Nie wiadomo, skąd wzięły się zaniżone wyniki badań toksycznego stawu Kalina w Świętochłowicach, i kto za to odpowiada. Bardzo prawdopodobne jest, że gmina będzie musiała zwrócić kilkadziesiąt milionów złotych unijnej dotacji, bo zastosowana technologia rewitalizacji nie zapewnia uzyskania efektu ekologicznego.
Nie cichnie skandal wywołany skandalem wokół rewitalizacji stawu Kalina w Świętochłowicach na Śląsku. Miało być pięknie – cuchnący ściek pełen toksycznych fenoli i innych rakotwórczych związków, dzięki pieniądzom z Unii Europejskiej miał się zamienić w czysty staw, w którym będą pływać ryby i wypoczywać mieszkańcy.
Tak przynajmniej obiecywał prezydent miasta Dawid Kostempski i taką ekologiczną wizję roztaczał przed oszołomionymi świętochłowiczanami. Z kalkulacji kosztów wyszło, że na oczyszczenie trzeba 30 mln zł. W 85 procentach miała to pokryć unijna dotacja. Przetarg na prace, które miały się zakończyć w lipcu przyszłego roku, wygrało konsorcjum z firmą VIG na czele.
Kilkanaście dni temu z inwestycji, z której prezydent Kostempski chciał zrobić atut wyborczy, wycofało się konsorcjum firm. Na nic zdały się desperackie próby ratowania resztek wiarygodności przez Kostempskiego i jego ekipę. Nikogo nie przekonała ich argumenty i amatorszczyzna na konferencji prasowej oraz zapewnienia, że to gmina wypowiedziała wykonawcy umowę.
Było jednak odwrotnie. Z inwestycji wycofało się konsorcjum.
– Naszym zdaniem nie ma możliwości oczyszczenia wody stawu Kalina, czyli osiągnięcia efektu ekologicznego w zaprojektowanej technologii aeracji ze względu na wielokrotne przekroczenia indeksu fenoli. Przyjęta technologia napowietrzania jest również szkodliwa ze względu na zagrożenie wprowadzenia do powietrza niebezpiecznych dla zdrowia i życia ludzkiego innych toksycznych substancji, które znajdują się w stawie – przyznaje Zdzisław Seweryn, prezes zarządu spółki VIG.
Cóż to jest ten „efekt ekologiczny”? Otóż Unia Europejska nie daje pieniędzy na piękne oczy. Trzeba było wymyślić „patent”, czyli przekonać o tym, że dzięki pieniądzom UE nad Kalina będzie czyste niebo, trwa zielona a woda – źródlana, zamiast tej brązowej pulpy.
Bez efektu
Jak wynika z umowy, miernikiem „efektu ekologicznego” miał być poziom stężenia fenoli, który powinien być nie większy niż 2 mg/l (czyli zgodnie z rozporządzeniem Ministra Środowiska „odpowiadać wymaganiom stawianym przez wody śródlądowe będące środowiskiem życia ryb w warunkach naturalnych”) oraz unieszkodliwienie co najmniej 20 tysięcy ton (!) osadów z dna stawu.
- Stwierdziliśmy, że stężenie fenoli wahało się od 220 do 1700 mg/l. Było to znacznie więcej, niż wynikało z danych przekazanych nam przez Urząd Miasta przed przetargiem – mówi Seweryn.
Zaplanowana metoda napowietrzania stawu (aeracja likwiduje fenole) nie może być stosowana. Za duże jest stężenie tych związków chemicznych. „Rozgrzebanie” Kaliny spowodowało, że ze stawu zaczęły się unosić trujące opary w większym niż do tej pory stężeniu.
Nadal nie wiadomo, dlaczego projekt rewitalizacji, który złożono do wniosku o dotację unijną nie zakładał właściwych stężeń.
– Nie można było osiągnąć czegokolwiek przy zastosowaniu tej metody, która forsowali podwładni Kostempskiego. To wyrzucone pieniądze. Sądzę, że dla prezydenta liczył się efekt medialny, a nie ekologiczny – wyjaśnia jeden z urzędników świętochłowickiego magistratu.
To oznacza, że cała operacja pt. „rewitalizacja stawu Kalina” była pozorna, i niewykluczone że jej organizatorom można będzie postawić przynajmniej zarzut oszustwa.
Inspektor nic nie wie
Nieprawdopodobnie jest także to, że do nadzoru nad projektem, w który chciano wpompować kilkadziesiąt milionów złotych, nie został zaangażowany Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach.
- Jako inspekcja nie uczestniczyliśmy w przygotowywaniu projektu rewitalizacji tego miejsca, nie posiadamy więc wyników badań i ekspertyz, nie uczestniczyliśmy też w żaden sposób w wyborze metody rewitalizacji. Całość tematu prowadzi Urząd Miasta w Świętochłowicach, który posiada pełną dokumentację, kontroluje przebieg prowadzonych prac i podejmuje wszelkie decyzje z nimi związane
– potwierdza nasze szokujące ustalenia Anna Wrześniak, Śląski Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska w Katowicach.
- Do sprawy rewitalizacji stawu Kalina Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach będzie mógł się włączyć dopiero po zakończeniu prac. Nasza rola będzie polegać na sprawdzeniu efektu ekologicznego, o ile Urząd Miasta zwróci się o to do nas – dodaje.
Nie mniej ważny dla mieszkańców jest wymiar zdrowotny, bowiem wraz z rozpoczęciem prac rekultywacyjnych, do atmosfery przedostają się zwiększone ilości toksycznych substancji. To substancje, które mogą wywołać wzrost zachorowań na choroby nowotworowe i wady płodu. Wszystko wskazuje na to, że Dawid Kostempski (zwany w partyjnych kręgach Delfinem), niegdyś nadzieja śląskiej Platformy Obywatelskiej, poważnie naraził życie i zdrowie mieszkańców Świętochłowic.
Niedawno radni Świętochłowic przyjęli uchwałę zobowiązującą przewodniczącego Rady Miejskiej do poinformowania o zaistniałej sytuacji m.in. Najwyższą Izbę Kontroli, Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Centralne Biuro Antykorupcyjne, i Prokuraturę Apelacyjną w Katowicach. Otoczenie prezydenta jest jednak spokojne. Ufają miejskim opowieściom o tym, że ich szef jest „mocny, i mogą mu skoczyć”.