­jen­nej pol­skiej czę­ści Gór­ne­go Ślą­ska na DVL wpi­sa­no 1,29 mln osób, co sta­no­wi­ło 90 proc. ogó­łu tam­tej­szych miesz­kań­ców. Zde­cy­do­wa­na więk­szość, bo ponad 70 pro­cent otrzy­ma­ła III gru­pę DVL (oby­wa­tel­stwo nie­miec­kie na odwo­ła­nie”) – pisze dr Dariusz Węgrzyn z IPN w Katowicach.

Naj­wię­cej osób zsy­ła­no do obo­zów pra­cy na Ukra­inie (obwo­dy dnie­pro­pie­trow­ski, kiro­wo­gradz­ki, ode­ski, sta­liń­ski [doniec­ki] i woro­szy­łow­gradz­ki) i Sybe­rii (obwo­dy: irkuc­ki, keme­row­ski, nowo­sy­bir­ski) oraz w Kazach­sta­nie (obwo­dy: aktiu­biń­ski i kara­gandz­ki). Depor­to­wa­nych wywo­żo­no tak­że do Rosji, Turk­me­nii, Gru­zji i na Bia­ło­ruś. Naj­da­lej na wschód poło­żo­ne były łagry na Kam­czat­ce. Obo­zy, do któ­rych tra­fi­li Gór­no­śłą­za­cy nale­ża­ły do olbrzy­miej sie­ci łagrów GUPWI (Głów­ne­go Zarzą­du ds. Jeń­ców Wojen­nych i Internowanych).

Jed­nym z depor­to­wa­nych był Paweł Stel­ler, arty­sta zwią­za­ny z Kato­wi­ca­mi, któ­ry przez 20 mie­się­cy prze­by­wał w obo­zie na Sybe­rii. Wyko­nał tam 2 tysią­ce nie­wiel­kich por­tre­tów współ­więź­niów jako zapła­tę za dodat­ko­we por­cje chle­ba. Dzię­ki temu prze­żył i wró­cił do domu w listo­pa­dzie 1946 roku.

Wie­le trans­por­tów przy­jeż­dża­ło do miejsc, gdzie pra­wie nic nie było goto­we. Do bara­ków obo­zo­wych nie wsta­wio­no prycz. Jesz­cze latem 1945 r. dla dużej czę­ści przy­mu­so­wych robot­ni­ków zatrud­nio­nych w Don­ba­sie bra­ko­wa­ło ubrań robo­czych, butów i bie­li­zny. Szwan­ko­wa­ło zaopa­trze­nie w żyw­ność, a miskę do jedze­nia czę­sto musia­ła zastą­pić z tru­dem zdo­by­wa­na pusta pusz­ka. Kto wyra­biał nor­mę, dosta­wał 400 g chle­ba dzien­nie, a kto nie wyra­biał, a mało kto wyro­bił, dosta­wał tyl­ko 100 g. Do tego był solo­ny śledź, naj­pierw cały, potem poło­wa, a w koń­cu jeden śledź na czte­ry oso­by, ale nie zawsze. I kubek wody.

Z powo­du bra­ku środ­ków czy­sto­ści w wie­lu obo­zach wybu­cha­ły epi­de­mie tyfu­su i innych cho­rób brud­nych rąk. Opie­ka medycz­na oka­zy­wa­ła się fik­cją. Każ­de­go ran­ka dyżur­ni wyno­si­li z bara­ku tru­py i grze­ba­li w płyt­kich mogi­łach za dru­ta­mi, a kie­dy zie­mia zama­rza­ła na kamień, tyl­ko przy­sy­py­wa­li zwłoki.

Część z wywie­zio­nych zgi­nę­ła w obo­zach lub po powro­cie do kra­ju. W jed­nym tyl­ko okrę­gu woro­szy­łow­gradz­kim (obec­nie Ługańsk przy gra­ni­cy rosyj­sko-ukra­iń­skiej) spo­śród 40 tys. osób zatrud­nio­nych w tam­tej­szych kopal­niach do poło­wy sierp­nia 1945 r. zmar­ła co dzie­sią­ta, ale w nie­któ­rych bata­lio­nach robo­czych odse­tek zgo­nów w pierw­szych mie­sią­cach się­gał nawet od 30 do 50 proc.

Ostat­ni z wywie­zio­nych Ślą­za­ków wra­ca­li do domów jesz­cze w latach 50. XX wie­ku. Pol­skie wła­dze nie zawsze doma­ga­ły się powro­tu wszyst­kich wywie­zio­nych. Sta­ra­no się przede wszyst­kim o oso­by uzna­wa­ne za Pola­ków, nie­raz pomi­ja­no np. skom­pro­mi­to­wa­nych wcze­śniej­szą współ­pra­cą z orga­ni­za­cja­mi nazi­stow­ski­mi. Ist­nia­ła też naj­pew­niej trud­na do osza­co­wa­nia gru­pa wywie­zio­nych, któ­ra nie poja­wi­ła się na pol­skich listach.

Sytu­acja rodzin depor­to­wa­nych, pozba­wio­nych jedy­nych żywi­cie­li sta­wa­ła się dra­ma­tycz­na, a kobie­ty, któ­re uzy­ska­ły wia­do­mość o śmier­ci męża, mogły mówić o szczę­ściu, bo wte­dy, mogły wysta­rać się o for­mal­ny akt zgo­nu i na tej pod­sta­wie dostać ren­tę. Bywa­ło jed­nak i tak, że zaraz po stra­cie męża pod­le­ga­ły eks­mi­sji z nale­żą­ce­go do kopal­ni miesz­ka­nia, bo sko­ro gór­nik opu­ścił miej­sce pra­cy, to rodzi­nie już nic się nie należy.

W IPN od kil­ku lat powsta­je imien­na lista zatrzy­ma­nych, a potem depor­to­wa­nych do obo­zów. Lista liczy obec­nie pra­wie 30 tys. zwe­ry­fi­ko­wa­nych nazwisk.

Tra­ge­dia Gór­no­ślą­ska do 1989 r. była ze wzglę­dów poli­tycz­nych tema­tem tabu. Dopie­ro póź­niej temat wywó­zek miesz­kań­ców regio­nu poja­wił się ofi­cjal­nie w prze­strze­ni publicz­nej, był tema­tem wie­lu arty­ku­łów i relacji.

Od lat w woj. ślą­skim i opol­skim trwa­ją publicz­ne dys­ku­sje doty­czą­ce tej pro­ble­ma­ty­ki, jed­no­cze­śnie IPN sta­ra się docie­rać do nowych źró­deł infor­ma­cji na ten temat. Ostat­nio uka­za­ła się publi­ka­cja pt. Wywóz­ka. Depor­ta­cja miesz­kań­ców Gór­ne­go Ślą­ska do obo­zów pra­cy przy­mu­so­wej w Związ­ku Sowiec­kim w 1945 roku”. Auto­ra­mi arty­ku­łów zamiesz­czo­nych w publi­ka­cji są pol­scy i nie­miec­cy badacze.

Dotych­cza­so­we dane nie są też wystar­cza­ją­ce, by wia­ry­god­nie sza­co­wać licz­bę śmier­tel­nych ofiar Tra­ge­dii Gór­no­ślą­skiej. Część depor­to­wa­nych wra­ca­ła ze Wscho­du, część z Zacho­du (poprzez sowiec­ki obóz nr 69 we Frank­fur­cie nad Odrą), część nie wró­ci­ła też na teren Gór­ne­go Ślą­ska, osie­dla­jąc się gdzie indziej.

Śledz­two IPN, któ­re mia­ło usta­lić odpo­wie­dzial­nych za depor­ta­cję zosta­ło umo­rzo­ne. Dla­cze­go? Otóż całą winą nale­ży obcią­żyć człon­ków Pań­stwo­we­go Komi­te­tu Obro­ny ZSRR, jed­nak wszy­scy oni już nie żyją.

Publi­ka­cja to pokło­sie mię­dzy­na­ro­do­wej kon­fe­ren­cji Inter­no­wa­nia – depor­ta­cje – pro­duk­ty­wi­za­cja. Miesz­kań­cy Gór­ne­go Ślą­ska w sys­te­mie obo­zo­wym GUPWI NKWD 19451956”, zor­ga­ni­zo­wa­nej w mar­cu 2013 r.

Wywóz­ka. Depor­ta­cja miesz­kań­ców Gór­ne­go Ślą­ska do obo­zów pra­cy przy­mu­so­wej w Związ­ku Sowiec­kim (1945 r.). Fak­to­gra­fia – kon­tek­sty – pamięć” pod redak­cją Seba­stia­na Rosen­bau­ma i Dariu­sza Węgrzy­na. Wyda­na przez kato­wic­ki oddział IPN, Urząd Mia­sta Radzion­ków oraz Muzeum w Gliwicach.

Czar­ne złoto

Mimo trud­nej sytu­acji spół­ki węglo­wej i zain­te­re­so­wa­nia służb spe­cjal­nych pre­zes i wice­pre­ze­si Kato­wic­kie­go Hol­din­gu Węglo­we­go są zado­wo­le­ni – mają kon­trak­ty mene­dżer­skie, i co mie­siąc wysta­wia­ją spół­ce fak­tu­ry na kil­ka­dzie­siąt tysię­cy złotych.

Pro­ku­ra­tu­ra, ABWCBA zaj­mu­ją się nie­mal na okrą­gło” spra­wa­mi, w któ­rych poja­wia się KHW SA. W ubie­głym roku po publi­ka­cji wpo​li​ty​ce​.pl, pro­ku­ra­tu­ra wsz­czę­ła śledz­two w spra­wie w spra­wie potwier­dze­nia nie­praw­dy w doku­men­tach, na pod­sta­wie któ­rych gór­ni­cy hol­din­gu prze­cho­dzi­li na wcze­śniej­sze eme­ry­tu­ry przy­słu­gu­ją­ce po 25 latach pra­cy pod zie­mią. W arty­ku­le ujaw­ni­li­śmy, że na tym pro­ce­de­rze sko­rzy­sta­li głów­nie związ­kow­cy, któ­rych dele­go­wa­no do pra­cy związ­ko­wej na powierzch­ni, a na świa­dec­twie pra­cy wid­nia­ło, że w tym cza­sie fedro­wa­li węgiel.

Obec­nie służ­by spe­cjal­ne inte­re­su­ją się spra­wą dziw­nych”, ale bar­dzo lukra­tyw­nych prze­tar­gów wie­lo­mi­lio­no­wej war­to­ści, któ­rą wygry­wa pew­na fir­ma. Z tzw. ostroż­no­ści pro­ce­so­wej natu­ral­nie nie podam nazwy spół­ki, ale mecha­nizm prze­krę­tu – jak naj­bar­dziej ujawnię.

Cho­dzi o prze­targ na dosta­wę nie­skom­pli­ko­wa­ne­go ele­men­tu do urzą­dzeń gór­ni­czych. Ten ele­ment, któ­ry kosz­tu­je jak­by był wyko­na­ny ze szla­chet­ne­go meta­lu, moż­na opi­sać jako odpo­wied­nio wytło­czo­ne i wygię­te kawał­ki bla­chy. Z tego co wiem, pro­duk­cja tej czę­ści jest pro­sta jak budo­wa cepa i odby­wa się w warsz­ta­cie na pew­nej pol­skiej wsi.
Prze­targ, jak to prze­targ. Jed­nak zaska­ku­ją­ce jest, iż pro­du­cent w jed­nym z prze­tar­gów na kil­ka­na­ście milio­nów zło­tych, poko­nał hutę, czy­li wyda­wa­ło­by się zakład, któ­ry nie powi­nien mieć kło­po­tów z zamó­wie­niem i ofer­tą. Jak widać miał pod­sta­wo­wy – z prze­tar­giem i jego warunkami. …
W tle całej histo­rii poja­wia się samo­rzą­do­wa spół­ka zna­na z kole­jo­wych pasji, któ­ra hoj­nie wspie­ra­ła kapi­ta­ło­wo zwy­cięz­cę prze­tar­gów w spół­kach węglo­wych, licząc na zyski.

Hol­ding jaki jest, każ­dy widzi

Kato­wic­ki Hol­ding Węglo­wy zatrud­nia 16,5 tys. pra­cow­ni­ków i wydo­był w 2013 roku 11,8 mln ton węgla – czy­li 15 proc. całe­go wydo­by­cia węgla w Pol­sce. Przy­cho­dy ze sprze­da­ży węgla w 2013 roku wynio­sły 3 650 mld zło­tych. Koszt wydo­by­cia 1 tony węgla jest wyso­ki i prze­kra­cza 100 dola­rów. W skład Hol­din­gu wcho­dzi m.in. pięć kopal­ni: KWK Murc­ki-Sta­szic, KWK Mysło­wi­ce-Weso­ła, KWK Wujek, KWK Wie­czo­rek oraz KWK Kazi­mierz-Juliusz sp. z o.o.

Zało­ży­cie­lem i jedy­nym akcjo­na­riu­szem KHW SA jest Skarb Pań­stwa. Hol­ding ma zarząd w skła­dzie: Roman Łój (pre­zes) i wice­pre­ze­si: Robert Łasku­da (ds. pro­duk­cji), Artur Trze­cia­kow­ski (ds. eko­no­mi­ki i finan­sów), Mariusz Korze­niow­ski (ds. han­dlo­wo-ryn­ko­wych) i wybra­ny przez zało­gę – Tade­usz Skot­nic­ki (ds. pracy).
Wete­ra­nem w zarzą­dzie jest Trze­cia­kow­ski – na sta­no­wi­sku wice­pre­ze­sa KHW jest od wrze­śnia 2009 r., a pre­zes Łój – od grud­nia 2010 r. Nie­co kró­cej wice­pre­ze­sa­mi zarzą­du w spół­ce są Korze­niow­ski ( od stycz­nia 2011 r.) oraz nowi­cju­sze – Łasku­da i Skot­nic­ki – obaj zaczę­li urzę­do­wa­nie 13 czerw­ca 2013 r.

Z reje­stru dzia­łal­no­ści gospo­dar­czej wyni­ka, że wszy­scy człon­ko­wie zarzą­du są przed­się­bior­ca­mi, któ­rych dzia­łal­ność zosta­ła skla­sy­fi­ko­wa­na jako pozo­sta­łe doradz­two w zakre­sie pro­wa­dze­nia dzia­łal­no­ści gospo­dar­czej i zarządzania”.

Łój, Trze­cia­kow­ski i Korze­niow­ski zare­je­stro­wa­li się jako przed­się­bior­cy w listo­pa­dzie 2012 r., a Łasku­da i Skot­nic­ki – 28 maja 2013 r. Ten ostat­ni pro­wa­dził dzia­łal­ność gospo­dar­czą sprze­daż hur­to­wa nie­wy­spe­cja­li­zo­wa­na” od 1992 r. do 14 maja 2013 r.

Komi­nów­ka” nie obejmuje

Porów­na­nie dat wska­zu­je na zbież­ność powo­ła­nia do zarzą­du KHW z roz­po­czę­ciem w tym samym cza­sie dzia­łal­no­ści gospo­dar­czej przez więk­szość człon­ków zarzą­du. Człon­ko­wie zarzą­du spół­ki węglo­wej nie pra­cu­ją tak jak gór­ni­cy, czy­li na umo­wach o pra­cę. Zatrud­nie­ni są na kon­trak­tach mene­dżer­skich, bar­dzo dobrze opła­ca­nych kon­trak­tach. Moje źró­dła w KHW prze­ka­za­ły doku­men­ty, z któ­rych wyni­ka, że człon­ko­wie zarzą­du wysta­wia­ją co mie­siąc fak­tu­ry na kwo­ty kil­ku­dzie­się­ciu tysię­cy zło­tych netto.
- Człon­ko­wie Zarzą­du KHW S.A. wyko­nu­ją swo­je funk­cje w opar­ciu o umo­wy cywil­no – praw­ne (kon­trak­ty mena­dżer­skie) w wyni­ku uzgod­nień orga­nów kor­po­ra­cyj­nych Spół­ki. Umo­wy mają cha­rak­ter nie­jaw­ny i w związ­ku z tym nie udzie­la­my żad­nych infor­ma­cji na temat ich zawar­to­ści – mówi Woj­ciech Jaros, rzecz­nik holdingu.

Nie dosta­łem od rzecz­ni­ka odpo­wie­dzi m.in. na pyta­nie, jaką staw­kę ZUS pła­cą ci mene­dże­ro­wie (mini­mal­ną, czy dla pro­wa­dzą­cych od nie­daw­na dzia­łal­ność gospo­dar­czą – pre­fe­ren­cyj­ną), czy obo­wią­zu­je i jak dłu­gi jest zakaz kon­ku­ren­cji dla człon­ków zarzą­du, jak zakoń­czy­ły się spra­wy z powódz­twa ZUS.

Odpo­wie­dzie­li za to (zbior­czo) człon­ko­wie zarzą­du”: Zarząd Spół­ki, na pod­sta­wie zawar­tych umów o zarzą­dza­nie, obję­ty jest zaka­zem kon­ku­ren­cji. Przed sąda­mi powszech­ny­mi nie toczą się pro­ce­sy z powódz­twa ZUS prze­ciw­ko człon­kom Zarzą­du. Skład­ki ZUS pła­co­ne są w wyso­ko­ści prze­wi­dzia­nej dla przed­się­bior­ców (tytu­łem do obję­cia ubez­pie­cze­niem spo­łecz­nym jest pro­wa­dzo­na dzia­łal­ność gospodarcza )”.

Naszły mnie podej­rze­nia, że zawar­cie kon­trak­tów mene­dżer­skich jest spo­so­bem na obej­ście usta­wy o wyna­gro­dze­niu osób kie­ru­ją­cych nie­któ­ry­mi pod­mio­ta­mi praw­ny­mi (zwa­na potocz­nie usta­wą komi­no­wą). To usta­wa ogra­ni­cza­ją­ca wyso­kość zarob­ków osią­ga­nych przez sze­fów przed­się­biorstw, spół­ek pań­stwo­wych oraz samorządowych.
Odpo­wiedź z Mini­ster­stwa Gospo­dar­ki była uspo­ka­ja­ją­ca: Uprzej­mie infor­mu­je­my, że zatrud­nie­nie człon­ków zarzą­du KHW S.A. na pod­sta­wie umów cywil­no­praw­nych nie sta­no­wi obej­ścia prze­pi­sów tzw. usta­wy komi­no­wej”. Czym­że zatem jest? Pre­mią za spraw­ne zarzą­dza­nie lub wyni­ki eko­no­micz­ne spółki?

Chy­ba nie, sko­ro zaprze­cza temu nawet pre­zes KHW. - Gór­nic­two na Gór­nym Ślą­sku, może poza Jastrzęb­ską Spół­ką Węglo­wą, znaj­du­je się w fazie schył­ko­wej – mówił dla por­ta­lu wnp​.pl Roman Łój, pre­zes zarzą­du Kato­wic­kie­go Hol­din­gu Węglo­we­go. - Sprze­daż wyglą­da kiep­sko. Na sprze­daż do odbior­ców indy­wi­du­al­nych oraz cie­płow­ni wpływ ma obec­na aura. A jeże­li cho­dzi o elek­trow­nie, to węgiel bru­nat­ny plus import ener­gii nadal wypy­cha­ją pro­duk­cję ener­gii z węgla kamien­ne­go. Jest to dla nas niepokojące.
Szcze­re sło­wa. I to zapew­ne tro­ska o dal­sze kon­trak­ty menedżerskie.

Jak wyni­ka z usta­wy komi­no­wej” mak­sy­mal­na wyso­kość wyna­gro­dze­nia osób, któ­rych doty­czą prze­pi­sy usta­wy komi­no­wej, nie może prze­kra­czać wie­lo­krot­no­ści prze­cięt­ne­go mie­sięcz­ne­go wyna­gro­dze­nia w sek­to­rze przed­się­biorstw bez wypłat nagród z zysku w czwar­tym kwar­ta­le roku poprzed­nie­go, ogło­szo­ne­go przez Pre­ze­sa Głów­ne­go Urzę­du Statystycznego.

Obec­nie wyso­kość mie­sięcz­ne­go wyna­gro­dze­nia osób obję­tych usta­wą komi­no­wą nie może prze­kro­czyć sze­ścio­krot­no­ści prze­cięt­ne­go wyna­gro­dze­nia w IV kwar­ta­le 2013 roku, czy­li 24026,10 zło­tych w przy­pad­ku osób zatrud­nio­nych w przed­się­bior­stwach pań­stwo­wych lub w spół­kach z udzia­łem Skar­bu Pań­stwa. Tyle mak­sy­mal­nie mogli­by zaro­bić człon­ko­wie zarzą­du KHW. Trud­no się dzi­wić, że wolą zaro­bić kil­ka razy więcej.

Śle­py nadzór

KHW SA jest spół­ką, nad któ­rą nad­zór wła­ści­ciel­ski spra­wu­je mini­ster gospo­dar­ki, czy­li wice­pre­mier Janusz Pie­cho­ciń­ski (PSL). W jaki spo­sób ten nad­zór jest peł­nio­ny, to wia­do­mo np. z rapor­tu NIK2012 r. („O kosz­tach poza­pro­duk­cyj­nych w spół­kach Skar­bu Państwa”):

Kon­tro­le­rzy NIK wykry­li w dwóch spół­kach rażą­ce nie­pra­wi­dło­wo­ści, któ­re świad­czy­ły o nie­go­spo­dar­no­ści oraz naru­sze­niu prze­pi­sów o zamó­wie­niach publicz­nych. KHW S.A. wysłał np. gru­pę 30 pra­cow­ni­ków na czte­ro­dnio­we semi­na­rium do Wiel­kiej Bry­ta­nii. Część szko­le­nio­wa obej­mo­wa­ła tyl­ko jeden dzień, i to w cza­sie mię­dzy śnia­da­niem a lun­chem. Pozo­sta­ły czas wypeł­nio­ny był pro­gra­mem tury­stycz­nym. Koszt wyjaz­du wyniósł 133 tys. zło­tych. Ta sama fir­ma wysła­ła czte­rech pra­cow­ni­ków na dwu­ty­go­dnio­wy wyjazd do Kam­bo­dży, orga­ni­zo­wa­ny przez jeden ze związ­ków. Po co? Zarząd nie był w sta­nie wska­zać inspek­to­rom gospo­dar­cze­go celu wypra­wy, któ­ra kosz­to­wa­ła KHW S.A. 21 tys. zło­tych. […] Mini­ster Gospo­dar­ki w sto­sun­ku do spół­ek węglo­wych, nad któ­ry­mi spra­wo­wał nad­zór wła­ści­ciel­ski, nie pod­jął ana­lo­gicz­nych dzia­łań. NIK wska­zu­je, że brak tych zasad spo­wo­do­wał, iż finan­so­wa­ły one przed­się­wzię­cia, któ­rych celo­wość i efek­tyw­ność była trud­na do uza­sad­nie­nia. Rażą­cym przy­kła­dem takiej sytu­acji jest zakwe­stio­no­wa­nie przez inspek­to­rów umo­wy, na mocy któ­rej KHW S.A. zapła­cił 440 tys. zł za pro­mo­cję spół­ki pod­czas jubi­le­uszo­wej uro­czy­sto­ści jed­ne­go ze związ­ków. Kon­tro­la wyka­za­ła, że za 305 tys. zł kupio­no zegar­ki dla związ­kow­ców (war­te w rze­czy­wi­sto­ści 64 tys. zł), a resz­tę wyda­no na jedze­nie i alko­hol. Zda­niem NIK podob­ne sytu­acje mogą świad­czyć o wystę­po­wa­niu w spół­ce węglo­wej mecha­ni­zmów korupcjogennych”.

Jak widać – w KHW S.A. nihil novi.