Histo­ryk w zde­rze­niu z historią

W 2009 roku tak napisałem: 

Pro­fe­sor Wacław Dłu­go­bor­ski jest rek­to­rem pry­wat­nej Wyż­szej Szko­ły Huma­ni­stycz­nej w Kato­wi­cach i cenio­nym histo­ry­kiem. To jed­nak tyl­ko ofi­cjal­na cześć życio­ry­su naukowca.

Dotar­łem do doku­men­tów, z któ­rych wyni­ka, że Wacław Dłu­go­bor­ski przez bli­sko 20 lat, do 1975 roku był bar­dzo aktyw­nym i nie­bez­piecz­nym taj­nym współ­pra­cow­ni­kiem SB ps. Asy­stent”, (a potem Wik­tor”) – dono­sił m.in. na kole­gów-naukow­ców oraz pra­cow­ni­ków Radia Wol­na Europa.
Jako były wię­zień nr 138871 obo­zu kon­cen­tra­cyj­ne­go w Auschwitz zasia­da w Mię­dzy­na­ro­do­wej Radzie Oświę­cim­skiej. Miesz­ka w ele­ganc­kiej kamie­ni­cy w śród­mie­ściu Kato­wic od ponad 40 lat. Wyglą­da jed­nak pra­wie tak samo, jak na zdję­ciach zacho­wa­nych w doku­men­tach bez­pie­ki z jego tecz­ki w IPN. Nie zmie­nił nawet nume­ru tele­fo­nu, któ­ry podał jako kon­tak­to­wy dla swe­go opie­ku­na” z SB.
Roz­mo­wa roz­wi­ja się powo­li. Dłu­go­bor­ski opo­wia­da o tym, jak w stycz­niu 1945 roku uciekł z obo­zu. – Wyko­rzy­sta­li­śmy z kole­ga­mi, że wach­ma­ni z SS zosta­li ewa­ku­owa­ni na Zachód, i nie dotar­li ich zmien­ni­cy. Taka luka” trwa­ła kil­ka godzin – wspomina.
Kil­ka­na­ście minut opo­wia­da o cza­sach powo­jen­nych, stu­diach we Wrocławiu.
Nie wytrzy­mu­ję. – Dla­cze­go Pan został agen­tem? Wiem, że współ­pra­co­wał pan ze Służ­bą Bez­pie­czeń­stwa od 1958 roku jako TW Asy­stent”…– pytam profesora.
– Dla­cze­go mnie lustru­je­cie? Prze­cież jestem eme­ry­to­wa­nym pro­fe­so­rem Uni­wer­sy­te­tu Ślą­skie­go a tu, gdzie jestem rek­to­rem to uczel­nia pry­wat­na i lustra­cji nie pod­le­gam – obu­rza się pro­fe­sor Długoborski.
Potem powo­li się uspokaja.
- Tak. Gene­za współ­pra­cy się­ga okre­su oku­pa­cji. Byłem przez 4 mie­sią­ce więź­niem war­szaw­skie­go Pawia­ka, a następ­nie przez pra­wie 2 lata więź­niem obo­zu kon­cen­tra­cyj­ne­go w Auschwitz. Dość, aby naba­wić się kom­plek­su anty­nie­miec­kie­go. Współ­pra­cę wywia­dem PRL w atmos­fe­rze po Paź­dzier­ni­ku 1956” r. uwa­ża­łem za swój obo­wią­zek. Nie zapo­mi­naj­my o ówcze­snej sytu­acji mię­dzy­na­ro­do­wej: Nie­miec­ka Repu­bli­ka Fede­ral­na ucho­dzi­ła za pań­stwo nie­przy­ja­zne Pol­sce. Dzia­ła­ły tam róż­ne­go rodza­ju pla­ców­ki Ost­for­schung – czy­li badań wschod­nich, zaj­mu­ją­cych się m.in. pol­ski­mi Zie­mia­mi Zachod­ni­mi, kwe­stio­nu­ją­cy gra­ni­ce na Odrze i Nysie Pro­wa­dzi­ły dosyć agre­syw­ne dzia­ła­nia poli­tycz­ne prze­ciw­ko PRL. Zaj­mo­wa­ły się bia­łym wywia­dem” i czę­sto sta­no­wi­ły przy­kryw­kę róż­nych agen­cji wywiadowczych 
– tłu­ma­czy.
Po tym przy­dłu­gim wstę­pie już wiem, że prof. Dłu­go­bor­ski nie powie wszyst­kie­go, że będzie pomi­jać nie­wy­god­ne fak­ty, zasła­niać się prze­ży­cia­mi obo­zo­wy­mi, nie­pa­mię­cią, cza­sa­mi, w któ­rych żył.
Współ­pra­ca Wacła­wa Dłu­go­bor­skie­go ze Służ­bą Bez­pie­czeń­stwa roz­po­czę­ła się w kwiet­niu 1958 r. Histo­ryk był wte­dy pra­cow­ni­kiem Wyż­szej Szko­ły Eko­no­micz­nej w Kato­wi­cach oraz Zakła­du Histo­rii Pol­skiej Aka­de­mii Nauk we Wro­cła­wiu. Wybie­rał się na sty­pen­dium do Nie­miec Zachod­nich (NRF), i ofi­cer SB spo­tkał się z nim przed tym wyjazdem.
Roz­mo­wa był ogól­na, bo mia­ła na celu roz­po­zna­nie nasta­wie­nia Dłu­go­bor­skie­go do SB, a tak­że zain­spi­ro­wa­nie go pew­ny­mi tema­ta­mi w cza­sie sty­pen­dium. Dłu­go­bor­ski był pojęt­nym słu­cha­czem. Po powro­cie z wyjaz­du do NRF zło­żył ofi­ce­ro­wi Wydzia­łu II wro­cław­skiej SB obszer­ny raport na temat swo­je­go poby­tu m.in. w Insty­tu­cie Her­de­ra w Marburgu.
Zna­la­zły się w nim bar­dzo dokład­ne cha­rak­te­ry­sty­ki nie­miec­kich naukow­ców, któ­re bar­dzo zain­te­re­so­wa­ły wywiad. Doty­czy­ły bowiem nie tyl­ko spraw zawo­do­wych, ale tak­że pry­wat­nych – zain­te­re­so­wań, poglą­dów poli­tycz­nych. Raport był tak cie­ka­wy, że spo­tkał się z uzna­niem nawet ofi­ce­rów z Cen­tra­li, czy­li wywia­du MSW, urzę­du­ją­cych w gma­chu przy uli­cy Rako­wiec­kiej w Warszawie.
Naj­pierw wywiad
W MSW zapa­dła decy­zja o ści­ślej­szej for­mie współ­pra­cy z naukow­cem i zare­je­stro­wa­niu Dłu­go­bor­skie­go jako agen­ta Depar­ta­men­tu I (wywia­du) ps. Asy­stent”. Wer­bu­nek naukow­ca prze­pro­wa­dził ppłk Edmund Wzią­tek, zastęp­ca komen­dan­ta woje­wódz­kie­go MO we Wro­cła­wiu ds. SB.
Zobo­wią­za­nia do współ­pra­cy nie pobie­ra­no. Zde­cy­do­wa­no, że jest to nie­ko­niecz­ne, a mogło­by tyl­ko ura­zić jego oso­bę. […] W sto­sun­ku do Służ­by Bez­pie­czeń­stwa jest szcze­ry oraz chęt­ny do wyko­ny­wa­nia zadań w odnie­sie­niu do spraw nie­miec­kich. Spo­tka­nia odby­wa­no spo­ra­dycz­nie, cza­sem co kil­ka dni, prze­waż­nie jed­nak raz w miesiącu”
– napi­sał w cha­rak­te­ry­sty­ce agen­ta ppłk Wzią­tek w 1961 r. Dłu­go­bor­ski pie­nię­dzy za zada­nia wyko­ny­wa­ne dla wywia­du nie brał. SB zwra­ca­ła agen­to­wi jedy­nie kosz­ty podróży.
- Jak wyni­ka z zacho­wa­nych akt w IPN, Dłu­go­bor­ski był wte­dy trak­to­wa­ny jako kon­takt infor­ma­cyj­ny”. To szcze­gól­na kate­go­ria oso­bo­we­go źró­dła infor­ma­cji wła­ści­wa dla Depar­ta­men­tu I MSW – czy­li tego, co bez­pie­ka nazy­wa­ła wywia­dem. Tak napraw­dę z wywia­dem miał on nie­wie­le wspól­ne­go, bo zaj­mo­wał się inwi­gi­la­cją pol­skich uchodź­ców poli­tycz­nych. Rzą­dził się swo­imi regu­ła­mi i miał wła­sną ter­mi­no­lo­gię. W Depar­ta­men­cie I kon­takt infor­ma­cyj­ny był tym samym, czym dla wła­ści­wej SB taj­ny współ­pra­cow­nik – stwier­dza dr Adam Dziu­ba, histo­ryk z IPN w Kato­wi­cach.O stop­niu zaufa­nia SB do Asy­sten­ta” niech świad­czy to, że zre­zy­gno­wa­no od wią­za­nia go za pomo­cą zobo­wią­za­nia; sta­le pod­kre­śla­no jego lojal­ność i szcze­rość, a tak­że dużą uży­tecz­ność dostar­cza­nych infor­ma­cji doda­je.
Łowy agen­ta, czy­li o Żydach, Niem­cach i Wol­nej Europie
Dłu­go­bor­ski na pole­ce­nie SB utrzy­my­wał kon­tak­ty kore­spon­den­cyj­ne z zachod­nio­nie­miec­ki­mi naukow­ca­mi, pra­cu­ją­cy­mi w Insty­tu­tach Wschod­nich. Asy­stent” ode­grał też bar­dzo waż­ną rolę w akcji pol­skie­go wywia­du prze­ciw­ko dr Richar­do­wi Brey­ero­wi z Insty­tu­tu Wschod­nie­go w Mar­bur­gu. Kie­dy Brey­er na zapro­sze­nie Dłu­go­bor­skie­go przy­je­chał do w 1959 r. Pol­ski, w cza­sie jed­ne­go ze spo­tkań we Wro­cła­wiu Asy­stent” umoż­li­wił spo­tka­nie z nim na kola­cji ofi­ce­ra wywia­du MSW. Nie wia­do­mo, czy doszło do wer­bun­ku Brey­era. Spo­tka­nie scha­rak­te­ry­zo­wa­no tak:
Pra­cow­ni­cy MSW prze­pro­wa­dzi­li z Brey­erem roz­mo­wy ope­ra­cyj­ne. Asy­stent” był wpro­wa­dzo­ny wów­czas we wszyst­kie szcze­gó­ły tej spra­wy i skła­dał rela­cje z jej przebiegu”.
Jak wyni­ka z doku­men­tów, Dłu­go­bor­ski na pole­ce­nie SB wyjeż­dżał do NRF W celach nauko­wych, gdzie wyko­ny­wał zada­nia zle­co­ne przez Depar­ta­ment I. Z zadań tych Asy­stent” wywią­zy­wał się wzorowo”.
W cza­sie swo­ich wyjaz­dów nauko­wych” Dłu­go­bor­ski dono­sił nie tyl­ko o nie­miec­kich czy pol­skich naukow­cach, ale tak­że o oso­bach, któ­re mogły zain­te­re­so­wać bez­pie­kę. Tak było z rodzi­ną Gros­se z Monachium.
Jan Piotr Gros­se pra­co­wał w Radiu Wol­na Euro­pa, z Pol­ski wyje­chał po woj­nie. Dłu­go­bor­ski spo­tkał się z nim w cza­sie jed­ne­go z poby­tów w NRF pod koniec lat 50.
Na pra­cę w RWE bar­dzo narze­ka, acz­kol­wiek przy­zna­je że jest dobrze płat­na. Narze­ka przede wszyst­kim na atmos­fe­rę dono­sów i np. bar­dzo źle widzia­ne w roz­gło­śni kon­tak­ty pra­cow­ni­ków z kra­jem. Ma bar­dzo dobre kon­tak­ty z polo­nią mona­chij­ską. Krzysz­tof Gros­se, ma bar­dzo chwiej­ny cha­rak­ter i jest pod dużym wpły­wem swo­jej matki”.
Pod wie­lo­stro­ni­co­wym rapor­tem Asy­sten­ta” z tej podró­ży służ­bo­wej jest dopi­sek ofi­ce­ra:Infor­ma­cja doty­czą­ca Gros­sów i Krzysz­to­fa Bukow­skie­go z Mona­chium zosta­nie wyko­rzy­sta­na przez Depar­ta­ment II MSW”.
W tym samym cza­sie bez­pie­ka w kra­ju gwał­tow­nie szu­ka­ła infor­ma­to­rów Radia Wol­na Euro­pa”. Dziś wie­my, że jed­nym z nich był Wła­dy­sław Bar­to­szew­ski. Na szczę­ście SB nigdy nie wpa­dła na jego trop.
Po latach Bar­to­szew­ski i Dłu­go­bor­ski zasia­da­ją obok sie­bie w Mię­dzy­na­ro­do­wej Radzie Oświę­cim­skiej(MRO). Pro­fe­sor Bar­to­szew­ski nie odpo­wie­dział na mój e‑mail z proś­bą o komen­tarz na temat współ­pra­cy człon­ka MROSB.
- Nie­któ­rych rze­czy z dzi­siej­szej per­spek­ty­wy cza­su żału­ję. Przede wszyst­kim udzie­le­niu infor­ma­cji o jed­nej rodzi­nie pra­cu­ją­cej w Radiu Wol­na Euro­pa – stwier­dza Długoborski.
Histo­ry­cy bez tajem­nic dla SB
Robił karie­rę nauko­wą, ale jed­no­cze­śnie nadal dono­sił na oso­by ze swo­je­go śro­do­wi­ska. Infor­mo­wał w latach 60. SB np. o zna­nych histo­ry­kach – Ste­fa­nie Inglo­cie, Hen­ry­ku Were­szyc­kim, Micha­le Koma­szyń­skim, a tak­że innych naukow­cach, z któ­ry­mi zetknął się w cza­sie poby­tów zagranicą.
Tak m.in. cha­rak­te­ry­zo­wał prof. Inglota:
Przy całej swo­jej ostroż­no­ści Inglot w spo­sób bar­dzo trud­ny do uchwy­ce­nia utrud­niał karie­ry nauko­we pra­cow­ni­ków o zade­kla­ro­wa­nej mark­si­stow­skiej posta­wie poli­tycz­nej, a z dru­giej stro­ny popie­rał mło­dych pra­cow­ni­ków, któ­rych sam w pew­nym sen­sie ura­biał”. […] Ma bar­dzo sze­ro­kie kon­tak­ty z uczo­ny­mi z kra­jów zachodnich”.
Współ­pra­ca Asy­sten­ta” z wywia­dem MSW ule­gła nagłe­mu zaha­mo­wa­niu pod koniec lat 60. Oka­za­ło się, że jed­na ze stu­den­tek oskar­ży­ła Dłu­go­bor­skie­go o to, że wziął łapów­kę za jej przy­ję­cie na stu­dia na Wyż­szej Szko­le Eko­no­micz­nej w Kato­wi­cach. Postę­po­wa­nie dys­cy­pli­nar­ne trwa­ło kil­ka lat. Zablo­ko­wa­ło wyjazd agen­ta na rocz­ne sty­pen­dium do NRF.
SB, mimo próśb swe­go agen­ta, nie chcia­ła pomóc w tej spra­wie. Asy­stent” bez moż­li­wo­ści wyjaz­du do Nie­miec był bez­u­ży­tecz­ny dla wywia­du, i w 1971 roku współ­pra­cę zakoń­czo­no. Nie zna­czy to jed­nak, że SB zapo­mnia­ła o Długoborskim.
W maju 1973 roku z docen­tem Dłu­go­bor­skim, wte­dy już pro­dzie­ka­nem Wydzia­łu Huma­ni­stycz­ne­go Uni­wer­sy­te­tu Ślą­skie­go w kato­wic­kim hote­lu Polo­nia” spo­ty­ka się kapi­tan Edward Cicho­pek z Wydzia­łu III kato­wic­kiej SB. Wydział III zaj­mo­wał się inwi­gi­la­cją śro­do­wisk nauko­wych i ochro­ną” kato­wic­kiej uczel­ni przed anty­so­cja­li­stycz­ny­mi wpływami.
Powrót na łono SB
Spo­tka­nie kapi­ta­na Cichop­ka z doc. Dłu­go­bor­skim zakoń­czy­ło się ponow­nym zwer­bo­wa­niem histo­ry­ka do współ­pra­cy z SB. Dłu­go­bor­ski przyj­mu­je pseu­do­nim Wik­tor”, pod­pi­su­je zobo­wią­za­nie do współ­pra­cy i skła­da pierw­sze donie­sie­nie. Doty­czy­ło doc. Wsie­wo­ło­da Woł­cze­wa, dogma­tycz­ne­go komu­ni­sty, któ­re­go teo­rii oba­wia­li się nawet naj­bar­dziej aktyw­ni dzia­ła­cze PZPR. To wła­śnie Woł­czew w 1980 roku zało­żył Kato­wic­kie Forum Par­tyj­ne. Jed­nak krę­gu zain­te­re­so­wań SB zna­lazł się bli­sko 7 lat wcze­śniej – wła­śnie dzię­ki dono­som Wik­to­ra”:
Żądał od wszyst­kich wykła­dow­ców, aby sze­rzy­li w swych wykła­dach mark­sizm-leni­nizm. W śro­do­wi­sku ucho­dzi za lewa­ka i dogma­ty­ka. Jako kie­row­nik Zakła­du Nauk Poli­tycz­nych zgro­ma­dził wokół sie­bie mło­da kadrę, cał­ko­wi­cie od sie­bie zależ­ną, dobie­ra­ną w spe­cy­ficz­ny sposób”.
Wik­tor” dono­sił też w 1973 roku na doc. dr hab. Jana Kunisza:
Głę­bo­ko wie­rzą­cy kato­lik, ojciec czwor­ga dzie­ci, żona po wyż­szych stu­diach fana­tycz­nie reli­gij­na. Kunisz na uczel­ni nie cie­szy się dużym auto­ry­te­tem, trak­to­wa­ny jest raczej z pobła­ża­niem a to z powo­du dzie­dzi­ny nauko­wej, któ­ra się inte­re­su­je (numi­zma­ty­ka). Prze­by­wał na kon­gre­sie numi­zma­tycz­nym w USA, za jego pobyt i podróż pła­cił organizator”.
W stycz­niu 1974 roku Wik­tor” infor­mu­je swe­go opie­ku­na” z MSW o swo­im poby­cie na kon­fe­ren­cji w NRF.
Z naszym taj­nym współ­pra­cow­ni­kiem pró­bo­wał nawią­zać kon­takt Boh­dan Korab-Osad­czuk, Polak z pocho­dze­nia na Zacho­dzie od zakoń­cze­nia II Woj­ny Świa­to­wej. Zaj­mu­je się nauko­wo współ­cze­sną pro­ble­ma­ty­ka Pol­ski i państw socja­li­stycz­nych. TW pouf­nie dowie­dział się, że Korab-Osad­czuk jest współ­pra­cow­ni­kiem wywia­du bry­tyj­skie­go i Radia Wol­na Euro­pa. To było powo­dem, że »Wik­tor« odmó­wił z nim spotkania”.
28 mar­ca 1974 roku TW Wik­tor dono­si SB na Anto­nie­go Bar­cia­ka, star­sze­go asy­sten­ta Zakła­du Histo­rii Sta­ro­żyt­nej i Śre­dnio­wiecz­nej Insty­tu­tu Histo­rii WNS:
Czyn­nie zaan­ga­żo­wa­ny w dzia­łal­ność Dusz­pa­ster­stwa Aka­de­mic­kie­go. Widy­wa­ny czę­sto w punk­tach kate­che­tycz­nych w klasz­to­rze w Kato­wi­cach-Ligo­cie, ma kon­tak­ty z księżmi”.
SB cie­ka­wi­ła tak­że spra­wa doc. Józe­fa Szy­mań­skie­go z tego same­go Zakładu.
W ramach zajęć z histo­rii orga­ni­zu­je wyjaz­do­we semi­na­ria ze stu­den­ta­mi do histo­rycz­nych i zabyt­ko­wych obiek­tów, gdzie na miej­scu pro­wa­dzo­ne są lek­cje poglą­do­we. Naj­czę­ściej w tym celu wybie­ra obiek­ty sakral­ne, gdzie po nor­mal­nych zaję­ciach wcho­dzi w kon­tak­ty z księżmi”.
Szpi­cel z tytu­łem nauko­wym nie stro­nił też od dono­sów oby­cza­jo­wych – kto ma kochan­ki, kto pije czy ma inne sła­bo­ści. Z punk­tu widze­nia SB były to infor­ma­cje bez­cen­ne, pozwa­la­ją­ce na pró­bę wer­bun­ku. Dzię­ki mate­ria­łom kom­pro­mi­tu­ją­cym”, jakie SB mia­ła dzię­ki takim dono­som, ewen­tu­al­na pró­ba wer­bun­ku zwy­kle koń­czy­ła się sukcesem.
Z wyjaz­dów służ­bo­wych Dłu­go­bor­ski tak­że pisał dono­sy, pra­wie tak dobre jak za daw­nych, wro­cław­skich” czasów.
Na Uni­wer­sy­te­cie w Oden­se w Danii zatrud­nio­ny jest były pra­cow­nik nauko­wy Woj­sko­wej Aka­de­mii Poli­tycz­nej, histo­ryk prof. Ema­nu­el Halicz – naro­do­wo­ści żydow­skiej, któ­ry wyemi­gro­wał z Pol­ski po 1968 r. Nie zna w zasa­dzie żad­ne­go języ­ka, jedy­nie bar­dzo sła­bo j. angiel­ski. Wśród tam­tej­szej kadry nauko­wej nie posia­da żad­ne­go auto­ry­te­tu, na uczel­ni pobie­ra niską pen­sje lecz jest dofi­nan­so­wy­wa­ny przez ośrod­ki syjo­ni­stycz­ne”.
Cen­ne infor­ma­cje dla SB zawie­rał rów­nież inny donos – tym razem o byłym pra­cow­ni­ku WSE w Kato­wi­cach dr Zyg­mun­cie Tko­czu, któ­ry kil­ka lat wcze­śniej wybrał wolność”
Spe­cja­li­zu­je się w socjo­lo­gii, zdo­był duży auto­ry­tet w Oden­se. Utrzy­mu­je kon­tak­ty z emi­gra­cyj­nym dzia­ła­czem endec­kim Gier­ty­chem z Lon­dy­nu, z któ­rym wydał wspól­nie książ­kę. Ostat­nio napi­sał pra­ce habi­li­ta­cyj­ną o struk­tu­rze spo­łecz­nej kra­jów socja­li­stycz­nych, jed­nym z recen­zen­tów pra­cy był Leszek Koła­kow­ski”– dono­sił Wik­tor”.
Zadzwo­ni­łem do prof. Tko­cza, do jego domu w Oden­se w Danii. Był zasko­czo­ny agen­tu­ral­ną prze­szło­ścią naukow­ca, któ­ry nawet bywał u nie­go w domu.
– Fak­tycz­nie, z Pol­ski wyje­cha­łem w 1970 roku, po pro­stu nie wró­ci­łem z waka­cji we Fran­cji. Dłu­go­bor­ski dwa razy mnie odwie­dzał w Danii w latach 80. Jego współ­pra­ca z SB to bar­dzo nie­przy­jem­na spra­wa. Ucho­dził za dobre­go histo­ry­ka od spraw eko­no­micz­nych… - stwier­dził prof. Tkocz
- Takie kon­tak­ty z orga­na­mi bez­pie­czeń­stwa były nor­mal­ną prak­ty­ką. Byłem na kie­row­ni­czym sta­no­wi­sku na uczel­ni, stąd nie­za­leż­nie poza tymi kon­tak­ta­mi musia­łem spo­ty­kać się z pra­cow­ni­ka­mi SB i odpo­wia­dać na okre­ślo­ne pyta­nia. Doty­czy­ły m.in. dzia­łal­no­ści doc. Woł­cze­wa, fana­tycz­ne­go komu­ni­stycz­ne­go dogma­ty­ka, podob­nie jak krąg zafa­scy­no­wa­nych nim jego uczniów, któ­rych wodził na manow­ce wal­ki pseu­do­po­li­tycz­nej, odcią­ga­jąc od karie­ry nauko­wejtłu­ma­czy dziś Długoborski.
1975 roku wstą­pił do PZPR. - I zosta­łem wykre­ślo­ny z ewi­den­cji taj­nych współ­pra­cow­ni­ków SB. W cza­sach pierw­szej Soli­dar­no­ści” dzia­ła­łem w Kato­wi­cach i na nowym miej­scu pra­cy – Aka­de­mii Peda­go­gicz­nej w Kra­ko­wie, gdzie w grud­niu 1981 roku zosta­łem usu­nię­ty z par­tii i szy­ka­no­wa­ny w spra­wach zawo­do­wych – stwierdza.
Już pod koniec listo­pa­da 1980 r. Soli­dar­ność” na zrze­sza­ła ok. 1500 osób. Do S” zapi­sa­ło się 598 nauczy­cie­li aka­de­mic­kich z 1202 pra­cow­ni­ków. Maso­wo wstę­po­wa­li tak­że człon­ko­wie PZPR. Prof. Wacław Dłu­go­bor­ski od grud­nia 1980 roku był człon­kiem Rady Pro­gra­mo­wej Wszech­ni­cy Gór­no­ślą­skiej. Była to insty­tu­cja powsta­ła z ini­cja­ty­wy ślą­skiej Soli­dar­no­ści”. Pro­wa­dzo­no w niej wykła­dy popu­lar­no­nau­ko­we oraz spo­tka­nia dys­ku­syj­ne z twór­ca­mi kul­tu­ry, publi­cy­sta­mi, dzia­ła­cza­mi opozycyjnymi.
– Wszech­ni­cę Gór­no­ślą­ską inwi­gi­lo­wa­ła bez­pie­ka w ramach Spra­wy Ope­ra­cyj­ne­go Roz­pra­co­wa­nia Kuź­nia”. W archi­wach IPN nie zacho­wa­ły się żad­ne dowo­dy na dzia­ła­nia skie­ro­wa­ne prze­ciw­ko prof. Dłu­go­bor­skie­mu w latach 80. Nie ma jed­nak też dowo­dów na kon­ty­nu­owa­nie SB z nim współ­pra­cy po 1975 roku – wyja­śnia dr Dziuba.
Arty­kuł uka­zał się w 2009 roku. Minę­ło spo­ro cza­su, i kil­ka rze­czy wyma­ga aktu­ali­za­cji. Otóż nie ist­nie­je już pry­wat­na szko­ła wyż­sza, któ­rej prof. Dłu­go­bor­ski był rek­to­rem. Mimo, że jego agen­tu­ral­na prze­szłość zosta­ła ujaw­nio­na, do 2012 roku zasia­dał w pre­sti­żo­wej Mię­dzy­na­ro­do­wej Radzie Oświęcimskiej.

Mac­ki bez­pie­ki wokół Zbi­gnie­wa Religi

Pro­fe­sor Zbi­gniew Reli­ga był na Ślą­sku przez nie­mal czte­ry lata inwi­gi­lo­wa­ny przez Służ­bę Bez­pie­czeń­stwa. Do same­go koń­ca PRL‑u kon­tro­lo­wa­no jego kore­spon­den­cję, a dono­si­ło na nie­go co naj­mniej dwóch szpicli.

Nawet SB doce­nia­ła talent i oso­bo­wość pro­fe­so­ra Zbi­gnie­wa Reli­gi. Świad­czy o tym kryp­to­nim kwe­stio­na­riu­sza ewi­den­cyj­ne­go, w któ­rym roz­pra­co­wy­wa­no kar­dio­chi­rur­ga – Uni­kat”. Zało­że­nie takie­go kwe­stio­na­riu­sza ozna­cza­ło, że SB inte­re­so­wa­ła się taką oso­bą. Wnio­sek o inwi­gi­la­cję Zbi­gnie­wa Reli­gi zło­żył 12 grud­nia 1986 r. kapi­tan Jerzy Obtu­ło­wicz z SB w Zabrzu.

religa

Docent Reli­ga od dwóch lat pra­co­wał na Ślą­sku – był m.in. kie­row­ni­kiem Kate­dry i Kli­ni­ki Kar­dio­chi­rur­gii Ślą­skiej Aka­de­mii Medycz­nej w Kato­wi­cach – Wydzia­łu Lekar­skie­go w Zabrzu. Z kolei Obtu­ło­wicz był doświad­czo­nym esbe­kiem. Oprócz tego, że inwi­gi­lo­wał śro­do­wi­sko naukow­ców i stu­den­tów medy­cy­ny w Zabrzu, roz­pra­co­wy­wał rów­nież Soli­dar­ność Walczącą”.

Cóż tak zanie­po­ko­iło kapi­ta­na Obtu­ło­wi­cza, że rok po uda­nym prze­szcze­pie ser­ca przez docen­ta Reli­gę, zde­cy­do­wał się na inwi­gi­la­cję kar­dio­chi­rur­ga? To banal­ne. W aktach prze­cho­wy­wa­nych w archi­wum IPN w Kato­wi­cach zacho­wał się mel­du­nek, że 21 listo­pa­da 1986 r. uzy­ska­no agen­tu­ral­ną infor­ma­cję o Reli­dze, któ­ra była uza­sad­nie­niem zało­że­nia Kwe­stio­na­riu­sza Ewi­den­cyj­ne­go kryp­to­nim Uni­kat”. Reli­ga poja­wiał się w doku­men­tach SB jako oso­ba roz­pra­co­wy­wa­na, czy­li figurant.

Agent dono­sił, że kardiochirurg:

Pre­zen­tu­je opo­zy­cyj­ne do władz poglą­dy. Pod­czas dys­ku­sji pro­wo­ku­je tema­ty poli­tycz­ne o cha­rak­te­rze nega­tyw­nym. Z roz­mów jakie pro­wa­dzi doc. Z. Reli­ga wyni­ka, iż dys­po­nu­je mate­ria­ła­mi i wydaw­nic­twa­mi pod­ziem­ny­mi, jak­kol­wiek sam ich nie kol­por­tu­je. Z ope­ra­cyj­ne­go roz­po­zna­nia wyni­ka, że w sprzy­ja­ją­cych warun­kach może pod­jąć dzia­ła­nia o cha­rak­te­rze nega­tyw­nym politycznie”.

Po tym dono­sie machi­na inwi­gi­la­cji Reli­gi ruszy­ła. Infor­ma­to­rzy SB dzia­ła­li nawet pod­czas spo­tkań towa­rzy­skich. Jeden z takich dono­sów powstał wio­sną 1987 r.

Figu­rant w dniu 27.02.1987 będąc pod wpły­wem alko­ho­lu prze­ka­zał swój samo­chód do pro­wa­dze­nia swe­mu kole­dze dr Jano­wi Brzo­zow­skie­mu, któ­ry był rów­nież pod wpły­wem alko­ho­lu. Zatrzy­ma­ny przez funk­cjo­na­riu­szy wywo­łał awan­tu­rę. Od kie­row­cy dra J. Brzo­zow­skie­go pobra­no krew, któ­ra po bada­niu zawie­ra­ła 2,1 pro­mi­la. Figu­rant (czy­li Z. Reli­ga – przyp. TS) wyko­rzy­stu­jąc swój sta­tus zawo­do­wy i zwią­za­na z tym pozy­cje spo­łecz­ną sta­ra się wymu­sić m.in. na Kole­gium ds. Wykro­czeń w Zabrzu umo­rze­nie spra­wy wobec dr. J. Brzozowskiego”.

– Na mili­cję zadzwo­nił jeden z uczest­ni­ków tego przy­ję­cia, z któ­rym Reli­ga miał ostry kon­flikt. Spra­wa była gło­śna w śro­do­wi­sku, a Reli­ga wie­dział, kto chciał go wro­bić, bo powie­dzie­li mu to … mili­cjan­ci – wspo­mi­na jeden z eme­ry­to­wa­nych pro­fe­so­rów uczelni.

Czy­ta­jąc zacho­wa­ne w IPN akta Uni­ka­ta” moż­na dziś poznać pseu­do­ni­my infor­ma­to­rów SB, któ­rzy dono­si­li na pro­fe­so­ra Reli­gę w Zabrzu. Sieć była gęsta. Czy prof. Reli­ga widział, kto na nie­go dono­sił? W wywia­dzie-rze­ce Jana Osiec­kie­go Zbi­gniew Reli­ga. Czło­wiek z ser­cem na dło­ni”, pro­fe­sor tak wspominał:

O tym, że ktoś na mnie dono­sił, dowie­dzia­łem się w trak­cie spraw­dza­nia przez sąd moje­go oświad­cze­nia lustra­cyj­ne­go przed wybo­ra­mi pre­zy­denc­ki­mi. Sędzia nawet pytał, czy chcę zoba­czyć listę agen­tów, któ­rzy byli w moim oto­cze­niu. Odmó­wi­łem. […] Taka wie­dza chy­ba nie uła­twia życia, wręcz prze­ciw­nie, raczej je utrud­nia. Po co zatru­wać się myślą, że ktoś, kogo darzy­łem sym­pa­tią i zaufa­niem, na mnie dono­sił? […] Sądzę, żebym mu wyba­czył, ale wolał­bym nie wie­dzieć, że mi ktoś bli­ski coś takie­go zrobił”. 

Na pro­fe­so­ra nie dono­sił nikt bli­ski. Uda­ło się usta­lić dane agen­ta o pseu­do­ni­mie Ana­tom”. To Jerzy Nożyń­ski, któ­ry został zwer­bo­wa­ny w 1977 roku, w cza­sie kie­dy był stu­den­tem Ślą­skiej Aka­de­mii Medycz­nej. Ana­tom” pra­cę w WOK roz­po­czął w 1985 roku. Obec­nie pra­cu­je w Ślą­skim Cen­trum Cho­rób Ser­ca w Zabrzu.

W czerw­cu 1987 roku kpt. Obtu­ło­wicz raportował:

Z roz­po­zna­nia ope­ra­cyj­ne­go pro­wa­dzo­ne­go przez t.w. Ana­tom” i k.s. SP” wyni­ka, iż doc. Z. Reli­ga zak­ty­wi­zo­wał swo­ją dzia­łal­ność spo­łecz­ną i nauko­wą. Po udzia­le jako dele­gat na Zjazd PRON kil­ka­krot­nie wyjeż­dżał do Cze­cho­sło­wa­cji w spra­wie prze­szcze­pu sztucz­nej ner­ki i sztucz­ne­go ser­ca. Był rów­nież gościem Kró­lew­skie­go Insty­tu­tu Kar­dio­lo­gicz­ne­go w Szwe­cji. Doc. Reli­ga spo­dzie­wa się przy­śpie­sze­nia swo­jej nomi­na­cji na sto­pień profesorski”.

TW to taj­ny współ­pra­cow­nik, a k.s. – kon­takt służbowy.

Kil­ka mie­się­cy póź­niej TW Ana­tom” i KS SP” dono­si­li, że:

W ostat­nim okre­sie u doc. Z. Reli­gi w jego świa­to­po­glą­dzie i kon­tak­tach z ludź­mi zacho­dzą dostrze­gal­ne zmia­ny. Począt­ko­wo jak sam twier­dzi odpo­wia­da­ła mu filo­zo­fia Kuro­nia. Przy­jazd do Zabrza i pomoc władz par­tyj­nych zmu­si­ła go do zwe­ry­fi­ko­wa­nia swo­ich poglą­dów. Z kle­rem utrzy­mu­je sto­sun­ki na tyle popraw­ne, ile wyma­ga­ją tego wzglę­dy służ­bo­we. Nie­zmier­nie pozy­tyw­nie odno­si się do władz par­tyj­nych KM PZPR. Wią­że się to rów­nież z jego przej­ściem wraz z zespo­łem do nowe­go ośrod­ka w Kato­wi­cach Ochojcu”.

Pod koniec listo­pa­da 1987 roku w dono­sach poja­wi­ła się cen­na z punk­tu widze­nia SB infor­ma­cja. Ana­tom” i SP” infor­mo­wa­li o kon­flik­cie pomię­dzy Z. Reli­ga a dyrek­to­rem Woje­wódz­kie­go Ośrod­ka Kar­dio­lo­gicz­ne­go, prof. Sta­ni­sła­wem Pasy­kiem, któ­ry był bez­po­śred­nim prze­ło­żo­nym kardiochirurga.

Wśród wie­lu przy­czyn poważ­nym argu­men­tem jest brak sub­or­dy­na­cji figu­ran­ta wobec swe­go zwierzch­ni­ka. Dyrek­tor WOK doma­ga się kon­sul­ta­cji i wyłącz­no­ści decy­zji w pro­wa­dzo­nych przez doc. Z. Reli­gę ope­ra­cji prze­szcze­pów ser­ca. Uza­sad­nia to dużą ceną zabie­gu i dużą śmier­tel­no­ścią. Swo­je argu­men­ty prze­ka­zał par­tyj­nym wła­dzom woje­wódz­kim i Rek­to­ro­wi Śl. AM w Kato­wi­cach. Poseł prof. Hager-Małec­ka przed­sta­wi­ła to jako głos posel­ski doma­ga­jąc się więk­szej ilo­ści zabie­gów tań­szych i ratu­ją­cych życie w miej­sce prze­szcze­pów ser­ca. W odpo­wie­dzi figu­rant nawią­zał ści­słą współ­pra­cę z Ban­kiem Tka­nek w Kato­wi­cach. W myśl poro­zu­mie­nia otrzy­my­wać będzie ze zwłok zastaw­ki ser­ca i przy­go­to­wy­wać z nich prze­szcze­py aktu­al­nie spro­wa­dza­ne za dewi­zy. Doce­lo­wo oszczęd­ność wyno­sić będzie ok. 2000 $ na 1 sztu­ce (1 zastaw­ce). Doc. Reli­ga do dnia 15.11.87 r. prze­by­wał na zwol­nie­niu lekar­skim w War­sza­wie w związ­ku z dole­gli­wo­ścią kręgosłupa”.

Dużo uwa­gi SB poświę­ca­ła spra­wie zasta­wek. Podej­rze­wa­no, że z ich sprze­da­ży na Zachód, Reli­ga zarabia.

Z roz­po­zna­nia ope­ra­cyj­ne­go pro­wa­dzo­ne­go przez TW ps. Ana­tom wyni­ka, że po urlo­pie doc. Z. Reli­ga przy­stą­pił do nawią­za­nia i zacie­śnie­nia współ­pra­cy z naukow­ca­mi radziec­ki­mi. W dal­szym cią­gu kon­kre­ty­zu­je się współ­pra­ca z Ban­kiem Tka­nek i moż­li­wo­ści sprze­da­ży zasta­wek na ryn­ki zachod­nie, głów­nie do USARFN. Doc. Reli­ga w spo­sób zde­cy­do­wa­ny potę­pił okres straj­ko­wy i straj­ku­ją­cych stwier­dza­jąc, iż jest to kolej­ny hamu­lec dla kra­ju i nie­prze­my­śla­nych dzia­łań b. związ­ków solidarnościowych”

– moż­na prze­czy­tać w infor­ma­cji z czerw­ca 1988 r.

Ostat­ni zacho­wa­ny donos na prof. Reli­gę jest z 20.06.1989 r.

Z roz­po­zna­nia ope­ra­cyj­ne­go pro­wa­dzo­ne­go przez t.w. ps. Ana­tom, ks. SP” i KK” wyni­ka, że figu­rant KA 63275 Z. Reli­ga po przy­jeź­dzie na Śląsk odciął się od wszel­kich związ­ków opo­zy­cyj­nych, co wie­lo­krot­nie publicz­nie przy­zna­wał i stał się lojal­nym wobec rzą­du i władz poli­tycz­nych oby­wa­te­lem. Za oka­za­ną mu pomoc w spo­koj­nym kon­ty­nu­owa­niu pra­cy nauko­wej i prak­tycz­nej w dzie­dzi­nie kar­dio­chi­rur­gii. Uwień­cze­niem jego pra­cy i pozy­cji jaką zaj­mu­je w pol­skiej kar­dio­chi­rur­gii sta­ło się wysu­nię­cie Z. Reli­gii (sic!) przez śro­do­wi­sko lekar­skie na kan­dy­da­ta do Sena­tu w 1989 r”.

Służ­ba Bez­pie­czeń­stwa inwi­gi­la­cję prof. Zbi­gnie­wa Reli­gi zakoń­czy­ła 21 czerw­ca 1989 r.

Agen­ci w togach

Na wymiar spra­wie­dli­wo­ści padł strach, bo kło­po­ty lustra­cyj­ne ma coraz wię­cej sędziów i pro­ku­ra­to­rów. Nie dzi­wi zatem nie­chęć star­sze­go poko­le­nia sędziów do orze­ka­nia w pro­ce­sach, w któ­rych oskar­ży­cie­la­mi są pro­ku­ra­to­rzy IPN.

Lek­tu­ra inter­ne­to­wych stron Insty­tu­tu Pamię­ci Naro­do­wej jest bar­dzo cie­ka­wa. Poja­wia się bowiem coraz wię­cej infor­ma­cji o zakwe­stio­no­wa­niu przez pro­ku­ra­to­rów pio­nu lustra­cyj­ne­go oświad­czeń skła­da­nych przez nie tyl­ko samo­rzą­dow­ców (tych już nikt nawet nie liczy), ale tak­że sędziów, adwo­ka­tów, rad­ców praw­nych i prokuratorów.

archiwum

Zgod­nie z usta­wą tak­że oso­by wyko­nu­ją­ce te zawo­dy zobo­wią­za­ne są do zło­że­nia oświad­czeń lustra­cyj­nych, czy­li wyja­wie­niu ewen­tu­al­nej współ­pra­cy, służ­by czy pra­cy w orga­nach bez­pie­czeń­stwa PRL.

Zapew­ne wie­lu przed­sta­wi­cie­li wymia­ru spra­wie­dli­wo­ści śpi nie­spo­koj­nie. Cza­sem zda­rza się, że opo­wie­ści i zapew­nie­nia esbe­ków o tym, iż znisz­czy­li tecz­ki pro­wa­dzo­nej agen­tu­ry oka­zu­ją się nieprawdziwe.

Przy­kła­dem niech będzie Śląsk, gdzie oświad­cze­nia lustra­cyj­ne zło­ży­ło oko­ło 1400 sędziów i pro­ku­ra­to­rów oraz pra­wie 2,5 tysią­ca adwo­ka­tów, rad­ców praw­nych i nota­riu­szy. Nie­któ­rzy skrzęt­nie przy­zna­li się do współ­pra­cy (szcze­gól­nie spo­ro byłych agen­tów i funk­cjo­na­riu­szy służb spe­cjal­nych jest wśród rad­ców i adwo­ka­tów). Roz­gryw­ki z prze­szło­ścią są bez­li­to­sne, a pró­by jej unik­nię­cia coraz czę­ściej przy­po­mi­na­ją rosyj­ską ruletkę”.

TW Beata

O tym, że Temi­da nie­ry­chli­wa, ale spra­wie­dli­wa” prze­ko­na­ła się po 40 latach sędzia Elż­bie­ta Sie­radz­ka z Kato­wic. Sie­radz­ka, któ­ra od 4 lat jest w sta­nie spo­czyn­ku, czy­li sędziow­skiej eme­ry­tu­rze, orze­ka­ła w Sądzie Okrę­go­wym w Kato­wi­cach w gło­śnych pro­ce­sach mafii pali­wo­wej, zabój­ców i gwał­ci­cie­li. Pro­ku­ra­tor IPN uznał, że zło­ży­ła nie­praw­dzi­we oświad­cze­nie lustra­cyj­ne i zata­iła swo­je związ­ki ze Służ­bą Bez­pie­czeń­stwa. Nie­daw­no sąd w Kra­ko­wie wydał pra­wo­moc­ny wyrok, w któ­rym uznał ją za kłam­cę lustracyjnego.

Sie­radz­ka swo­je pierw­sze oświad­cze­nie lustra­cyj­ne zło­ży­ła w 1998 r. Nie było jesz­cze wów­czas IPN, a spra­wy lustra­cji pod­le­ga­ły Rzecz­ni­ko­wi Inte­re­su Publicz­ne­go. Nie przy­zna­ła się wte­dy, że była taj­nym współ­pra­cow­ni­kiem SB. Jej oświad­cze­nie zakwe­stio­no­wał RIP i w 2006 r. zło­żył w ist­nie­ją­cym wte­dy Wydzia­le Lustra­cyj­nym Sądu Ape­la­cyj­ne­go w War­sza­wie wnio­sek o wsz­czę­cie postę­po­wa­nia lustra­cyj­ne­go w spra­wie sędzi. Oka­za­ło się bowiem, że w archi­wum, któ­re oca­la­ły po byłej bez­pie­ce, Sie­radz­ka w latach 70. ub. wie­ku (była wów­czas stu­dent­ka III roku pra­wa) poja­wia się naj­pierw jako kon­takt ope­ra­cyj­ny Elg”, pozy­ska­ny do roz­pra­co­wa­nia śro­do­wi­ska aka­de­mic­kie­go w Kato­wi­cach. Współ­pra­co­wa­ła naj­pierw z Wydzia­łem IV SB, zaj­mu­ją­cym się zwal­cza­niem kościo­ła kato­lic­kie­go. Potem prze­szła kolej­ne stop­nie wta­jem­ni­cze­nia”. Zosta­ła wyty­po­wa­na jako kan­dy­dat na taj­ne­go współ­pra­cow­ni­ka i dono­si­ła o śro­do­wi­sku dusz­pa­ster­stwa aka­de­mic­kie­go. Wyko­rzy­sta­no je do spra­wy obiek­to­wej Kryp­ta”.

Sie­radz­ka zosta­ła zwer­bo­wa­na jako taj­ny współ­pra­cow­nik pseu­do­nim Beata”. I zgod­nie z regu­ła­mi esbec­kiej sztu­ki na piśmie zobo­wią­za­ła się do zacho­wa­nia w tajem­ni­cy kon­tak­tów z SB. Dosta­ła plan zadań, mia­ła przy­go­to­wy­wać cha­rak­te­ry­sty­ki stu­den­tów i infor­mo­wać o zmia­nach księ­ży pro­wa­dzą­cych dusz­pa­ster­stwo. Beata” dostar­cza­ła SB dono­sy i zosta­wia­ła je na poczcie w skrzyn­ce nr 1182. Tra­fi­ło tam jej pięć odręcz­nie pisa­nych informacji.

Zacho­wa­ła się oce­na pra­cy TW Beata: Powie­rzo­ne zada­nia wyko­nu­je sto­sun­ko­wo dobrze. Infor­ma­cje są krót­kie, lecz tre­ści­we”. Na ich pod­sta­wie wyty­po­wa­no innych stu­den­tów do roz­pra­co­wa­nia. Funk­cjo­na­riusz SB wrę­czył też stu­dent­ce 1000 zł. Ostat­nie spo­tka­nie z esbe­ka­mi było w mar­cu 1978 r. Sie­radz­ka ukoń­czy­ła stu­dia, pod­ję­ła pra­cę, a to ogra­ni­czy­ło jej moż­li­wo­ści dal­szej współ­pra­cy z SB.

Kra­kow­ski sąd nie uwie­rzył lustro­wa­nej, że współ­pra­co­wa­ła, bo jej gro­żo­no śmier­cią, bo w II poło­wie lat 70. nie było nasi­lo­nych repre­sji. Sąd nie uwie­rzył też, że prze­ka­zy­wa­ła tyl­ko ogól­ne infor­ma­cje i że nie wzię­ła żad­nych pieniędzy.

Jakie kon­se­kwen­cje ponie­sie? Utra­ci jedy­nie pra­wo do pobie­ra­nia sędziow­skiej emerytury.

TWIPN

Dotąd za kłam­ców lustra­cyj­nych uzna­no trzech praw­ni­ków ze Ślą­ska. O tym, że naj­ciem­niej jest pod latar­nią łudził się pro­ku­ra­tor Arka­diusz Kwie­ciń­ski, któ­ry pra­co­wał naj­pierw w kato­wic­kiej Pro­ku­ra­to­rze Rejo­no­wej, potem Woje­wódz­kiej, a na koń­cu w IPN. Nim w 2006 roku zapadł wyrok, 47-let­ni Kwie­ciń­ski prze­szedł w stan spoczynku.

Co praw­da nie zacho­wa­ła się w IPN tecz­ka per­so­nal­na Kwie­ciń­skie­go, agen­ta ps. Marek I”, a głów­nym dowo­dem były doko­na­ne przez esbe­ka Cze­sła­wa Sta­no­sza wycią­gi z infor­ma­cji od taj­ne­go współ­pra­cow­ni­ka Marek I”. Zarów­no Sta­nosz, oraz ofi­cer SB – Wło­dzi­mierz Wil­ski potwier­dzi­li pod­czas pro­ce­sów, że Kwie­ciń­ski był pro­wa­dzo­nym przez nich agen­tem. On sam nie krył, że spo­ty­kał się z Wil­skim (któ­ry też był wte­dy stu­den­tem wydzia­łu pra­wa), ale na grun­cie towa­rzy­skim”. Kwie­ciń­ski został pro­ku­ra­to­rem IPN2001 r. Zapew­niał wte­dy ówcze­sne­go pre­ze­sa IPN Leona Kie­re­sa, że nic go nie obcią­ża”. Wnio­sek o zba­da­nie jego oświad­cze­nia lustra­cyj­ne­go skie­ro­wał Rzecz­nik Bogu­sław Nizień­ski w ostat­nim dniu swe­go urzę­do­wa­nia w grud­niu 2004 r. Wte­dy pro­ku­ra­tor odszedł na dłu­gie zwol­nie­nie lekarskie.

Pra­wo­moc­nym wyro­kiem zakoń­czy­ło się w 2011 r. postę­po­wa­nie prze­ciw­ko sędzi Moni­ce Tracz-Smo­czyń­skiej z sądu w Wodzi­sła­wiu Ślą­skim, któ­rą sąd uznał za kłam­cę lustra­cyj­ną. Choć sędzia zaprze­cza­ła swo­jej współ­pra­cy ze SB, to według pro­ku­ra­to­rów IPN zacho­wa­ne mate­ria­ły wska­zu­ją, że w latach 19801982, w trak­cie stu­diów na Wydzia­le Pra­wa Uni­wer­sy­te­tu Ślą­skie­go w Kato­wi­cach, była ona taj­nym i świa­do­mym współ­pra­cow­ni­kiem SB o pseu­do­ni­mie Nika”. Mia­ła pecha. Zacho­wa­ły się bowiem jej pokwi­to­wa­nia odbio­ru pie­nię­dzy za prze­ka­zy­wa­ne bez­pie­ce informacje.

- Pod­czas pro­ce­su prze­słu­cha­no bie­głe­go i uzy­ska­no jed­no­znacz­ne pod­trzy­ma­nie opi­nii, iż to lustro­wa­na była autor­ką zacho­wa­nych mel­dun­ków dla SB, pod­pi­sy­wa­nych przez nią pseu­do­ni­mem Nika – stwier­dził pro­ku­ra­tor Andrzej Maj­cher, szef Oddzia­ło­we­go Biu­ra Lustra­cyj­ne­go w Katowicach.

Jej zada­nia doty­czy­ły głów­nie inwi­gi­la­cji dzia­łal­no­ści Dusz­pa­ster­stwa Aka­de­mic­kie­go, a rza­dziej prze­ka­zy­wa­nia infor­ma­cji o dzia­łal­no­ści NZS i tzw. Try­bu­ny Stu­denc­kiej. Za swo­ją dzia­łal­ność dela­tor­ską Nika” dosta­wa­ła pie­nią­dze od SB.

Pro­ces auto­lu­stra­cyj­ny miał też dzia­łacz PO, a zara­zem rad­ca praw­ny Kry­stian Szulc z Mysło­wic. Jak wyni­ka z doku­men­tów dostęp­nych w archi­wum IPN, był on taj­nym współ­pra­cow­ni­kiem o pseu­do­ni­mie Listo­pad”, zare­je­stro­wa­nym przez Sek­cję III Wydzia­łu III KWMO w Kato­wi­cach jesie­nią 1978 r. Zacho­wa­ły się doku­men­ty archi­wal­ne doku­men­tu­ją­ce­go jego współ­pra­cę w posta­ci tecz­ki pra­cy i tecz­ki personalnej.

Kry­stian Szulc, któ­ry do współ­pra­cy z orga­na­mi bez­pie­czeń­stwa w oświad­cze­niu lustra­cyj­nym się przy­znał, doma­gał się uzna­nia przez Sąd, że współ­pra­ca ta zosta­ła wymu­szo­na w 1978 r. poprzez groź­bę utra­ty przez nie­go zdrowia.

W 2012 roku Sąd Ape­la­cyj­ny w Kato­wi­cach utrzy­mał w mocy orze­cze­nie Sądu Okrę­go­we­go w Kato­wi­cach z dnia 13 czerw­ca 2011 r., w któ­rym uzna­no, że rad­ca praw­ny Kry­stian Szulc zgod­nie z praw­dą przy­znał się w oświad­cze­niu lustra­cyj­nym do współ­pra­cy z orga­na­mi bez­pie­czeń­stwa pań­stwa PRL, nato­miast wbrew twier­dze­niom lustro­wa­ne­go jego współ­pra­ca nie była wymu­szo­na poprzez groź­bę utra­ty życia lub zdro­wia w rozu­mie­niu kodek­su karnego”.

TW Maria z prokuratury

Toczy się postę­po­wa­nie lustra­cyj­ne prze­ciw­ko byłej sze­fo­wej kato­wic­kiej pro­ku­ra­tu­ry rejo­no­wej Bar­ba­rze Obcow­skiej (od 2009 r. w sta­nie spo­czyn­ku), któ­ra – jak wyni­ka z doku­men­tów IPN – w od lip­ca 1987 r. do stycz­nia 1990 r. była taj­nym współ­pra­cow­ni­kiem SB o pseu­do­ni­mie Maria”. Zosta­ła pozy­ska­na na zasa­dzie dobro­wol­no­ści do spra­wy obiek­to­wej o kryp­to­ni­mie Temi­da”.

Obcow­ska pod­czas prze­słu­cha­nia zaprze­czy­ła współ­pra­cy z SB, choć przy­zna­ła, iż spo­ty­ka­ła się z pro­wa­dzą­cym ją ofi­ce­rem, o któ­rym wie­dzia­ła, że jest funk­cjo­na­riu­szem SB, lecz zna­jo­mość tę uzna­wa­ła za prywatną.

W ubie­głym roku Sąd Naj­wyż­szy utrzy­mał w mocy wyrok uzna­ją­cy Ali­cję Rasu­mus­sen, sędzię ze Szcze­ci­na, za kłam­cę lustra­cyj­ne­go. Sędzia była już w sta­nie spo­czyn­ku, wyrok pozba­wił ją sędziow­skiej eme­ry­tu­ry. W latach 80. była agen­tem bez­pie­ki TW Irys”. Jej pro­ces lustra­cyj­ny trwał pra­wie 10 lat.

Nazwi­ska kłam­ców lustra­cyj­nych za www​.ipn​.gov​.pl