Prezydent Świętochłowic jest klasycznym przykładem rządów Platformy Obywatelskiej – pełnych arogancji i niespełnionych obietnic. Szkoda tylko, że od czterech lat królikami doświadczalnymi są mieszkańcy tego miasta.
„Nadzieja śląskiej PO”, jak jeszcze do niedawna był przedstawiany Dawid Kostempski (i jak sam kreował się w mediach oraz przez zaprzyjaźnionych żurnalistów) potrafi manipulować mediami. A to zleci w jakiejś gazecie kampanię reklamową, a to da ogłoszenia lub wesprze zleceniem bystrego dziennikarza. Ponad rok temu zatrudnił na stanowisku doradcy do spraw mediów dziennikarza Polskiego Radia Katowice Jerzego Zawartkę.
Zapewne po to, by często występować w jego programach w publicznej rozgłośni. Po ujawnieniu tego skandalu dziennikarz znalazł posadę w Radzie Nadzorczej miejskiej spółki w Sosnowcu, w której wiceprezesem jest Agnieszka Kostempska, jego żona.
Dawid Kostempski, w platformerskich kręgach Delfinem zwany, wraz z żoną mieszka w Katowicach. Kostempski marzy o prezydenckiej reelekcji, a w najgorszym wypadku – by zostać radnym w Świętochłowicach, w których niedawno się zameldował. Kierowca jednak codziennie zawoził prezydenta do Katowic, a rano – przywoził służbową limuzyną do świętochłowickiego magistratu.
Prezydent Kostempski oprócz startu w wyborach prezydenckich kandyduje też w wyborach radnych w Świętochłowicach. Co prawda kodeks wyborczy mówi o tym, że kandydat na radnego musi „stale zamieszkiwać na obszarze danej gminy”, ale absolwent wydziału prawa, jakim zwie się Kostempski, nie zawraca sobie głowy taki bzdetami..
Wg tegoż kodeksu – przez „stałe zamieszkanie” należy rozumieć zamieszkanie w określonej miejscowości pod oznaczonym adresem z zamiarem stałego pobytu. W orzecznictwie zarówno sądów powszechnych, jak i sądów administracyjnych przyjmuje się, że:
za miejsce stałego pobytu nie uznaje się miejsca, w którym osoba jest zameldowana, ale w którym stale realizuje swoje podstawowe funkcje życiowe, tj. w szczególności mieszka, spożywa posiłki, nocuje, wypoczywa, przechowuje swoje rzeczy niezbędne do codziennego funkcjonowania, przyjmuje wizyty.
Agnieszka tutaj nie mieszka
Mieszkańcy Świętochłowic wiedzą, że prezydent ich miasta Dawid Kostempski, nie mieszka w tym mieście. Sam zresztą np. w materiałach prasowych oraz na portalach społecznościowych jako miejsce swojego zamieszkania wskazuje Katowice, podobnie zresztą jego małżonka, Agnieszka.
Dawid Kostempski decydując się na start w wyborach na radnego musiał wypełnić oświadczenie o posiadaniu biernego prawa wyborczego na terenie Świętochłowic – czyli potwierdzić, że mieszka w tym mieście. Istnieją jednak dowody, że skłamał.
Pani Kostempska pozazdrościła stołka mężowi i wymyśliła sobie, że zostanie prezydentką Mysłowic „z ramienia Platformy Obywatelskiej”. Nieważne, że w tym mieście nie mieszka, ani nie jest nawet zameldowana. Kto bogatej zabroni?
Jej oponenci zareagowali natychmiast. W Mysłowicach pojawił się wielki baner z napisem „Agnieszka tutaj nie mieszka”.
„Fakt”, lansujący do niedawna to małżeństwo młodych, ale agresywnych medialnie polityków, niedawno ujawnił, że Kostempska od kilku miesięcy jest na zwolnieniu lekarskim, ale to nie przeszkadza jej w prowadzeniu kampanii wyborczej.
ZUS także nie ma nic przeciwko temu, aby rzeczniczka śląskiej PO łamała prawo. Sorry, taki mamy kraj.
Nawiasem mówiąc Elżbieta Bieńkowska nie poparła swojej partyjnej koleżanki w tych wyborach w rodzinnym mieście. Wolała rekomendować innego kandydata.
Ekologiczne skandale
Największe wizerunkowe wpadki prezydenta Świętochłowic wiążą się z ekologią. Na razie gigantycznym niewypałem okazała się rewitalizacja Stawu Kalina, wątpliwej atrakcji jednej z dzielnic miasta. Ów staw to zbiornik rakotwórczych fenoli, węglowodorów aromatycznych, pirydyny i dioksyn – jednych z najsilniejszych trucizn, które wywołują poronienia i wady płodu.
Rewitalizacja tego zbiornika, według mrzonek Kostempskiego, który „zdobył” na ten cel miliony euro unijnej dotacji rozpoczęła się od… wycięcia ponad tysiąca drzew, które rosły nad brzegiem i były naturalną barierą przed toksycznymi wyziewami.
Zamiast czystej wody i pływających ryb, po kilku miesiącach wybuchł skandal. Wykonawca, który wygrał przetarg, zszedł z placu budowy. Nie chciał firmować fikcji. Stwierdził, iż narzucona przez inwestora, czyli urząd miasta metoda rewitalizacji jest zła i nie gwarantuje uzyskania ”efektu ekologicznego”. A stężenie toksycznych substancji jest kilka tysięcy razy wyższe, niż deklarował to Urząd Miasta.
Staw Kalina jest groźny dla zdrowia nie tylko z powodu swojej zawartości.
Dziennikarz Grzegorz Mika, prezes Śląskiej Telewizji Miejskiej w Świętochłowicach od kilku tygodni dostaje pogróżki. Ktoś grozi jemu i rodzinie śmiercią, jeżeli dalej będzie zajmował się tematem Kaliny.
Fiasko „efektu ekologicznego” jest bardzo prawdopodobne, jeżeli nie zostanie zmieniona technologia rewitalizacji. Wtedy miasto będzie musiało zwrócić kilkadziesiąt milionów złotych unijnej dotacji.
O tym skandalu zostały zawiadomione wszystkie służby i prokuratura. I nic. Czekają. Nic się nie dzieje, bo nadal w Polsce rządzi PO, a za kilka dni wybory samorządowe.
Niedawno mieszkańcy Świętochłowic dowiedzieli się o innym „prezencie”, jakim obdarował ich prezydent Kostempski. W centrum miasta, w tajemnicy przed radnymi i bez wymaganych konsultacji społecznych powstaje eksperymentalna instalacja, produkująca energię elektryczną i cieplną z odpadów komunalnych oraz osadów ściekowych (!).
Ujawnienie tej inwestycji wywołało skandal i gorączkowe zapewnienie prezydenta, że powstaje nie spalarnia odpadów, ale „Ośrodek Badawczo-Rozwojowy” czegoś tam.
Kostempski „recykler”
Nawiasem mówiąc Dawid Kostempski ma „słabość” do zajmowania się odpadami. 3 czerwca 2008 roku gdy był już radnym Katowic, jako właściciel Firmy Recykler otrzymał, wydaną z upoważnienia Prezydenta Miasta Katowice Piotra Uszoka, decyzję zezwalającą na zbieranie i transport odpadów. Szybko, bo 28 czerwca tego samego roku ogłoszona zostaje przez Firmę Recykler pod patronatem Prezydenta Miasta, akcja zbiórki tzw. elektrośmieci w ramach stworzonego przez Recykler systemu „Przynieś z mieszkania do punktu zbierania”.
Czy nie było to wykorzystanie wówczas swego stanowiska? Takich firm jest sporo, ale tylko jedna należała do radnego, na dodatek ówczesnego asystenta Jerzego Buzka. Taki handicap.
Wzrok śledczych spoczywa na kulisach przetargu na wywóz i utylizację śmieci, ogłoszony przez gminę. Ku zaskoczeniu wszystkich nie wygrała gminna spółka MPGK ze Świętochłowic, ale prywatna firma z miasta obok, która… później zleciła wywóz śmieci przegranej. Nasuwa się pytanie: skoro zwycięzca przetargu zaproponował znacznie niższe stawki, to dlaczego podwykonawcą jest MPGK? Na osłodę porażki?
Nieczysta kampania
Niedawno zastępca prezydenta miasta, również startujący w wyborach samorządowych z listy PO, wydał decyzję o zakazie umieszczania materiałów wyborczych na budynkach i innym mieniu należących do gminy. W ten cudowny sposób w Świętochłowicach nie ma prawie banerów innych kandydatów, niż PO, ze szczególnym uwzględnieniem obecnego prezydenta. Ten pojawia się w ilościach wywołujących oczopląs.
Głównym celem takiego zakazu jest – jak czytamy:
„zachowanie porządku i estetyki w mieście oraz uchronienie infrastruktury miejskiej od uszkodzenia i zapewnienie bezpieczeństwa uczestników ruchu drogowego”.
W rezultacie bardzo zostały ograniczone środki prowadzenia kampanii wyborczej. Jednym pismem zablokowana została możliwość ekspozycji materiałów wyborczych wszystkim komitetom, sprytnie wykorzystując fakt wykupienia przez Platformę Obywatelską praktycznie wszystkich billboardów reklamowych w mieście.
Decyzja wydana została bardzo późno. Gdy komitety wyborcze wstępnie zarezerwowały powierzchnie, wynegocjowane umowy, a nawet przelały pieniądze na konta miejskich instytucji, niespodziewanie zostały poinformowane, że ustalenia są nieaktualne.
W uzasadnieniu swojej decyzji o zakazie umieszczania materiałów wyborczych na mieniu gminy, prezydent Świętochłowic podpiera się troską o estetykę miasta i bezpieczeństwem. Powołuje się na swoje uprawnienia, ale nie podaje żadnej podstawy prawnej.
To nie jedyne kontrowersje wokół działań Dawida Kostempskiego. Nigdy swoim wyborcom nie przyznał się do tego, że w 1997 roku brał udział w wypadku samochodowym, w którym zginął młody człowiek, a dwaj inni zostali ciężko ranni. Mariusz K., który prowadził auto, przez 16 lat nie odbył prawomocnego wyroku trzech lat więzienia. Kostempski, skazany za ukrywanie dowodów i nieudzielenie pomocy ciężko rannym na 1,5 roku w zawieszeniu, nigdy nie przeprosił rodziny ofiar.