Szopienice.

There are 24 posts tagged Śląsk (this is page 2 of 3).
Szopienice.
Lawinowo rośnie na Śląsku liczba górników zarażonych COVID-19. Niestety, będzie ich coraz więcej, bo ktoś prawie dwa miesiące temu zbagatelizował zagrożenie, zaniedbał ochronę epidemiologiczną lub miał nadzieję, że „górnika wirus nie złapie”. Czy Śląsk będzie „polskim Wuhan”?
Trochę faktów. Pierwszy przypadek zakażenia tym wirusem stwierdzono 4 marca 2020 w szpitalu w Zielonej Górze. Od 15 marca wprowadzono na granicach Polski kordon sanitarny, znacząco ograniczający ruch graniczny. Od 20 marca, zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, obowiązuje w Polsce stan epidemii.
Rząd się dwoi i troi, tymczasem w kopalniach… Ujawnię, dlaczego doprowadzono do sytuacji zagrożenia epidemiologicznego górników. Trzeb się cofnąć do 17 marca, kiedy to Adam Mirek, Prezes Wyższego Urzędu Górniczego powołał „Nadzwyczajny Zespół ds. Zagrożeń w Podziemnych Zakładach Górniczych w związku z przeciwdziałaniem COVID-19”. W tym dniu odbyła się telekonferencja, w której wzięli udział członkowie tejże komisji:
Adam Gawęda – wówczas Sekretarz Stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych, Pełnomocnik Rządu do spraw Restrukturyzacji Górnictwa Węgla Kamiennego, Adam Mirek – Prezes Wyższego Urzędu Górniczego; Jacek Romuk – Wyższy Urząd Górniczy Katowice; Tomasz Cudny – TAURON Wydobycie S.A.; Ewa Derecznik – Zastępca Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego; Janusz Gałkowski – Spółka Restrukturyzacji Kopalń S.A.; Włodzimierz Hereźniak – Jastrzębska Spółka Węglowa S.A.; Stanisław Prusek – Główny Instytut Górnictwa Instytut Badawczy; Tomasz Rogala – Polska Grupa Górnicza S.A.; Stanisław Trenczek – Główny Instytut Górnictwa Instytut Badawczy; Grzegorz Wacławek – Węglokoks Kraj Sp. z o.o.; Artur Wasil – Lubelski Węgiel „Bogdanka” S.A.; Piotr Wojtacha – Wyższy Urząd Górniczy.
Podczas tej telekonferencji po raz pierwszy Adam Gawęda ujawnił fakt istnienia naukowego opracowania zleconego Głównemu Instytutowi Górnictwa przez JSW S.A., które dotyczyło „Oceny oddziaływania i trwałości koronawirusa SARS-CoV‑2 w wyrobiskach podziemnych oraz ogólnych zasad postępowania w ruchu zakładu górniczego, w przypadku stwierdzenia podejrzenia zarażeniem korona wirusem”.
Opinia, za którą zapłaciła JSW S.A. jest tak kuriozalna i zaskakująca, że ujawnię ważniejsze jej części. Autora litościwie pominę. Według niego „Jest to opinia w sprawie bezpieczeństwa pracowników zatrudnionych pod ziemią w kopalniach węgla kamiennego. Analizie i ocenie zostały poddane te fragmenty, a właściwie te części kopalni, które się zaczynają od zrębu szybów na powierzchni i poniżej, aż do najgłębiej zlokalizowanych wyrobisk górniczych. W zakres opinii nie wchodzą takie miejsca jak łaźnie czy inne obiekty na powierzchni, a jedynie wyrobiska podziemne – pionowe, poziome itp.”
Autor opinii zastrzega się, iż „Przyjęte także w przedmiotowej opinii (zostało – TS) założenie, że wirus SARS-CoV‑2 rozprzestrzenia się jedynie przez kontakt osobisty, drogą kropelkową. To założenie pozwoliło przeanalizować wszystkie uwarunkowania jakie towarzyszą pracownikowi zjeżdżającemu i dalej – przebywającemu pod ziemią. Dlatego też, w kontekście przewietrzania ssącego stosowanego we wszystkich podziemnych zakładach górniczych, zapewniającego przepływ powietrza w każdym czynnym wyrobisku górniczym, w wyrobiskach tych występuje stały ruch powietrza. Przeciwne zjawisko obserwuje się na powierzchni, gdzie – z różnych powodów – mogą wystąpić zastoje w ruchu powietrza atmosferycznego, czy to w pomieszczeniach czy w otwartym terenie. W przypadku wentylacji kopalnianej masy powietrza są poddawane ciągłemu ruchowi. Kolejny aspekt, na który zwrócono uwagę w opinii, to sposób w jaki rozprzestrzenia się koronawirus.
Jak już wspominano, koronawirus rozprzestrzenia się drogą kropelkową, a co najważniejsze, wirusy nie rozprzestrzeniają się w sposób taki, jak aerozole i pyłki o średnicach poniżej 5 mikronów, poddawanych tzw. ruchom Browna. Jeżeli w atmosferze kopalnianej ktoś „kichnie”, to ten aerozol nie jest rozprzestrzeniany na całą przestrzeń (kubaturę) wyrobisk podziemnych, tylko ten aerozol pozostaje w miejscu „kichnięcia” lub w jego najbliższym otoczeniu. Biorąc pod uwagę fakt, że każdy pracownik zjeżdżający pod ziemię musi być wyposażony i używać (z innych powodów, np. związanych z zagrożeniem pyłowym) masek przeciwpyłowych oraz odpowiednie ubranie robocze – buty, okulary, rękawice i inne środki ochrony osobistej, to – niejako w sposób naturalny – pracownik pod ziemią jest tym samym (w pewnym zakresie) zabezpieczony przed bezpośrednim kontaktem z osobami ewentualnie zakażonymi, który mógłby skutkować dalszym przenoszeniem się wirusa. Jest przy tym oczywiste, że pod ziemią występują skupiska osób, jak np. klatki wyciągów szybowych, dworce osobowe, wagony kolejek podziemnych itp., gdzie należy podejmować odpowiednie środki ostrożności, które skądinąd zostały już zlecone przez poszczególnych przedsiębiorców górniczych. Jednak miejsca te nie były przedmiotem opinii. Głównym rozpatrywanym zagadnieniem był problem, jak się ma proces przewietrzania wyrobisk i przebywanie w nich ludzi do możliwości rozprzestrzeniania się koronawirusa”.
I tu zbliżamy się do konkluzji tej „opinii”: „Możliwość zarażenia każdego pracownika zatrudnionego pod ziemią, w każdym podziemnym zakładzie górniczym, nie jest większa niż pracowników przebywających na powierzchni, pracowników zatrudnionych w innych branżach, czy też każdego innego mieszkańca Rzeczypospolitej Polskiej” (sic!).
Błędne założenie. Na razie jak widać, górnicy i ich rodziny są absolutnymi liderami wśród zarażonych „obywateli Rzeczpospolitej Polskiej”.
Dyrektor GIG prof. Stanisław Prusek w uzupełnieniu informacji przekazanych przez autora opinii, zaznaczył, że „istotny wniosek opinii GIG stwierdza, iż nie zachodzi konieczność dezynfekcji całego rejonu kopalni, w którym przebywała osoba, co do której istnieje podejrzenie zarażenia koronawirusem. Oczywiście, w takim przypadku niezbędna jest dezynfekcja środków transportu, którymi taka osoba się poruszała, tym nie mniej nie wymaga dezynfekcji cały obszar kopalni”.
Jak już przestaliście rechotać lub kręcić z niedowierzaniem głową, to pora na ocenę. Otóż moim skromnym zdaniem autor opinii co najmniej albo wprowadził w błąd zleceniodawców, a tym samym Ministerstwo Aktywów Państwowych i cały rząd, albo opinia była napisana pod założoną tezę. Opinia prezentuje typowe „myślenie życzeniowe” w stylu „górnika wirus nie złapie”.
Nie mieści się w głowie średnio inteligentnego człowieka, że autor opinii nie przewidział, iż w kopalni górnicy nie zachowują zalecanego „dystansu społecznego”, jadąc do pracy na dół „szolą”, przebierając się w łaźni, jadąc kolejką na przodek. Ramię w ramię. Pocąc się i ocierając w ścisku o siebie. To niemożliwe.
Autor opinii z GIG uspokajał: „Ze względu na ciągły przepływ powietrza kopalnianego w wyrobiskach podziemnych, niemożliwość samorzutnego rozprzestrzeniania się koronawirusa w powietrzu kopalnianym, stosowania przez pracowników środków ochrony osobistej, wyrobiska dołowe kopalni, w których doszło do przebywania pracownika zarażonego koronawirusem, nie wymagają dezynfekcji, a tym samym nie stwarzają możliwości zakażenia pracowników przebywających w tych wyrobiskach”. Super. Miejmy w domach otwarte okna, to wirus wleci i wyleci. Nie zdąży zarazić.
Każdy, kto choć raz widział obrazki z górniczego przodka, wie że „dystans społeczny na dole” fikcja. Czego się obawiano? Wstrzymania wydobycia? Zwały są pełne węgla. Społecznego niezadowolenia? Wątpliwe. W końcu i tak kilka kopalni musiało wstrzymać lub ograniczyć wydobycie z powodu epidemii.
Wnioski z tej telekonferencji były takie, że powinno być dużo środków do dezynfekcji, należy opracować sposób wykrywania górników, którzy są zakażeni COVID-19, oraz postępować zgodnie z radą przedstawicielki Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego „niezbędne jest stosowanie profesjonalnej odzieży ochronnej. Należy unikać wszelkich zgromadzeń pracowników, zwracając uwagę na bezpieczny kontakt pomiędzy osobami i sygnalizując, że ta bezpieczna odległość jest mniej więcej od 2 metrów. Prosi się też o zwrócenie uwagi pracownikom, nie tylko na ich odpowiedzialne zachowanie w miejscu pracy, ale również poza nim”.
Zaskakujące, że dosyć bezkrytycznie do raportu GIG podszedł Gawęda, człowiek który zna górnictwo, bo pracował w kopalni. Czy jemu i pozostałym uczestnikom telekonferencji zabrakło wyobraźni?
Dziesięć dni po tym spotkaniu, kiedy wzrastała liczba zarażeń COVID-19 Gawęda zdobył się na szczerość w wywiadzie dla lokalnego radia: „Rozważamy skoszarowanie górników, dojdzie do niego, jeżeli poziom zagrożenia będzie mógł doprowadzić do sparaliżowania kopalni”. Dodał też, że skoszarowanie może trwać nawet do trzech tygodni. Jak zaznaczył, skoszarowana zostanie ta część pracowników, która odpowiada za systemy wentylacyjne i wyciągów szybowych. Nie obejmie to osób pracujących w produkcji. Jak zaznaczył, miejsca dla górników będą tak przygotowane, by czuli się bezpiecznie. Dodał też, że rząd chce, by takie oczekiwanie nie trwało zbyt długo.
W tym samym dniu, kiedy to powiedział, Adam Gawęda został odwołany ze stanowiska wiceministra MAP.
Powoli powstaje cykl „Portret subiektywny”.
Oto 3⁄5 ekipy zaangażowanej w projekt, którego premiera już w sobotę 5 października o godzinie 10 na antenie TVP3 Katowice. Śląsk to miejsce pracy i życia wielu wybitnych artystów, naukowców – ludzi zasłużonych dla Katowic, naszego regionu i kraju. Część z tych osób osiągnęła wiek, w którym podsumowuje się życie i dorobek.
Więcej informacji na www.portretsubiektywny.pl
Tune in!
Kawałek Śląska, który wkrótce zniknie…
Czerwoną cegłę pokryje estetyczny, świeży tynk, a na dachach dziwna fundacja, która dzięki łasce władz Katowic dostała ten teren wraz z budynkami, ustawi „solary”. Bez zezwolenia. Bo po co bawić się w papierki…
Agnieszka Kublik w Gazecie Wyborczej porównuje planowaną reformę mediów publicznych do weryfikacji dziennikarzy w stanie wojennym. To nadużycie i manipulacja.
Nie jest prawdą, że: „Takiej weryfikacji dziennikarzy nie przeprowadziła władza nawet w stanie wojennym. Wtedy weryfikowali, by zwolnić. Teraz rząd PiS zwolni, zweryfikuje i da lub nie dziennikarzowi pracę”.
Kublik zapomniała, jak to wyglądało, kiedy pracę tracili dziennikarze i twórcy z mediów publicznych, PAP, gdy rządy objęła koalicja PO-PSL-SLD? Zapomniała rechotu zadowolenia na łamach Gazety Wyborczej? Nikt z radiowo-telewizyjnych kacyków nie bawił się w żadne dyskusje. Zwalniano nie z dnia na dzień, ale natychmiast.
Skoro Kublik porównuje i manipuluje to przypomnę swój artykuł sprzed kilku lat o tym, jak wyglądała weryfikacja dziennikarzy na Śląsku, prowadzona przez „ludzi honoru” z ekipy Jaruzelskiego i Kiszczaka?
W 1982 r. w Katowicach tzw. „weryfikacja dziennikarzy” dotknęła żurnalistów Ośrodka Telewizji Polskiej w Katowicach i Rozgłośni Polskiego Radia w Katowicach, które wchodziły wówczas w skład Komitetu ds. Radia i Telewizji „Polskie Radio i Telewizja” w Warszawie, oraz różnych wydawnictw prasowych, których wydawcą było wówczas Śląskie Wydawnictwo Prasowe Robotnicza Spółdzielnia Wydawnicza „Prasa-Książka-Ruch” w Katowicach. W taki sam sposób potraktowano także szereg pracowników technicznych Ośrodka Telewizji Polskiej w Katowicach i Rozgłośni Polskiego Radia w Katowicach.
Po ogłoszeniu stanu wojennego w siedzibie Ośrodka Telewizyjnego w Katowicach oraz w siedzibie Śląskiego Wydawnictwa Prasowego w Katowicach pojawili się uzbrojeni żołnierze Ludowego Wojska Polskiego, przed wejściem do budynku OTV został ustawiony stolik z karabinem maszynowym, wycelowanym w stronę osób zbliżających się do budynku. Żołnierze oraz strażnicy posiadali listy z nazwiskami pracowników, którzy mogli być wpuszczeni na teren ośrodka i redakcji, pracowników, nie będących na tej liście, informowano, że mają udać się do domu i czekać na wezwanie.
Zdecydowana większość zwolnionych dziennikarzy i pracowników technicznych była członkami lub sympatykami NSZZ „Solidarność”. W pracy posiadali oni bardzo dobre opinie, nie byli karani dyscyplinarnie. W skład tzw. „komisji weryfikacyjnych” wchodzili ówcześni redaktorzy naczelni, dziennikarze, przedstawiciele Komitetu ds. Radia i Telewizji w Warszawie, członkowie Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach, komisarze wojskowi, funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, cenzorzy.
Pracownicy, którzy byli wzywani na rozmowę z komisją weryfikacyjną byli zaprowadzani do pomieszczenia komisji przez uzbrojonych żołnierzy lub strażników.
Pytania do osób stających przed komisjami miały charakter wyłącznie polityczny i odnosiły się do oceny stanu wojennego, działalności NSZZ „Solidarność”, poglądów politycznych, oceny internowań itp. Nigdy podczas tych rozmów nie były poruszane kwestie merytorycznej pracy, fachowości, dyscypliny pracy itp.
Po zwolnieniu z pracy większość dziennikarzy czy pracowników technicznych miała kłopoty ze znalezieniem innej pracy, a jeśli już ją znajdowali, to była ona nieadekwatna do ich zawodowych kwalifikacji i zdecydowanie gorzej opłacana. Część ze zwalnianych osób odwoływała się od decyzji o zwolnieniu do sądów pracy. Tak samo, jak po „czystce” w mediach przeprowadzonej przez PO.
Większość dziennikarzy telewizyjnych i radiowych oraz pracowników technicznych została zwolniona z pracy z dniem 31 marca 1982 r., w oparciu o art. 189 ust 3 pkt 2 oraz ust. 4 ustawy o powszechnym obowiązku obrony PRL, a postawą zwolnienia było „nie zakwalifikowanie do pracy w jednostce zmilitaryzowanej Ośrodek TVP w Katowicach”. Na. wszystkich pismach o zwolnieniu znajdował się podpis redaktora naczelnego Ośrodka Telewizyjnego w Katowicach Władysława Kubiczka. Artykuł ten miał wówczas następujące brzmienie :
Art. 189. 1. Osoby pełniące służbą w jednostce zmilitaryzowanej nie mogą jednostronnie rozwiązać stosunku służbowego z tą jednostką.
Zwolnienie ze służby w jednostce zmilitaryzowanej następuje w przypadkach:
W toku oględzin akt osobowych wszystkich zwolnionych dziennikarzy i pracowników technicznych ośrodka nie ujawniono w żadnych z nich jakiejkolwiek korespondencji pomiędzy ośrodkiem a organem nadrzędnym, czyli Komitetem ds. Radia i Telewizji w Warszawie, w sprawie uzyskania zgody na zwolnienie któregokolwiek z dziennikarzy lub pracowników technicznych w trybie w/wym. przepisu prawnego.
Z Ośrodka Telewizyjnego w Katowicach zwolniono następujących dziennikarzy :
Wojciech Sarnowicz, Andrzej Pierzchała , Michał Smołorz , Rafał Szymoński, Stanisław Olejniczak, Ewa Skuratko, Leszek Furman, Teresa de Laveaux, Ewelina Puczek, Urszula Tworek, Anna Grabania, Andrzej Kołaczkowski-Bochenek, Wiesław Rajski, Marek Słowiński, Maria Borecka.
Ponadto z Ośrodka Telewizyjnego w Katowicach zwolniono z pracy następujących pracowników technicznych:
Michał Capiński, Jan Alberti, Andrzej Czmok, Zbyszko Pytlarz, Ryszard Kiercz, Bogusław Bloch, Józef Krupa, Ryszard Ligenza, Aleksander Krawczyk, Roman Frycz, Stanisław Kurowski, Ewa Żurek z d. Maruszczak, Małgorzata Kamińska, Henryk Kamiński, Gerard Brajter, Anna Bieńkowska, Marek Tarko, Danuta Jagniątkowska-Pawlak, Alfred Wojtasik, Marceli Król, Tadeusz Pawlica, Jan Torz.
Dziennikarze prasowi byli zwalniani z pracy w okresie od marca do grudnia 1982 r., w oparciu o przepis art. 32 § 1 kodeksu pracy, czyli w normalnym trybie z zachowaniem jednomiesięcznego okresu wypowiedzenia, ze zwolnieniem w tym okresie z obowiązku świadczenia pracy, a jako powód zwolnienia podawano „umniejszenie stanu zatrudnienia”.
Na wszystkich pismach o zwolnieniu z pracy znajdował się podpis dyrektora Śląskiego Wydawnictwa Prasowego RSW „Prasa- Książka-Ruch” w Katowicach Karola Szarowskiego.
Z różnych wydawnictw podległych Śląskiemu Wydawnictwu Prasowemu RSW „Prasa-Książka-Ruch” w Katowicach zwolniono z pracy następujące osoby:
Marian Czakański, Grzegorz Wacławik, Jolanta Trojanowska, Jacek Cieszewski, Włodzimierz Paźniewski , Jerzy Miciak, Urszula Mathes-Cieszewska, Bogdan Kułakowski, Jan Lewandowski , Marek Michalski, Krzysztof Lengiewicz, Ryszard Wyszyński, Bożena Wawrzewska, Tadeusz Biedzki, Jan Dziadul, Andrzej Wrazidło, Tomasz Figaszewski, Alicja Szafranowicz-Ogiegło, Kazimiera Sunita, Zbigniew Milewicz, Andrzej Małachowski, Wiesława Różańska, Eugenia Plucik, Renata Marzewska-Drogoś, Jerzy Kamieniecki, Marek Szostakowski, Ewa Juńczyk-Ziomecka, Jan Fiszer, Henryk Piotrowski, Lesław Kauczyński, Krzysztof Nowiński, Marian Urban.
Po zwolnieniu z pracy większość z dziennikarzy i pracowników technicznych ośrodka miała problemy ze znalezieniem nowej pracy, odczuwali, że mają tzw. „wilczy bilet”, gdyż odmawiano im pracy nawet, .gdy był wolny etat, kiedy okazywało się, że zostali zwolnieni z telewizji czy prasy. Mieli także świadomość, że nie mają szans na dostanie pracy w zawodzie dziennikarskim. W urzędach pracy oferowano im zazwyczaj prace fizyczne, niezgodne z wykształceniem i dotychczas wykonywaną pracą. Po znalezieniu nowej pracy zarabiali zdecydowanie mniej niż wcześniej w telewizji czy w redakcjach. Pod koniec 1982 r. rozpoczął działalność wydawniczą tygodnik Katolik, wydawany przez PAX, w którym znalazło pracę wielu zwolnionych dziennikarzy prasowych, zarabiali tam jednak o wiele mniej, niż wcześniej w swych redakcjach.
Większość ze zwolnionych dziennikarzy prasowych składała odwołanie od decyzji o zwolnieniu do terenowej komisji odwoławczej, która przywróciła ich do pracy. Od tych decyzji odwoływało się Śląskie Wydawnictwo Prasowe i sąd pracy uchylił je.
Członkami tzw. „komisji weryfikacyjnej” w Ośrodku Telewizyjnym w Katowicach były następujące osoby :
Władysław Kubiczek – pracował w następujących jednostkach : 1945 – Wojewódzki Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk w Katowicach, pełnomocnik powiatowy w Cieszynie; 1946 – 1951 – Rozgłośnia Polskiego Radia we Wrocławiu; 1951 – 1957 – Rozgłośnia Polskiego Radia w Katowicach; 1957 – 1977 – Ośrodek Telewizji Polskiej w Katowicach; 1.01.1978 – 8.01.1982 – Rozgłośnia Polskiego Radia w Katowicach (redaktor naczelny); 9.01.1982 – 31.08.1983 r. – Ośrodek Telewizji Polskiej w Katowicach (redaktor naczelny). Zmarł w dniu 30.06.1996 r.
Teresa Rel-Szeligowska – pracowała w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.03.1969 r. do 20.11.1992 r. Na początku 1982 r. pracowała w Redakcji Informacji jako starszy redaktor, była członkiem egzekutywy POP PZPR w ośrodku.
Marek Blaut pracował w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 12.01.1977 r. do 31.03.1984 r. Na początku 1982 r. pełnił funkcję Naczelnika Wydziału Spraw Pracowniczych., był członkiem egzekutywy POP PZPR w ośrodku.
Julian Jodłowski – pracował w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.08.1952 r. do 18.05.1991 r. Na początku 1982 r. był dyrektorem technicznym ośrodka, był członkiem PZPR.
Mirosław Słomczyński – pracował w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.05.1963 r. do 30.04.1990 r., na początku 1982 r. był oddelegowany do pracy w Komitecie Wojewódzkim PZPR w Katowicach, w Wydziale Propagandy i Informacji.
Henryk Wawrzyniak – pracował w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 15.09.1964 r. do 25.12.1990 r. Na początku 1982 r. był sekretarzem programowym, pełnił funkcję I sekretarza POP PZPR w ośrodku.
Edyta Wizental – pracowała w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.11.1957 r. do 11.09.1982 r. Na początku 1982 r. pełniła funkcję naczelnika Wydziału Realizacji, była członkiem PZPR.
Gertruda Staszak – pracowała w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.08.1957 r. do 31.08.1983 r. Na początku 1982 r. pełniła funkcję naczelnika Działu Koordynacji i Emisji Programów, była członkiem PZPR, był członkiem egzekutywy POP w ośrodku.
Wiesław Wizental – pracował w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.12.1969 r. do 31.08.1984 r., a w okresie od 2.05.1956 r. do 30.11.1969 r. w Rozgłośni Polskiego Radia w Katowicach. Na początku 1982 r. pełnił funkcję kierownika Redakcji Publicystyki, był członkiem egzekutywy POP PZPR w ośrodku, pełnił funkcję II sekretarza POP, zmarł w dniu 25.09.2004 r.
Gwidon Gaj – pracował w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.05.1958 r. do 30.11.1992 r. Na początku 1982 r. pełnił funkcję zastępcy redaktora naczelnego ds. informacyjnych, zmarł w dniu 3.03.1996 r.
Antoni Blacha – pracował jako funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa w następujących jednostkach : od 16.04.1964 r. – KMMO Katowice, oficer operacyjny Referatu ds. Bezpieczeństwa; od 1.06.1975 r. – KWMO Katowice, st. inspektor Wydziału II; od 1.12.1985 r. – WUSW Katowice, referent techniki operacyjnej Wydziału „W” SB; 15.12.1989 r.-zwolniony z resortu. W okresie od marca 1981 r. Blacha, jako funkcjonariusz sekcji XIII Wydziału II organizował pracę operacyjną w Ośrodku Telewizyjnym w Katowicach „na kierunku ujawniania z tego środowiska osób o antysocjalistycznych poglądach i negatywnych postawach[…], posiada duże osiągnięcia w zakresie zwalczania działalności ekstremalnych liderów „Solidarności” na ochranianym obiekcie” (fragmenty zapisów z opinii służbowych).
Oraz przedstawiciele Komitetu ds. Radia i Telewizji w Warszawie o nazwiskach Ostrzyżek i Kurek oraz komisarz wojskowy w Ośrodku o nazwisku Majewski.
Członkami tzw. „komisji weryfikacyjnej” w „Śląskim Wydawnictwie Prasowym” w Katowicach były następujące osoby :
Karol Szarowski – w okresie od 4.05.1953 r. do 28.12.1989 r. pełnił funkcję dyrektora Śląskiego Wydawnictwa Prasowego RSW „Prasa-Książka-Ruch” w Katowicach, w/wym. zmarł w dniu 12.04.2004 r.
Stanisław Skrzypiec – w okresie od 15.07.1964 r. do 31.12.1991 r. pracował w Śląskim Wydawnictwie Prasowym RSW „Prasa-Książka-Ruch” w Katowicach, od 1.07.1980 r. pełnił funkcję zastępcy dyrektora, w/wym. zmarł w dniu 1.06.2005 r.
Adam Jaźwiecki – w okresie od 1.08.1968 r. do 28.02.1973 r. pracował w redakcji gazety „Dziennik Zachodni”, a w okresie od 1.03.1973 r. do 31.12.1990 r. w redakcji gazety „Sport”, na początku 1982 r. pełnił funkcję sekretarza redakcji, był członkiem PZPR, do lata 1981 r. pełnił funkcję I sekretarza POP.
Lidia Nowak – w okresie od 2.01.1969 r. do 31.01.1971 r. pracowała w redakcji tygodnika „Panorama”, a w okresie od 1.02.1971 r. do 31.12.1990 r. w redakcji gazety „Sport”, na początku 1982 r. pracowała jako dziennikarka, była członkiem PZPR, pełniła funkcję I sekretarza POP.
Stanisław Wojtek – pracował w następujących jednostkach :1.09.1953 r.- 15.12.1962 r. – Sport; 16.12.1962 r. – 31.10.1072 r. – Wiadomości Zagłębia; 1.11.1972 r.- 31.07.1974 r. – Wieczór; 1.08.1974 r. – 31.01.1977 r. – Polska Agencja Prasowa Oddział Katowice; 1.02.1977 r. – 15.03.1981 r. – Wieczór; 16.03.1981 r. ‑31.08.1990 r. – Trybuna Robotnicza (od dnia 1.10.1981 r. pełnił funkcję redaktora naczelnego), był członkiem PZPR.
Henryk Ślezioński – pracował w następujących jednostkach :; 1.09.1954 r. – 31.03.1969 r. – Trybuna Robotnicza; 1.04.1969 r.-31.03.1971 r.-Panorama; 1.04.1971 r. – 31.01.1982 r. – Trybuna Robotnicza (zastępca redaktora naczelnego); 1.02.1982 r. – 26.10.1990 r. – Panorama (redaktor naczelny), był członkiem PZPR
Tadeusz Janik – pracował w Ośrodku Telewizji Polskiej w Katowicach w okresie od 1.10.1949 r. do 31.01.1982 r. i od 15.11.1985 r. do 31.05.1990 r. W okresie od 1.02.1981 r. do 1.10.1985 r. pracował w redakcji gazety „Sport” jako redaktor naczelny, był członkiem PZPR, pełnił funkcję członka egzekutywy POP w OTV. Współpracownik SB.
Ponadto w pracach komisji brali także udział przedstawiciele Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach Tadeusz Nowok i Józef Piszczek. Materiałów z prac komisji weryfikacyjnej w Śląskim Wydawnictwie Prasowym w Katowicach nie odnaleziono.
W marcu 2010 roku IPN w Katowicach umorzył śledztwo w sprawie członków „komisji weryfikacyjnych” dziennikarzy na początku stanu wojennego. Powód? Śmierć Szarowskiego i Kubiczka.
Kilkoro członków komisji weryfikacyjnych doskonale odnalazło się po 1989 roku. Którzy? To nie jest trudna zagadka.
Artykuł opublikowany na portalu wPolityce.pl
Taki widok miałem z okna mieszkania na 13. pietrze Superjednostki w grudniu 1981 roku.
Towarzysz generał Wojciech Jaruzelski nie tylko 13 grudnia 1981 roku pozbawił moje pokolenie Teleranka czy audycji „60 minut na godzinę”. Pozbawił nas złudzeń.
Kilka dni później strzelano do górników kopalni Wujek. I już nigdy nic nie było takie samo. Kilku moich kolegów i przyjaciół skurwiło się, zostając później agentami bezpieki lub podpisało lojalkę. Mieli w dupie ideały i zyskali święty spokój.
Złośliwie można dzisiaj stwierdzić, że dokonali właściwego wyboru.
„Polska będzie dalej stawiać na węgiel i inwestować w przemysł wydobywczy węgla” – powiedział we wtorek w Katowicach premier Donald Tusk na targach górniczych. Deklaracja premiera oprócz górników, najbardziej ucieszyła branżowych aferzystów, bo oznacza że ich korupcyjne źródło nie wyschnie.
Jutro rozpoczyna się proces, który lekko wstrząsnął branżą górniczą. „Lekko”, bo w dalszym ciągu na oficjalne odkrycie czeka kilka znacznie potężniejszych afer. W tym jedna o zasięgu międzynarodowym, z utworzonym w szwajcarskim banku „funduszem korupcyjnym”. Kiedy na jaw wyjdą wszystkie szczegóły tej afery, o ile naturalnie trzymający się mocno „czarny układ” na to pozwoli, to branżę górniczą czeka kadrowe „trzęsienie ziemi”.
– Gdyby na ławie oskarżonych usiadło kilkaset osób, to może wtedy wszyscy pojęliby skalę tego draństwa. Najciekawsze jest to, że ten proceder wciąż jest akceptowany, mimo raportów słanych do przełożonych przez oficerów służb specjalnych cywilnych i wojskowych, zatrudnionych na niejawnych etatach m.in. w spółkach górniczych –
stwierdza emerytowany oficer Służby Kontrwywiadu Wojskowego, który kilka lat pracował „pod przykryciem” w jednej ze spółek ministerstwa gospodarki. Stąd znajomość realiów.
Łapówek nie biorą górnicy, którzy ryzykują życie pracując na dole w kopalni, ale „białe kołnierzyki”. Na razie jednak na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Katowicach zasiądzie 25 osób – byłych i obecnych dyrektorów śląskich kopalń oraz szefów państwowych spółek węglowych. O co są oskarżeni? O to, co w środowisku górniczym jest standardem – o korupcję.
Wykryta przez ABW afera wstrząsnęła środowiskiem górniczym, które jest odporne na zatrzymania i areszty swoich menedżerów, bo to się zdarza niemal co roku. Jednak po postawieniu prokuratorskich zarzutów w 2010 r. ówczesny minister gospodarki Waldemar Pawlak odwołał szefów dwóch największych spółek węglowych – Mirosława K. (Kompania Węglowa S.A.) i Stanisława G. (Katowicki Holding Węglowy S.A.). Pawlak ich odwołał, mimo że jego koledzy z PSL wywierali nań silną presję, aby tego nie robił, bo „może to zaszkodzić interesom partii”. Obie spółki od lat są w „kadrowym władaniu” ludowców.
Korumpować menedżerów miała spółka z Katowic Emes-Mining Service (EMS). Ujawnił to ABW współwłaściciel firmy Andrzej B., który pokłócił się o pieniądze ze swoim wspólnikiem – Antonim G. Andrzej B. w zamian za ujawnienie korupcji skorzystał z klauzuli bezkarności (podobnie jak Barbara Kmiecik w innej aferze) i jego zarzuty zostały umorzone. W sądzie wystąpi tylko w charakterze świadka. Jednak w biznesie jest skończony, podobnie jak spółka Emes-Mining Service, która jest w upadłości.
Akt oskarżenia obejmuje lata 2003–2008 wpływowi menedżerowie, a według niektórych moich źródeł – „główni rozgrywający” w branży, mieli przyjąć w sumie ponad 3 mln zł łapówek. Za co? Śledczy twierdzą, że EMS opłacał górniczych „rozgrywających” przy okazji przetargów na warte dziesiątki milionów złotych roboty w kopalniach, za przyspieszenie płatności faktur lub jako prezent za utrzymanie „przyjacielskich kontaktów”.
Zeznania i łapówki
Najwięcej według śledczych miał wziąć Janusz S., były już dyrektor kopalni Staszic (należącej do KHW), 523 tys. zł, oraz Leszek J. – jako prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej (aż 440 tys. zł, w transzach po 30 – 40 tys. zł).
Inni oskarżeni to m.in. Maksymilian K., były prezes Kompanii Węglowej, największej spółki górniczej w Europie (zarzut przyjęcia 300 tys. zł łapówek), jego następca Mirosław K. (16,5 tys. zł), Stanisław G., były prezes Katowickiego Holdingu Węglowego (185 tys. zł), Adam K., były dyrektor kopalni Szczygłowice (109 tys. zł), Stanisław L. (70 tys. zł), Artur K., były dyrektor kopalni Wieczorek (56 tys.), Czesław K., były dyrektor kopalni Zofiówka (25 tys. zł), Krzysztof O., były dyrektor kopalni Krupiński (8,5 tys. zł), Zbigniew Cz., były dyrektor kopalni Borynia (6,5 tys. zł) oraz kilku pracowników biura zarządu JSW (70−300 tys. zł).
– Właściwie to wszystkie patologie w górnictwie należałoby połączyć w jeden proces sądowy. Jednak nikomu na tym nie zależy. Z wyprowadzania pieniędzy z górnictwa, łapówek i „konsultacji” żyją całe rodziny „węglowych baronów”. Przy awansach ważne są koligacje, ukończone szkoły – raz awansuje koteria z AGH, a raz z Politechniki Śląskiej, no i przełożenia partyjne, czyli „klucz” mniej elegancko za czasów komuny zwany „nomenklaturą”. Raz rozdaje karty PO, ale znacznie częściej PSL
– wyjawia moje źródło.
Jednak w prokuratorskiej szafie dojrzewa coś znacznie poważniejszego. Od kilku lat w Prokuraturze Apelacyjnej w Katowicach prowadzone jest postępowanie, w którym do tej pory zarzuty korupcji usłyszało dwadzieścia osób, w tym kilku dyrektorów kopalń. Usłyszeli zarzuty przyjmowania łapówek od pracowników spółki Minova Ekochem z Siemianowic Śląskich, która jest jednym z największych w Europie producentów klejów i pianek do górnictwa. To produkty potrzebne w każdej kopalni, wykorzystuje się je do spajania i uszczelniania skał, tamowania wody czy wypełniania podziemnych pustek.
O wręczanie łapówek podejrzani są dwaj byli wiceprezesi Minova Ekochem oraz kilku pracowników marketingu. Minova jest częścią międzynarodowej grupy kapitałowej Orica, która działa na całym świecie – m.in. w Australii (główna siedziba), Polsce, Czechach, na Ukrainie, w Wielkiej Brytanii i RPA.
Zarzuty w tej sprawie usłyszeli do tej pory m.in. Artur K., były dyrektor kopalni Wieczorek (należy do Katowickiego Holdingu Węglowego), Józef S., były dyrektor kopalni Polska-Wirek (połączona z Halembą należy do Kompanii Węglowej), Bogdan Ś., były dyrektor kopalni Borynia, oraz Mieczysław M., były dyrektor kopalni Krupiński (obie kopalnie należą do Jastrzębskiej Spółki Węglowej). Jak widać niektóre nazwiska z tej afery powtarzają się w aferze EMS. To nie powinno dziwić, bo Minova Ekochem była konkurencją dla EMS.
Lepkie ręce
Z ustaleń śledczych wynika, że w Minovie Ekochem utworzono specjalny fundusz na łapówki. Aby go stworzyć podpisano dziesiątki, jeżeli nie setki fikcyjnych umów zleceń ze studentami. Za kilkaset złotych lub za… piwo zgadzali się na ich podpisanie. Z nieoficjalnych informacji wynika, że niektórzy z nich byli studentami prawa i niewykluczone, że są teraz aplikantami, asesorami lub… prokuratorami. Rekordzistką okazała się studentka psychologii, z którą zawarto umowy na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Co miesiąc dział marketingu Minovy przygotowywał zestawienia dotyczące sprzedaży materiałów chemicznych dla poszczególnych kopalń i wyliczał procentową „prowizję” wypłacaną dyrektorom.
Minova płaciła w ten sposób za zamawianie jej produktów, a nie EMS oraz za to, żeby dyrektorzy kopalń nie reklamowali jakości sprzedawanych przez nią produktów.
Pieniądze na łapówki trafiały też do Polski ze specjalnego konta w szwajcarskim banku. Pracownicy spółki przewozili je w teczkach podczas służbowych delegacji. Kiedy już o sprawie dowiedzieli się śledczy, płacono miliony za milczenie. Prezesi Orica z Australii, kiedy zorientowali się o aferze i jej skali oraz zagrożeniu dla wiarygodności ich giełdowej spółki, zwolnili z kierowniczych stanowisk wielu menedżerów. Po zaangażowaniu Interpolu w śledztwo istniało bowiem podejrzenie, że korupcyjny proceder nie dotyczy jedynie Polski.
Jednym ze świadków oskarżenia jest Piotr W. Stracił stanowisko dyrektora kopalni Bielszowice po tym, jak władze Kompanii Węglowej dowiedziały się z Gazety Wyborczej o tym, iż poszedł na współpracę z prokuraturą, i zeznaje w sprawie afery Minova Ekochem. W. przyznał prokuratorom, że kiedy kierował kopalnią Polska-Wirek, wziął trzy łapówki po 1,5 tys. zł każda.
Jak widać „czarna branża” trzyma się mocno. Złamanie zmowy milczenia zostało ukarane.
Artykuł opublikowany we wrześniu 2013 roku na portalu wPolityce.pl Jak widać, w górnictwie bez zmian.